Reklama

Czarny piątek polskiej piłki. Najpierw Legia, potem sędziowie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 sierpnia 2014, 23:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

To nie był dla nas łatwy dzień. Nie możemy napisać nic innego, gdyż dziś prawdziwy sport dostał ostro po mordzie. Najpierw od panów w garniturach, gdzieś za zamkniętymi drzwiami, a później od facetów w mniej eleganckich strojach na boiskach Ekstraklasy. Dwa mecze, dwa katastrofalne błędy. Dobijcie nas.

Czarny piątek polskiej piłki. Najpierw Legia, potem sędziowie

Wydawało nam się, że nic nie przebije dzisiejszych wydarzeń z Krakowa. Sędzia Gil do spółki z asystentem po karygodnej pomyłce zapewnili Cracovii pierwsze zwycięstwo w sezonie. A jednak. Zapomnieliśmy chyba, że to jest Ekstraklasa, a tu nie ma rzeczy niemożliwych. Znalazł się śmiałek, który tę poprzeczkę postanowił przeskoczyć. Nazywa się Mariusz Złotek i podyktował kuriozalną jedenastkę dla Górnika Zabrze po „zagraniu ręką” Marka Wasiluka. Przy trzeciej bramce arbiter, do spółki z asystentem, nie popisał się po raz kolejny. Szkoda słów, niewydrukowana tabela czeka. Prawda jest taka, że dziś sędziom brakowało nie tylko sprayu. Przydałyby się również okulary.

Tyle o facetach z gwizdkami, ale nie zmieniamy zbytnio kursu i zostajemy w rzeczywistości nieśmiesznych żartów. Pierwsza połowa również stała na tragicznym poziomie. Piłkarze nie poprawili nam zbytnio humorów i mylili się tylko trochę rzadziej od sędziów. O tej części gry można napisać tylko tyle, że się odbyła. Gdyby nie rzut karny, to statystyki celnych strzałów wyglądałyby następująco: 0-0. Stworzone sytuacje? Może 2-1 dla Górnika. Typowe męczenie buły, podczas którego dryblingi Quintany i ofensywne wejścia skrzydłowych Górnika urastały do rangi wirtuozerii. Parafrazując popularnego mema: widz płakał, jak oglądał.

W drugiej odsłonie – całe szczęście – było już znacznie lepiej. Ogólnie rzecz ujmując, dzieją się ostatnio w Ekstraklasie rzeczy dziwne: Boguski wraca z zaświatów, by koncertowo rozłożyć na łopatki obronę Lecha, Rakels strzela pierwszego gola w lidze po kilku latach figurowania na liście płac, a teraz – cudów ciąg dalszy – Robert Jeż zdobywa dwie bramki w jednym meczu! Brakuje jeszcze tylko powrotu do Polski Daniela Sikorskiego i jego gola z przewrotki.

Żarty żartami, hiperbola hiperbolą, ale trzeba przyznać, że Jeż zagrał dziś „wczesne Zabrze”. Dokładnie jak za czasów, gdy jeszcze nikt nie śmiał nazywać go parodystą, wręcz przeciwnie – uchodził za kawał piłkarza. Bramka z rzutu wolnego, pierwsza klasa. Dzielnie wspierał go Łukasz Madej, który – w momencie gdy poczuł trochę luzu – zaczął wybierać rozwiązania nieszablonowe. O dziwo, wychodziło mu prawie wszystko. Dawno nie daliśmy tak wysokiej oceny ofensywnemu piłkarzowi, który zaliczył tylko kluczowe podanie, ale Madej dziś błysnął kondycją i harował za dwóch.

Reklama

Cały Górnik zasługuje na pochwały. Na dobrą sprawę, dziś pan Stanisław powinien mieć przygotowanych jedenaście kogutów i wręczyć każdemu piłkarzowi jego porcję drobiu. To zabrzańskie 3-5-2, w przeciwieństwie do krakowskiego, naprawdę zdaje egzamin. Z meczu na mecz widać poprawę szczególnie w grze obronnej. To, co kulało w pierwszym spotkaniu, dziś już tak nie kłuje w oczy.

A Jagiellonia? Dziś skrzywdził ją sędzia, ale porażkę musi przyjąć z pokorą. Od Górnika była słabsza, na choćby punkt zasługiwała jak – nie przymierzając – Celtic na Ligę Mistrzów lub Rumak na utrzymanie się na stołku. Nic a nic.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
3
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Komentarze

0 komentarzy

Loading...