Reklama

Trener polskich skoczków: Konkurs w Ruce był katastrofą

Sebastian Warzecha

04 grudnia 2025, 20:31 • 6 min czytania 7 komentarzy

Maciej Maciusiak nie zaliczył najlepszego startu w roli trenera polskich skoczków. W pięciu dotychczasowych konkursach Pucharu Świata na poziomie skakali jedynie Kamil Stoch i Kacper Tomasiak, pozostałych czterech Polaków prezentowało się gorzej. Przed Wisłą pytamy więc trenera o ocenę początku tej zimy, problemy Pawła Wąska, który nie może nawiązać do formy z zeszłego sezonu, ale też narastającą w kadrze frustrację i słowa Olka Zniszczoła, który zapraszał kibiców na skocznię. – Po skokach można też różne rzeczy powiedzieć, bo jeszcze buzuje adrenalina – twierdzi Maciusiak. A co jeszcze mówił?

Trener polskich skoczków: Konkurs w Ruce był katastrofą

Maciej Maciusiak, trener skoczków, o słowach Zniszczoła, Wiśle i dotychczasowych skokach

SEBASTIAN WARZECHA: Zacznijmy od oceny pięciu dotychczasowych konkursów. Nie ma co ukrywać, że z wynikami miało być inaczej…

Reklama

MACIEJ MACIUSIAK: Oczywiście, że nastawialiśmy się na więcej. Ale gdybym miał ocenić w szkolnej skali… to takie 2 z plusem, może 3 z minusem. To tak „globalnie”. Natomiast jak popatrzymy na każdego z zawodników z osobna, to wielkie gratulacje należą się Kacprowi Tomasiakowi. On wszedł z drzwiami do Pucharu Świata, punktował w każdym konkursie. Robi swoje, nie kombinuje. Z kolei jeśli chodzi o całą kadrę, to przyzwoita była inauguracja w Lillehammer. Chciałoby się więcej, ale pięciu zawodników z punktami to dobry wynik. Później mniejsza skocznia w Falun to znowu super Kacper, tam mógł wykorzystać swój potencjał i mocne odbicie, bo nie tracił tyle w locie. Były też dobre skoki Kamila Stoch i czterech zawodników z punktami.

Tu trzeba też wziąć pod uwagę, że w Pucharze Świata są teraz bardzo małe różnice. Weźmy konkurs z Falun na dużej skoczni, gdzie Kacper był 15., a zawodnicy co skoczyli dwa metry bliżej już są na granicy trzydziestki. Trzeba skakać perfekcyjnie, a tych dobrych skoków nam trochę zabrakło. Konkurs w Ruce to z kolei dużo nerwów, kto był na miejscu, ten widział warunki. Oczywiście nie zrzucamy na to wszystkiego, ale rezultaty to była katastrofa – jeden skoczek w trzydziestce. Ale teraz jesteśmy już w Wiśle, zaczynamy sezon z pełnej „rury”. Na pewno zaprezentujemy się tu lepiej. Mieliśmy dwa dni odpoczynku, to bardzo pomogło.

Czyli Wisła ma być tym właściwym otwarciem sezonu?

Będziemy się starać, by tak było. Oczywiście, nie możemy zapomnieć o tym, co wydarzyło się w Skandynawii. Staramy się za to wymazać z pamięci Rukę. Mamy dobrą bazę, potrzebujemy poprawić skoki technicznie, a właściwie wrócić do tego, co było przed wyjazdem na pierwsze konkursy. Wtedy wyniki powinny przyjść.

Wielu fanów zastanawia się, co dzieje się z Pawłem Wąskiem, który w zeszłym sezonie był przecież liderem kadry. A teraz punktował tylko w dwóch konkursach i zebrał siedem oczek…

Ale jeżeli popatrzymy, w jakim jest miejscu teraz, a gdzie był jeszcze dwa miesiące temu, to zrobił wielki postęp. Na razie jest w konkursach na granicy trzydziestki, ale w zeszłym roku też nie miał wybitnego początku. W Ruce skoczył wtedy jakieś osiemdziesiąt metrów, nie zrobił punktów. Teraz idzie małymi krokami do przodu, w okresie letnim miał wielkie problemy, głównie spowodowane techniką. Musiał sporo zmienić, bo to, co robił w zeszłym roku, teraz nie funkcjonowało. Teraz potrzebuje pewności, a tę pewność dają tylko dobre starty. Mam nadzieję, że od Wisły takie będą i Paweł zrobi tu nie jeden, a dwa kroki do przodu.

Niedawno w mediach społecznościowych pojawiły się wyliczenia, że kadra A, złożona z czterech skoczków, ma mniej punktów niż jeden Kamil Stoch, mający własny sztab, czy też jeden Kacper Tomasiak, który przyszedł z kadry B…

My startujemy jako drużyna, cały czas trenujemy razem. Sztaby szkoleniowe są poukładane tak, żeby pomóc na treningach i zgrupowaniach, żeby było w to zaangażowanych więcej osób. Ale trenujemy razem, nie można tego dzielić. Kamil Stoch przecież cały czas trenuje z nami. Po prostu nie powinniśmy tego tak przeliczać.

W Wiśle nie tylko kadra A, ale też nasza grupowa krajowa. Czy te skoki zadecydują o tym, kto pojedzie na kolejne konkursy? Gdy patrzymy na przykład na Olka Zniszczoła, który jeszcze nie wszedł do drugiej serii, to można śmiało założyć, że dobry występ to dla niego ostatnia szansa na „ratunek”.

Na tę chwilę Olek jest oczywiście pierwszym do zmiany, jeśli tylko ktoś będzie od niego lepszy. Zakładam, że to może być Maciek Kot, bo prezentował się najlepiej z tej grupy krajowej. Są zawody, chłopaki mają dwa starty i po Wiśle na pewno wybierzemy najlepszych z nich.

Nie niepokoi pana, że nie pokazują się – poza Kacprem – młodzi skoczkowie? Brakuje chyba szczególnie tego pokolenia, które powinno być przed nim, czyli 22-, może 23-latków.

Cały czas mówiliśmy, że nie ma w Polsce młodych skoczków. Pokazał się Kacper, to teraz mówimy, że brakuje tych 22-latków, nieco starszych od niego. A w tamtym roku najlepszy był przecież Paweł Wąsek, rocznik 1999. Oczywiście, że była dziura, ale jeśli spojrzymy na inne kraje – nie licząc Austrii – to nasi juniorzy skaczą w tym roku na ich tle naprawdę dobrze. Zresztą to dopiero początek sezonu, nie możemy mówić, że któryś z juniorów się nie łapie, bo mamy kwotę startową sześciu. Teraz w Wiśle zaprezentuje się Klemens Joniak, czyli kolejny debiutant. Zobaczymy, czy stać go będzie na punkty. I tyle.

Jak to będzie z kwalifikacjami na igrzyska? Pierwotne założenia – czyli ustalania skoczków na podstawie rankingu z ostatnich lat – nie premiowały Kacpra.

Tak, ale jednego zawodnika mogę wybrać ja. Moim zdaniem na razie wszyscy są tych igrzysk blisko. Jeżeli ktoś chce na nie pojechać, to ma jeszcze bodajże 15 konkursów Pucharu Świata. Jeśli będzie skakać na odpowiednim poziomie, to nadrobi dystans do reszty w jakieś cztery weekendy.

Na Wisłę zakładamy jakiś konkretny cel? Choćby to, żeby ktoś w końcu wszedł do najlepszej „10” konkursu?

Jestem przekonany, że tak będzie. Jednak celów wynikowych jako takich nigdy raczej nie zakładamy przed konkursem – nie mówimy zawodnikom, że ten ma być w „10”, a temu wystarczą tylko punkty. Ja się będę cieszyć, jeśli każdy po prostu odda dobre skoki, szczególnie przed własną publicznością. Te krajowe konkursy nam pomagają, chłopaki znają skocznię. Będę od nich wymagał tego, by skakali „z automatu”, bawili się tymi skokami. Wtedy rezultaty będą zadowalające.

CZYTAJ TEŻ: ZNISZCZOŁ ZAPRASZA NA SKOCZNIĘ? MY ZAPRASZAMY DO DRUGIEJ SERII

Czy tej zabawy skokami aktualnie nie brakuje? Po ostatniej aferze z Olkiem Zniszczołem – związanej z jego wypowiedziami – można zakładać, że pojawia się nieco frustracji zamiast tego luzu. A co za tym idzie – rośnie presja.

Trochę tak. Choć gdy ta presja jest, to czasem dobrze pokazać tę frustrację. To też pokazuje, że po zawodniku nie spływają te gorsze skoki, że jest się na nie złym. Po skokach można też różne rzeczy powiedzieć, bo jeszcze buzuje adrenalina. Ale jeśli potem, już na spokojnie, siądziemy w grupie, to jeden z drugiego się nawet troszkę pośmieje. Tak naprawdę ja nawet nie wiem, co było tak złego w wypowiedziach Olka, bo staram się tego nie śledzić. Wiem tylko, że była taka burza i jest taka sytuacja. Musimy po prostu uważać, by nie mówić nic, nazwijmy to, niepotrzebnego. Ale to nic nowego.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach na Weszło:

7 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama