Już dziś poznamy odpowiedź na jedno, nie do końca zajebiście ważne pytanie – czy o reprezentacji Szwajcarii będziemy przez najbliższe miesiące pisać per pechowcy/frajerzy? No bo to jednak będzie ogromna sztuka – zagrać tak dobre eliminacje i mundial obejrzeć w telewizji. W książce “Piękni dwudziestoletni” Marek Hłasko powołuje się na Orsona Wellesa i przypomina, że Szwajcarzy to tacy nudziarze, że przez 500 lat jedynym ich wkładem w rozwoju szeroko rozumianej kultury było wynalezienie zegara z kukułką. Z reprezentacją Vladimira Petkovicia nudy jednak nie ma.
Konkrety wyglądają tak: Shaqiri i spółka w grupie z Portugalią, Węgrami, Wyspami Owczymi, Łotwą i Andorą ugrali tyle punktów, że w całej Europie tylko cztery ekipy zdobyły tyle samo lub więcej oczek. Cztery! I cały pech polega na tym, że prócz Niemców, Hiszpanów i Belgów byli to Portugalczycy. A – jak powszechnie wiadomo – tam gdzie jest Cristiano Ronaldo, tam i goli jest mnóstwo. Tak więc to mistrzostwie Europy jadą Rosji dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu.
Dramaturgii szwajcarskiemu przypadkowi dodaje jednak fakt, że przewodnictwo w grupie Helweci oddali dopiero w ostatnim meczu. Już w pierwszej kolejce pewnie puknęli Portugalczyków, a później frajerów golili tak, że Wójt klaskałby im lepiej niż cały band Rubika. Wystarczyło przywieźć remis z Estadio da Luz – nawet my doskonale wiemy, że przy odrobinie szczęścia jest to absolutnie do zrobienia. Choć oczywiście posiadanie Johana Djourou w swojej drużynie to spore utrudnienie.
Jak zapewne doskonale pamiętacie – nie udało się. Z taką liczbą punktów oczywiście nie trzeba było martwić się awansem do meczów barażowych. Jednak – umówmy się – wylosowanie w nich Irlandii Północnej to przyśpieszona gwiazdka. Nic nie mamy do Garetha McAuleya, Jonny Evans nigdy nie napluł nam do zupy, a Steven Davis nie podrywał naszych młodszych sióstr, ale nieprzypadkowo po raz ostatni na mundialu kadra ta była w 1986 roku. Oczywiście coś drgnęło, szersze otwarcie bram na Euro pozwoliło wskoczyć na turniej ekipie Michaela O’Neilla, ale choćby w spotkaniu z Polską było widać, że na pewnym poziomie ta drużyna może obronić się tylko konsekwencją w grze defensywnej i topornym futbolem. Szwajcarzy to przy nich artyści.
O mundial Irlandczycy z Północy grają kosztem Czechów, Norwegów, Azerów i dzielnych amatorów z San Marino. Miejsce za plecami Niemców trzeba doceniać, nawet jeśli wymienieni rywale dawno wypili brudzia i zaznajomili się z kryzysem. I pierwszy mecz rozegrany na Windsor Park pokazał, że podział ról w tej parze nie jest aż tak klarowny, jak sugerowała to faza zasadnicza eliminacji, a także wcześniejsze lata.
Szwajcarzy byli lepsi? Byli. Wygrali po bardzo dyskusyjnym karnym? Zdecydowanie tak. No i Irlandczycy z Północy też mieli swoje okazje po stałych fragmentach gry i coś nam mówi – no zgadnijcie co! – że w dzisiejszym meczu również to będzie ich największy atut. Druga-trzecia wrzutka, wygrana głowa w polu karnym i jeszcze może być różnie.
A Szwajcarzy już raz w tych eliminacjach coś wypuścili z rąk przed samą metą.
*
W drugim dzisiejszym meczu Grecy podejmą Chorwatów. Nie chcemy pisać, że już wszystko pozamiatane, ale… A co tam – chcemy! W pierwszym spotkaniu reprezentacja Hellady dostała w palnik aż 1-4 i nie ukrywamy, że w Rosji chętniej zobaczymy Lukę Modricia, Ivana Perisicia, Mario Mandżukicia i Ivana Rakiticia niż Konstantinosa Fortounisa, jego imiennika Mitroglou i Alexandrosa Tziolisa. No chyba, że chodziłoby o wybór rywala dla kadry Nawałki, bo Chorwaci mimo wpadki w grupie, wydają się cholernie mocni.
Fot. FotoPyK