Młodzieżowy reprezentant Polski Filip Luberecki jest nastawiony na sukces i zafiksowany na punkcie pracy. Dba o sen, dietę oraz regenerację. Jest „otwarty na wszystko” i szuka „0,2% przewagi”. Uważa, że Ekstraklasa nie jest jego sufitem, chociaż już osiągnął coś, czego nikt mu nie wróżył. W rozmowie o piłce zawodnik Motoru Lublin z pasją opowiada o detalach taktycznych i szczegółach funkcjowania zespołu. Zaraził się tym od trenerów – Goncalo Feio i Mateusza Stolarskiego. Poznajcie obrońcę, o którym wkrótce będzie głośno.

Podobno przedłużyłeś sobie sezon i zamiast odpoczywać, szykowałeś się do Euro.
Od piłki odpocząłem, ale ciało musi być gotowe, więc ćwiczyłem fizycznie na siłowni, na boisku. Trenowałem technikę biegu, pracowałem nad kondycją. Euro będzie wymagające, trzeba się przyszykować. Potraktowałem to tak, że sezon jeszcze się nie skończył i mogę ten tydzień dobrze zagospodarować.
Skąd tyle chęci, żeby dodatkowo pracować w tej krótkiej przerwie?
Po prostu taki jestem. Wiedziałem, że są małe rezerwy w zakresie fizycznym. Mam swojego trenera motorycznego i stwierdziłem, że to będzie najlepszy pomysł. Nie wiem, czy przerwa coś by mi dała. Mentalnie odpocząłem, to najważniejsze. Ciało musiało stać się jeszcze lepsze i ten cel osiągnąłem. Odpocznę po Euro.
Masz jakieś wyobrażenie tego turnieju? Starcia z topowymi drużynami?
Skupiam się na tym, co mogę zrobić na boisku, to mój priorytet. Wiem, że to będą najlepsi zawodnicy z Europy, ale to fajna rywalizacja, zmierzyć się z kimś takim. Wyzwanie, ale pozytywne.
Sprawdzałeś jakieś nazwiska?
Dostałem screena, że Desire Doue czy Bradley Barcola pojechali na „jedynkę” i ich nie będzie.
Żałujesz, że nie będzie szansy powalczyć z takim Doue?
Chciałbym się sprawdzić na niego, Cherkiego czy Barcolę, bo to jednak najwyższy poziom. Nawet gdybym przegrał takie pojedynki, to nadal byłoby to cenne doświadczenie. Ale nawet bez nich nie przyjedzie byle kto, to będą najlepsi piłkarze w danym wieku i kraju.
Jesteś świeżakiem w kadrze U-21. Jak się czujesz po przeskoku do wyższej kategorii wiekowej?
Indywidualna jakość jest dużo wyższa. Wiedziałem, że zapracowałem na to powołanie, ale wiedziałem też, że przyjechałem z zewnątrz i muszę pokazać swoje umiejętności, bo w ten sposób najłatwiej zaaklimatyzować się w każdej drużynie. Tak zrobiłem i czuję się komfortowo.
Jak patrzysz na poziom rywalizacji w meczach młodszych reprezentacji i kadry U-21, to widzisz drastyczną różnicę?
Nie, bo Ekstraklasa to też nie jest byle jaki poziom. Liga rośnie, jest bardzo intensywna, fizyczna, piłkarskiej jakości też nie brakuje. Porównuje grę w kadrze do Ekstraklasy i z Danią czy Ukrainą nie czułem, że jest jakiś przeskok. To był ten sam poziom.
W szczegółach taktycznych też nie było różnicy?
Na pewno czuć różnicę w grze defensywnej. Na kadrze jest mniej czasu, żeby wypracować jasne zasady w obronie. Z piłką zawodnicy mogą robić więcej w pojedynkach, one mają większe znacznie niż w Ekstraklasie, bo w lidze jest asekuracja, a w piłce młodzieżowej podejście w pressingu czy w obronie niskiej jest bardziej bezpośrednie.

Filip Luberecki na zgrupowaniu reprezentacji Polski
Dla ciebie szybki przeskok z 2. ligi do 1. ligi i od razu do Ekstraklasy był jakimkolwiek problemem?
Skupiam się na tym, co mogę zrobić najlepiej w danej sytuacji. Jeżeli jest potrzeba, żeby robić czegoś więcej, to robiłem więcej. Jeżeli mniej, to mniej. Nie miałem problemu z aklimatyzacją, traktowałem to jak motywację. Cieszę się, że szczebel po szczebelku zaliczam ligi, że nie odstaję.
Co trzeba było dołożyć?
Największa różnica to intensywność. Nie tylko biegowa, ale też szybkość myślenia, analizowania, co w danej sytuacji się dzieje. Fizycznie organizm adaptuje się szybko. Dwa, trzy mecze i już. Intensywność myślenia to trudniejszy temat. Bardzo pomogli w tym trenerzy Goncalo Feio i Mateusz Stolarski. Robili dużo analiz, gdzie na jednej stop klatce omawiali kilka rzeczy. Taką samą liczbę informacji masz w trakcie meczu, wiem wtedy, co w takiej sytuacji zrobić. Omawialiśmy też drużyny z topu, gdzie dzieje się jeszcze więcej, więc nie miałem z tym problemu.
Trenerzy różnie do tego podchodzą. Niektórzy twierdzą, że lepiej ćwiczyć pewne rzeczy poprzez trening, czasami nawet bez świadomości piłkarza o tym, że akurat nad czymś pracuje.
W Motorze mamy jedno i drugie. Czasami odprawy trwają tyle, ile mecz. Jest to męczące, ale wtedy zdajesz sobie sprawę, jak mało wiesz o piłce. Dla mnie to była cenna wiedza, którą myślę, że widać na boisku. Może dlatego tak sprawnie przeskakuję kolejne szczeble?
Musiałeś być zafascynowany tymi wykładami o futbolu.
Siedziałem z szeroko otwartymi oczami. Gdy byłem w Escoli, myślałem, że znam się na piłce. Okazało się, że to był mały procent tego, co tak naprawdę wiedziałem o tym sporcie.
Teraz inaczej patrzysz też na mecze, które po prostu oglądasz?
Patrzę bardzo analitycznie i to jedyny, mały, minus. Nie oszukujmy się, teraz czasami mi się to nudzi! Tych meczów jest coraz mniej, ciężko podchodzić mi do nich kibicowsko, bo w głowie od razu analizuję, co się dzieje.
Jakie rzeczy weszły ci najmocniej w nawyk?
Przed każdym meczem biorę pod uwagę to, jaką formacją gra drużyna przeciwna, gdzie są przestrzenie, które możemy wykorzystać. Czasami jest to aż zbyt schematyczne — gdy idzie do mnie zawodnik, to w ciemno mogę zagrać w dane miejsce, bo wiem, że tam stoi mój kolega, który będzie sam na pozycji i wyjdziemy spod pressingu. Gra w defensywie, krycie w polu karnym, gra w strefie zamiast krycia indywidualnego, które obowiązywało w piłce juniorskiej… Ustawienie ciała, bioder, podanie zewnętrzną i wewnętrzną częścią stopy. Zrozumiałem, jaka piłka jest „prosta”. W cudzysłowie, bo powtórzyć na żywo to, co widzisz na filmie, to jednak nie taka łatwa sprawa.
Która wskazówka najmocniej pomogła ci się rozwinąć?
Nie ma jednej, bo piłka nożna to sport wielofazowy. Wiele elementów musi złożyć się w całość. W obronie pola karnego pomogły mi praca w strefie czy wybloki. W grze ofensywnej to, że mogę wyjść ze swojej strony wspomnianym podaniem w ciemno w konkretną strefę. Wiem też, gdzie dośrodkować piłkę w pole karne, bo wiem, gdzie będą moi koledzy, więc zerkam tylko na przeciwnika i gram w daną strefę.
Nie odbiera to zawodnikowi trochę kreatywności, fantazji?
Trochę się z tym zgadzam, ale to nie tak, że nie mamy swobody. Dzięki schematom łatwiej nam wejść w stan flow na boisku. Dobrze wchodzimy w mecz, łapiemy dobre zagrania, które budują pewność siebie. Wtedy rzeczy wychodzą automatycznie, flow zarządza grą, więc to pomaga wejść w strefę komfortu, która pozwala pokazać siebie. Trener wręcz zachęca nas do tego, żeby wychodzić ze schematów, wchodzić w pojedynki. Czasami nasza gra może wyglądać trochę schematycznie, ale jak widzicie — zrobiliśmy dwa awanse w dwa lata. Wielu zawodników pokazuje się w Ekstraklasie, mimo że zaczynali z Motorem w drugiej lidze.
Na pewno łatwiej funkcjonować w Ekstraklasie, gdy pewne schematy funkcjonowania dają ci przewagę nad rywalem.
One są po to, żeby było prościej. W stanie flow można naprawdę wiele zdziałać. To moment, w którym pokazujesz swoje najlepsze cechy.
Miałeś moment, w którym organizm wysyłał sygnały, że musisz trochę odpocząć, odpuścić, bo przejście z juniora do seniora to duży skok obciążeń, nawet treningowych?
Ciało może naprawdę wiele znieść. Bardziej odczuwałem zmęczenie mentalne, układu nerwowego. Na treningu czy w meczu ciężko było przyśpieszyć, pójść do pressingu. To były znaki, które sygnalizowały mi, że trzeba odpocząć. Wtedy nie tyle rezygnowałem, ile zmniejszałem objętość w dodatkowych treningach. Wiem, jaką pracę muszę zrobić, żeby utrzymać ciało w dobrym stanie, żeby wyglądało lepiej. Czasami po prostu zmniejszam objętość ćwiczeń, żeby głowa odpoczęła. Moją broszką jest też właściwa regeneracja, bo gdy trenujesz, grasz, ćwiczysz dodatkowo, to są to rzeczy obowiązkowe. Chce się dobrze prowadzić, żeby nie mieć kontuzji. Od dwóch lat jestem zdrowy, trzymam dietę, właściwie się prowadzę. Żeby być coraz lepszym, trzeba trenować dodatkowo i mieć do tego paliwo. Dieta czy sprzęt do regeneracji są potrzebne, to klucz do tego, żeby być lepszym.
Jaki to sprzęt?
Klub zapewnia nam saunę, jacuzzi, wodę z lodem, nogawki regeneracyjne. Mamy dostęp do komory tlenowej. Mamy też sesje relaksacyjne z psychologiem, dzięki którym mój układ nerwowy odpoczywa. Piłka nożna to naprawdę złożony sport, w którym detale są kluczowe.
Słyszałem, że od bardzo dawna jesteś zafiksowany na punkcie właściwego prowadzenia się.
Zaczęło się w Escoli. Zauważam, że przynosi mi to efekty, widzę, jaki dzięki temu zrobiłem progres, więc chcę to kontynuować. Poziom idzie w górę, więc cały czas szukam nowych rzeczy, gdzie dołożyć nawet 0,2%, bo na tym poziomie to bardzo, bardzo dużo.
Ktoś mi powiedział, że bardzo się rozwinąłeś od czasów Escoli, bo gdy cię wtedy oglądał, to nie miałeś takiego potencjału, jak twoi koledzy z zespołu.
Też to widziałem. Wielu zawodników jakościowo, fizycznie, technicznie czy motorycznie wyglądało dużo lepiej. Wiedziałem jednak, że mam wokół siebie dobrych ludzi, którzy pomogą mi w każdym z tych aspektów i faktycznie to zrobili. Musiałem tylko i aż dołożyć od siebie tę cegiełkę, pracować. To nie zawsze proste, ale człowiek się do tego przyzwyczaja.
Ciekawe, że można się tak zawziąć w walce o swoje. Miałeś jakiś cel, który ci pomagał w tej drodze?
Nie wiem. Trochę tak mam, że gdy ktoś mówi, żebym coś zrobił, to robię. Trener motoryczny przychodzi i mówi: trenujemy o tej godzinie, więc idę i trenuję. Dziewczyna śmieje się ze mnie, że jestem robotem, ale po prostu robię to, co muszę.
Skoro mówisz, że się tak słuchasz, to ona pewnie nie narzeka!
Swoje zdanie jej powiem! Mamy bardzo dobrą relację, pomaga mi we wszystkim, z dietą, posiłkami. Jest jednym z „ojców” sukcesu, bo to osoba, która jest najbliżej mnie.

Filip Luberecki, Bright Ede i Filip Wójcik
Słyszałem, że w Escoli trzymałeś się blisko z Dawidem Drachalem.
Do teraz mamy kontakt, byliśmy razem na wakacjach. Dawid też ciężko pracuje, też ma trenera motorycznego, pracuje dodatkowo. Jego tata jest trenerem i na przykład po aspektach technicznych widać po nim, że włożył wiele pracy w rozwój za młodu, jeszcze wcześniej ode mnie. Jego potencjał jest ogromny.
Powiedziałbyś tak jak on, że chcesz wygrać Złotą Piłkę?
Zauważyłem, że bocznym obrońcom najciężej jest wygrać! Byli bramkarze, stoperzy, ale na mojej pozycji nie było nikogo. Nie chcę o tym mówić, bo to wybieganie w przyszłość. Wolę myśleć o tym, że muszę dzisiaj pójść na siłownię, do fizjoterapeuty, na regenerację, zjeść dobrą kolację i przygotować się do snu. Jakie efekty to przyniesie – nie wiem. Każdy ma swój sufit, trzeba o tym pamiętać. Niektórzy mają ten sufit wyżej, niektórzy mówią, że można je przebić i przykładem tego, że da się to zrobić, jest Robert Lewandowski, któremu nikt nie wróżył takiej kariery, ale jakie są procentowe szanse na to, że wygram Złotą Piłkę? Jedna milionowa procenta, to praktycznie niemożliwe. Mam inny cel osobisty, ale zatrzymam go dla siebie.
Dawid Drachal: Wierzę, że kiedyś zdobędę Złotą Piłkę [WYWIAD]
Powiedziałeś kiedyś, że ambicje masz znacznie większe niż gra w Polsce.
Uważam, że też przebiłem już swoje sufity. Wiele osób nie wierzyło, że dojdę na ten poziom. Oferty zagraniczne już były i wiem, że teraz ten sufit jest wyżej niż Ekstraklasa. Chcę sprawdzić, gdzie ten sufit teraz jest, dojść najwyżej, jak to możliwe. Tak, żeby po karierze nie mieć wyrzutów sumienia, że mogłem zrobić więcej, mogłem coś zrobić lepiej. Najgorze w życiu to mieć dar, który się zmarnuje.
Sturm Graz to nazwa, która potrafi zawrócić w głowie?
To potwierdzenie, że to, co robię, jest dobre. Miło, fajnie, że taki klub się mną interesuje, ale nie można stracić głowy, odlecieć.
Coś ci w tym pomaga? Jak gumka recepturka na ręce, którą się strzelasz, żeby zachować koncentrację.
Osobiście boję się, że odlecę, bo wtedy przestanę dodatkowo pracować, będę myślał, że nic już nie muszę. Boję się tego, ale mam ludzi, którzy dadzą mi liścia, gdy spróbuję to zrobić. Oni postawią mnie do pionu, ale mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.
Trafiłeś na dobrych, ciekawych ludzi w swoim życiu, którzy pomogli ci się rozwinąć.
Menadżer polecił mi książkę o śnie, dał numer do trenera motorycznego. Agencja wyposażyła mnie w narzędzia do pracy. Sam na to naciskałem, bo potem poprosiłem jeszcze o numer do psychologa i dietetyka. To dlatego, że powiedzieli mi o czterech aspektach, które są potrzebne, żeby się rozwijać. Wiedziałem, że pomogą mi znaleźć kogoś lepszego niż gdybym szukał sam. Gdy to dostałem, po prostu robiłem, co trzeba.
Jak wygląda trening snu, jak z tego korzystać?
To po prostu wskazówki, jak lepiej spać. Odkładać telefon przed snem, zakładać okulary blokujące światło niebieskie, robić rzeczy, które tak bardzo nie wymagają myślenia – wywiesić pranie, zmyć naczynia. Nie sięgać po telefon rano, od razu po przebudzeniu. Podstawowe sprawy, które sporo dają. Mam też zegarek monitorujący sen, to też pomaga. Szukam kolejnych inwestycji w siebie. Jestem chętny na wszystko.
Po meczu młodzieżówki z Portugalią powiedziałeś, że twój występ nie był najlepszy właśnie dlatego, że się nie wyspałeś.
Wróciliśmy do hotelu o piątej, o dziesiątej wstałem na śniadanie. Nie chcę szukać wymówek, ale trzy godziny snu mniej, w dodatku ominięcie fazy, w której wytwarza się najwięcej hormonów, to spory przeskok, przesunięcie zegara biologicznego i szok dla organizmu. Uważam, że to mogło mieć wpływ na to, jak zagrałem.
Jak wygląda twoja codzienna rutyna?
Mam szczegółowy plan, od początku tygodnia. W dniu meczowym jest tego najmniej, bo do gry szykujesz się znacznie dłużej. Przed samym meczem na pewno są to suplementy, drzemka, muzyka dla koncentracji, pobudzenia, guma do żucia, mała praca z fizjoterapeutą i dobra rozgrzewka. Najwięcej można ugrać w tygodniu poprzedzającym mecz.
Z czym się to wiąże?
Każdego dnia śpię ponad osiem godzin plus dwadzieścia, trzydzieści minut drzemki. Czasami więcej, gdy jestem zmęczony. Zazwyczaj mamy w tygodniu cztery treningi, przygotowania do meczu zaczynają się dzień po poprzednim, od regeneracji. Potem jest dzień wolny, gdy trenuję ze swoim trenerem motorycznym, wspomniane cztery treningi plus dodatkowe zajęcia z trenerem motorycznym. Dwa dni przed meczem jest najlżej, wtedy skupiam się głównie na regeneracji. Ostatni trening jest krótki, ale intensywny, dla pobudzenia. Dochodzi do tego jeszcze praca z psychologiem, więc trochę tego jest.
W sondach Canal Plus zawodnicy wybrali Goncalo Feio zarówno jednym z trenerów, z którym najbardziej chcieliby pracować, jak i jednym z tych, z którymi nie chcieliby pracować. Masz to za sobą, jak było?
Wszyscy wiedzą, że trener Goncalo Feio to, że tak to nazwę, trudny człowiek, ale trenerem jest kapitalnym. Otworzył mi oczy na piłkę, rozwinął mnie najbardziej, nie boję się tego powiedzieć. Widać u niego pasję. Przychodził do klubu rano, wychodził wieczorem. Robił wszystko, co mógł, żeby osiągnąć sukces w życiu. Było to widać po naszym progresie – od strefy spadkowej w 2. lidze po baraże, awans i kontynuację na zapleczu Ekstraklasy.
Spodziewaliście się aż takiego progresu, gdy byliście w strefie spadkowej ligi?
Zimą, gdy przyszedłem, było to już trzynaste miejsce. Lepsze, ale wciąż niezbyt wysokie. Przyjechałem na testy, zobaczyłem, jak to wygląda i… byłem w szoku. Widziałem, ile pracy i pasji jest w to włożone, stwierdziłem, że to się nie może nie udać. Każdy chciał dać z siebie wszystko i bez względu czy będzie awans, czy nie, uznałem, że gra w drugiej lidze i tak rozwinie mnie bardziej niż występy w lidze juniorów.
Nie czułeś żadnej bajerki, że cele są zbyt wysokie?
W ogóle.
Na awans do Ekstraklasy też się od początku szykowałeś?
Jak mam być szczery, to od razu czułem, że będziemy walczyć o baraże. Czy to w drugiej lidze, czy po awansie graliśmy sparingi z drużynami z Ekstraklasy i 1. ligi, widziałem, że różnica nie jest aż tak wielka, więc naszą organizacją możemy sporo zdziałać. Gdy większość ludzi mówiła, że będziemy w środku tabeli, czułem, że będziemy dużo wyżej. Powiedziałem to nawet koledze z Ełku, który wróżył nam właśnie środek. Odparłem, że nie zdziwię się, jeśli zrobimy następny awans.

Filip Luberecki i Mbaye Ndiaye
Spotkałeś na drodze do Ekstraklasy rywali, którzy zrobili na tobie wyjątkowe wrażenie?
Musiałbym przejrzeć każdy mecz, ale uważam, że w 1. i w 2. lidze jest wielu piłkarzy, którzy zasługują na Ekstraklasę. W Motorze przykładem tego jest Bartosz Wolski, którego umiejętności są ogromne. To widać – ma siedem asyst, przebiegł najwięcej kilometrów, to bardzo świadomy piłkarz. Rozmawiałem o nim z Dominikiem Marczukiem i mówiliśmy, że to fenomen, że on wcześniej nie trafił do Ekstraklasy.
Oglądałem go w drugiej lidze, w Bytovii i myślałem podobnie. Pytaliście go, dlaczego tak się stało?
Myślę, że to nie jego wina. Nie chcę zganiać tego na skauting w Polsce, bo się na tym nie znam, ale uważam, że to bardzo dziwne, że nie grał dużo wyżej. Może w dzisiejszych czasach dużo szybciej przebiłby się do Ekstraklasy.
W Motorze większe wrażenie robi on czy jednak Sergi Samper?
Każdy ma w sobie inne dobre rzeczy. Bartosz Wolski uwielbia małą grę, w tłumie. Ma bardzo dobrą zastawkę, potrafi obrócić się z przeciwnikiem na plecach. Jest dyrygentem naszego zespołu. Sergi Samper i jego poziom piłkarski szokuje. Ma spokój z piłką przy nodze, kumuluje wokół siebie rywali, dzięki czemu inni mogą się pokazać. To inny zestaw cech wybitnych, ale to przyjemne grać z takimi zawodnikami w drużynie.
Była lekka nieśmiałość, gdy Sergi wszedł do szatni?
Zaskoczyło mnie, jak „prostym” człowiekiem jest piłkarz takiego pokroju. Wyobrażenie jest takie, że jak ktoś grał w Barcelonie, to ego musi być ogromne. On sprawiał wrażenie, jakby był jednym z młodych. Przychodził na każdy trening indywidualny, pytał, co może zrobić lepiej, bo wywodził się z klubu, gdzie największą uwagę przywiązuje się do gry z piłką. Bardzo chciał chłonąć wiedzę, co może zrobić, gdy tej piłki nie ma, co ma robić w obronie.
Najbardziej zaimponowało mi, jak dobrym jest człowiekiem. Nie da się przy nim czuć, że on grał w Barcelonie. To bardzo pomocne, że ktoś taki przyjdzie, wysłucha, przejmuje się młodzieżą w szatni. Nie wiem, czy to niespotykane, bo pierwszy raz mam styczność z kimś, kto grał na takim poziomie, ale to na pewno ciekawe doświadczenie, że to ktoś taki jak my. Może to dziwnie brzmi, ale z uwagi na to, gdzie grał, mógłby mieć inną mentalność czy podejście, tymczasem jest wzorem.
Co ciekawe od niego usłyszałeś?
Rozmawialiśmy dużo o aspektach taktycznych, ale też o życiu prywatnym. Pytał o relacje z dziewczyną, o to, czy w czymś może mi pomóc. Małe, dwuminutowe rozmowy, które dużo dają młodemu chłopakowi jak ja, bo pokazują, że mam w szatni wsparcie i mogę się do każdego odezwać. Nawet gdy trenerzy i skauci szukają zawodników do Motoru, zwracają uwagę na to, jakimi oni są ludźmi. Kluczem do atmosfery w szatni jest to, żeby każdy był dobrym człowiekiem, dopiero potem dobrym zawodnikiem. Na pierwszym miejscu jest strona ludzka, najpierw pomóż w szatni, potem na boisku.
Jego pewnie też niektóre rzeczy pozytywnie zaskoczyły. Pewnie nawet twoja rutyna i zaangażowanie w takim wieku.
Pytałem go o to, kto prowadził się najbardziej profesjonalnie w Barcelonie. Stwierdził, że Javier Mascherano. Śmiał się ze mnie, że bardzo dużo pracuję. Zawsze się śmieje, gdy widzi mnie na siłowni z rana, ale jego też trzeba docenić. Zawsze jest na dodatkowych treningach, na siłowni jest zawsze przed rozruchem, robi jakieś ćwiczenia. Znalazł w Polsce dodatkowego trenera motorycznego dla siebie, chodzi do fizjoterapeutów. Nie widać po nim na boisku, że ma trzydzieści lat. Chce piłkę do nogi, nie wygląda na zmęczonego. Bardzo przyjemnie i komfortowo grać z kimś takim.
Jak poradziliście sobie z małym kryzysem na koniec? Może bardziej jeśli chodzi o punkty niż grę.
Właśnie – nie chodziło o grę. W klubie uważaliśmy, że dobra gra dawała nam efekty przez dwa lata, więc skoro wpadliśmy w mały dołek, to zaraz z niego wyjdziemy. Mamy taką mentalność, że nas to poirytowało, więc wiedziałem, że sobie z tym poradzimy.
Miałeś w Ekstraklasie rywala, na którego grało się wyjątkowo trudno?
Na pewno Ali Gholizadeh z Lecha Poznań. Bardzo dobry piłkarz, ma fenomenalną technikę i jakość piłkarską. Widziałem, że po Twitterze krążyły filmiki, jak wygrywałem pojedynki z Camilo Meną, ale nie gra się łatwo przeciwko zawodnikowi, który ma bardzo dobre przyśpieszenie i biega ponad 35 km/h. W Rakowie Częstochowa bardzo dobry technicznie jest Jean Carlos Silva. Wielu jest piłkarzy, którzy mają naprawdę wysoki potencjał. Muszę wejść na wyżyny umiejętności, żeby im podołać i to dla mnie dobre, bo tylko tak można się rozwinąć.

Filip Luberecki i Ali Gholizadeh
Wspominałeś kiedyś, że najmocniej śledzisz Manchester City. Może podpatrywałeś też wahadłowych, obrońców PSG i Interu?
Ostatnio miałem konkretną analizę z trenerem Rasmusem Janssonem, który pokazał mi przykłady Nuno Mendesa i Federico Dimarco. Widać, w czym oni są topowi i co muszę poprawić, żeby kiedyś dojść na taki poziom. Zobaczyłem, jak wiele robią sprintów, jak często znajdują się między liniami. W meczu Portugalii z Niemcami widziałem potem, jak Nuno Mendes wchodzi na pozycję ósemki. Każdy klub ma inne założenia, ale sama liczba sprintów to dla mnie wskazówka do treningów motorycznych, żeby poprawić jakość techniki biegu, żeby sprinty pożerały mniej energii. Wiem, że muszę nad tym pracować. Trener pokazał mi też, jak wypadam na ich tle statystycznie i są aspekty, w których wyglądam podobnie czy nawet lepiej. To może dziwne czy śmieszne, ale taka analiza jest pomocna.
Nuno Mendes wchodzi w rolę ósemki, Achraf Hakimi bywa fałszywą dziewiątką. Nie trzeba się przywiązywać do pozycji, nawet na boku obrony.
Zależy, na ile trener pozwala, jakie są założenia. Mam nadzieję, że dojdziemy kiedyś w Motorze do takiego poziomu rotacji. Wymienność pozycji na pewno powoduje chaos w drużynie przeciwnej. Trenerzy w Motorze wiedzą, jak do tego dojść i powoli, po kroku, do tego zmierzamy.
Odnośnie pozycji – czujesz, że twoją przewagą jest to, że lewi obrońcy to w Polsce towar deficytowy?
Lewa noga na pewno jest dla mnie darem, pozycja jest lekkim handicapem, ale wciąż jest w Polsce wielu lewych obrońców z dużym potencjałem. Nawet w młodzieżówce są Michał Gurgul i Arkadiusz Pyrka, który może na niej grać. W Koronie Kielce jest Konrad Matuszewski, jest kilku zawodników, którzy w przyszłości mogą zagrać w kadrze.
Widziałem, że pojawiasz się w różnych zestawieniach najciekawszych młodych obrońców w Europie, ale sprofilowano cię jako defensywnego lewego obrońcę. Zgodzisz się z tym?
Trener Goncalo Feio powiedział mi kiedyś, że mam talent do gry w obronie. Uważam, że wiele rzeczy czuję. Przykładowo, gdy zawodnik wchodzi ze mną w pojedynek, to czuję, że wypuści piłkę i pójdzie w prawo, jeszcze zanim to zrobi. Uważam, że to jakiś talent. W obronie na pewno pomogła mi praca motoryczna. To, jak szybko hamuję, jak zmieniam kierunek biegu, jest kluczowe. Zgadzam się, że w grze w obronie jestem bardzo dobry, ale to też sygnał, co od razu trzeba poprawić – grę ofensywną. Nowoczensa piłka wymaga obydwu rzeczy.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI U-21 NA WESZŁO:
- Antoni Kozubal: Chcę zdobyć drugie złoto w tym roku [WYWIAD]
- Wybitna jednostka. Jak Amerykanie kupili Polaka z 1. ligi za 2 miliony euro
- Bóg, skrzypce i wartości. Historia Sławomira Abramowicza
- Bejger: Nie wyczytano mnie na treningu. To był znak, że czas odejść ze Śląska
- Cukrzyca, śmierć ojca i mentalność lidera. Czy Patryk Peda to przyszłość reprezentacji Polski?
- „Odpłynął, dostał burę”. Jak Mariusz Fornalczyk został czołowym skrzydłowym ligi
- Rakoczy: Probierz dobrze poukładał kadrę. Chciał, żebyśmy ryzykowali [WYWIAD]
- Bulterier bez twarzy Gattuso. Mateusz Kowalczyk w reprezentacji Polski
- Ile Antoni Kozubal da kadrze? „Jest jak Lobotka, świetnie może się dogadać z Zielińskim”

fot. Newspix