Iga Świątek już jutro około 16 rozegra swój pierwszy mecz w tegorocznym French Open. Polka w Paryżu powalczy o trzeci tytuł, obronę tego sprzed roku, ale też o utrzymanie pozycji liderki rankingu. Presja jest więc spora, ostatnie wyniki nieco gorsze niż rok temu, ale nikt nie ma wątpliwości, że Iga pozostaje największą faworytką turnieju, nawet jeśli rywalki grają na wyższym poziomie niż w poprzednim sezonie. Co warto wiedzieć przed jej spotkaniem z Cristiną Bucsą?
Spis treści
Być jak Henin
Obrona tytułu? Trudna rzecz, w jakimkolwiek turnieju. Nie liczymy tu oczywiście przypadków najwybitniejszych tenisistów w historii – takich jak Rafa Nadal, który w Paryżu zawładnął kortami i wygrywał we French Open 14 razy. To inna półka, do której Iga Świątek jak na razie wyłącznie stara się nawiązać i być może kiedyś będzie mogła powiedzieć, że faktycznie jej się to udało.
A dwa tytuły w Roland Garros z rzędu byłyby ku temu całkiem niezłym krokiem.
W kobiecym tenisie w ostatnich latach to bowiem rzadkość. Ostatnia obrona wielkoszlemowego tytułu zdarzyła się… niemal siedem lat temu! Serena Williams wygrała wtedy po raz drugi z rzędu na Wimbledonie, turniej, na którym zawsze grało jej się najlepiej. Potem nie udało się to już nikomu. Swoją drogą nawet wygrywanie więcej niż dwóch turniejów wielkoszlemowych w karierze, to w ostatnim czasie w WTA rzadkość. Iga, ze swoimi trzema, już jest w gronie najlepszych zawodniczek w XXI wieku.
Tyle samo wielkoszlemowych tytułów na koncie mają choćby Jennifer Capriati, Angelique Kerber czy Ash Barty. Więcej, od początku XXI wieku licząc, zdobywały jedynie najlepsze tenisistki: Kim Clijsters (4), Naomi Osaka (4), Marija Szarapowa (5), Venus Williams (5), Serena Williams (22!) i wreszcie Justine Henin (7). Umyślnie zostawiliśmy Belgijkę na koniec. Bo to do jej osiągnięcia może nawiązać w tym roku Iga Świątek.
Henin jest bowiem ostatnią tenisistką, która obroniła tytuł w Paryżu. W latach 2005-2007 wygrywała trzy razy z rzędu, a ogółem tytuły na tamtejszej mączce ma w dorobku cztery. Punkt wspólny z Igą? Po wygraniu pierwszego miała rok przerwy, a potem to już poszło. Nikt w Polsce zapewne by nie narzekał, gdyby Świątek też odniosła teraz trzy triumfy z rzędu. A już na pewno nie ona sama, w końcu to jej ulubiony turniej. – Zawsze mam dodatkową motywację, żeby tutaj przyjeżdżać i trenować. To dla mnie przyjemność grać tutaj, kocham Paryż. Jestem naprawdę bardzo podekscytowana, że pojawiłam się tutaj po raz kolejny – mówiła po losowaniu drabinki.
CZYTAJ TEŻ: GRA O TRON, CZYLI KTO PRZEJMIE SCHEDĘ PO RAFIE NADALU?
To nie będzie jednak łatwe zadanie. Wiadomo, że najlepsza tenisistka zawsze ma na sobie skupioną uwagę fanów, mediów, ekspertów, a także rywalek. Presja w takiej sytuacji rośnie, Iga mierzyła się z tym już w 2021 roku, wtedy nie wytrzymała. W zeszłym roku za to grała jak nakręcona, wydawało się, że nie ma szans, by turniej przegrała. I faktycznie ich nie było. W tym roku te szanse na pewno widać, ale z drugiej strony – jak zauważała choćby Barbara Schett, była tenisistka, a dziś ekspertka i komentatorka, na łamach „Super Expressu”:
– Myślę, że ona wciąż często musi zmuszać się do tego, żeby grać jeszcze bardziej agresywnie. Ma wciąż tendencję do wycofywania się. Fizycznie jest niesamowicie przygotowana. Jest szybka i z pewnością najbardziej sprawna spośród wszystkich zawodniczek, a przynajmniej jedna z najsprawniejszych. Cały czas pracuje nad sferą mentalną, a myślę, że kiedy jesteś numerem 1 w rankingu, to jedna z najważniejszych rzeczy, bo trzeba utrzymać odpowiedni poziom motywacji i wyznaczać sobie nowe cele. Myślę, że tu wykonuje wspaniałą robotę. Nigdy nie można lekceważyć mentalnej sfery. Obserwowaliśmy to przez wiele lat na przykładach Federera, Nadala, Djokovicia czy Sereny Williams. Nie możesz stać w miejscu, zawsze musisz się rozwijać. I ona to robi. To mogą być małe rzeczy, na przykład procent skuteczności jej forhendu, uderza go z coraz większą precyzją. Także jeżeli chodzi o bekhend czy częstsze atakowanie przy siatce. Ona jest tego bardzo świadoma i konsekwentnie staje się coraz bardziej kompletną zawodniczką.
Iga jest więc coraz lepsza i to musi nas cieszyć. Ale lepsze stają się też jej rywalki, które w tym sezonie urosły w siłę. I to bardzo.
Wielka Trójka
Chodzi głównie o dwie zawodniczki – Arynę Sabalenkę i Jelenę Rybakinę. Obie to finalistki Australian Open, Aryna tam wygrała, Jelena za to triumfowała w ubiegłorocznym Wimbledonie. Do tej pory wydawały się specjalistkami od kortów twardych i trawiastych, czyli szybkich. Ale pokazały już, że i na mączce potrafią zagrać świetnie. Obie mają w tym sezonie na koncie nawet triumfy nad Igą właśnie na tej nawierzchni. Rybakina po kreczu Igi w Rzymie, Sabalenka w finale turnieju w Madrycie.
Nie dziwi, że eksperci podkreślają, jakim zagrożeniem dla Igi będą Białorusinka oraz Kazaszka.
– Moją faworytką jest Świątek, bo myślę, że na mączce jest wciąż krok przed wszystkimi. Myślę jednak, że Sabalenka i Rybakina są w stanie zdmuchnąć ją z kortu, bo uderzają bardzo mocno i potężnie serwują, zwłaszcza Rybakiną. Nie wiem, czy będą w stanie to robić wystarczająco długo, ale kobiety grają do dwóch wygranych setów, a nie do trzech. Dlatego myślę, że takie zawodniczki mogą sprawić problemy Świątek – mówił John McEnroe dla Eurosportu.
Inna sprawa, że te zwycięstwa, oczywiście, mają swoje malutkie uwagi, przypisy można by powiedzieć. To Jeleny naznaczone jest urazem Igi, przez który ta zeszła z kortu w Rzymie, nie chcąc ryzykować jego pogłębienia się. Owszem, Rybakina w tamtym meczu potrafiła sprawić Polce problemy, urwała jej w końcu seta, ale nie dowiemy się, co stałoby się ostatecznie w trzeciej partii. Z kolei Aryna w Madrycie triumfowała w specyficznych, typowych dla tego turnieju warunkach, które – jak na mączkę – wyjątkowo ją premiowały.
– Aryna Sabalenka jest bardzo niebezpieczną zawodniczką. A teraz jeszcze będzie pełna wiary, że może pokonać Igę na mączce. Jej styl jest bardzo agresywny, a jeżeli chcesz pokonać Igę, musisz spróbować ją zdominować, grając bardzo szybko, mocno i potężnie serwując. Jestem jednak przekonana, że warunki w Madrycie związane z wysokością [ponad 600 m n.p.m – przyp. red.] i szybsze tempo gry bardzo Arynie pomogły. W Paryżu będzie zupełnie inaczej. Nie będę zaskoczona, jeżeli gra będzie tam znowu bardzo wolna, szczególnie gdy zrobi się chłodno. Aryna jest największym zagrożeniem dla Igi, ale moim zdaniem nie zagrozi jej na French Open – mówiła Schett.
W każdym razie: już teraz możemy napisać, że w kobiecym tenisie wykształciła nam się Wielka Trójka. Na razie nie wiadomo, na jak długo, ale o ile rok temu Iga na szczycie była właściwie sama, tak w tym roku Aryna i Jelena doskoczyły do jej poziomu. A przecież czasem potrafi to robić też Barbora Krejcikova, która też już Świątek w tym sezonie pokonała (w Dubaju), a w zeszłym udało jej się to w Ostrawie.
Robi się więc ciekawie. Przyznawała to nawet sama Iga na swojej konferencji prasowej.
– Fajnie jest mieć kogoś, kto cały czas cię obserwuje. Gramy ze sobą tak często, że taktycznie znamy się bardzo dobrze. Musimy też wymyślać nowe rozwiązania, co jest ekscytujące, bo wcześniej nie przechodziłam przez to w trakcie kariery. Myślę, że tak jest w przypadku, gdy trzy najlepsze tenisistki grają ze sobą tak często – mówiła polska tenisistka.
Czy znajdzie rozwiązania, które pomogą jej wygrać w Paryżu? Wszyscy na to liczymy, jednak przede wszystkim – premiować powinny ją warunki. Z tego, co mówią tenisiści, korty znów są dość wolne, co powinno utrudnić życie i Arynie, i Jelenie, a do tego dochodzą piłki, które ponoć nie latają tak szybko, jak powinny. Iga potrafi się do takich sytuacji dostosować – warto przypomnieć choćby wygrane przez nią ubiegłoroczne US Open, gdy długo narzekała na to, jak gra jej się tamtejszymi piłkami, ale tej gry ostatecznie się nauczyła.
A potem podniosła w górę trofeum za zwycięstwo. Czy w tym roku w Paryżu też to zrobi?
Trudna drabinka i sprawy zdrowotne
Rzut oka na drabinkę mówi, że nie będzie jej łatwo. O ile pierwsze trzy mecze nie powinny być dla Igi większym problemem – zacznie od starcia z Cristiną Bucsą, którą ograła w Australian Open, potem najpewniej zmierzy się z Claire Liu, którą rozniosła w Indian Wells, a na koniec trafi najpewniej na Marię Bouzkovą (32. w rankingu WTA) – o tyle od czwartej rundy zaczną się ciężary. Tam bowiem czekać powinna na nią Barbora Krejcikova (opcjonalnie Wiktoria Azarenka lub Bianca Andreescu).
Jak wspomnieliśmy – Czeszka wygrała dwa ostatnie mecze z Igą, oba w finałach, ale też oba rozegrano na nawierzchni twardej. Na mączce Iga jest zawodniczką lepszą, ale i Barbora potrafi na niej grać znakomicie, jest w końcu triumfatorką French Open sprzed dwóch lat, a gdyby nie problemy zdrowotne, to pewnie i rok temu doszłaby w tym turnieju daleko. Jeśli Idze uda się pokonać Czeszkę, to ćwierćfinał powinien być łatwiejszy – niezależnie od tego, czy zagra w nim z Coco Gauff, Wieroniką Kudiermietową, czy też jakąkolwiek inną tenisistką.
Półfinał i finał to jednak największe wyzwanie. Jeśli bowiem po drodze nie będzie żadnej sensacji, trafi tam na wspominane już wielokrotnie dwie zawodniczki – najpierw Jelenę Rybakiną, potem Arynę Sabalenkę. Choć sensacji wykluczyć nie można, bo Aryna choćby nigdy – do tej pory – nie uchodziła za specjalistkę od mączki. Ale może teraz zacznie? Sugerował to choćby McEnroe:
– Wygląda na to, że w aspekcie serwisu znalazła złoty środek, ale własne podanie zawsze może być problemem. Serwis jest najważniejszym uderzeniem w tenisie. Bez względu na to, kim jesteś, ludzie patrzą na to, jak podajesz. Spójrzmy na Daniiła Miedwiediewa, który nagle zdał sobie sprawę, że jeśli poprawi tę kwestię, to poprawa wyników może przyjść nawet na kortach ziemnych. Może większe skupienie, więcej treningu, więcej przygotowań mentalnych pomogło jej pokonać problem. Oczywiście zawsze, gdy wygrywa się pierwszy turniej wielkoszlemowy, jest się innym zawodnikiem. Myślę, że czuje się teraz o wiele pewniej – mówił Amerykanin.
Faworytką ich opcjonalnego starcia (a także tego wcześniejszego, z Jeleną Rybakiną) będzie oczywiście Świątek. Ale nie taką, jaką byłaby przed rokiem, gdy na mączce po prostu nie przegrywała. Teraz – poza tym, że radzi sobie gorzej – dochodzi jeszcze jeden ważny aspekt: jej zdrowie. W tym sezonie przez uraz przegapiła już przecież turniej w Miami, a w Rzymie wycofała się w ćwierćfinale. Na razie jednak wieści są dobre.
– Mogę powiedzieć, że będę gotowa na pierwszą rundę. Zakończenie meczu w Rzymie nie było łatwą decyzją. Przeanalizowaliśmy potem wszystko, dostałam też diagnozę, która okazała się pozytywna. Będę gotowa. […] Generalnie wydaje mi się, że to wymagający sezon. Zwłaszcza po poprzednim, gdzie pobiłam dużo rekordów i ludzie patrzą teraz na mnie inaczej. Cieszę się, że gram solidny tenis, dochodzę do finałów. To dla mnie potwierdzenie, że idę w dobrym kierunku. Myślę, że poziom w tourze się podniósł. Mamy rywalizację, która sprawia, że czuję motywację do tego, by się rozwijać i poprawiać – mówiła Iga na antenie Eurosportu.
Trzymajmy się więc tego, że w porównaniu do poprzednich turniejów nastąpi poprawa i Iga wróci do tego, co było w Stuttgarcie – tam wygrała, w finale pokonując Sabalenkę. Swoją drogą Polka dodawała też, że ona raczej nie patrzy na drabinkę, a skupia się na kolejnym meczu. Więc i my zostawmy na razie te rozważania, przechodząc jednak do innych.
Utrzymać się na szczycie
Iga Świątek rozpoczęła dziś 61. tydzień w roli liderki rankingu WTA. I to wynik fantastyczny, dołoży do niego zresztą na pewno jeszcze jeden tydzień, ale już po Roland Garros może spaść z miejsca na szczycie. I to mimo tego, że na starcie sezonu miała aż 7160 punktów przewagi nad Aryną Sabalenką (i 6030 nad drugą wówczas Ons Jabeur), która teraz jest Polki najbliżej. Winne temu, że obie zawodniczki się do siebie zbliżyły, są dwa czynniki.
Po pierwsze, znakomita forma Sabalenki. Dla Białorusinki to dużo lepszy sezon od poprzedniego. Triumf w Australian Open to jedno, ale poparły go świetne rezultaty w innych turniejach. Jeszcze przed wyprawą do Melbourne, Aryna wygrała turniej w Adelajdzie. Po wyjeździe z Australii z kolei triumfowała w Madrycie, była w finałach w Stuttgarcie i Indian Wells, a w Miami i w Dubaju dochodziła do ćwierćfinałów. Tylko w Rzymie zaliczyła wpadkę, gdy już w pierwszym meczu przegrała z Sofią Kenin.
W rankingu Race – liczącym punkty tylko za ten sezon – Aryna ma ich 4910 i przewodzi stawce. Iga jest trzecia, z dorobkiem 3155 oczek. To wciąż świetny wynik, ale w porównaniu do zeszłego roku Polka sporo straciła. Wtedy, w miesiącach poprzedzających Roland Garros, uzbierała już 5290 punktów. I to czynnik drugi. Sporo – bo aż 685 oczek – Iga straciła w tym roku w Rzymie (w zeszłym sezonie tam wygrała i zgarnęła 900 punktów), przez wycofanie w ćwierćfinale, ale to akurat odrobiła finałem w Madrycie (650). Poważniejsze okazały się straty poniesione brakiem występu w Miami (odpadło jej tam 1000 punktów) i szybszą porażką w Australian Open (540), oraz kilkoma innymi, nieco słabszymi występami. Na Roland Garros broni za to 2000 oczek.
Jej przewaga nad Aryną to z kolei tylko 1399 punktów. Do tego Sabalenka ma w Paryżu do obrony ledwie 130 punktów, bo rok temu odpadła tam w III rundzie. Efekt? Iga może stracić pozycję liderki rankingu nawet jeśli zagra w finale! Scenariuszy na to wszystko jest kilka. Przede wszystkim, żeby dać sobie w ogóle szansę utrzymania się na szczycie, Polka musi dojść co najmniej do półfinału. Jeśli tego nie zrobi, pozycję liderki rankingu na pewno straci, niezależnie od wyniku Białorusinki (która jest już w drugiej rundzie).
A gdy już Polka znajdzie się w półfinale, wygląda to tak:
- Świątek UTRZYMA pozycję liderki, jeśli Sabalenka nie dotrze do ćwierćfinału;
- Świątek UTRZYMA pozycję liderki, jeśli dojdzie do finału, a Sabalenka odpadnie wcześniej;
- Świątek UTRZYMA pozycję liderki, jeśli wygra turniej (niezależnie od wyniku Sabalenki);
- Świątek STRACI pozycję liderki, jeśli przegra w półfinale, a Sabalenka też do niego dojdzie;
- Świątek STRACI pozycję liderki, jeśli przegra w finale z Sabalenką.
Sprawa jest więc w teorii prosta – żeby na pewno pobyć jeszcze kilka tygodni na czele, Polka po prostu musi w Paryżu triumfować. Gdyby to jej się nie udało, pozostaje matematyka. Chyba że sensacyjnie odpadłaby już przed półfinałem, ale mamy nadzieję, że akurat to się nie wydarzy. Co do Sabalenki – ona na konferencjach prasowych zapewniała już, że jest gotowa zostać liderką. Biorąc pod uwagę jej grę, faktycznie można wierzyć w te słowa. Choć równocześnie podkreślała, że ma to być konsekwencją jej występów, a nie głównym celem.
– Za każdym razem, gdy koncentruję się na punktach, miejscach w rankingu czy wynikach, to nie pokazuję swojego najlepszego tenisa. Zamierzam skupić się w czasie turnieju na sobie, na mojej grze i zobaczymy, co to przyniesie – mówiła Białorusinka. I to podejście bliskie też Idze Świątek. Dlatego możemy zakładać, że po swoich meczach choć cały tenisowy świat będzie o tym dyskutować, to one nie będą o rankingach w ogóle wspominać.
Bo i po co nakładać na siebie dodatkową presję?
Bodyguard na pomoc
Co do presji, to organizatorzy French Open udostępnili zawodnikom ciekawe narzędzie – zwie się Bodyguard i zostało opracowane przez jedną z francuskich firm. Co robi? Filtruje obraźliwe komentarze w mediach społecznościowych sportowców, wykorzystując w tym celu sztuczną inteligencję. Jeśli wykryje jakieś zawierające nieprzyzwoite słowa, zablokuje je.
Francuzi sami poinformowali, że „narzędzie to ma na celu ochronę graczy, ich zdrowia psychicznego oraz wyrzucanie ludzi, którzy szerzą swoją agresję i nienawiść w sieciach społecznościowych”, ale pozostawili graczom wybór, czy chcą z niego skorzystać. Narzędzie ma, oczywiście, pomóc im skupić się na grze, a nie na tym, co dzieje się pod ich zdjęciami czy postami.
CZYTAJ TEŻ: TYDZIEŃ ZE SZTUCZNĄ INTELIGENCJĄ. WSZYSTKIE TEKSTY W JEDNYM MIEJSCU
Iga Świątek zdecydowała się go użyć. Miała ku temu dobre powody.
– Komentarze? Najbardziej rażące i naruszające osobiste granice są chyba sugestie, że Iga udaje kontuzje. Sporo było też takich treści po meczu z Rybakiną w Rzymie, że to na pewno nie była kontuzja, tylko, że to to był na pewno atak paniki. Nie do przyjęcia są takie niby diagnostyczne treści. Tego rodzaju komentarze są absolutnie krzywdzące i bardzo mocno wpływają na każdego, kto ich doświadcza. Kropka. Albo jeszcze jedno – wyobrażam sobie, że pod naszą rozmową pojawiają się komentarze, że jeśli na Igę coś takiego wpływa, to znaczy, że jest słaba. […] Nie, nie jest słaba. Każdy, kto otrzymywałby takie treści, byłby nimi dotknięty. Absolutną niemożliwością jest być z teflonu, od którego wszystko się odbija – mówiła Daria Abramowicz, psycholog pracująca ze Świątek, na łamach sport.pl.
Problem cyberprzemocy w sporcie to nie nowość, wielokrotnie komentarze z obraźliwymi treściami w social mediach udostępniała choćby Magda Linette. Teraz zawodnicy dostali narzędzie do obrony przed nimi i nie można się dziwić, że Iga postanowiła z niego skorzystać. Pozostaje mieć nadzieję, że pomoże jej ono w wygraniu turnieju.
Bo nie ulega wątpliwości, że to nie tylko nasze marzenia, ale i jej główny cel. W końcu w Paryżu już dwukrotnie była najlepsza. Czas na hat-tricka.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj więcej o innych sportach: