Zwolennicy hasła, że zwycięskiego składu się nie zmienia, mogą mieć od dziś niezły zgryz. Juergen Klinsmann postanowił, że na Kolumbię pośle niemal identyczną siłę ognia, co w drugiej połowie wygranego 4:0 meczu z Boliwią. Zmienił co prawda Orozco i Beslera na bokach obrony, stawiając na Johnsona i Yedlina, ale ofensywa, która raz za razem szarpała defensywą „La Verde”, przeciwko Kolumbijczykom okazała się zdecydowanie zbyt mało kreatywna.
Dwie interwencje. To nie był pracowity dzień dla Davida Ospiny i Klinsmann doskonale o tym wie. Mechanizmy, które funkcjonowały doskonale w ostatnim sparingu przed Copa America Centenario, kompletnie się zacięły. Dempsey często schodził do rozegrania, przez co wyłączał się z efektywnej gry w ataku, a Zardes i Wood na skrzydłach byli długimi momentami kompletnie bezproduktywni. Zdążyły już pojawić się zarzuty, że to pokłosie odejścia od 4-4-2, gdzie Dempsey pełni rolę podwieszonego napastnika, dzięki czemu może włączać się w fazy budowania akcji, bez pozostawiania luki na szpicy. To samo zresztą tyczy się Zardesa – dla niego naturalną rolą jest ta kreatywnego, środkowego pomocnika, a nie skrzydłowego w trójce.
Tej produktywności, której kompletnie nie było widać w grze USA, nie zabrakło jednak Kolumbii, która weszła w ten turniej razem z drzwiami, futryn również nie pozostawiając bez szwanku. Niecałych ośmiu minut potrzebował Zapata, by skorzystać z kryminału w obronie Stanów Zjednoczonych przy rzucie rożnym. Jakim cudem niepilnowanemu stoperowi „Los Cafeteros” ma prawo spaść pod nogi piłka, nie przecięta przez nikogo jeszcze we wcześniejszej fazie lotu, na nieco wyższym pułapie? To ewidentnie sprawa dla Bogusława Wołoszańskiego.
Jeszcze przed przerwą z karnego po fatalnym błędzie w wyprowadzeniu Michaela Bradleya – nie pierwszym tego dnia – poprawił James Rodriguez, co ostatecznie dobiło Amerykanów. Kolumbia może i nie potrafiła z akcji pokonać Guzana, ale trudno orzec, że na zwycięstwo nie zasłużyła. Zasłużyła, bo w jej grze było znacznie więcej czysto piłkarskiej jakości. Mimo to Kolumbijczycy i tak nerwowo obgryzają teraz paluchy. Z kontuzją barku z boiska zszedł James Rodriguez i nie wiadomo, jakie są rokowania. Strata lidera w pierwszym meczu? To byłby mega cios.