Reklama

O klimacie japońskich niższych lig

redakcja

Autor:redakcja

04 maja 2018, 17:44 • 18 min czytania 4 komentarze

Kolejny owoc naszej podróży do Japonii we współpracy z firmą PKN Orlen ląduje na Weszło. Dziś Jakub Białek zaprasza na sprawozdanie z wizyty w FC Imabari -klubie japońskiej czwartej ligi, w którym występuje polski bramkarz, Maciej Krakowiak. Czy japońskie niższe ligi są równie folklorystyczne co polskie? Sprawdźcie! 

O klimacie japońskich niższych lig

***

Pobawmy się w stopniowanie przymiotników. Cicho, ciszej… i tak jak w autokarze japońskiej drużyny piłkarskiej. Na pierwszych siedzeniach lkerownik zespołu wraz z człowiekiem odpowiedzialnym za stroje wypełniają z niebywałym przejęciem tabelki w Excelu. Obok wyłączony ze świata zewnętrznego analityk skleja filmik, który później dostaną do obejrzenia piłkarze. W drugim rzędzie dwójka zawodników śpi. W trzecim i czwartym – kolejne śpiochy. W piątym – wyjątkowo – miłośnik absurdalnych gier na smartfona, który od ciągłego stukania zaraz rozwali ekran. Dalej znów śpią, ktoś słucha muzyki, ktoś znów gra w grę, ktoś patrzy przed siebie i nic nie mówi. Za sterami autobusu kobieta, ale jakoś tak nikt z niej nie szydzi, nikt nie podrywa, co więcej – nie wzbudza ona nawet żadnego zainteresowania. Rozmów brak. Śpiewów brak. Interakcji brak. Nikt nawet nie pije piwa, mimo że trenerzy pojechali swoimi samochodami, a kierowca zatrzymuje się na początku trasy na stacji benzynowej. 

Znajdujemy się w autokarze FC Imabari, reprezentanta niższych lig japońskich (czwarty poziom rozgrywkowy). Wracamy właśnie z meczu. 

Wygranego. 

Reklama

DSC01399 DSC01400

DSC01398

Po meczu piłkarze mogą pozwolić sobie na chwilę szaleństwa – słodyczy pod dostatkiem. 

***

Japończyk nie cieszy się z efektów swojej pracy, mimo że praca jest najważniejszym elementem jego życia. Nie wyobraża sobie, by nie zaangażować się w nią na sto procent, więc… dlaczego ma cieszyć się z tego, co oczywiste? Wykonał swój obowiązek i tyle. Sekretarka nie cieszy się z dobrze wykonanej kawy, pracownik myjni z dobrze umytego samochodu, tak i japoński piłkarz nie musi popadać w euforię po wygranym meczu.

– Próbuję zaszczepiać w nich radość i powoli zaczynają się już cieszyć po meczach – przyznaje Maciej Krakowiak z FC Imabari, jeden z dwójki Polaków, którzy mają okazję grać w piłkę w Kraju Kwitnącej Wiśni. – Chłopaki się pospali, bo po pierwsze – nigdy nie ma euforii po zwycięstwach, po drugie –  jeszcze dziś idą do pracy. Pracują normalnie po kilka, a czasem kilkanaście godzin dziennie, godząc to oczywiście z treningami. Każdą wolną chwilę przeznaczają na odpoczynek.

Reklama

Praca, praca, praca. Dużo pracy. Nie musi być mądra, musi być z poświęceniem. Jeśli chcesz obrazić Japończyka, powiedz mu, że się nie postarał. Że nie oddał wszystkiego dla sprawy, w którą jest zaangażowany.

– Zawsze tak? Rozkręci się to jakoś? – pytam Maćka.
– Zawsze tak jest. Cisza. Totalna cisza. Gdy był u nas wcześniej Brazylijczyk i Amerykanin, chociaż coś się działo, czasem nawet puściliśmy muzykę z telefonu. Teraz nie ma jak.
– Co robiłeś jadąc na mecz?
– A co mogłem robić? Spałem.

Wesoła ekipa przebudza się dopiero w momencie, gdy autokar staje na trasie, by wysadzić młodego chłopaka, który dostał niedawno szansę trenowania z pierwszym zespołem.

Ten wstaje i robi ukłon w stronę kierownika.

Potem ukłon w stronę kitmana.

Ukłon w stronę analityka.

Ukłon w stronę ostatnich rzędów.

Ukłon w prawą stronę.

Ukłon w lewą stronę.

Jeszcze kontrolnie jeden ukłon w próżnię.

Po takiej ceremonii młody piłkarz może wreszcie opuścić autokar. Wychodzi z niego, odbiera sprzęt i kłania się odjeżdżającemu autokarowi. Wyglądam za nim obserwując, co zrobi. Wyprostował się dopiero w momencie, gdy autokar odjechał na kilkaset metrów, a jego postać była już naprawdę ledwo zauważalna.

Krakowiak: – Młodzi zawodnicy odnoszą się tu z ogromnym szacunkiem. Często zdarza się, że na pierwszy trening z dorosłym zespołem przyjeżdżają w… garniturze. To oznaka szacunku do miejsca, w którym się znaleźli.

DSC01334 DSC01328 DSC01327

***

I ja wykonuję pokłony z pełną pokorą, gdy tylko melduję się w klubie i wychodzi naprzeciw mnie Yuya Takaji, człowiek instytucja w klubie FC Imabari.

– Ohajo gozajmas – wypowiadam i wręczam obiema dłońmi wizytówkę, na których punkcie Japończycy mają totalną szajbę. Mój rozmówca oczywiście się rewanżuje.

Odebraną wizytówkę musisz wnikliwie przeczytać, albo chociaż udać, że to robisz. Potem obejrzeć z drugiej strony, znów przeczytać i po wszystkim najlepiej położyć na stole w centralnym miejscu. Broń Boże nie miąć, Broń Boże nie chować do kieszeni spodni. Takimi drobnymi gestami przełamujesz bariery. Jeśli nie zdobędziesz zaufania, Japończyk będzie się ciebie bał. Krakowiak także musiał o to zadbać i na pierwszą konferencję prasową wykuł kilka zdań po japońsku. Wszyscy byli wniebowzięci.

– Dzień dobry. Kurwa mać! – słyszę najpiękniejsza polszczyznę w odpowiedzi i już wiem, że tym razem bariery zostały przełamane.

Maciej Krakowiak: – Oczywiście zdarza się na boisku przekląć, Yuya to podłapał i teraz powtarza. Najgorzej, gdy do klubu przyjechali moi rodzice, a Yuya co chwilę krzyczał nie mając świadomości „Dzień dobry! Kurwa mać!”.

Mógł faktycznie nie mieć świadomości, co mówi, bo w japońskim języku przekleństwa nie występują. Najbardziej obraźliwe stwierdzenia to wyzwiska w stylu „ty głupia świnio”.

DSC01326 DSC01321 DSC01329

Klub od pierwszego wrażenia wygląda bardzo schludnie. Stadion jest mały, ale na realia czwartej ligi wystarczający. Został wybudowany niedawno, gdy klub przejęła jedna z najbardziej cenionych postaci w japońskiej piłce, były selekcjoner i dziś wiceprezes federacji, Takeshi Okada. Krakowiak mówiąc o nim ryzykuje nawet określenie „japońskiego Bońka”.

Yuya: – Okada w pewnym momencie stwierdził, że jeśli ma zrobić w życiu coś nowego, to jest już na to ostatni moment. Takim sposobem wykupił udziały w naszym klubie i chce dojść z nim do J-League.

Maciek: – Osoba Okady zdecydowała zresztą, że podpisałem kontrakt właśnie w Imabari. Okada powtarza, że chce wypromować stąd kilku zawodników do reprezentacji. Niby teraz to czwarta liga, ale mamy wszystko, by zaliczać kolejne awanse. To ma być RB Lipsk japońskiej piłki. Klub dał sobie pięć lat na to, by awansować do J-League. Teraz jest łatwo, bo do trzeciej ligi mogą awansować cztery ekipy, ale później zaczną się schody. Widzę jednak jak wygląda organizacja i czuję, że to nie są puste słowa.

Gwoli ścisłości – Okada to tak poważana osoba, że po zwolnieniu trenera Halila Halihodzicia, to właśnie on znalazł się na okładce największej japońskiej gazety sportowej jako główny kandydat do objęcia stołka.

31891037_1725622157503952_4582616451407413248_n

Okada przyciąga nie tylko piłkarzy, lecz także sponsorów, których jest w klubie aż 140. Takim sposobem polski bramkarz może liczyć w czwartej lidze na kontrakt na poziomie polskiego pierwszoligowca. Stadion FC Imabari wygląda może nieco surowo, ale już teraz mówi się w klubie, że nie warto w niego pakować pieniędzy, bo za chwilę zostanie wykonany nowy – na dwadzieścia tysięcy widzów.

Krakowiak: – Czwarta liga to w Japonii poziom centralny, więc jeździmy po całym kraju. Nasz najdalszy wyjazd do 1600 kilometrów. Na wyjazdy powyżej 600 kilometrów zawsze latamy samolotem, biedniejsze kluby na takie trasy jeżdżą Shinkansenem. Do 300 kilometrów jeździmy zwykle klubowym autokarem.

Klub wygląda naprawdę bardzo profesjonalnie. Zapewnione jest prawie wszystko, nawet posiłki. Jedynym mankamentem jest brak siłowni.

I tu zaczyna się prawdziwy problem.

Krakowiak: – Japończycy prawie w ogóle nie pracują na siłowni, nawet na obozie. Boją się, że przez to zatracą swoją szybkość, dynamikę. Na podobnej zasadzie rezygnują także z katorżniczego biegania. Ja jednak lubię popracować dla siebie ze sztangami czy hantlami. W mieście mamy jedną fajną siłownię. Przy rejestracji pracowniczka zapytała mnie, czy mam tatuaże.

– Mam jeden tatuaż, ale pod klatką piersiową, więc w zupełnie niewidocznym miejscu – odpowiedziałem.

– Przykro nam, nie może pan zatem do nas przychodzić.

Myślałem, że to żart, ale… naprawdę nie mam przez swój tatuaż do tej siłowni wstępu. Znalazłem w Imabari drugą, podczas rejestracji udałem, że nie mam tatuażu, ale wygląda ona jak jakaś siłownia z podstawówki, więc nie bardzo jest sens tam chodzić. W efekcie kupiłem hantle i muszę trenować w domu na własną rękę – opowiada Kraki.

Tatuaże w Japonii kojarzą się z Jakuzą. Są także hotele, do których nie masz wstępu, jeśli tylko jesteś wydziarany.

IMG_3500

DSC01336 DSC01337

Za stosowną opłatą można zamówić w klubie grawerowaną tabliczkę ze słowami wsparcia dla zawodników. Tablica stoi na stadionie FC Imabari. 

***

By nie dekoncentrować drużyny, na mecz jadę osobnym autem wraz z Yuyą i pierwszym trenerem, Hirofumi Yoshitake, który preferuje starą, japońską szkołę – dyscyplina, dyscyplina, jeszcze raz dyscyplina. W japońskim społeczeństwie niesamowicie ważną rolę odgrywa hierarchia. Gdy trener zaczął zadawać mi pytania przez tłumaczącego na angielski Yuyę, z ochotą odpowiadałem. Po chwili jednak usłyszałem komendę „możesz iść spać”. Trener stracił zainteresowanie rozmową, a Yuya nie chciał rozmawiać ze mną przy trenerze uznając to za pewien nietakt. Sto procent uwagi poświęca szefowi. Na pogawędkę znajdujemy chwilę przed meczem, gdy już wysiedliśmy z samochodu.

Yuya: – Pracowałem w przeszłości w FC Barcelona. Za niedługo będziemy organizować w Katalonii obóz dla młodych, zdolnych japońskich piłkarzy. Chcemy też otworzyć w Imabari szkółkę autoryzowaną przez Barcelonę. Problemem jest jednak przepis, który mówi, że piłkarz do 18 roku życia nie może przenieść się do Europy. Trochę nas to hamuje. Już teraz w Japonii jest jeden piłkarz, Takefusa Kubo, który już dawno podpisałby kontrakt z Barceloną, ale musi czekać do osiemnastki. Czy wtedy Barcelona nadal będzie zainteresowana? Tego nie wiemy.

Naszym problemem jest to, że nie mamy kultury piłkarskiej. Kopiujemy trochę na ślepo. Najlepsi byli Brazylijczycy – ściągaliśmy od Brazylijczyków. Potem Hiszpanie – zaczęliśmy grać jak oni. Teraz Niemcy – czerpiemy najlepsze elementy z niemieckiego stylu. Musimy wreszcie wypracować swój styl. Japońska piłka musi być wreszcie japońska.

Do tego jednak potrzeba lat. Nasi piłkarze mają pewne kłopoty z myśleniem. Mamy umiejętności, ale nie wiemy jak je wykorzystać. W Imabari staramy się nie wpajać piłkarzom JAK coś zrobić, a DLACZEGO trzeba to wykonać. Teraz, gdy trener im tego nie powie – nie wiedzą. Sami nie wpadną na to, by np. przerzucić piłkę, mimo że potrafią robić doskonałe przerzuty. Trener jest już tu trzy lata i dzięki temu niektóre rzeczy przychodzą już zawodnikom automatycznie, ale to zawsze długa praca. To pewien problem naszej mentalności. Wolelibyśmy, by pewne rzeczy nie były wypracowane, a naturalne – opowiada.

Jak poziom czwartoligowy wypada w porównaniu z polskim? Przede wszystkim – piłka chodzi o wiele szybciej i akcje są bardziej składne, nie ma natomiast kompletnie żadnego wchodzenia w kontakt. Gdy idzie napastnik – obrońcy wolą cofać się wyczekując na potknięcie, aniżeli sami wyskoczyć i zaatakować. Niby fajnie piłeczka chodzi, jest picuś-glancuś, ale coś mam wrażenie, że gdyby wjechali tam polscy drwale i rozpoczęli swoją trzecioligową rąbankę, Japończycy prawdopodobnie uciekaliby z boiska w popłochu.

DSC01340

Yuya Takaji

DSC01343 DSC01342 DSC01353

Jak spisał się w tym wszystkim polski bramkarz? Na zero z tyłu, z dwoma fajnymi interwencjami, choć przesadnie zapracowany też nie był. Jako jedyny obcokrajowiec w drużynie FC Imabari… pokrzykiwał na swoich kolegów. Ci najchętniej by się ze sobą nie komunikowali poza podstawowymi zwrotami jak „plecy”.

Maciej Krakowiak: – Na początku moje podpowiedzi trochę ich dezorientowały, bo to kompletnie nie w japońskim stylu. Z czasem jednak zobaczyli, że taki mam po prostu charakter. Moim zdaniem to im pomaga. Obrońcy tutaj raczej nie wyskakują do przeciwników, czekają na nich, gdy idzie napastnik cofają się, cofają, cofają… Dopiero gdy krzyknę, by kolega wyskoczył, to wtedy wyskakuje. Muszą wiedzieć, że z tyłu jest bramkarz, na którym można polegać. Dzięki temu czują się bezpiecznie. Na tym poziomie można sobie na to pozwolić, bo w J-League – przy pełnych trybunach – obrońcy mogliby mnie nie usłyszeć.

– A ciebie nie wkurza to, że że w szatni jest tak spokojnie? Czasami człowiek chciałby wyrzucić z siebie pewne rzeczy.

– Starsi zawodnicy czy kapitan czasem mówią podniesionym głosem, choć oczywiście nie jest to takie dosadne jechanie jak w Polsce. Kontakt jest tu zupełnie inny. Wydaje mi się mi się, że większość chłopaków pierwszy raz ma styczność z obcokrajowcem. Generalnie to ja musiałem podgadywać do nich w szatni. W ogóle nie chcieli ciągnąć wątków.

– Jak ci się podobał ten film?
– Fajny.
– Co było w nim najlepsze?
– Ogólnie fajny.

I szybko ucinali temat. Po pewnym czasie siłą rzeczy kontakt był większy, ale od pierwszych dni starałem się być otwarty i wychodzić z inicjatywami wyjścia na kolację. Początkowo było trudno, choć dziś – po czasie – jest już znacznie lepiej.

DSC01356 DSC01358 DSC01359

***

Krakowiak: – Gdy coś zawalisz, musisz przeprosić po treningu na środku całą grupę. Kłaniasz się w każdej możliwej sytuacji. Idziesz korytarzem i ktoś ustępuje ci przejścia – pokłon. Przepuszcza cię ktoś samochodem – pokłon. Podoba mi się w ich kulturze to, że nieważne ile pracują, zawsze są uśmiechnięci. Ta pani jest tu może dziesiątą godzinę, a jest bardzo życzliwa i nie daje ci tego do zrozumienia, że od kilku godzin chce już tylko iść do domu. Ciężko nawet być tu w stosunku do nich złośliwym, bo ich sposób bycia na to nie pozwala. Wszyscy mają tu do siebie ogromny respekt.

Oczywiście także trener, któremu nikt nie może się postawić. Gdy Amerykanin Steven Lenhart dość otwarcie wyraził swoje niezadowolenie mówiąc trenerowi, że jeśli ma robić tak długie odprawy, to on odejdzie. No i musiał odejść.

Odprawy faktycznie potrafią być wykańczające. Teraz niektóre trwają tylko 1,5 godziny, ale na początku zdarzały się i takie po 3 godziny. Yuya w połowie widząc, że jesteśmy tym strasznie zmęczeni, przestawał tłumaczyć słowa trenera. Widział, że to nie ma sensu. Po całym dniu na obozie, na których mamy dwie jednostki treningowe, następowała trzygodzinna analiza. Po godzinie twój mózg myśli tylko o tym, by iść do pokoju. Każda strata piłki, po której pójdzie kontra, jest powodem do rozbierania sytuacji na czynniki pierwsze i wytłumaczenia, dlaczego tak się stało i co poszło nie tak.

To pokazuje jednak zaangażowanie klubu, bo piłkarze są naprawdę profesjonalni. Niby to tylko czwarty poziom, a przychodzą około godziny przed treningiem, rozciągają się, robią rozgrzewkę na gumach. Tak samo jest po treningu – każdy zostaje około godziny i doskonali to, co chce.

***

DSC01364 DSC01367

Kolega nie wie, że może zrobić się jajo. W Polsce kariery by nie zrobił.

Atmosfera na meczu jest bardzo spokojna. Kibice siedzą grzecznie wokół boiska i w ogóle nie wyrażają swoich emocji. Nie ma dopingu, nie ma krzyków. Jest cisza.

Krakowiak: – Na mecze domowe kibice przynoszą zawsze flagę z napisem „Polska, Maciej Krakowiak, powodzenia, zwycięstwo”. Chcą, bym czuł się jak u siebie. Zdarza się też, że przyniosą specjalnie dla mnie prezenty, na przykład własnoręcznie robione breloczki. Często po meczu dzieci idą do zawodników i częstują ich cukierkami. Kiedyś dali mi kartkę ze zdjęciem Roberta Lewandowskiego. To bardzo miłe.

W przerwie wszyscy zawodnicy zbierają się wokół trenera i rozpoczyna się analiza. Trener smaga mazakiem po tablicy, na której po kilku minutach panuje większy chaos niż w analizach Jacka Gmocha. To jednak dla trenera najważniejsze. Mógłby analizować mecze dwanaście godzin.

Krakowiak: – Oczywiście, że zdarzają się folklory niższych lig. Zdarzyło się grać na takim boisku, że w życiu byś nie powiedział, że tam można grać w piłkę. Praktycznie piach i siano. Modliłem się tylko: „nie strzelajcie, bo się nie rzucę!”. Nie zawsze się gra na stadionach mistrzostw świata, choć i na czwartym poziomie mamy czasem taką przyjemność. Gdy jeszcze nie mieliśmy stadionu, wynajmowaliśmy różne boiska w okolicy i jadąc na mecz w zasadzie nie wiedziałem, gdzie zagramy. Najlepiej było, gdy raz trafiliśmy na totalną ulewę. Całe boisko zalane. Stwierdziłem, że nawet się nie rozgrzewam, bo i tak nie ma opcji, byśmy zagrali. Kałuża na kałuży, piłka staje, no nie ma szans. Prysznic wziąłem już przed meczem. Okazało się jednak, że… graliśmy. Naszą taktyką było „podbij piłkę i walnij woleja”. W drugiej połowie boisko – nie wiem, jakim cudem – nagle przeschło i grało się w miarę normalnie.

DSC01368 DSC01369

Na niższych japońskich ligach zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, a taką było na pewno spotkanie… menedżera Shinji Okazakiego. Roberto Tukada dogrywał transfer jednego ze swoich młodych zawodników.

– Jest na boisku jakiś pana piłkarz? 

– Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że już wkrótce będzie! Oto jednak trzeba pytać tego pana (Tukada pokazuje na prezesa klubu), bo nie wszystko zależy ode mnie.

– Pana największy as stracił ostatnio miejsce w reprezentacji. 

– Boryka się ostatnio z kontuzjami, przez co nie jest w najlepszej formie, choć do mundialu powinien się wyleczyć. Nie mam pojęcia, czy będzie w ogóle powołany, bo u poprzedniego trenera z powołaniami było różnie. W kadrze pełnił zupełnie inną rolę niż w klubie – podobnie zresztą jak Kagawa – i być może dlatego nie do końca spełniał oczekiwania. Okazaki raczej zostanie w Leicester – ma ważny kontrakt, więc wszelkie ruchy byłyby bardzo ciężkie. Poza tym jest szczęśliwy, więc nie ma co zmieniać.

– Z jakimi oczekiwaniami Japonia pojedzie na mistrzostwa świata? 

– Z żadnymi. Jeśli mielibyśmy Lewandowskiego, może mielibyśmy jakąś małą szansę. Ale nie mamy, więc moim zdaniem wyjście z grupy jest dla nas poprzeczką nie do przeskoczenia. Mistrzostwa wypadły w najgorszym czasie dla naszej reprezentacji. Wielu naszych piłkarzy ma problemy w klubach, gdy spotykają się ze sobą na meczach kadry nic nie funkcjonuje. Faworytami są Polska i Kolumbia, choć oglądałem wasz ostatni mecz z Koreą Południową i to nie było wasze najlepsze spotkanie. Ale możecie grać nawet słaby mecz, a i tak Lewandowski na koniec weźmie piłkę i sam przesądzi o jego losach. Nasza obecna reprezentacja jest słaba, ale jeśli masz czas, obejrzyj ostatni mecz naszej U-17. To potwory. Juz wkrótce 4-5 piłkarzy z tej kadry znajdzie się w Europie.

– Trudno przestawić się Japończykowi do europejskiej mentalności?

– Zależy od kraju. Japończykowi najłatwiej jest odnaleźć się w Niemczech, gdzie kultura pracy jest dość podobna. W innych krajach jest ciężej, ale każdy jest w stanie się dostosować. Najtrudniejszą rzeczą na boisku jest kontakt fizyczny. Wielu piłkarzy, nawet na poziomie drugiej ligi, marzy o transferze do Europy. Dla nich to cel. Jest znacznie łatwiej niż dziesięć lat temu, bo wielu Japończyków w ostatnich latach przetarło nam szlaki w Europie. Potrzebujemy też transferów w drugą stronę, europejskich piłkarzy do naszej ligi, by zarażali innych zawodników europejską mentalnością. Najlepiej, by byli tacy, jak Krzysztof Kamiński. Jest fantastyczny. Ścisły top J-League. Nie wiem, czy wasi nowi Kamińscy potrzebują Japonii, ale Japonia z pewnością potrzebuje waszych kolejnych Kamińskich. Trener Jubilo Iwata to mój dobry przyjaciel i mówi mi o waszym zawodniku same pozytywne rzeczy.

DSC01341

Roberto Tukada

DSC01392

DSC01395

Chwilę po meczu cała drużyna została na murawie i musiała się odpowiednio porozciągać. 

DSC01373

Kilka metrów od murawy widzimy takie ostrzeżenie. Gdy piłka wypadnie za stadion, raczej się po nią nie idzie.

***

– Maciek, jak ty się tu w ogóle znalazłeś? 

– Nic mnie w Polsce nie trzymało, moja kariera też nie zmierzała w kierunku, jaki sobie założyłem… Umówmy się – Stal Rzeszów to nie jest szczyt marzeń. Niby były plany, by awansować, ale obaj dobrze wiemy, że to nie to. Wcześniej spadłem z Bełchatowem do drugiej ligi, później trzy miesiące pozostawałem bez klubu, przyszła ta trzecioligowa Stal… Nic nie wskazywało, że będzie lepiej. Niby wszystko mogło się wydarzyć, ale oferty się nie sypały. Zawsze chciałem grać zagranicą. Od pewnego czasu zacząłem rozmawiać z różnymi osobami na ten temat, pytałem się różnych menedżerów. Wiadomo, myślałem o bliższych krajach, nigdy nie pomyślałbym o Japonii. Gdy pojawiła się opcja, naprawdę się nie zastanawiałem. Myślę, że każdy będąc na moim miejscu podjałby się takiej decyzji. Nie miałem dzieci, nic poza rodziną mnie nie trzymało.

– Zacząłeś z pułapu Ekstraklasy, zaliczyłeś siedem meczów w Widzewie w najwyżej lidze. Co potem poszło nie tak? 

– Zbyt często zmieniałem kluby. Mam 25 lat, a w mojej karierze przeszedłem juz przez 10 miejsc pracy. Jak na ten wiek – całkiem sporo. Działałem na zasadzie: „nie gram – trzeba spróbować szczęścia gdzieś indziej”. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdybym pozostał w jednym miejscu i systematycznie budował swoją pozycję. Nie byłem w złych klubach. Widzew ma renomę, Bełchatów wówczas też, z perspektywy czasu można żałować, że nie zostałem dłużej w Chojniczance czy Odrze Opole. Zawsze szukałem jednak czegoś więcej. Póki byłem młody, chciałem jak najszybciej wyrobić sobie nazwisko.

Nie mam pojęcia, dlaczego Japończycy wypatrzyli właśnie mnie. Pewnie coś na zasadzie: szukamy bramkarza, Krzysiek Kamiński zrobił nam dużą renomę, pojawił się temat polskiego bramkarza, więc może odniesie tu podobny sukces. Klub stoi organizacyjnie bardzo dobrze, ale oczywiście nie tak, by lecieć do polski oglądać mnie w meczach. Nie ukrywam, że miałem przygotowane całkiem dobre wideo z najlepszymi interwencjami i to też mogło zadziałać na moją korzyść. Byłem początkowo na testach w Yokohama SCC, potem pojechałem sprawdzić się Imabari i mimo że to niższa liga, od razu wiedziałem, który klub chcę wybrać. Spodziewałem się, że będzie tu bardzo techniczna piłka, bo za małolata miałem przyjemność zagrania z kadrą U-16 Japonii i właśnie tak ją zapamiętałem. Poza tym wiadomo – kwitnąca wiśnia, sumo, sushi i… tyle.

DSC01410 DSC01409

Popularne w Japonii drogi na wysokości dziesiątego piętra. Jadąc czuje się dreszczyk emocji

DSC01412

Skrzynki na listy mogą pozostać otwarte – i tak nikt nikomu nic nie ukradnie.

IMG_3505

Imabari to małe miasto, ale podstawowych produktów nie brakuje.

– Nie bałeś się, że przez taki ruch przepadniesz? Polskie kluby nie muszą być specjalnie oczarowane tym, że wybrałeś akurat czwartą ligę japońską. 

– A moim zdaniem porównując japońską czwartą ligę do trzeciej polskiej – bo z tej ligi tu przyszedłem – naprawdę niedużo tracę. Wydaje mi się wręcz, że piłkarsko zaliczyłem tym ruchem awans, bo ta liga to wyższy poziom. Początkowo dałem sobie rok. Jakkolwiek źle czy dobrze by nie było – musiałem wytrzymać ten okres i później zdecydować. Taka forma wyzwania, by się sprawdzić, jak będę funkcjonował na tle totalnie innej kultury. Doceniłem przez to jak ciężko mieli obcokrajowcy, którzy przychodzili do polskich szatni. Najtrudniejsza jest komunikacja – język jest bardzo ciężki. Nie rozumiem żartów czy analiz i czasami mnie to blokuje. Wyżywienie kompletnie odbiega od polskiego. Japonia jest takim krajem, w którym można się do pewnych rzeczy przyzwyczaić, ale nigdy nie będziesz czuć się tu jak u siebie.

– To co, ile jeszcze tu wytrzymasz? 

– Ile będzie trzeba! Na tę chwilę wiążę z Japonią przyszłość. Tylko przypadek losowy – odpukać – w rodzinie mógłby spowodować, że wrócę do Polski. Na szczęście na tę chwilę wszystko jest OK, rodzice się trzymają. Drugi raz bez dwóch zdań wybrałbym to samo. Pójście do Japonii to była jedna z lepszych decyzji mojego życia. Cel jest jasny – J-League. Gdybym zagrał choćby sezon, będę spełniony i będę mógł już odejść odejść.

Z IMABARI JAKUB BIAŁEK

WSZYSTKIE ODCINKI CYKLU VITAY SENEGAL:

– tekst o akademii, w której wychował się Sadio Mane – CZYTAJ TUTAJ

– reportaż z Wyspy Goree, czyli wyspy niewolników – CZYTAJ TUTAJ

– wywiad z renomowanym dziennikarzem Bambą Kasse o realiach senegalskiej piłki – CZYTAJ TUTAJ

– dzień z życia senegalskiej redakcji – CZYTAJ TUTAJ

PIERWSZY ODCINEK CYKLU VITAY JAPONIA:

– tekst o Vegalcie Sendai, czyli klubie z miasta, które podniosło się po straszliwym tsunami – CZYTAJ TUTAJ

Vitay_Senegal

Najnowsze

Inne kraje

Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Bartek Wylęgała
6
Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Weszło

Ekstraklasa

Wojciech Kuczok: Gdy Jojko wrzucił sobie piłkę do bramki, świat się dla mnie zawalił [WYWIAD]

Jakub Radomski
36
Wojciech Kuczok: Gdy Jojko wrzucił sobie piłkę do bramki, świat się dla mnie zawalił [WYWIAD]
Piłka nożna

Oszustwo na Mchitarjana. Agwan Papikjan, hazard i naciąganie na pożyczki [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
27
Oszustwo na Mchitarjana. Agwan Papikjan, hazard i naciąganie na pożyczki [REPORTAŻ]
Polecane

Rekiny, sztormy, meduzy i 53 godziny w wodzie. Jak Diana Nyad przepłynęła z Kuby na Florydę

Sebastian Warzecha
2
Rekiny, sztormy, meduzy i 53 godziny w wodzie. Jak Diana Nyad przepłynęła z Kuby na Florydę

Komentarze

4 komentarze

Loading...