Skoro mecz kadry, to zwyczajowo chciałoby się jakoś podgrzewać atmosferę. Wiecie – naprzód, na nich, jazda, hej, kto Polak, na bagnety! A jeszcze gramy z Niemcami, to powinno przecież wrzeć. Tymczasem: nie wrze.
Powodów jest kilka. Pierwszy (niekoniecznie w kolejności) jest taki, że od samego początku sternik naszej reprezentacji uznawał to spotkanie za kompletnie zbędne.
Santos mówił: – Ważny jest nie mecz z Niemcami, tylko ten z Mołdawią. W porządku, to spotkanie już zostało zaplanowane i nic z tym nie można zrobić. Szanuję to, ale jeżeli teraz zostałbym zapytany, czy mamy rozegrać ten mecz, odpowiedziałbym, że nie. To nie jest mi potrzebne. Ważny jest mecz z Mołdawią, bo za starcie z Niemcami nie dostaniemy punktów.
Albo: – Wybrałbym rywala bardziej zbliżonego do Mołdawii. To normalne! Ale jako że mecz został już ustalony i decyzja była podjęta, muszę to uszanować.
Oczywiście potem trochę wycofywał się ze swoich słów, PZPN też starał się gasić pożar, bredząc coś o złym tłumaczu, ale dajcie spokój – przekaz był jeden. Santos nie chce, ale góra kazała, to mecz będzie. Niemniej skoro na kilka miesięcy przed spotkaniem selekcjoner drużyny narodowej stwierdza, że dane spotkanie go niespecjalnie interesuje, trudno się przestawić i nagle uznać: cholera, to będzie ważne! Jejku, tutaj zobaczymy ogień! O rany, ależ emocje!
No nie. Człowiek raczej się nastawia, że coś tam pokopią, ale w gruncie rzeczy – bez różnicy. Sam selekcjoner wolałby za przeciwnika Nepal albo Maltę (bliżej Mołdawii). Zatem faktycznie: bez różnicy, jak to nam z tymi Niemcami wyjdzie.
Po drugie ranga spotkań towarzyskich podupadła. To znaczy – nigdy nie była jakaś wielka, ale w momencie pojawienia się Ligi Narodów, jeszcze bardziej się osunęła. Jeśli cofnąć się do naszego innego sparingu z Niemcami – 2:2 za Smudy – to przed tamtą partią faktycznie czuć było pompkę. Bo niedługo duży turniej, mocny rywal, nigdy z nim nie wygraliśmy, chcemy się sprawdzić. Dziś, po jedenastu latach, temperatura jest dużo mniejsza, też dlatego, że futbol jako taki się zmienił.
Słusznie zauważył Przemysław Rudzki: – Mam totalną awersję do meczów towarzyskich. Przy tak wypchanym terminarzu, jacy mają teraz piłkarze, one przestały być świętem tak jak kiedyś. Teraz, zamiast oglądać Polaków z Niemcami, idę na koncert. Nie grzeje mnie to.
Po trzecie wreszcie, co wiąże się z drugim, obecnie meczów mamy zbyt duży natłok. Z ręką na sercu – kto z was wiedział parę dni temu, że startuje final four Ligi Narodów? Zapewne niewielki procent, bo to wydarzenie tylko trochę bardziej interesujące niż siatkarska uniwersjada. Tymczasem UEFA, nie dość, że wymyśliła coś takiego, to jeszcze dołożyła tam mecz o trzecie miejsce.
Brązowy medal Ligi Narodów. Kurde, jaka to musi być gratka (szczególnie dla Holendrów albo Włochów). Medaliści mistrzostw świata, mistrzostw Europy i jeb, gamechanger, czeka krążek Ligi Narodów. Warto żyć dla takich chwil.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH – ŚWIETNA PROMOCJA NA FUKSIARZ.PL
A poważniej – dzisiejszy kibic stracił czas, by odetchnąć. Skończył się sezon, a zaraz graliśmy finały europejskich pucharów, potem mecze kadry, eliminacyjne, jak i towarzyskie, oraz znakomita impreza, jaką jest wielki finał Ligi Narodów. Za momencik eliminacje europejskich pucharów. Kalendarz Ekstraklasy już znamy. Oczywiście, ktoś może słusznie zauważyć, że obowiązku oglądania nie ma i też prawda. Ale skoro doszliśmy już do tego, iż na kalendarz narzekają piłkarze, trenerzy i selekcjonerzy (w tym nasz) to trudno o tym tłoku nie wspomnieć.
Zatem: gramy z Niemcami i zapewne nie dowiemy się niczego nowego. Trudno bowiem wierzyć, że Santos w tak szybkim czasie zdążył przygotować drużynę, która nagle postawi się lepszym i nie będzie kopać byle dalej od własnej szesnastki. Tym bardziej że – nie ma co się oszukiwać – na sto procent nie zagra. Dlatego należy pewnie nastawić się na niską obronę, poszukanie kontry, odbębnienie sprawy i do domu.
Dla tej kadry ten mecz nie jest więc ważny ze względu na przyszłość i teraźniejszość, ale za przeszłość. To czas, kiedy będziemy mogli po raz ostatni zobaczyć w reprezentacyjnej koszulce Kubę Błaszczykowskiego i podziękować mu za te wszystkie lata. Wiadomo, bywało różnie, jeśli chodzi o dane historie, lecz właśnie – raczej pozaboiskowe.
Na murawie Kuba długo był naszym liderem, czy to w czasach kiedy szło nam marnie, czy to w momentach, kiedy byliśmy mocni. Piękna karta wybitnego kadrowicza.
Dziś po raz ostatni ratuje nam mecz. Gdyby nie jego występ, faktycznie lepiej byłoby pójść na spacer.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI PRZED MECZEM Z NIEMCAMI:
- Najbardziej polski piłkarz na świecie
- Zmiana warty. Co dalej ze środkiem obrony reprezentacji?
- Polak Niemiec dwa bratanki… w piłkarskiej niedoli
Fot. FotoPyk