Ma 18 lat, mistrzostwo Szwajcarii, piosenkę na swoją cześć i autograf Lionela Messiego. Oto Wilfried Gnonto – najmłodszy debiutant za kadencji Roberto Manciniego i nadzieja Włochów na lepsze jutro.
24 marca Włosi przegrali z Macedonią Północną 0:1 po bramce straconej w doliczonym czasie i odpadli z play-offów o mistrzostwa świata. Zabraknie ich na drugim kolejnym mundialu. Osiem miesięcy po triumfie w EURO 2020 i pół roku po ustanowieniu rekordu meczów bez porażki z rzędu (37) znów był płacz i zgrzytanie zębami. Ponownie byli w piekle.
Fabrizio Roncone z „Corriere della Sera” pisał, że najlepszym symbolem stagnacji włoskiego calcio jest Stadio Renzo Barbera w Palermo, na którym rozgrywano półfinał baraży. Zrujnowany. Ze zgniłymi ścianami. Z kałużami żółtawego śluzu. Zardzewiałymi balustradami. Niebezpiecznymi schodami. Wiszącymi przewodami elektrycznymi. Z obrzydliwymi toaletami z niedziałającymi drzwiami i zapchanymi muszlami klozetowymi, do których w jednej upokarzającej kolejce stali kobiety i mężczyźni w trójkolorowych ubraniach.
Ale równie dobrym symbolem kryzysu była zmiana z 90. minuty, kiedy przy sensacyjnym remisie Mancini posłał na boisko Joao Pedro. 30-letniego naturalizowanego Brazylijczyka, debiutanta z broniącego się przed spadkiem Cagliari Calcio (zresztą ostatecznie nieskutecznie). Solidnego ligowca, czasem nawet wybijającego się ponad przeciętność, ale za słabego na Canarinhos i bardziej zbliżającego się do finiszu kariery niż początku. Wynik mistrzom Europy miał ratować podstarzały obcokrajowiec, a nie miejscowy młody, zdolny.
Dlatego 18-letni Gnonto pojawił się na horyzoncie w idealnym momencie, by dać nadzieję tifosim, że warto czekać na jutro. Że jeszcze może być pięknie.
Wilfried Gnonto – wyjechał z domu, by grać
W 65. minucie spotkania z Niemcami Gnonto zmienił Matteo Politano. W 70. minucie uciekł Thilo Kehrerowi i asystował Lorenzo Pellegriniemu. Miał w głowie, że lewy obrońca grał z żółtą kartką i będzie musiał uważać, więc nie kalkulował. Myślał tylko o jednym – o ataku.
Trzy dni później zawodnik FC Zürich rozegrał cały mecz z Węgrami. Trzy dni wcześniej czekał godzinę pod szatnią Argentyny, by dostać autograf od swojego idola – Leo Messiego.
Gnonto to powiew świeżości, ale jednocześnie także symbol – Serie A to nie jest liga dla młodych ludzi. Urodził się w listopadzie 2003 w Baveno w prowincji Verbania, 90 kilometrów na północny-zachód od Mediolanu, od dziecka kibicował Interowi, odkąd skończył dziewięć lat trenował w ukochanym klubie, ale by zaistnieć, musiał ruszyć w świat. Nie miał co do tego złudzeń, dlatego dwa lata temu odrzucił ofertę zawodowego kontraktu i wybrał propozycję FC Zürich.
– W przypadku młodzieży z innych krajów opieramy się na naszej sieci kontaktów. (…) Nie wychował się w naszej akademii, ale obserwowaliśmy go przez dłuższy czas i uznaliśmy, że warto się o niego postarać – tłumaczył w rozmowie z nami dyrektor sportowy klubu ze stolicy Szwajcarii Marinko Jurendic.
– W Interze czułem się jak w domu, znałem wszystkich. W pewnym momencie jednak musisz zaryzykować i podjąć trudną decyzję – wyjaśniał Gnonto włoskim mediom po debiucie w Squadra Azzurra.
Nie pomylił się. W ostatnim sezonie wystąpił w lidze 33 razy. W zespołach TOP7 Serie A (czyli kwalifikujących się do europejskich pucharów) z piłkarzy z rocznika 2003 lub młodszych tylko Felix Afena-Gyan z AS Roma grał względnie regularnie – w 17 meczach, a w sumie sześciu takich zawodników zebrało 35 ligowych występów, w przygniatającej większości jako rezerwowi. Niewiele więcej niż sam Gnonto, ważna postać mistrzowskiego Zürichu.
Wilfried Gnonto już zapracował na piosenkę o sobie
Gnonto wychowywał się w domu z widokiem na boisko. Dziś sam się śmieje, że to pewnie przeznaczenie. Musiał grać. Tak chciał los. Ten sam, który przygnał z Wybrzeża Kości Słoniowej do Italii jego ojca – Borisa Noela, a następnie matkę Chantal. On – zaczął pracę w fabryce tekstyliów. Ona – jako kelnerka w hotelu.
– Niczego mi nie brakowało – opowiadał Wilfried. Rodzice rzucili robotę dwa lata temu, żeby razem z synem przeprowadzić się do Zurychu.
Gnonto mierzy 170 centymetrów, jest dynamiczny, silny, z niezłą techniką. Potrafi grać obiema nogami, może występować na wszystkich ofensywnych pozycjach. Po transferze za 200 tysięcy euro (wg portalu goal.com) początkowo trafił do drużyny U-21, ale po strzeleniu dwóch goli w dwóch pierwszych meczach momentalnie przesuniętego go do I zespołu. Zagrał 26 razy w lidze, przede wszystkim jako rezerwowy, uzbierał 608 minut, w czasie których zdobył bramkę i zanotował cztery asysty. Zdecydowanie jaśniej błyszczał w następnym sezonie.
„Oto Willy Gnonto, włoski SuperJoker” – tymi słowami zaczyna się piosenka nagrana na cześć nastolatka. „Drybling, strzał, gol, pronto!” – słychać dalej w utworze Marco Schönbiego, opublikowanym w marcu 2022, chwilę po zakończeniu kapitalnej serii strzeleckiej młokosa. W 10 występach od końca listopada do początku marca Gnonto zdobył siedem bramek, m.in. trafiając z obrońcą tytułu Young Boys Berno oraz wiceliderem FC Basel. W sumie w lidze zgromadził osiem goli, do których dołożył trzy asysty i wydatnie przyczynił się do pierwszego mistrzostwa Goldene Löwen od 2009 roku.
Razem z Pucharem Szwajcarii dorobek Gnonto to 36 występów, 10 zdobytych bramek i pięć ostatnich podań. Średnio co 102 minut miał bezpośredni udział przy trafieniu zespołu. Co najmniej godny wynik, prawda? A jeszcze w międzyczasie jako jeden z kapitanów poprowadził reprezentację U-19 do mistrzostw Europy – w sześciu spotkaniach eliminacji strzelił pięć goli i zanotował dwie asysty.
Mancini nie mógł być obojętny na postawę dzieciaka z Zurychu.
Wilfried Gnonto – granie i nauka
Tak, tak, dzieciaka, o czym przypomina selekcjoner Squadra Azzurra.
– Wie, w jaki sposób należy grać jak niewielu jego rówieśników. Do tego jest bardzo szybki. Ale ma ledwie 18 lat i nie powinniśmy nakładać na niego presji – apelował Mancini.
W momencie występu z Niemcami liczył 18 lat, siedem miesięcy i 6 dni. Żaden z 44 debiutantów za kadencji obecnego selekcjonera nie był młodszy. Żeby jeszcze lepiej zobrazować wiek atakującego – jego ojciec Boris Noel dowoził mu na zgrupowanie kadry narodowej podręczniki, żeby Wilfried mógł się przygotowywać do szkolnych egzaminów…
Te boiskowe już zdaje i to bez specjalnych kłopotów.
– To bardzo ułożony chłopiec. Jego największym atutem jest inteligencja – chwalił piłkarza Mancini.
I cierpliwość. Co prawda w Dzień Dziecka Gnonto nie załapał się do kadry meczowej na starcie z Argentyną w ramach Finalissima, ale wyczekał na swój prezent po spotkaniu pod szatnią przeciwników.
– Stał tam godzinę, żeby wziąć autograf od Leo Messiego. Szaleje na jego punkcie. Ale to się pewnie jeszcze powtórzy w przyszłości, tylko tym razem będzie chciał się wymienić koszulkami – mówił Boris Noel na antenie Rai Radio 1.
Skoro o przyszłości mowa – co dalej z Gnonto? Ojciec twierdzi, że marzy o powrocie do Interu, podobno młokosa u siebie chciałaby Monza, beniaminek Serie A. Ale bez względu na to, gdzie trafi, władze Zürich mogą zacierać dłonie. Zainwestowane 200 tysięcy euro z pewnością im się zwróci. I to z nawiązką.
WIĘCEJ O LIDZE NARODÓW:
- Szymon Marciniak poprowadzi mecz Anglia – Włochy
- Starość nie radość. Mundial w Katarze ostatnim tańcem „złotego pokolenia” Belgów?
- Przełomowy mecz dla kariery Żurkowskiego?
Fot. Newspix