Kuriozalny mecz w PlusLidze. Projekt miał w kadrze… siedmiu siatkarzy

Sebastian Warzecha

23 grudnia 2025, 22:45 • 5 min czytania 0

Sporo się mówi o tym, że siatkarski kalendarz jest zapchany meczami do granic. Narzekają na to czołowi zawodnicy, a zwiększająca się z roku na rok liczba urazów zdaje się potwierdzać słuszność tych tez. W każdym razie – dziś dostaliśmy na to kolejny dowód. Mecz na szczycie PlusLigi, hitowe starcie Bogdanki LUK Lublin z PGE Projektem Warszawa owszem, odbył się. Ale od początku jasne było, kto go wygra. Gospodarze grali bowiem pełnym składem. Goście? Z powodu chorób zawodników przyjechali w siedmiu, mimo wszystko nie chcąc oddać spotkania walkowerem.

Kuriozalny mecz w PlusLidze. Projekt miał w kadrze… siedmiu siatkarzy
Reklama

PGE Projekt Warszawa grał w siedmiu. Liga nie pozwoliła przełożyć meczu

Oczywiście, warszawiacy prosili o przełożenie meczu. Ale na to zgody nie było. W oficjalnym komunikacie Projekt informował:

Reklama

„Z przyczyn zdrowotnych w meczu z Bogdanką LUK Lublin nie wystąpi siedmiu zawodników PGE Projektu Warszawa. Pozostałych siedmiu – zgodnie z aktualnym stanem – jest do dyspozycji sztabu szkoleniowego w tym spotkaniu. Wykluczenia siedmiu zawodników mają charakter zdrowotny oraz są spowodowane nagłymi i ciężkimi infekcjami z objawami gorączki. Część zespołu pozostała w Warszawie, z kolei w trakcie podróży autokarem na mecz dolegliwości wskazujące na infekcję zgłosiło dwóch kolejnych zawodników”.

Dalej czytamy: „W poniedziałek 22 grudnia klub poinformował podmiot zarządzający rozgrywkami o sytuacji zdrowotnej zespołu wraz z wnioskiem o przełożenie spotkania na najbliższy możliwy termin – niestety ze względu na intensywność kalendarza, to spotkanie musi zostać rozegrane w docelowym terminie. Jedną z możliwości byłoby oddanie meczu walkowerem, ale byłoby to niezgodne z wartościami naszej drużyny. Decyzja o zawnioskowaniu o przełożenie meczu została podjęta mając na względzie przede wszystkim zdrowie zawodników, a także bezpieczeństwo pozostałych uczestników rozgrywek, w tym członków drużyny przeciwnej. Dodatkowo pragniemy nadmienić, że sytuacja ma charakter losowy i nie była do przewidzenia w ciągu ostatnich dni”.

Jak napisano – meczu nie udało się przełożyć, bo kalendarz na to nie pozwolił. A było to spotkanie o sporej stawce. Spotykała się pierwsza (Projekt) z drugą (Bogdanka) drużyną ligi i grano o pozycję lidera. W dodatku był to koniec rundy, a według kolejności po tym meczu ustalano też pary 1/4 finału Pucharu Polski i rozstawienia w turnieju finałowym tegoż. Innymi słowy – jakieś znaczenie to spotkanie miało. I gdyby tylko ktoś przewidział taką możliwość, że dodatkowe terminy mogą się przydać…

Wiadomo, to jest sport. Wypadki losowe są jego częścią. Ale wydaje się, że istnieje też ten słynny duch fair play i w takiej sytuacji warto by było umożliwić zagranie takiego hitu na najwyższym poziomie. A tak? Tak już przed meczem oczywistym było, że warszawiacy przegrają.

Libero w ataku, bo co im pozostało?

Do dyspozycji trenera Projektu, Tommiego Tiilikainena było – jako się rzekło – siedmiu zawodników. Czyli minimalna ilość potrzebna do tego, by móc tak naprawdę zagrać – choć w siatkówce mówi się bowiem o szóstce, to tak naprawdę skład zawsze zawiera siedmiu zawodników. Dziś byli to:

  • Jan Firlej (rozgrywający).
  • Michał Kozłowski (rozgrywający).
  • Kevin Tillie (przyjmujący).
  • Brandon Koppers (przyjmujący).
  • Jurij Semeniuk (środkowy, ostatnio pauzował ze względu na kwestie zdrowotne).
  • Damian Wojtaszek (libero).
  • Maciej Olenderek (libero).

Wnioski? Dość proste. Któryś z libero musiał zagrać na innej pozycji, któryś z rozgrywających również. Nie poszczęściło się więc warszawiakom i pod tym względem, bo „rozkład pozycyjny” chorowania pewnie mógłby być lepszym. No ale cóż – liga wymagała, grać trzeba było. W tej sytuacji na przyjęcie przeszedł Damian Wojtaszek, Brandon Koppers stał się atakującym, a Michał Kozłowski – zapewne ze względu na niepewny status zdrowotny Semeniuka – został środkowym.

I wiecie co? W sumie to śmigało.

Bo ambicji warszawiaków – i, jak widzicie powyżej, ich dobremu humorowi – zawdzięczamy fakt, że było to naprawdę całkiem dobre spotkanie. Możliwe, że podświadomie nieco pofolgowali sobie też – może ze względu na przedświąteczny termin – gospodarze. Ale pierwszego seta graliśmy na przewagi. W drugim i trzecim z kolei goście byli naprawdę blisko doprowadzenia do takowych, bo zdobywali odpowiednio 22 i 23 punkty. I fajnie, brawa za ambicję, bo naprawdę się należą.

Niech liga zastanowi się, czy było warto

To wielki plus tego meczu – warszawiacy pokazali, że zawsze można walczyć. Drugim plusem jest to, że oglądaliśmy Damiana Wojtaszka atakującego piłkę i to nawet… z drugiej linii. Gdy w końcówce trzeciego seta zdobył tak punkt, brawa biła mu cała hala, a to przecież teren lublinian.. Ot, po prostu doceniono kunszt nominalnego libero (zdobył dziś 10 punktów!), który pokazał się i w innej roli.

Ale pokazał, bo musiał.

I to wielki minus tego meczu – fani zobaczyli bowiem urywki tego, jak znakomity mógłby to być mecz, gdyby tylko grano go w pełnych składach. Warszawiacy byli mocno osłabieni, a i tak zdołali powalczyć. Gdyby nie choroby, możliwe, że byłoby to właśnie takie spotkanie, na jakie wszyscy czekali – znakomite, stojące na najwyższym poziomie, najlepiej pięciosetowe.

A tak? Tak były trzy sety. Dobre trzy sety. Ciekawe trzy sety. To wszystko prawda. Ale równocześnie – i przede wszystkim – tylko trzy sety.

Liga musi naprawdę zastanowić się nad tym, czy tak powinno to wyglądać.

Czytaj więcej o innych sportach na Weszło:

Fot. Newspix

0 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Siatkówka

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama