Reklama

Sufit się sypie, podłoga się wali. Wszystkie problemy gliwickiego Leicester

redakcja

Autor:redakcja

27 lutego 2017, 19:27 • 5 min czytania 6 komentarzy

Gra o mistrzostwo do ostatniej kolejki, sensacyjny awans do pucharów, utarcie nosa niejednemu pretendentowi, który na papierze powinien był Piasta wgnieść w ziemię, a który na zielonej murawie okazywał się gorszy. Romantyczne futbolowe historie – taka jak ta czy mistrzowskiego Leicester w Anglii, idealnie zgrane ze sobą w czasie – mają jednak to do siebie, że niedługo po tym, jak zostanie postawiona ostatnia kropka, już trzeba zaczynać pisać nowy jej tom. Niejednokrotnie kompletnie zmieniając gatunek – z love story z happy endem przechodząc w mroczny thriller.

Sufit się sypie, podłoga się wali. Wszystkie problemy gliwickiego Leicester

Na dramatycznie niską pozycję piastunek cały czas patrzy się jednak z pewną dozą niedowierzania. Jakby cały czas nie przyjmując do wiadomości, że wicemistrz może skończyć na dnie studni, rozpaczliwie drapiąc paznokciami o śliskie kamienie i błagając o ratunek. Jakby nie wierząc, że trener niedawno tak chwalony przez wszystkich, że potrafi wycisnąć z przeciętnych piłkarzy na zakręcie karier, tydzień po tygodniu nie potrafi znaleźć recepty na toczące gliwiczan dolegliwości. Tych z kolei namnożyło się ostatnimi czasy ponad wszelką miarę.

Przede wszyskim Piast wygląda fatalnie fizycznie. Coś, co było nie do pomyślenia jesienią 2015, przecież również po okresie przygotowawczym pod batutą Radoslava Latala, dziś staje się regułą. Po zespole, który ganiał od przeciwnika do przeciwnika w wysokim pressingu, około sześćdziesiątej-siedemdziesiątej minuty już nic nie pozostaje. Tak jak rok temu wicemistrzowski Piast często wygrywał końcówkami, tak dziś końcówkami swoje spotkania przegrywa. Tak jak w ten sposób pogonił choćby z Okrzei bez jakichkolwiek zdobyczy Legię, tak tylko wiosną postradał już cztery punkty. Trzy w Szczecinie, jeden ostatnio w Lublinie.

Przypadki chodzą po ludziach, a w naszej lidze mamy do czynienia z różnymi ewenementami, jasne. Tutaj jednak nie ma przypadku, a tendencja zaczyna się robić niepokojąca. Bo co innego, gdy problem się pojawia i potrzeba nieco czasu na jego wyprostowanie, a co innego, gdy trwa on już od znacznie dłuższego czasu, a poprawy nie widać. Materiał na książkę pod tytułem „Jak Piast wypuszczał punkty w ostatnich 20 minutach meczów” można było zbierać już od prawie roku.

Zaczęło się z początkiem marca w Krakowie, gdy bramka Josipa Barisicia powinna była dać ówczesnemu liderowi naszej ligi komplet punktów. Powinna była, ale nie dała – i mało brakowało, a gliwiczanie zamiast z jakąkolwiek zdobyczą, wracaliby z grodu Kraka załamani, poobijani, z kompletnie pustymi rękami. Wyrównujący gol Bobana Jovicia w 80., niestrzelony przez Pawła Brożka karny w 94. minucie. Gliwiczanom na finiszu brakło pary, której Wisła miała wtedy w nadmiarze.

Reklama

Potem podobne rzeczy działy się coraz częściej i częściej:

– 16 kwietnia 2016, Gliwice. Miro Covilo w 90. minucie trafia na 1:1, Piast traci dwa punkty

– 31 lipca 2016, Kielce. Łukasz Sekulski w 73. minucie trafia na 1:1, Piast traci dwa punkty

– 28 sierpnia 2016, Poznań. Dariusz Formella i Maciej Gajos trafiają kolejno w 73. i 90. minucie na 1:0 i 2:0, Piast traci punkt

– 10 września 2016, Gliwice. Javi Hernandez trafia w doliczonym czasie gry na 3:2 i 3:3, Piast traci dwa punkty

– 17 września 2016, Kraków. Patryk Małecki trafia w doliczonym czasie gry na 1:0, Piast traci punkt

Reklama

– 26 września 2016, Gliwice. Kamil Biliński wykorzystuje karnego w 91. minucie, Piast odpowiada jednak golem Heberta i ratuje punkt

– 23 października 2016, Gdańsk. Flavio Paixao odwraca losy meczu, wchodząc na boisko przy stanie 1:2 dla Piasta i strzelając w 79. i 86. minucie na 2:2 i 3:2, Piast traci trzy punkty

– 18 listopada 2016, Gliwice. Piast traci w 91. minucie gola na 1:2 po trafieniu Budzińskiego, ratuje punkt dzięki karnemu Gotala

I dwa przypadki najświeższe:

– 13 lutego 2017, Szczecin. Piast przebywa w 20 ostatnich minut meczu drogę od 1:0 do 1:2 po golach Murawskiego i Gyurcso. Piast traci 3 punkty

– 26 lutego 2017, Lublin. Górnik Łęczna wbija gola na 1:0 w 94. minucie meczu. Piast traci punkt

Nietrudno policzyć, ile punktów Piast stracił w ostatnich dwudziestu minutach przez ostatni rok, nie jest też szczególnie wymagającą matematyką ułożenie tabeli w przypadku, gdyby Piast potrafił do końca utrzymać wynik, jakim dysponował jeszcze na nieco ponad kwadrans przed ostatnim gwizdkiem:

1. Lechia – 43 pkt
2. Jagiellonia – 42 pkt
3. Lech – 39 pkt
4. Legia – 39 pkt
5. Bruk-Bet – 35 pkt
6. Piast – 35 pkt
7. Zagłębie – 34 pkt
8. Wisła – 29 pkt

Zamiast jednak gonić miejsca pucharowe, do których Piast mógłby tracić w naszym wariancie ledwie cztery „oczka”, trzeba jednak oglądać się za siebie i mierzyć z potężnym węzłem gordyjskim, tym ciaśniejszym i trudniejszym do rozplątania, im bliżej gliwiczanie znajdą się czerwonej strefy oznaczającej zagrożenie spadkiem z ligi. A ta jest już naprawdę o krok.

Tym gorzej dla klubu ze Śląska, że końcówki, w których wyglądają dramatycznie – wczoraj dostaliśmy tego chyba najjaskrawszy przykład – to nie jedyny problem. W meczu z Górnikiem raz za razem obrywał bark Łukasza Sekulskiego, którego przerwa od gry może się przez to dość mocno przeciągnąć. Co to oznacza? Że w ataku Piasta pozostają dwie strzelby. Nie licząc rzucanego po pozycjach Bartka Szeligi, którego jednak typowym napastnikiem byśmy nie nazwali:

– Michal Papadopulos, strzelec 1 bramki w ostatnich 19 meczach, w jakich zagrał

– Maciej Jankowski, strzelec 1 bramki w ostatnich 10 meczach, w jakich zagrał

Co gorsza, podobnych jakościowych wyrw można się dopatrywać praktycznie na każdej pozycji. Rozegranie? Bukata i Vranjes poziomem kreatywności dorównali wczoraj kremowemu serkowi do smarowania, a ich dokładność wyżyny osiągnęła, gdy musieli przeliterować swoje nazwiska do raportu sędziowskiego. Mokwę zapamiętaliśmy głównie z tego, że grał na prawej stronie, więc czasami zasłaniał którąś z literek na koszulkach protestujących kibiców, domagających się powrotu Górnika do Łęcznej. Sedlar z kolei wspiął się na Himalaje, szkoda że nie potencjału, a głupoty, wycinając w pień szarżującego przy linii bocznej piłkarza gospodarzy. Szczególnie, że przypominając sobie wcześniejsze szarże piłkarzy Górnika, były duże szanse na samodzielny wyjazd z piłką poza pole gry. Bez sanek ze strony Serba.

Tę wyliczankę można by jeszcze długo ciągnąć. A co gorsza tu i ówdzie słychać głosy, że Latal zdążył już na dobre stracić szatnię. Że generalnie gdyby zdecydował się na rundkę po gliwickich klubach i trafił w ciemnej uliczce na niewłaściwych ludzi, trudno byłoby oczekiwać, by jego podopieczni ruszali mu na odsiecz. Nieprzypadkowo jutro zbiera się Rada Nadzorcza Piasta, która ma podjąć decyzję odnośnie przyszłości Czecha.

Sufit sypie się więc gliwiczanom nad głowami, a i pod nogami grunt robi się coraz bardziej grząski. Zupełnie jak w Leicester, do którego z upodobaniem porównywani Piasta w poprzednim sezonie. I, co gorsza, mapa wskazująca, gdzie należałoby szukać optymizmu, nie różni się w tym momencie w zbyt wielu detalach od czystej, białej kartki. W której rogu umieszczono tylko ledwie zauważalne zdanie nabazgrane miękkim ołówkiem. „Bo przecież gorzej już chyba być nie może”.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

6 komentarzy

Loading...