Reklama

Domen Prevc: Jestem największym nerdem w rodzinie [WYWIAD]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

06 kwietnia 2025, 17:41 • 11 min czytania 6 komentarzy

W Trondheim został mistrzem świata na dużej skoczni. W Planicy ustanowił genialny rekord długości skoku, frunąc na 254,5 m. Wreszcie – wczoraj, podczas zawodów Red Bull Skoki w Punkt w Zakopanem, poszybował na Wielkiej Krokwi na 150,5 m. Takiej odległości na zawodach nie osiągnął w Polsce nikt. Czy Domen Prevc to największy kozak współczesnych skoków narciarskich? Wychodzi na to, że tak. W rozmowie z Weszło genialny Słoweniec zabiera nas w podróż po swoim świecie. Są w nim: ojciec, który przeżył traumę jako 13-latek, niezwykłe sportowe rodzeństwo, dziwne książki, które sam Domen uwielbia czytać oraz podziw dla Elona Muska. I jedno pytanie, które sobie zadaje, myśląc o sprawie oszustw Norwegów.

Domen Prevc: Jestem największym nerdem w rodzinie [WYWIAD]

Domen Prevc. Wywiad Weszło ze słoweńskim rekordzistą świata

Jakub Radomski: Ile czasu trwa lot na 254,5 metra?

Domen Prevc: Myślę, że jakieś dziewięć sekund.

Co miałeś w głowie, gdy biłeś rekord świata?

Byłem drugi po pierwszej serii, za Anze Laniskiem. Kiedy siadałem na belce, czułem się mocny i wyluzowany. Pamiętam, że trener Robert Hrgota szybko machnął chorągiewką. To zazwyczaj oznacza, że warunki są dobre. Rozbieg, odbicie – udały się. Kiedy leciałem, czułem, że jestem bliski perfekcji. Wszystko grało. Prowadziłem dobrze narty i wykonałem ten swój ruch rękami, dający odpowiednią prędkość i wysokość w drugiej części lotu.

Reklama

Przed oczami mignął mi znak 250. metra. W głowie myśl: „Będzie daleko. Bardzo daleko”. A później kolejna: „Wyląduj najlepiej, jak się da. Trzeba to ustać”. Gdy lądowałem, wiedziałem, że to świetny wynik, ale nie byłem pewny, ile osiągnąłem. Jednak koledzy z kadry, którzy znaleźli się obok mnie, od razu zaczęli krzyczeć: „Nowy rekord! Rekord świata!”. Wtedy to do mnie dotarło.

Podbiegł do ciebie brat.

Tak, Cene. Cieszył się jak szalony, to była czysta euforia. Następnie zobaczyłem drugiego brata, Petera. Był dużo bardziej spokojny, ale gdy spojrzałem w jego oczy, zobaczyłem w nich dumę. Powiedział mi później, że cieszy go, jak udało mi się poukładać różne rzeczy w życiu, by być dzisiaj tu, gdzie jestem i pobić rekord świata.

Co musiałeś poukładać?

Reklama

Umieściłem w końcu skoki narciarskie na pierwszym miejscu w życiu.

Nie było ich tam wcześniej?

Potrzebowałem czasu, by zrozumieć, że nie. Odnosiłem sukcesy w bardzo młodym wieku. Jako 17-latek wygrałem cztery konkursy Pucharu Świata. Może to przyszło za szybko? Za łatwo? Przestałem codziennie biegać. Nie rozciągałem się każdego wieczora. Gdy mi się nie chciało, odpuszczałem. Kiedyś regularnie przesiadywałem z kumplami do 23.00. Wracałem do domu, czasami była pierwsza w nocy, totalnie wykończony. Teraz już o 20.00 czy 21.00 mówię znajomym: „Jestem zmęczony. Wracam do domu, bo muszę się jeszcze porozciągać przez 20 minut”. Uwierz mi, że tego typu małe decyzje, powielane każdego dnia, robią wielką różnicę. Mam też kilka swoich zwyczajów, które powtarzam. Jednym jest bieganie rano, a po nim zimny prysznic.

Wasza rodzina to fenomen na skalę światową. Siostra Nika to najlepsza skoczkini zakończonego sezonu. W mistrzostwach świata w Trondheim razem wywalczyliście cztery złote medale i dwa srebrne. Peter natomiast, który zakończył już karierę, jest m.in. mistrzem olimpijskim w drużynie, trzykrotnym medalistą mistrzostw świata i zdobywcą Kryształowej Kuli dziewięć lat temu. W jednym z wywiadów Nika mówiła, że to właśnie on był dla niej wielką inspiracją. A dla ciebie?

Bardzo ważną osobą zawsze był tata. Sam skakał na nartach, ale rekreacyjnie. Życie sprawiło, że nie miał za bardzo możliwości zająć się tym poważnie. Ojciec miał 13 lat, gdy zmarł jego tata. Mój dziadek, którego nigdy nie poznałem. Podobno był niesamowitym człowiekiem. Chorował na raka, nie miał szans. Mój tata dorastał na wsi. Miał dwójkę braci, do tego dwie siostry. I teraz wyobraź sobie, że nagle zostaje matka i piątka dzieci.

Musiał szybko dorosnąć.

Jako 13-latek zrozumiał, że musi zadbać o siebie, ale i o innych. Nie było czasu na zawodowy sport. Kiedy mam w głowie tę historię, jestem wdzięczny ojcu, że mimo tego wszystkiego tak bardzo zachęcał wszystkie swoje dzieci do sportu na jak najwyższym poziomie.

Ale pytałeś o inspiracje. Na pewno też Peter. Poza tym zawsze fascynowali mnie ci, którzy latali najdalej. W 2005 roku Bjoern Einar Romoeren skoczył w Planicy 239 metrów, bijąc rekord świata. Byłem wtedy dzieckiem, miałem pięć lat. Tamten wynik strasznie działał na wyobraźnię. Nieprzypadkowo rekord Romoerena przetrwał prawie sześć lat i był ostatnim, do mojego, osiągniętym w Planicy. Pamiętam, jak kiedyś meldowałem się w hotelu i dostałem pokój 239. Pomyślałem wtedy: „To musi być jakiś znak. Ja też osiągnę w skokach coś wyjątkowego” (śmiech). Chyba się udało.

Kolejnym wzorcem był Gregor Schlierenzauer. Geniusz, niesamowite było to, ile wygrywał. Wydawał się chłodny. Imponowało mi, że w tak młodym wieku nie odczuwał presji. Wzorowałem się na jego technice, próbowałem odbijać się w podobny sposób. I gdy widziałem go na belce, patrzyłem na ten jego kask z logiem Red Bulla. Może to głupie, ale on miał coś takiego w sobie, że jako młody chłopak marzyłem, by też skakać dla tej firmy albo wystartować w jakichś zawodach, które organizują. Red Bull kojarzył mi się z czymś wyjątkowym, z miejscem dla wybrańców.

Udało się, bo rozmawiamy w Zakopanem, przy okazji imprezy Red Bull Skoki w Punkt. Najwięcej mówi się właśnie o twoim skoku z pierwszej serii, bo osiągnąłeś na Wielkiej Krokwi genialne 150,5 m. Lekko podparłeś ten skok, ale nikt nigdy w Polsce na zawodach nie uzyskał takiej odległości.

To był szalony skok. Trzeba przyznać, że oddałem ostatnio kilka takich (śmiech). Świetnie bawiłem się w Zakopanem. Przede wszystkim podobała mi się formuła zawodów: fakt, że liczy się nie to, żeby lecieć jak najdalej, ale precyzja, bo każda drużyna w ośmiu próbach ma uzyskać dokładnie 1000 metrów. To sprawia, że trenerzy kalkulują, że następuje kombinowanie z odpowiednią belką. W takiej formule każdy skok staje się ekscytujący, nawet jeżeli nie jest długi, bo zastanawiasz się: „On to zrobi? Doleci do tego metra? A może za wysoko ustawili belkę?”

Byłoby super, gdybyśmy w każdym sezonie mieli tydzień, podczas którego można byłoby się skupić na tego typu zawodach. To działałoby dobrze na naszą psychikę, łapalibyśmy większy luz, a skoki jako dyscyplina byłyby bardziej różnorodne. Cieszę się, że zorganizowano te zawody, a ja reprezentowałem na nich Słowenię i moją rodzinę.

Wy w ogóle jesteście do siebie podobni? Mam na myśli całe rodzeństwo.

Łączy nas to, że cenimy sobie spokój w życiu i jesteśmy dobrze zorganizowani. Potrafimy zadbać o pewne rzeczy na kilka czy nawet kilkanaście dni do przodu.

A co was dzieli?

Peter jest najspokojniejszy. Nie denerwuje się, nie okazuje zbyt wielu emocji. Zawsze potrafił poradzić sobie z różnymi problemami. Cene [zakończył trochę niespodziewanie karierę w 2023 roku – przyp. red.] to gość, który wręcz potrzebuje, by jednocześnie działo się wiele rzeczy. Jest dobry praktycznie we wszystkim i dobrze znosi stresujące sytuacje. A ja? Cenię sobie wolność i przestrzeń. Jestem osobą, która, gdy zainteresuje się czymś, musi dowiedzieć się o tym jak najwięcej. Na pewno jestem największym nerdem w całej rodzinie (śmiech).

Weźmy dzieciństwo. Nie czytałem normalnych bajek o zwierzętach, nie oglądałem typowych kreskówek. Interesowało mnie, jak działa świat, a jeżeli chciałem dowiedzieć się czegoś o jakimś zwierzęciu, otwierałem encyklopedię. Dużo przeczytałem różnych encyklopedii, naprawdę. Moja mama pracuje w bibliotece i często podrzucała mi różne książki, który wielu osobom wydałyby się dziwne, ale ona wiedziała, że mnie zainteresują.

Co teraz czytasz?

Książkę Larry’ego Alexandra opowiadającą o samurajach. O skoczkach często mówi się, że musimy mieć niesamowitą psychikę, by odbić się i lecieć przez 130 czy ponad 200 metrów. Samurajowie robili coś zupełnie innego, ale inspirują mnie, bo myślę, że musieli radzić sobie z jeszcze większym stresem i mieć silniejszy umysł. Włożyć jeszcze więcej energii w jedną prostą rzecz, żeby odnieść sukces.

Lubię też biografie. Niedawno przeczytałem książkę o Elonie Musku. Niesamowita jest w jego życiu ta zdolność błyskawicznego przyswajania różnych rzeczy. Brakowało mu pieniędzy, by kupić sprzęt od Rosjan? To zdecydował się zbudować coś podobnego samemu. Ten gość już w 1995 roku, przed erą powszechniejącego internetu, stworzył startup Zip2, który pomagał wyszukiwać dane i kodować je. Szczególnie cenię ludzi, którzy chcą czegoś, uczą się i po prostu działają. Można to trochę przenieść do skoków narciarskich – w naszym sporcie na początku często jest pewne wyobrażenie, co możesz zmienić w locie czy w sprzęcie, a później ważne jest, by, mając odpowiednią wiedzę, przełożyć to na działania na skoczni.

Rozmawialiśmy o braciach. A co najbardziej podziwiasz u Niki?

Ma niezwykły umysł, który pozwolił jej osiągnąć szczyt w swojej dyscyplinie w wieku 20 lat. Dominować. Ona zachowuje spokój: ciągle jest sobą, mimo tego wszystkiego, co dzieje się dookoła. Nie przejmuje się tym. Jest też osobą o dużej samoświadomości. Wie, co robić, by była jak najbardziej szczęśliwa. A przy tym ma swoje własne zasady i wiele od siebie wymaga. Potrafi zrobić wszystko, by osiągnąć jakiś cel.

Nika i Domen Prevcovie 

Czytałem artykuł o tym, że na twoją dyspozycję w tym sezonie miało spory wpływ spotkanie z trenerem Austriaków Andreasem Widhoelzlem, do którego doszło, trochę przypadkiem, w saunie. O co chodziło?

To nie był Widhoelzl, tylko jego asystent. Autor tamtego tekstu popełnił błąd. Ale reszta się zgadza. Zaczęliśmy w saunie rozmowę, która okazała się bardzo interesująca. Ten człowiek opowiadał mi o tym, jak udało im się sprawić, że mają pięciu zawodników w czołówce klasyfikacji Pucharu Świata. Miałem wielkie oczy, słuchałem każdego słowa. To nie była jakaś tajemna wiedza, część pokrywała się z tym, co mówią nasi trenerzy, ale gdy słyszysz tego typu rzeczy od konkretnego człowieka, w odpowiednim momencie, to może naprawdę mocno na ciebie wpłynąć. U mnie pojawiła się myśl, że jeżeli będę naciskał jeszcze mocniej i przestanę przejmować się niepotrzebnymi rzeczami, które leżą mi w głowie, będę silniejszy, a reprezentacja Słowenii może choć trochę być jak Austriacy.

Porozmawiajmy o innej reprezentacji. Jak bardzo zmieniło się twoje postrzeganie skoczków z Norwegii po tym, jak wykazano ich oszustwo w sprawie kombinezonów, a później ich zawieszono?

To trudny temat. Pod koniec sezonu starałem się trzymać od niego z daleka. Nie chciałem o tym czytać ani nawet za wiele rozmawiać. Skupiałem się na sobie i na mojej reprezentacji. To jeden z takich tematów, które sprawiają, że myślisz o tym i w żaden sposób to nie pomaga ci dalej skakać. Gdybym zastanawiał się nad tym dłużej i ciągle miał to w głowie, na pewno w końcówce sezonu nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem.

Na pewno to, co się wydarzyło, nie było dobre dla skoków narciarskich. Gdy usłyszałem o tej sprawie i było o niej najgłośniej, powtarzałem sobie w głowie tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”. „Po co ktoś zdecydował się działać w ten sposób?”. Myślę, że swoje dołożył fakt, że mistrzostwa odbywały się w Norwegii. Pojawiła się większa niż zazwyczaj presja ze strony mediów i całego kraju, który jest przyzwyczajony do dobrych wyników. Może dlatego komuś przyszło na myśl, by zrobić jeszcze coś więcej, nawet niewłaściwego, jeżeli może to zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu na dużej skoczni.

To jedno pytanie – „dlaczego?” – wciąż siedzi mi trochę w głowie. Gdy Norwegowie wrócą do rywalizacji, nie zamierzam się od nich odwracać. Będziemy rozmawiać, czasami w nieco luźniejszej atmosferze. Może zadam je wtedy komuś z nich.

Skąd człowiek, który zdobywa mistrzostwo świata, zgarnia kryształową kulę za loty i jeszcze bije rekord świata na własnej ziemi, będzie teraz czerpał motywację do skakania?

Szczerze? Po tych osiągnięciach moja motywacja jest największa w życiu. Te wyniki pomogły mi nabrać przekonania, że mogę latać najdalej. W kolejnym sezonie są igrzyska olimpijskie. Do tej pory miałem podejście w stylu: „Wiem, że jestem dobry, ale chyba nie aż tak, by poważnie myśleć o złotych medalach”. Pamiętam początek niedawno zakończonego sezonu. Skakaliśmy w Lillehammer, było mi ciężko . Pomyślałem wtedy, że może wystąpię w najbliższych igrzyskach, a później zakończę karierę i zajmę się w życiu czymś innym.

Medale z Trondheim i rekord świata przywróciły mi wiarę. Widzę, że jeżeli pewne rzeczy, dotyczące treningu czy kombinezonów, poukładają się, efekt może być świetny. Teraz już wiem, że w kolejnym sezonie będę mierzył w najwyższe cele.

ROZMAWIAŁ: JAKUB RADOMSKI 

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Kamil Gapiński
27
Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Polecane

Anglia

Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Kamil Gapiński
27
Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!