Reklama

Lamine Yamal, FC Barcelona i konflikt z kadrą. O co tu chodzi?

Sebastian Warzecha

13 listopada 2025, 12:13 • 10 min czytania 4 komentarze

FC Barcelona stara się dbać o zdrowie Lamine’a Yamala w swoim własnym interesie. Reprezentacja Hiszpanii z kolei interesy ma nieco inne i choć zapewnia, że też ma na uwadze zdrowie zawodników, to jednak Barcelona nie do końca w to wierzy. Dlatego Yamala nie ma na zgrupowaniu kadry – leczy się po zabiegu – a relacje między klubem a kadrą nie po raz pierwszy stały się napięte. Choć obie strony zapewniają, że wcale tak nie jest.

Lamine Yamal, FC Barcelona i konflikt z kadrą. O co tu chodzi?

FC Barcelona w konflikcie z kadrą. Powód? Lamine Yamal

Pewnie doskonale znacie ten schemat. Przyjęcie rodzinne, a na nim dwie blisko zaprzyjaźnione osoby, które mają za sobą sporo wspólnej przeszłości, nagle zaczynają się kłócić. Może nie tak, że w ruch idą pięści, ale wyraźnie widać, że w czymś się nie zgadzają i żadna nie chce ustąpić. I choć kiedy inni dopytują, co się dzieje, obie zapewniają, że „a nic, nic, kochani, drobna sprzeczka”, to jednak da się dostrzec, że ta drobnostka ich uwiera.

Reklama

Dopiero z czasem wyjaśnia się jednak, czy to faktycznie drobiazg, o którym szybko – przez wzgląd na dawne czasy i sympatię – zapomną, czy też może będzie, owszem, niewielkim, ale kamykiem w bucie, denerwującym przy każdym kroku.

Barcelona i reprezentacja Hiszpanii są teraz w fazie zapewniania, że owszem, prztyknęły się lekko, może niepotrzebnie, ale wszystko jest w porządeczku, a sztaby medyczne i tu, i tu starają się w sposób wzorcowy usuwać kontuzje u swoich zawodników, w sposób błyskawiczny, i dbać o ich zdrowie.

Czy jednak faktycznie wszystko jest tu idealnie?

Gotowy do gry… ale nie dla kadry

No dobrze, a co właściwie jest tu problemem? Otóż złote dziecko hiszpańskiej piłki i jego zdrowie. Lamine Yamal już po raz drugi z rzędu ominie zgrupowanie kadry, tym razem jednak odwołany został z niego dosłownie na ostatnią chwilę… a nawet trochę po. Bo właśnie termin tego odwołania jest kością niezgody między Barceloną a hiszpańską federacją (RFEF).

Ale po kolei.

Yamal ma problemy z pubalgią sportową – przeciążeniem i urazem mięśni brzucha lub przywodzicieli uda, objawiającym się bólem w pachwinie czy spojeniu łonowym. To przeciągły uraz, utrudniający grę, szczególnie tą na najwyższym poziomie i w pełnym wymiarze czasu. Ci, którzy oglądali El Clasico, doskonale pamiętać powinni, jak przygaszony był w tamtym meczu młody Hiszpan. Zresztą jeszcze niedługo przed nim pauzował, wrócił na murawę tydzień wcześniej, podczas starcia z Gironą.

Pubalgia to też nie uraz, który jest wyleczalny od ręki, proces gojenia się może w jego przypadku nieco trwać. Hansi Flick mówił nieco ponad tydzień temu tak:

Trzeba umieć odpowiednio zarządzać tym urazem. Lamine robi to naprawę dobrze. Nie można jednak uznać, że to proces skończony czy że za tydzień wszystko będzie już w porządku. To ciężka praca dla wszystkich: dla niego, dla nas i dla sztabu medycznego.

Luis de la Fuente, selekcjoner Hiszpanów, kilka dni później ogłosił skład La Furia Roja na kolejne zgrupowanie. Wśród powołanych znalazł się Lamine Yamal, a de la Fuente cieszył się z tego, że jedna z ważnych postaci jego kadry jest gotowa do gry. Bo i faktycznie, Yamal gotowy był – w listopadzie zagrał dla Barcelony w trzech meczach, zaliczając 268 minut na 270 możliwych. Do tego zanotował trzy gole i asystę.

Flick dodawał jeszcze przy okazji ostatniego meczu przed przerwą na kadrę, że selekcjoner Hiszpanów z nim nie rozmawiał, ale „wierzy, że reprezentacja będzie dbać o Lamine’a [w kontekście jego urazu]”. I możliwe, że tak by było, ale de la Fuente i spółka ostatecznie nie będą mieli okazji udowodnić, że wiedzą, jak obchodzić się z kontuzjowanym graczem – Yamal ostatecznie bowiem na zgrupowanie nie przyjechał.

Tyle że o tym braku przyjazdu wszyscy dowiedzieli się w ostatniej chwili.

Nocna wiadomość

Po meczu z Celtą, a przed wyjazdem na zgrupowanie reprezentacji Barcelona postanowiła przebadać swojego zawodnika. Zrobiła to dokładnie, trzeba jej to oddać, poprosiła też o konsultację uznanego lekarza – doktora Ernesta Schildersa z Belgii. Ten przyjechał 10 listopada, popatrzył i powiedział: no, chłopaki, dobrze by było zrobić zabieg.

Zabieg, dodajmy, mało inwazyjny, z wykorzystaniem fal radiowych, mający na celu wsparcie procesu leczenia urazu.

Haczyk jest tu jeden: taki zabieg wymaga potem 7 do 10 dni odpoczynku. Wyjazd na zgrupowanie kadry więc odpadł.

I w tym miejscu zaczęły się rozbieżności. Barcelona twierdzi bowiem, że stale informowała o wszystkim federację. W RFEF z kolei mówią, że owszem, informację o zabiegu otrzymały niemal z miejsca, ale bez wcześniejszego uprzedzenia. Jednak szczegóły całej procedury – dziewięć godzin później. Oficjalne oświadczenie federacji brzmiało następująco:

„Służby medyczne RFEF pragną wyrazić swoje zaskoczenie i niezadowolenie po tym, jak ,o godzinie 13:47 w poniedziałek 10 listopada, w dniu rozpoczęcia oficjalnego zgrupowania reprezentacji narodowej, dowiedziały się, że zawodnik Lamine Yamal tego samego ranka przeszedł inwazyjny zabieg falą radiową w celu leczenia dolegliwości w okolicach pachwiny. Zabieg został przeprowadzony bez wcześniejszego powiadomienia sztabu medycznego reprezentacji, a szczegóły poznaliśmy dopiero z raportu otrzymanego o godzinie 22:40 poprzedniego wieczoru, w którym zalecono odpoczynek przez 7-10 dni. W tej sytuacji, mając na uwadze przede wszystkim zdrowie, bezpieczeństwo i dobro zawodnika, Real Federación Española de Fútbol podjęła decyzję o zwolnieniu go z obecnego powołania” (cytat za Flashscore).

Zaskoczony tym wszystkim był też Luis de la Fuente, który pierwotnie – dla RNE Deportes – mówił:

To wszystko stało się poza kontrolą federacji. Tak to się odbyło, musimy to zaakceptować. […] Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiej sytuacji. Nie sądzę, by było to normalne. Zaskoczyło mnie to, jak wszystkich innych. Nie mieliśmy wiedzy na ten temat, nie znaliśmy detali…

Luis de la Fuente. Selekcjoner reprezentacji Hiszpanii

Luis de la Fuente przy okazji ogłaszania składów na zgrupowanie. Wtedy jeszcze spodziewał się, że Lamine Yamal zagra w najbliższych dwóch meczach kadry. Fot. Newspix

Joan Laporta, prezydent Barcelony, twierdził jednak, że Duma Katalonii postąpiła dokładnie tak, jak wymagała tego sytuacja, od razu informując o wszystkim przedstawicieli federacji. Zaznaczał też jednak, że działano przede wszystkim dla dobra klubu. – Specjalista przyjechał w poniedziałek, zbadał Lamine’a i zalecił leczenie. Barcelona potrzebuje Lamine’a Yamala w jego najlepszej dyspozycji. To zbiegło się w czasie z meczami reprezentacji – mówił.

Mleko już się jednak rozlało, a opinie zostały wydane. I w Hiszpanii nieco przez to wszystko zawrzało.

Sabotaż czy zrozumiałe działanie?

Trudno w Europie o kraj bardziej spolaryzowany wokół dwóch klubów, niż Hiszpania właśnie. Real Madryt i Barcelona rządzą w przekazie medialnym, nic więc dziwnego, że sprawa rozdmuchana hasłem: „Barcelona unika wysłania swojej gwiazdy na kadrę” wzbudziła emocje. Jedni oskarżali, drudzy bronili. I tak przez dobre dwa dni. Rafael Louzan, prezydent Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, który dość szybko zorientował się, że sprawę wypada łagodzić i mówił:

Przede wszystkim musimy dbać o piłkarza. Czasem zdarza się, że można lepiej rozegrać niektóre sytuacje, ale ważne jest, by zadbać o zawodnika. To piłkarz zarówno klubu, jak i reprezentacji, dla obu jest bardzo ważne, by wyzdrowiał tak szybko, jak to możliwe. […] Nie będziemy wzbudzać żadnych kontrowersji. To znakomity zawodnik, ważne, byśmy mogli go mieć jak najszybciej grającego dla klubu i kadry.

Czy takie słowa zamknęły temat? Nie no, gdzie tam. Nie w Hiszpanii. Komentatorzy dalej pisali swoje. Tomas Roncero, redaktor „AS-a” i znany madridista, z gatunku tych wojowniczych, pisał, że to „sabotaż reprezentacji”, a skoro Lamine grał w Barcelonie wszystkie mecze w pełnym wymiarze minuty, to znaczy, że jest zdrowy. I jeśli ktoś o niego nie zadbał – to Hansi Flick. Fran Garrido z programu „El Chiringuito” z kolei twierdził, że to „lekceważenie reprezentacji ze strony Barcelony” i to takie, które „staje się godne ubolewania”.

Podobnych głosów było dużo. I dużo też odpowiedzi na nie. Jedną z najgłośniej komentowanych w sieci wystosował Xavier Sala-i-Martin, były działacz Barcelony, współpracujący zresztą w przeszłości z Joanem Laportą. Przy okazji to człowiek, który słynie z ostrych wypowiedzi. Nic więc dziwnego, że i ta taką była (cytat za portalem FCBarca.com):

– Federacja powinna się cieszyć, że Lamine wraca do zdrowia! Czyżby celem Federacji było celowe kontuzjowanie piłkarzy Barcelony i wściekanie się, gdy klub na to nie pozwala? O terapiach zawodników Barcelony decydują lekarze Barcelony i sami zawodnicy Barcelony. Lekarze federacji nie mają nic do gadania ani nie powinni mieć. Jeśli czują zaskoczenie i niezadowolenie, to niech się pieprzą! Antybarcelońscy komentatorzy krytykują Lamine’a i Barçę, bo w rzeczywistości chcą, żeby Lamine grał dla Hiszpanii i doznał kontuzji. Oni doskonale wiedzą, że reprezentacja Hiszpanii to maszyna do mielenia i kontuzjowania piłkarzy Barcelony, a selekcjoner nie ma najmniejszego zamiaru temu zapobiegać. On sam jest częścią tej maszyny. Otóż nie – to, że Barça postanowiła się postawić i chronić zawodnika, to świetna wiadomość. A komentatorom, selekcjonerom i innym kibicom Realu można powiedzieć tylko jedno: pocałujcie nas w du*ę!

Kto w tym sporze ma rację? Cóż, po części obie strony. Bo faktycznie, reprezentacja to rzecz istotna, ale zawodnik ma jednak kontrakt z klubem. I to klub w pierwszej kolejności powinien móc decydować w kwestii jego urazów. Zresztą wiele ekip coraz częściej zostawia sobie leczenie zawodników na przerwy reprezentacyjne albo korzysta z innych „uników” – kilku graczy reprezentacji Argentyny (dziwnym trafem wszyscy są z Atletico) na przykład nie pojedzie na sparing do Angoli, bo nie zostało zaszczepionych w terminie.

Hiszpanie w dodatku są w bardzo komfortowej sytuacji w grupie. W czasie tego zgrupowania rozegrają dwa mecze – z Gruzją na wyjeździe i Turcją u siebie. Do tej pory La Furia Roja zgromadziła komplet punktów – 12 w czterech meczach. Gonią ich Turcy z dziewięcioma oczkami, ale… w pierwszym bezpośrednim meczu Hiszpanie wygrali 6:0 i bilans bramek mają w tej sytuacji znakomity. Triumf nad Gruzją właściwie gwarantuje więc Hiszpanii awans.

Trudno przypuszczać, by mieli sobie nie poradzić. Nawet bez Yamala. Tym bardziej, że tego nie było już na ostatnim zgrupowaniu.

Konflikt załagodzony, ale zostanie w pamięci

Cała sprawa – tak się wydaje – ostatecznie rozejdzie się po kościach. Retorykę złagodził już Luis de la Fuente, który zaczął mówić, że „każdy piłkarz ma prawo do dbania o swoje zdrowie”. Przyznał również, że nie miał do tej pory żadnych problemów z Barceloną i jej przedstawicielami. Jak mówił:

– Barça chce bronić swojego piłkarza i to jest zrozumiałe. Sekretem lepszych relacji, tak mi się wydaje, między nami a klubem jest dialog. Wymiana informacji i ułatwienie dostępu do nich. Ważne jest, by klub i kadra miały dobre relacje. Do tej pory nie mieliśmy jednak żadnych problemów.

Nie oznacza to jednak, że to wszystko zostanie zapomniane. W Barcelonie już od jakiegoś czasu mają bowiem pretensje wobec tego, jak traktowani są ich zawodnicy. Z jednej strony Joan Laporta twierdzi, że ich powołania na kadrę świadczą o tym, że „klub wykonuje znakomitą robotę, jeśli chodzi o młodzież”, z drugiej strony coraz częstsze są głosy, że reprezentacje nie zwracają uwagi na obciążenia piłkarzy, przede wszystkim tych młodych.

W Katalonii do dziś niektórzy pamiętają na przykład to, jak „wykończono” Pedriego w 2021 roku, gdy grał pełny sezon klubowy – i już w jego trakcie zabrakło rotacji – a potem wystąpił na Euro, a po tym turnieju pojechał jeszcze na igrzyska do Tokio. Selekcjonerem kadry olimpijskiej był zresztą wówczas… Luis de la Fuente. Ale i o innych zawodników były (i będą) pretensje. Zwłaszcza w sytuacji kadrowej Barcelony, która tylko w tym momencie nie ma do dyspozycji Gaviego, Raphinhi, Joana Garcii (wrócił do treningów), wspomnianego Pedriego, Marca Casado i Marca-Andre ter Stegena.

W klubie pamiętają też, jak – mimo odczuwanego dyskomfortu – na wrześniowym zgrupowaniu kadry Hiszpanii Lamine Yamal wystąpił w dwóch meczach po 70 minut, mimo że w obu Hiszpanie prowadzili już wysoko i nie było potrzeby trzymać skrzydłowego Blaugrany na murawie. Skrytykował to potem Hansi Flick, tym bardziej że Yamal grał na środkach przeciwbólowych, co zalecili mu medycy kadry.

Wygrany 6:0 mecz z Turcją – jeden z tych, które we wrześniu stały się kością niezgody między Barceloną a reprezentacją Hiszpanii.

De la Fuente nie widział w tym jednak nic złego:

Są dolegliwości, które są pod kontrolą. To normalne. Lamine nie zgłosił żadnych dolegliwości uniemożliwiających grę. Po meczu z Turcją jakieś odczuwał, lepiej wyjaśnić może to sztab medyczny. Ja mówię o realiach piłkarskich. Gdy sam grałem, to po ukończeniu 18. roku życia nigdy nie grałem czy trenowałem bez dolegliwości. W sprawie Yamala wszystko wyjaśnił nasz sztab medyczny. […] Ryzyko było zerowe, bo to takie ryzyko, które trzeba podjąć, by w ogóle grać w piłkę. Jeśli ktoś gra, to dlatego, że jest zdolny do gry.

Yamal chyba jednak nie był, bo jego uraz pogłębił się po powrocie z kadry. Na linii Barcelona-reprezentacja doszło więc wtedy do konfliktu o to, jak traktowany był ich piłkarz. Jedni uważali, że o niego nie zadbano, drudzy – że nie było żadnego problemu. I być może dlatego tym razem Barca nie podjęła żadnego ryzyka, od razu decydując się na zabieg, a tym samym – wycofując Yamala ze zgrupowania (w czym naprawdę nie ma nic dziwnego, każdy klub zrobiłby zapewne to samo). Teraz obejrzeliśmy kolejną odsłonę tych utarczek.

Możliwe, że nie ostatnią. Bo o Yamala będą jeszcze starcia. I dla Barcelony, i dla kadry jest zbyt cenny, by po prostu odpuścić tę sprawę.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Barcelonie na Weszło:

4 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Hiszpania

Hiszpania

Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego

Wojciech Górski
15
Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego
Reklama
Reklama