Krzysztof Ratajski w ćwierćfinale mistrzostw świata! Wielki turniej Polaka

Sebastian Warzecha

30 grudnia 2025, 15:03 • 6 min czytania 6

Po wielkich emocjach z trzeciej rundy, liczyliśmy i tym razem, że Krzysztof Ratajski dostarczy nam kolejne. Polak grał bowiem o drugi w karierze ćwierćfinał mistrzostw świata, a przy okazji o mecz z Lukiem Littlerem, najlepszym darterem świata. Przy tarczy razem z nim stanął Luke Woodhouse, gracz rozstawiony, ale i taki, którego Ratajski regularnie do tej pory ogrywał. I zrobił to po raz kolejny! Polak wygrał w sześciu setach i po raz drugi w karierze wystąpi w ćwierćfinale mistrzostw świata. Wielki jest ten turniej Polskiego Orła, oj wielki!

Krzysztof Ratajski w ćwierćfinale mistrzostw świata! Wielki turniej Polaka
Reklama

Krzysztof Ratajski to zrobił! Polak zagra z Littlerem

Zasada jest prosta: jeśli Krzysztof Ratajski ma awansować daleko w mistrzostwach świata, stanie się to po meczach pełnych dramaturgii. Gdy w 2020 roku doszedł do ćwierćfinału mistrzostw świata, to z Gabrielem Clemensem w IV rundzie skończyło się na tym, że obaj zostali na podwójnej jedynce. Niżej zejść się nie dało. Kto tego double’a trafił, ten awansował do kolejnej rundy. Udało się wtedy Polakowi. W tym roku Ratajski też już zaliczył starcie niesamowite – w III rundzie, z Wesleyem Plaisierem.

Reklama

Polak przegrywał 1:3 w setach. Wydawało się, że jest po meczu. A potem wygrał jednego seta. W kolejnym Holender miał trzy lotki meczowe i nie skorzystał z żadnej z nich. Ratajski wykradł mu i tę partię. A skoro zmartwychwstał na dystansie tego spotkania, to zamierzał z tego skorzystać – w siódmym secie był już bezapelacyjnie lepszy.

Awansował do IV rundy. Po raz drugi w karierze. A w meczu z Lukiem Woodhousem chodziło o to, by też po raz drugi wejść do ćwierćfinału.

Faworytem na papierze był rywal Polaka. Woodhouse to gracz rozstawiony z „25” w tym turnieju, Ratajski w ogóle, bo miał za sobą trudny czas. Ale w ich bezpośrednich starciach było do tej pory 4:1 dla „Polskiego Orła”, który sobie z Anglikiem radził – również w tym roku, bo ostatni mecz grali w lutym. I wygrał wtedy Krzysztof.

– Woodhouse to zawodnik na poziomie Ryana Joyce’a, którego Krzysiek pokonał już tutaj w drugiej rundzie. To nie jest gość o jakimś większym doświadczeniu w późniejszych fazach, szczególnie w mistrzostwach świata. Jeżeli Ratajski zaprezentuje podobny poziom, co w poprzednich meczach, ma duże szanse na wygraną, choć to powinno być dość wyrównane spotkanie. Nie zdziwię się, jak obejrzymy przynajmniej sześć setów – prognozował w rozmowie z Weszło Kuba Łokietek, komentujący starcia Polaka.

CZYTAJ TEŻ: LOKALNY PUB, RZUCENIE PRACY I DOŁEK PSYCHICZNY. HISTORIA KRZYSZTOFA RATAJSKIEGO

I faktycznie, obejrzeliśmy mecz na dystansie. Choć nie było to starcie dorównujące temu z poprzedniej rundy – bo akurat oglądaliśmy sporo falowania, obaj darterzy mieli swoje lepsze i gorsze momenty.

Więcej jednak tych pierwszych miał Krzysztof Ratajski. Jeszcze raz podkreślmy: Polak jest w ćwierćfinale mistrzostw świata!

Sinusoida. Ratajski raz dobry, a raz rozstrojony

Dziwny był to momentami mecz. Właściwie co seta obaj zamieniali się tym, jak grają. Jeśli w pierwszym secie Woodhouse nie trafiał podwójnych, to w drugim nie trafiał ich Ratajski. Jeśli w pierwszej partii Polak dorzucał sporo punktów co podejście, to w drugiej robił to Anglik. I tak dalej, i tak dalej… W każdym razie – pierwszy set był w wykonaniu Ratajskiego naprawdę dobry. Na początku co prawda po przełamaniu licznika rywala, sam stracił swój, ale potem podniósł poziom gry i wygrał dwa kolejne legi.

Było 1:0 i to Ratajski miał swojego seta, ale z tego nie skorzystał. Kompletnie nie siedziały mu podwójne. A mimo tego i tak otrzymał szansę na wygranie seta – przy 1:2 w legach miał dwie lotki na podwójnej „16”. Nie trafił ani jednej, a Woodhouse chwilę później seta zamknął. To mogło zaboleć. W kolejnej partii Anglik był blisko perfekcji – rzucił idealnych osiem lotek, do nine dartera (i 60 tysięcy funtów!) została mu tylko podwójna „12”. Ale spudłował. I to znacznie. Sami zobaczcie na miłą reakcję Polaka.

I to był moment zwrotny, bo Woodhouse kompletnie po tym pudle siadł. Nie zdołał zamknąć tego lega nawet w kolejnym podejściu. Wykradł mu go Ratajski, który potem wygrał i całego seta. I to była znakomita wiadomość, bo Anglik nie tylko się nie nakręcił, ale i został skarcony za swoje błędy. Problem w tym, że Ratajski też kompletnie tego momentum nie wykorzystał – w kolejnym secie jego średnia kompletnie siadła, z rzadka dorzucał potrójną, o dwóch na podejście nie było mowy. Tylko temu, że i rywal się męczył, zawdzięcza fakt, że był w stanie w tym secie powalczyć. To były męczarnie dla obu, źle się ten fragment oglądało.

O wygraniu seta go nie było mowy. Polak był w tym akurat momencie meczu zbyt słaby. Ogółem spotkanie zdecydowanie nie stało na poziomie tego z Plaisierem. W pierwszych czterech setach mieliśmy najwyżej momenty, nic więcej. Czuć było nerwy, wagę spotkania – nie tylko ćwierćfinał, ale i potencjalny mecz z Lukiem Littlerem. Każdego seta wygrywał ten, kto akurat lepiej te nerwy opanował.

Traf chciał, że obaj się w tym aspekcie wymieniali. Było więc 2:2.

Krzysztof Ratajski wyrównał życiówkę!

Kolejne dwa sety poszły jednak po myśli Ratajskiego, choć nie obyło się bez nerwówki. Choćby w legu, gdy Woodhouse dwukrotnie nie wbił lotki w tarczę, przez co stracił sporo punktów. Ratajski mógł wtedy mieć swoją na wygranie tej małej partii, a zamiast tego… nie trafił w singlową „20” i musiał się ustawiać. Anglik mógł zamknąć 120, ale nie trafił tzw. topa i tylko dlatego Polak wrócił do tarczy i lega ostatecznie ugrał. Błędy wciąż więc się zdarzały i wciąż było ich sporo.

Ratajski ich liczbę z czasem ograniczył, a Woodhouse – wręcz przeciwnie.

Im dalej w mecz, tym bardziej Anglik wydawał się zniechęcony, rozdrażniony tym, jak wygląda jego gra. Bo i faktycznie, jego średnia w całym meczu (91,40) była daleka od idealnej. A bywało, że spadała poniżej 90. Owszem, to on dorzucił więcej maksów, ale był znacznie mniej regularny – również pod kątem trafiania podwójnych, gdzie jego wynik to 10/27 udanych rzutów. Ratajski pod tym względem wyglądał lepiej – zamknął 14 na 31 prób. I to okazało się decydujące.

Tym razem obyło się też bez tak wielkich emocji – bo ten ostatni set szedł już pod dyktando Ratajskiego. To on ustalał warunki i doszedł do lotek meczowych. Pierwszej nie wykorzystał. Druga jednak trafiła dokładnie tam, gdzie miała – czyli w podwójną „16”. Ratajski wygrał 4:2, po dobrym meczu – choć ze słabymi momentami – i wyrównał życiowe osiągnięcie.

A teraz? Teraz już nic nie musi. Z pewnością jednak sprzyjać będzie mu publiczność w Alexandra Palace, która dopinguje rywali Luke’a Littlera, bo woli outsiderów. A otrzymać od tej publiki taki doping to dla Polaka może być naprawdę miłym przeżyciem. Podobnie jak każdy ugrany set.

Choć sam Ratajski mówił niedawno, że chciałby wygrać cały turniej. Marzyć z pewnością mu nie zabronimy.

Fot. Newspix

Więcej o darcie na Weszło:

6 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne sporty

Inne sporty

Lokalny pub, rzucenie pracy i dołek psychiczny. Historia Krzysztofa Ratajskiego

Jakub Radomski
10
Lokalny pub, rzucenie pracy i dołek psychiczny. Historia Krzysztofa Ratajskiego
Inne sporty

Ratajski uciekł spod topora i wygrał! Polak w czwartej rundzie MŚ

redakcja
10
Ratajski uciekł spod topora i wygrał! Polak w czwartej rundzie MŚ
Reklama
Reklama