Reklama

Szaleństwo czy wybitny plan? Jak i po co Arabia Saudyjska chce przejąć futbol

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

19 lipca 2023, 10:58 • 40 min czytania 97 komentarzy

Ponad dwa miliardy euro w ciągu kilku lat. Blisko 750 milionów już teraz. Gdy mówimy o inwestycji Arabii Saudyjskiej w piłkę nożną, operujemy kwotami, które większości z nas nie mieszczą się w głowie i wydają się kompletną abstrakcją. Nic dziwnego, że „New York Times” krzyczy z okładki o gorączce złota. Saudyjczycy przekonują jednak, że ich plan ma ręce i nogi, a o żadnym paleniu pieniędzmi w piecu nie może być mowy. Ich projekt jest jedną z najbardziej fascynujących rzeczy, jakie możemy obserwować w futbolu – w końcu rzadko zdarza się, żeby transfery robił rząd i nie jest to przenośnia. Co kieruje Arabią Saudyjską? Co może realnie osiągnąć? Oto kompleksowy przewodnik po bliskowschodniej rewolucji.

Szaleństwo czy wybitny plan? Jak i po co Arabia Saudyjska chce przejąć futbol

Był 2016 rok, gdy 31-letni Mohammed bin Salman ogłosił światu, że w ciągu następnych piętnastu lat Arabia Saudyjska zmieni się nie do poznania. Projekt „Vision 2030” zawsze opisywany jest przez pryzmat wielkich inwestycji, które wyglądem mają przybliżyć królestwo ze stolicą w Rijadzie do rzeczywistości rodem z futurystycznych filmów.

Rzadko zwraca się jednak uwagę na to, że książę jako przedstawiciel nowego pokolenia obiecał zwrot w stronę nowoczesności nie tylko w architekturze, ale przede wszystkim w kulturze, religii i funkcjonowaniu społeczeństwa. Po 2016 roku Arabię Saudyjską zalały kina, festiwale muzyki oraz pokazy mody. Dostrzeżono kobiety i zaczęto poprawiać ich życie, zdejmując lub łagodząc kolejne zakazy. Zaczęto otwierać się na świat i próbować się do niego dopasować, choć nie za wszelką cenę i na swoich zasadach.

Mohammed bin Salman wie, że nie może trzymać nowego pokolenia w ryzach fundamentalizmu. Nie jest tak, że w Arabii Saudyjskiej model życia społecznego będzie taki sam jak w Europie Zachodniej, bo nie będzie. Młodzi ludzie chcą jednak żyć jak rówieśnicy na zachodzie. Osoby wykształcone z regionu wybierają migrację do Arabii Saudyjskiej, gdzie można żyć na dobrym poziomie, w kraju z własnego kręgu kulturowego i nie odczuwać odrzucenia, którego doświadczają imigranci np. we Francji — tłumaczy Mieszko Rajkiewicz, ekspert „Instytutu Nowej Europy” m.in. od spraw globalizacji sportu.

Arabia Saudyjska zmieniła wiele, jednak MBS wciąż szukał pomysłu na to, jak przedstawić się światu. Znalazł go dzięki prywatnej pasji — piłce nożnej. Wykorzystanie popularności futbolu nie było bynajmniej przełomem, na który nikt wcześniej nie wpadł. Różnicę robi jednak skala, bo przedstawiciel rodziny królewskiej postanowił działać z rozmachem i udowodnić, że wszystko, co widzieliśmy do tej pory, to jeszcze nic.

Reklama

Piłkarska rewolucja w Arabii Saudyjskiej. Transfery, pieniądze, stadiony – wszystko, co trzeba o niej wiedzieć

Sportswashing? Niekoniecznie

Kiedy bogaty kraj, który nie szczyci się nieskazitelnym wizerunkiem zaczyna inwestować duże pieniądze w rzeczy, które przyciągają uwagę, a przede wszystkim sympatyczne myśli reszty świata, zza krzaków zazwyczaj wyskakuje hasło „sportswashing”.

Sportswashing to Katar ściągający do siebie mundial, ale też reżim w Rwandzie, który reklamuje się na koszulkach Arsenalu jako idealne miejsce na wakacje.

Sportswashing od dawna stosowała Rosja, która to grozi użyciem bomby nuklearnej, to ściąga do siebie wielkie imprezy, witając gości z fałszywym uśmiechem na ustach i gotową porcją propagandy: nie jest tak źle, jak o nas mówią na zachodzie, prawda?

Sportwashing nie jest jednak wyjaśnieniem każdego podobnego działania. Owszem, za Arabią Saudyjską ciągną się rzeczy, których wolałaby nie pamiętać. Królestwo ze stolicą w Rijadzie dręczą trzy sprawy: zabójstwo dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego, wojna w Jemenie oraz różne zarzuty stawiane przez organizacje monitorujące przestrzeganie praw człowieka w różnych zakątkach świata. Lekceważyć tej kartoteki nie zamierzamy, natomiast pytanie: czy sami zainteresowani przejmują się tymi tematami tak, że woleliby je wyciszyć i za wszelką cenę ukryć?

Czy „obmycie wizerunku” i legitymizacja poprzez sport, ma dla nich takie samo znaczenie, jak na przykład dla Kataru, który tłamszony przez regionalne konflikty i spychany na bok przez bogatszych sąsiadów dramatycznie potrzebował sygnału: jestem tu, trzeba się ze mną liczyć?

Reklama

Nie chodzi tylko o wyczyszczenie wizerunku wewnętrznego czy zewnętrznego. Stwierdzono, że sport jest opłacalny, że zamiast wydać 100 milionów euro na kampanię „Visit Saudi”, lepiej opłacić Cristiano Ronaldo czy Karima Benzemę, bo to przyniesie większe korzyści — mówi mi Olivier Jarosz z firmy konsultingowej „LTT Sports”, która ma swój oddział w Dżuddzie i współpracuje z saudyjskimi klubami. Jarosz wykłada geopolitykę sportu na Uniwersytecie w Genewie i tłumaczy, co jeszcze kieruje władzami królestwa.

– Nowoczesna władza, którą reprezentuje Mohammed bin Salman, ma trzy główne cele. Przejmuje ich zdrowie, bo Arabia Saudyjska boryka się z problemem otyłości. Ponadto 60% populacji kraju ma mniej niż 30 lat, a książę potrzebuje ich poparcia do utrzymania władzy. Piłka nożna jest bardzo popularna, więc silna liga pomoże mu w jego uzyskaniu. Dalej są cele zewnętrzne: wojna na Ukrainie jest na rękę Arabii Saudyjskiej. Saudyjczycy wycofują się z kosztownej wojny w Jemenie, która według ONZ przyniosła 300 tysięcy ofiar i 16 milionów przesiedleńców w ciągu siedmiu lat.

Trzeba brać pod uwagę to, że Arabia Saudyjska woli przedstawiać sytuację właśnie w ten sposób, natomiast wewnętrzne czynniki nie są zmyśloną naprędce wymówką.

W najbliższych latach wydobycie ropy naftowej zmniejszy się, stanie się bardziej kosztowne, dlatego trzeba szukać alternatywnych źródeł uzyskiwania przychodów — dodaje Jarosz.

Faktem jest, że Mohammed bin Salman od lat dąży do poprawy kondycji i zdrowia społeczeństwa. W 2013 roku masowy udział w sporcie w Arabii Saudyjskiej wynosił 13%. Obecnie wynosi 50%, a liczba związków sportowych wzrosła o ponad sześćdziesiąt nowych organizacji.

Wpisuje się to w walkę z otyłością, a biorąc pod uwagę demografię, mówimy o dużym potencjale społecznym. Jednym z elementów programu Saudi Vision jest „Quality of life”, w którego rdzeniu jest sport. Planowana jest budowa Qiddiya Park, wielkiego centrum rozrywki, którego centralnym punktem będzie stadion. Ściąganie coraz lepszych piłkarzy do ligi ma zapewnić saudyjskiemu kibicowi to, że nie będzie musiał ich oglądać w telewizji, tylko pójdzie na mecz — twierdzi Mieszko Rajkiewicz.

Drugi z moich rozmówców wraca do tematu wygładzania wizerunku Arabii Saudyjskiej i proponuje inne, mniej europocentryczne spojrzenie na sprawę.

Wizerunkowe problemy, które ciągną się za Arabią Saudyjską, istnieją tylko z punktu widzenia Europy. Jeśli spojrzymy na Amerykę Południową, Afrykę czy daleką Azję, to bardzo mało się o tym mówi. Saudyjczycy wcale nie muszą walczyć o wizerunek, chodzi przede wszystkim o „Vision 2030” i rozwój gospodarczy. Idealny model życia społecznego w świecie arabskim nie jest spójny z naszym. Saudyjczycy chcą osiągać duże przychody z tytułu sprzedaży odnawialnych źródeł energii, z branży nowych technologii. Tamtejsze supermiasta mają stać się globalnymi centrami rozwoju. Polityka transferowa i inwestycja w sport to także część planu, którego nie da się realizować, będąc w konfliktach politycznych. Arabia Saudyjska chce ustabilizować sytuację geopolityczną i nadać nowe tempo rozwoju wizerunkowego oraz turystycznego. To prowadzi do zrealizowania celów społecznych i ekonomicznych — stworzenia nowych miejsc pracy, przyciągnięcia turystów.

Arabia Saudyjska jest regionalnym gigantem aspirującym do miana giganta globalnego. Kontrowersje wokół królestwa nie przeszkodziły 44 międzynarodowym firmom w przenosinach do Rijadu. “Reuters” wylicza, że do 2030 roku przyciągnąć uda się 400 kolejnych. Saudyjczycy ściągają do siebie przedsiębiorstwa, modyfikują system wiz, ułatwiając turystom wjazd do kraju, wreszcie jawią się jako destynacja dla ambitnych Arabów. Konsekwentnie, element po elemencie, dążą do budowy światowego imperium.

Futbol jest kolejną z dziedzin, w której chcą odnieść sukces i pomostem dla budowania popularności. Napakowane gwiazdami kluby w Rijadzie (Al-Hilal, Al Nassr) i Dżuddzie (Al-Ittihad, Al-Ahli), to jedno. Jeszcze ciekawsze są inwestycje na niższym szczeblu. Wspierane przez wielki biznes kluby będą rosły w nieprzypadkowych miejscach.

  • Al-Qadsiah – nadmorskie miasto Khobar, sąsiad Bahrajnu, tuż przy największym lotnisku w kraju
  • Al-Diriyah – miasto Diriyah, którego częścią jest zabytkowy At-Turaif wpisany na listę UNESCO
  • Al-Suqoor – wszystko wyjaśnia nazwa właściciela: “NEOM”, czyli spółka odpowiedzialna za budowę supermiasta
  • Al-Ula – miasto o tej samej nazwie, nazywane perłą saudyjskiej turystyki

Najmniejsza z drużyn gra na czwartym poziomie rozgrywkowym. Nikogo nie zdziwi, jeśli za parę lat wszystkie dołączą do wielkiej czwórki w Saudi Professional League. Federacja poluzowała nie tylko zasady dotyczące obcokrajowców w ekstraklasie, więc droga do szybkiego awansu i pokazania światu piękna zabytkowej osady Al-Ula przy okazji spotkania z Karimem Benzemą i jego Al-Ittihad, stoi otworem.

Sportswashing? A może jednak soft power?

Arabia Saudyjska i soft power, którego nie dostrzegaliśmy

Miękka siła. Tłumaczenie niezbyt celne, więcej powie nam definicja „soft power”:

“Zdolność kraju do zdobywania wpływów dzięki atrakcyjności własnej kultury, polityki czy ideałów politycznych”.

Inni mają chcieć tego samego wskutek niewymuszonego wyboru. Inni mają chcieć Arabii Saudyjskiej.

Ograniczenie saudyjskiego soft power jedynie do kilku dużych transferów, byłoby ogromnym błędem. Królestwo od lat buduje sieć wpływów, która otwiera rynki, pomaga zgromadzić przyjaciół i rozwijać się biznesowo. Public Investment Fund nie jest jedynie bogatym wujkiem, który kupił Newcastle United. W ich portfolio znajdziemy marki, które pozwalają zarabiać ogromne pieniądze z dala od głównego źródła bogactwa kraju.

Olivier Jarosz cofa się w czasie, żeby pokazać, jak głęboko sięga proces budowania wpływów.

W mediach zagranicznych często pojawiają się skrócone informacje na temat tego, co dzieje się w Arabii Saudyjskiej. Czasami nie widać w nich percepcji, że Saudyjczycy stosują soft power od rządów króla Fajsala w latach 60. i 70. Tyle że do tej pory nie działali tak mocno w sporcie. Przejawiało się to raczej poprzez wykupowanie różnych firm, korporacji czy budowanie meczetów. Na przykład w zamian za budowę stadionu króla Baudoina I w Brukseli, król Fahd dostał ziemię, na której powstał największy wówczas meczet w Europie. To było zapoczątkowanie siły Arabii Saudyjskiej.

Równie ciekawym procesem jest jednoczenie się świata arabskiego. Podczas mundialu w Katarze pisałem o tym, jak sukces Maroka celebrują inne narody. Arabów jednoczyła sprawa Palestyny, Arabowie wspólnie śpiewali na cześć Walida Regraguiego, Arabowie kłócili się z Afrykańczykami, którzy oburzali się, że Maroko niby reprezentuje ich kontynent oraz federację, a nie może powstrzymać ciągotek w kierunku braci, z którymi dzieli wiarę.

Prawdą jest jednak i to, że mistrzostwa świata zjednoczyły Arabów i muzułmanów, wspólnie się wspieramy. Zwłaszcza z powodu tego, jak mundial w Katarze potraktował zachód, jak ten kraj był przedstawiany w zachodnich mediach — mówił mi Amine El-Amri, marokański dziennikarz.

Maroko a sprawa arabska

O ile jednak na poziomie społecznym i kulturowym świat arabski od dawna stanowi jedność, tak polityka nie zawsze szła w parze z hasłami o braterstwie narodów. Arabia Saudyjska jest tego najlepszym przykładem — w końcu nie tak dawno chciała wykopać wielki rów i wypełnić go radioaktywnymi odpadami, żeby odciąć się od Kataru, a przy granicy z Jemenem zamiast kwiatów fruwały pociski. Przykład sportowy? Stosunki dyplomatyczne królestwa z Turcją sprawiały, że płacenie tamtejszym klubom za transfery było absolutnie wykluczone.

Od pewnego czasu obserwujemy jednak obrazki świadczące o diametralnej zmianie podejścia. Najważniejsze osobistości Arabii Saudyjskiej i Kataru wspólnie i wzajemnie dopingowały swoje drużyny podczas Mistrzostw Świata 2022. Recep Tayyip Erdogan pierwszy raz spotkał się z prezydentem Egiptu. Wreszcie Saudyjczycy, przy pomocy Omanu i Chin, godzą się z Iranem i — tak jak wspominał wcześniej Jarosz — wygaszają konflikt w Jemenie.

Kraje arabskie patrzą na Stary Kontynent i na to, jak wychodząc z dużego konfliktu zbrojnego, zaczął on współpracować w postaci Unii Europejskiej, która sprawiła, że Europa na lata stała się gigantycznym rynkiem gospodarczym. Nauczeni historią Arabowie widzą, że współpraca jest lepsza niż konflikt. Potencjał społeczny regionu MENA (Middle East & North Africa – red.) jest przeogromny, bo o ile Europa się starzeje, tak świat arabski jest demograficznie młody, więc kiedy, jak nie teraz, region ma się jednoczyć? Oczywiście Arabia Saudyjska chce być liderem tego projektu i za dziesięć, piętnaście lat dołączyć do głównych rozgrywających światowej gospodarki obok USA czy Chin. Trzeba jednak pamiętać o różnych czynnikach, takich jak różnice religijne, które będą sprawiały, że każdy będzie próbować ciągnąć w swoją stronę — wyjaśnia Mieszko Rajkiewicz.

Największym problemem Arabii Saudyjskiej jest wspomniany Jemen. Kraj rozbity, podzielony między różne frakcje, które wyrosły w trakcie konfliktu, w którym rzeczywistymi rywalami byli Saudyjczycy i Iran.

“Przyczyny wojny domowej w Jemenie, toczącej się od 2015 roku, są gulaszem ze spraw lokalnych i międzynarodowych, religijnych i plemiennych, politycznych i społecznych. Siły lojalne prezydentowi Abdu Rabbuhowi Mansurowi Hadiemu ścierają się z opozycyjnym ruchem Huti. Tego pierwszego wspiera międzynarodowa koalicja prowadzona przez mocarstwową Arabię Saudyjską (za błogosławieństwem Stanów Zjednoczonych, Francji czy Wielkiej Brytanii), a tych drugich podpiera przede wszystkim Iran (za błogosławieństwem Rosji, Korei Północnej i Dżihadystów). ONZ trąbi o „katastrofie humanitarnej” i szacuje, że podczas wojny w Jemenie do tej pory zginęło prawie czterysta tysięcy osób. Siedemdziesiąt procent trupów to dzieci. Blokada morska i lądowa odcięła kraj od dostaw żywności i leków. Światowy Program Żywnościowy informuje, że szesnaście milionów Jemeńczyków żyje w skrajnym niedożywieniu. Bezpośrednim powodem prawie sześćdziesięciu procent wszystkich zgonów są głód i choroby – upiory niekończącego się konfliktu”.

To fragment artykułu Jana Mazurka, w którym naświetlaliśmy to, co dzieje się rzut beretem od Kataru, państwa-gospodarza ostatnich mistrzostw świata. Cztery i pół miliona Jemeńczyków uciekło z kraju. Czternaście procent całej populacji. Wielu z nich znalazło przystań w Arabii Saudyjskiej. Gdy odwiedzałem Rijad, sprzedawca w sklepie zapytał mnie, skąd pochodzę. Small talk. Spytałem go o to samo.

– Jemen — odparł i dla pewności, że wiem, o czym mówi, złożył ręce w pistolety. – Piff, paff!

Oczy na Jemen, nikczemy kopaczu piłki

Do stolicy i innych miast królestwa przybyły dwa miliony Jemeńczyków umęczonych wojną w ojczyźnie. W reprezentacji Arabii Saudyjskiej gra Ayman Yahia posiadający podwójne obywatelstwo. Jednoczenie się świata arabskiego to dla Jemenu dar z niebios. Szansa na koniec gehenny.

Obydwa kraje doszły do miejsca, w którym dalsza walka militarna nikomu się nie opłaca, a im dłużej przy granicy Arabii Saudyjskiej trwa konflikt, który może zahaczyć o terytorium kraju, tym ciężej realizować plan gospodarczy. W ostatnim czasie utrzymywany jest pozytywny kurs, relacje nie są idealne, ale zmierzają w dobrym kierunku. Obydwie strony muszą teraz ustalić granice, w jakich będą się poruszać. Działania militarne bardzo mocno przyhamowały, chociaż oficjalnego pokoju i zakończenia konfliktu jeszcze nie ma. Niedawno podobną taktykę przyjęto wobec Syrii, która też wraca do łask w regionie — wyjaśnia Rajkiewicz i dodaje:

Arabia Saudyjska inwestuje w różne nowe technologie, w budownictwo, w rozwój medycyny. Żadna z tych gałęzi nie zyska dużego wsparcia zewnętrznego z Chin czy Europy Zachodniej, jeśli w regionie będą trwały duże konflikty zbrojne.

Całkiem możliwe, że wielkie transfery do Saudi Pro League największą falę entuzjazmu wywołały więc nie w samym Rijadzie, a tuż za granicą kraju.

Czy Arabia Saudyjska podzieli los Chin?

Może to być jednak przerysowanie i przejaskrawienie, bo choć nie wszystkim Saudyjczykom podoba się pompowanie ogromnych pieniędzy w transfery, to myśl o rosnącej w siłę lidze spotyka się z dużym entuzjazmem. Mohammed bin Salman, jak wielu rodaków, pasjonuje się piłką nożną. Arabia Saudyjska to nie Chiny, więc nawet jeśli zgodzimy się, że proces budowania potęgi tutejszych rozgrywek jest sztucznie przyśpieszony, to nie jest to próba zbudowania igloo na pustyni. Wyniki badań, które publicznie omawia saudyjski rząd, wskazują, że ponad 80% społeczeństwa jest w jakimś stopniu zainteresowana futbolem lub zaangażowana w uprawianie tej dyscypliny.

Aleksander Ceferin powiedział, że Arabia Saudyjska robi to samo, co Chiny. Według mnie to zupełnie inne podejście. Tutaj jest budowa od podstaw, bo piłka nożna była zawsze sportem numer jeden, zwłaszcza wśród młodzieży. Istnieje tradycja, której w Chinach nie było i która nie wiem, czy tam będzie. Poza tym rząd Chin nie wspierał rozwoju futbolu tak mocno, jak władze Arabii Saudyjskiej. Chińczycy chcą nawet, żeby ich firmy wycofały się z europejskiego futbolu. Wiadomo, że plan to jedno, może się okazać, że to tylko zapisane kartki, ale Mohammed bin Salman jest młody, jest zagorzałym fanem futbolu, więc on to będzie robił. Istnieje ryzyko, że wystąpią jakieś problemy wewnętrzne, jednak MBS inwestuje w futbol też po to, żeby problemów nie było — tłumaczy Olivier Jarosz.

Saudyjskie media związane z Al-Nassr informują, że każdy z czterech topowych klubów w kraju otrzymał od PIF 100 milionów euro na wzmocnienia. Po przekroczeniu tej granicy drużyny nadal będą mogły ściągać gwiazdy, ale już na własny rachunek, co jest przeszkodą, ale tylko teoretyczną — pieniędzy w Rijadzie i Dżuddzie dostatek. Trzeba jednak pamiętać, że obraz saudyjskiego szejka palącego pieniędzmi w kominku jest daleki od prawdy. Bardzo, bardzo daleki. Elity z tego kraju bardzo uważnie oglądają każdego riala, ważąc poszczególne inwestycje.

Oczywiście gdy patrzymy na kwoty, które padają w mediach, możemy odnieść inne wrażenie, ale nie wszystko, co się pisze, jest prawdą. Wielu dobrze poinformowanych dziennikarzy uważa, że pensje pojawiające się w przestrzeni publicznej często są przerysowane “żeby dobrze to wyglądało”. Poza tym inaczej wydaje się miliony, gdy ma się miliardy. Wyłożenie wielkich pieniędzy nie wyklucza to rozsądku. Maciej Gil, skaut Al-Fateh, na długo przed obecnym boomem tłumaczył mi specyfikę transferów w Arabii Saudyjskiej.

Są dwa mity: że Arabowie ściągają piłkarzy bez żadnego sprawdzenia i że nie znają się piłce. Myślę, że większe gwiazdy idą do MLS, tutaj trafiają znani zawodnicy, ale o określonym profilu.

Maciej Gil o kulisach pracy skauta w Arabii Saudyjskiej

Przez lata przyczółkiem dla znanych i drogich nazwisk była raczej Qatar Stars League. Teraz to się zmienia, ale to nie tak, że całą teorię można wyrzucić do kosza. Saudyjczycy są w pewnym sensie ofiarą działań Kataru. To sąsiedzi napompowali rynek transferowy do obecnych rozmiarów tym, co robią w PSG, więc teraz trzeba się do tego dostosować. Poza tym każdy zdaje sobie sprawę, że w początkowym etapie rozwoju ligi trzeba nadpłacić i przepłacić, żeby zachęcić kogo trzeba.

Arabia Saudyjska przepłaca świadomie; przepłaca, bo musi. Kiedy nie musi, szuka okazji. Public Investment Fund mógł skusić się na wielki klub, a przejął Newcastle United. Gdy wróżono, że skoro tak, to pewnie wyda kilkaset milionów na budowę superdrużyny, PIF znów zaskoczył — skład na Ligę Mistrzów stworzono w absolutnie rozsądnych warunkach.

Saudyjczycy z natury dobrze przeliczają pieniądze, które wydają. Wiadomo, że wykupowanie najlepszych piłkarzy pozwala wyjątkowo szybko budować wizerunek międzynarodowy, ale są świadomi, że długoterminowe zyski to akademie i wewnętrzne struktury. Jak jest dużo pieniędzy, to ludzie chcą je wydawać. Mieliśmy tego przykład w Katarze, gdzie oferowaliśmy, że wykonamy pewną usługę lepiej i taniej niż konkurencja, ale usłyszeliśmy, że oni mają nazwę. Saudyjczycy patrzą trochę inaczej, zwracają uwagę na jakość i pomysł. Mówi się, że zrezygnowali z Mistrzostw Świata w 2030 roku, żeby zorganizować je cztery lata później, bo chcą być dobrze przygotowani. Widzieli, że Katar i Aspire Academy nie wypaliło, chcą być lepsi i za dziesięć lat mieć generację, która zrobi więcej niż tylko zaskoczy Argentynę — zdradza Olivier Jarosz.

Właściciel “LTT Sports” rysuje obraz władz, które wiele rzeczy sobie policzyły. Arabia Saudyjska jest bogata, ale nie wszyscy Saudyjczycy są bogaci. Kraj odchodzi od dopłacania i dokładania, tłumacząc, że od młodego społeczeństwa trzeba wymagać i oczekiwać. Dzięki temu wychodzi ono ze strefy komfortu i dąży w kierunku rozwoju. A jednak, mimo dokładnego rozpisania planu ekspansji piłkarskiej, wydarzyła się ona tak szybko, że chaosu i dezorganizacji nie dało się uniknąć. Tak samo jak przeliczenia się w pewnych tematach.

Najbardziej bolesnym był Lionel Messi. Argentyńczyk związany z Arabią Saudyjską umową na promocję turystyczną kraju miał wynagrodzić Al-Hilal utratę Cristiano Ronaldo i sprawić, że starcie piłkarskich tytanów powróci w wielkim stylu. Wybrał jednak Inter Miami i MLS. O ile jednak wizerunkowo była to porażka naprawdę duża, tak jeszcze większe znaczenie ma „nie” usłyszane z ust paru innych zawodników. Saudyjczycy nie zdołali błyskawicznie domknąć deali i kadr czterech topowych klubów, co odbiło się na zespołach z drugiego szeregu, które tkwiły — nadal tkwią — w zawieszeniu, czekając na decyzje góry. Bo to góra planuje kto, gdzie, po co i kiedy.

Dużo mówi się o tym, że przygotowano listę transferową z nazwiskami zawodników, którzy wyrazili wstępne zainteresowanie przeprowadzką do Arabii Saudyjskiej. Kluby miały mieć do niej dostęp i dowolność wyboru nazwisk na niej zawartych. Finalnie wielu z nich jednak odmówiło, a lista mocno się skróciła. Nazwiska niektórych zawodników, którzy nie dali się namówić, pojawiały się zresztą w mediach — mówi nam jedna z osób działająca na bliskowschodnim rynku.

Śmierć futbolu w Chinach. Przestroga dla Arabii Saudyjskiej

Efektem jest to, że kluby z Saudi Pro League schodzą coraz niżej, szukając potencjalnych wzmocnień. Oczywiście poza wielkimi nazwiskami i tak trzeba byłoby rozglądać się za kilkoma mniej znanymi postaciami z czołowych lig w Europie, ale teraz ludzie z drugiego szeregu mogą urosnąć do miana liderów, zastępując pierwotne cele transferowe. O rzeczywistość mniejszych drużyn pytam Mateusza Łajczaka, który jeszcze w poprzednim sezonie pomógł Abha Club utrzymać się w lidze. Drużyna Czesława Michniewicza sprowadziła Grzegorza Krychowiaka.

Priorytet mają cztery kluby, w które zainwestował PIF, one już praktycznie wypełniły swoje miejsca. Dopiero wtedy zobaczymy, co z resztą klubów. Od początku mówiłem, że nie wszystkim drużynom będzie łatwo ściągnąć topowych piłkarzy, bo nie każdy będzie chciał przyjść do mniejszego miasta bądź klubu — ocenia polski trener, który zauważa jednak, że sam fakt, że najlepsze kluby musiały znaleźć miejsce dla gwiazd i podziękować dotychczasowym liderom, jawi się jako szansa.

Naturalne będzie to, że zawodnicy „zwolnieni” przez największe kluby, będą okazją dla mniejszych. Taki Abderrazak Hamdallah, którego przyszłość w Al-Ittihad jest niepewna, będzie gwiazdą w każdym z pozostałych zespołów w lidze. Tak samo Odion Ighalo. Transfery nowych gwiazd sprawiają, że dla poprzednich robi się ciasno, a przecież Hamdallah był wręcz ikoną ligi. Skuteczny napastnik, mocno wierzący muzułmanin — to się wpisuje w schemat liderów, których Saudyjczycy oczekują. Dobrych piłkarzy, ale też „swoich ludzi” w kontekście kulturowym.

Bracia muzułmanie. Religia magnesem Arabii Saudyjskiej

Mateusz Łajczak zwrócił uwagę na istotną rzecz. Arabia Saudyjska kocha swoich ludzi, a cały świat arabski buduje tożsamość na liderach dzielących ze społeczeństwem religię oraz system wartości. Kraj ze stolicą w Rijadzie ambicje lidera ma nie tylko z racji swoich rozmiarów czy zasobów. Olivier Jarosz zwraca uwagę na nietypowy atut królestwa.

Atutem saudyjskiego soft power jest reklamowanie się jako stolica islamu. Mekka znajduje się 70 kilometrów od Dżuddy. Wielu piłkarzy wybiera Arabię Saudyjską z powodów religijnych. Wiadomo, że finanse są imponujące, nawet jeśli nie są zbliżone do tych, które otrzymali Cristiano Ronaldo czy Karim Benzema, ale rozmawiając z zawodnikami, słyszę, że mają potrzebę zbudowania swojej tożsamości religijnej.

Mekka

Gdy Karim Benzema zasilał Al-Ittihad, wiele osób szydziło, że piłkarza kupiła Arabia Saudyjska, a jemu samemu klub, w którym zagra, nie robił różnicy. Lokalne źródła twierdzą jednak, że to kompletnie przestrzelona opinia, bo kto jak kto, ale Francuz do wiary przywiązuje ogromną wagę i właśnie z powodu bliskiej odległości do Mekki wolał trafić do klubu z Dżuddy zamiast do stołecznego Al-Hilal czy Al-Nassr.

Religijny klucz doboru partnerów znajdziemy zresztą także we współpracach, które poprzedzały boom transferowy. Benzema już od dawna reklamował największą saudyjską imprezę kulturowo-społeczną zwaną “Riyadh Season”. Tę samą, której twarzą był Mohamed Salah; tę samą, którą polecał DJ Khaled. Wszystkie te postaci łączy wiara w Allaha, nieoczywisty atut, który pomaga Saudyjczykom przekonać wielu piłkarzy do przeprowadzki na środek pustyni. Oferty z Saudi Pro League błyskawicznie przyjęli Edouard Mendy, Kalidou Koulibaly i N’Golo Kante.

Sezon na Rijad. Gwiazdy, które reklamują Arabię Saudyjską

Angielskie media doszukiwały się w tym drugiego dna w postaci powiązań Tedda Boehly’ego z PIF, bo obydwie strony łączą wspólne inwestycje, a zwolnienie ogromnych kontraktów gwiazd było Chelsea na rękę. Może coś w tym jest, ale religia odgrywa znacznie większą niż mogłoby się wydawać rolę w transferach do Saudi Pro League.

Karim Benzema, Sadio Mane, Riyad Mahrez, Mohamed Salah — to nie jest przypadek, że poza Cristiano Ronaldo i Leo Messim największe zainteresowanie dotyczy wyznawców islamu. Najlepsi muzułmańscy piłkarze są bardziej pożądani, bo oni najbardziej zadowolą kibiców. Oni także patrzą przychylniej w kierunku Arabii Saudyjskiej jako ligi z powodu religii — przyznaje Łajczak.

Mekka czyni z królestwa faktycznego lidera regionu. Kraj, który jest religijną stolicą świata arabskiego, przyciąga dzięki niej nie tylko piłkarzy, ale i pracowników różnego szczebla choćby z północnej Afryki. Gdy w Europie prychamy na kolejne transfery, które nie sprawią, że nagle zaczniemy śledzić ligę saudyjską z równie dużą uwagą, co najlepsze rozgrywki na Starym Kontynencie, umyka nam to, że nie jesteśmy pępkiem świata. Wręcz przeciwnie — potencjał zaczyna tkwić gdzie indziej. Organizacja Narodów Zjednoczonych prognozuje, że do 2050 roku połowa wzrostu populacji świata będzie dziełem Afryki. Subsaharyjski region tego kontynentu dwukrotnie zwiększy liczbę mieszkańców, podczas gdy Europa podąży w przeciwnym kierunku.

“The Guardian” wylicza, że w 2030 roku, a więc w momencie spełnienia planów Saudi Vision, w samej północnej Afryce przybędzie 100 milionów osób wyznania muzułmańskiego; “Pew Research Center” dodaje, że do 2060 roku na całym świecie populacja muzułmanów zwiększy się o 70%.

Arabia Saudyjska oczywiście chce przebić się na rynek światowy. “International Management Group” na początku 2023 roku nawiązała współpracę z Saudi Professional League, oferując różnym krajom prawa do pokazywania rozgrywek po transferze Cristiano Ronaldo. Skusiła się Polska, krótkoterminową umowę podpisała Wielka Brytania, ligę zaczęto pokazywać w Australii, Brazylii, Włoszech czy w Chinach. Teraz firmę, która obsługuje także Premier League czy FIFA poproszono o działanie na szerszą skalę i sprzedanie praw na dwa kolejne sezony.

Do 2030 roku zyski ligi mają wzrosnąć czterokrotnie z 120 milionów dolarów do 480 milionów w amerykańskiej walucie. Wartość ligi ma zaś wynosić ponad 2 miliardy dolarów, podczas gdy obecnie nie sięga nawet miliarda. Wszystko to nie będzie możliwe bez globalnego sukcesu, ale kluczem wciąż będzie dotarcie do rodzimych rynków i wykorzystanie faktu, że to świat arabski rośnie najszybciej.

– Głównym kierunkiem dla ligi saudyjskiej jest rynek MENA, dla którego Arabia Saudyjska stanie się Anglią czy Hiszpanią — w Iraku czy Kuwejcie będą patrzyć na nich tak, jak my patrzymy na Premier League. Konsument azjatycki jest jednak równie istotny. Mają dużą szansę przejąć część tortu na Dalekim Wschodzie i sprawić, że liga saudyjska będzie bardziej atrakcyjna w Chinach, Korei Południowej czy Japonii. Za inwestycją w ligę idzie także zwiększenie wartości Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Walka o kibica europejskiego to trochę walka z wiatrakami, wyobrażam sobie, że nie zależy im na tym aż tak mocno, jak na budowaniu pozycji na rynku azjatyckim — analizuje Mieszko Rajkiewicz.

W Azji Arabia Saudyjska już jawi się jako Premier League. Ranking “Opta” klasyfikujący ponad 13000 drużyn z całego świata w poszukiwaniu tej najlepszej, w czołowej trójce przedstawicieli kontynentu umieszcza Al-Ittihad, Al-Hilal i Al-Nassr. Miejsce w TOP 10 zajmuje jeszcze Al-Shabab. Azjatycką Ligę Mistrzów wygrał ostatnio Maciej Skorża z Urawa Red Diamonds, ale połowa finałów w ostatniej dekadzie odbyła się z udziałem przedstawiciela kraju ze stolicą w Rijadzie.

Długoterminowym celem Saudi Pro League jest stworzenie rozgrywek na tyle silnych, żeby liga jako całość weszła do światowego TOP 10, a z czasem nawet TOP 5. Krótkoterminowym — prześcignięcie Holandii, Turcji, czy MLS, choć Cristiano Ronaldo mówiący o zdystansowaniu Stanów Zjednoczonych może mieć trochę racji. Według “Opta” średnia ocenia klubów saudyjskich to 70,8, amerykańskich – 71,8. To jednak sytuacja sprzed startu okienka transferowego.

Europejczycy boją się, że stracą najlepszych piłkarzy, ale to nie na tym trzeba się skupiać. Największym ryzykiem jest przeniesienie centrum grawitacji na całkowicie inny teren. Arabia Saudyjska bardzo dobrze buduje silny, wewnętrzny rynek, inwestując w cztery różne kluby z dwóch miast. Liga nie jest ciekawa, gdy jeden klub wszystko wygrywa. Plan Saudyjczyków mają wdrażać eksperci — to świadczy o pewnej kulturze i zaawansowaniu w podejmowaniu decyzji. Nie chcą robić wszystkiego sami. Nie koncentrują się zresztą tylko na piłce, chcą mieć po kilka jajek w każdym koszyku. Koszykówka, padel, golf czy nawet kultura i e-sport: inwestują w każdy z tych obszarów — uważa Olivier Jarosz.

Czy saudyjski futbol zyska na rozwoju Saudi Pro League?

Efekty działań Saudi Professional League odbijają się już na innych ligach. Arabia Saudyjska zwiększyła do ośmiu liczbę miejsc, którą w kadrze drużyny — oraz rzecz jasna na boisku — mogą zajmować obcokrajowcy. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich także dodano dodatkowe miejsce dla zagranicznego piłkarza. Transferowa ekspansja Saudyjczyków najmocniej odbija się jednak na samych Saudyjczykach. Już przed Mistrzostwami Świata 2022 Herve Renard musiał organizować dodatkowy obóz przygotowawczy, żeby nadrobić braki w przygotowaniu fizycznym poszczególnych piłkarzy.

– Minusem jest to, że w lidze jest wielu zagranicznych zawodników, którzy zabierają im miejsce w składzie. Jako selekcjoner jestem tym zmartwiony, chociaż gdybym był trenerem klubowym, byłbym z tego zadowolony — mówił mi ówczesny selekcjoner Zielonych Sokołów.

Herve Renard o kulisach pracy w roli selekcjonera reprezentacji Arabii Saudyjskiej

Trenerzy klubowi są zadowoleni, jak najbardziej. Drużyna narodowa ma jednak kolejny problem do rozwiązania. Jeszcze w 2015 roku w Saudi Pro League mogło grać tylko trzech obcokrajowców, w dodatku wyłączając pozycję bramkarza. Federacja chciała w ten sposób podnieść jakość szkolenia golkiperów, bo saudyjscy spece od bronienia nie stali na wysokim poziomie. Dodatkowe miejsce przysługiwało wówczas zawodnikom z AFC, czyli mówiąc prościej: z Azji.

Lód stopniowo topniał, bo już w 2016 roku liczba „slotów” wzrosła do czterech, bez podziału na federacje i kontynenty. Za rewolucję uważano zmiany z 2017 roku, kiedy po raz pierwszy pozwolono na rejestrację zagranicznych bramkarzy. Chwilę później stwierdzono, że sześciu obcokrajowców to za mało, dorzucono więc siódmego. W sezonie 2018/2019 przez chwilę testowano wariant z ośmioma zawodnikami spoza Arabii Saudyjskiej, jednak wrócono do pomysłu z siódemką. Teraz granicę przekroczono już na dobre i trzeba głowić się nad tym, w jaki sposób zapewnić lokalsom czas gry.

Obowiązkowa liga rezerw rozwiązałaby ten problem, bo zawodnicy mogliby regularnie grać, można byłoby ich weryfikować w lidze. Myślę, że jej poziom byłby zadowalający, to byłaby mocna liga, o ile oczywiście byłaby na poważnie traktowana przez kluby i sztaby — rozważa Mateusz Łajczak.

Trener, który przez kilka lat pracował w Abha Club, nie mówi o tym przypadkowo. Arabia Saudyjska posiada rozgrywki dla rezerw poszczególnych klubów, jednak udział w nich jest dobrowolny. W związku z mocarstwowymi planami pomyślano o tym, żeby wprowadzić obowiązek posiadania drugiej drużyny. Liga wyglądałaby wówczas tak, że dzień po spotkaniach Saudi Profesional League dochodziłoby do powtórki w wykonaniu zaplecza kadry. Ideę zablokowały jednak cztery największe kluby w kraju. Saudyjczycy tłumaczą mi, że wszystko rozbiło się o to, że brakuje czasu na zorganizowanie przedsięwzięcia w zadowalający sposób. Każdy ma na głowie budowę pierwszej drużyny i struktur klubu.

Decyzja o przystąpieniu do ligi będzie ponownie zależała od woli każdego z klubów. Nie wiem, ile zespołów się zgłosiło, ale w ubiegłym roku jedynym zespołem z czołówki, który zgłosił rezerwy, było Al-Shabab. Innym pomysłem było utworzenie ligi U-23, co mogłoby być dobrym „inkubatorem” dla zawodników, którzy nie są jeszcze gotowi do wejścia do Saudi Professional League. Finalnie jednak z tego zrezygnowano. Ostatecznie obok nieobowiązkowej ligi rezerw będzie funkcjonowała liga U-19 dla roczników 2004 i młodszych, w której będzie mogło występować dodatkowo pięciu zawodników z rocznika 2003 – tłumaczy Łajczak, który ostatnio zajmował się szkoleniem młodzieży w Abha.

Firas Al-Buraikan – jeden z największych talentów saudyjskiej piłki

Arabia Saudyjska wie, że drogą do sukcesu w piłce nożnej jest praca nad swoją własną generacją talentów. Olivier Jarosz z “LTT Sports” wspominał o tym, że Zielone Sokoły nauczone fiaskiem Kataru chciałyby nie dać plamy na imprezie, którą zorganizuje kraj. Wychowanie piłkarzy, którzy pozwolą nawet na niewielki, ale jednak sukces sportowy, to nie jest prosta sprawa.

Szkolenie nie jest jeszcze zadowalające przy potencjale piłkarskim, jaki w tym kraju występuje. Ściąga się wielu zagranicznych trenerów, ale efekty ich pracy nie zawsze są takie, jakich wszyscy oczekują. Pracowałem z zespołem U-19 w Abha i poziom ligi w tej kategorii wiekowej jest niższy niż w Polsce. Najczęściej są to piłkarze, którzy na ten moment nie są w stanie grać w Saudi Professional League. Widać to, gdy sprawdzimy, ilu młodych zawodników występuje w lidze. Za młodych piłkarzy uchodzą Firas Al-Buraikan i Saud Abdulhamid z roczników 2000 i 1999. 20-latków jest niewielu, rocznik 2003 reprezentują Abdullah Radif i Musab Al-Juwayr z Al-Hilal, pewnie ktoś ich wypożyczy, czy dostaną kilka szans, ale to w zasadzie tyle — opowiada Mateusz Łajczak.

Królestwo ma niewątpliwy atut w postaci piłkarskich tradycji, które sprawiają, że nie trzeba naprędce budować Aspire Academy i ściągać młodzieży z całego świata, której wyrobi się lokalne paszporty. Saudyjscy zawodnicy nie należeli do najlepszych na planecie, natomiast kilku dobrych graczy z tego kraju możemy kojarzyć.

Tak jak my wspominamy zwycięstwa reprezentacji Polski na Igrzyskach Olimpijskich, tak oni wspominają wygrane Mistrzostwa Świata U-17 w 1989 roku. Był to pierwszy azjatycki kraj, który triumfował w rozgrywkach FIFA. Już w latach 70. i 80. Arabia Saudyjska zbudowała infrastrukturę sportową, jednak od tamtej pory nie była ona unowocześniana — dodaje Olivier Jarosz.

Infrastruktura i zaplecze to tematy, które są wiecznie żywe w Rijadzie i okolicach. Gdy odwiedzałem Bliski Wschód, dostrzegłem, że większość klubowych ośrodków wygląda tak samo. Budowało je państwo, które nie chcąc nikogo faworyzować, tworzyło projekty-kalki. Praktycznie w każdym klubie opowiadano mi o planach rozbudowy bazy treningowej lub zabierano mnie na plac budowy. Nowe, lepsze stadiony, nowe, lepsze boiska.

Arabia Saudyjska jako gospodarz Pucharu Azji w 2027 roku wybuduje osiem nowych obiektów. Najmniejszy o pojemności 30000 miejsc, największy — ponad 90000. Posłużą także do walki o organizację mundialu.

Tam, gdzie meczów azjatyckich mistrzostw nie będzie, także rosną nowe budowle. Nowoczesne i odświeżone centra treningowe nie załatwią jednak problemów z organizacją rozgrywek oraz szkolenia.

W Arabii Saudyjskiej dotychczas istniały rozgrywki U-13, U-15, U-17 i U-19. Pierwszy etap to liga, w której jest sześć-siedem drużyn w zależności od regionu. Dziesięć-piętnaście meczów, trwa od sierpnia-września do grudnia. Mistrz przechodzi dalej, a reszta nie ma nic, więc niejednokrotnie rozgrywki trwają cztery-pięć miesięcy. Po odpadnięciu z ligi kluby często przerywają treningi aż do czasu kolejnych przygotowań. Mistrz gra natomiast w fazie pucharowej, więc jak odpadnie po pierwszym dwumeczu, kończy ligę w styczniu. Przez to bardzo często trenerzy oszukują i wystawiają starszych piłkarzy. W jednym meczu przyłapaliśmy pięciu starszych zawodników. Federacja mocno się zastanawia nad tym, jak to zmienić. Problemem są jednak odległości, bo już zespoły U-13 latają samolotem po kraju. Zastanawiają się nad regionalizacją rozgrywek, żeby odległości były krótsze, ale nie jest to łatwe. Poza tym obecnie ligi czasem są nastawione na rywalizację bardziej niż na rozwój zawodników — przykładowo za wygrane mecze młodzieży płacone są bonusy — wyjaśnia Łajczak.

Wiele lat temu Arabia Saudyjska nawiązała współpracę z Hiszpanią. Powstała akademia “Saudi Future Falcons”, najzdolniejsi piłkarze są wysyłani na roczne stypendium do Europy. Nie daje to oczekiwanych efektów, większość adeptów akademii przepada, różnice po dwunastomiesięcznych treningach z europejskimi trenerami są ledwo widoczne. Saudyjczycy są żywo zainteresowani tym, jak to zmieniać. Jarosz docenia, że nie traktują różnych umów jako papierka, którym można pomachać, ale faktycznie są żądni wiedzy.

W Arabii Saudyjskiej reprezentujemy także interesy klubów europejskich. Żeby budować relacje i wymianę wiedzy. Parę lat temu przykładem był Villarreal, z którym Saudyjczycy mieli umowę. To nie do końca wypaliło, ale Arabia Saudyjska szuka współpracy właśnie z takimi klubami: mniejszymi, które mogą coś przekazać. Prowadząc te rozmowy, widzimy, że Saudyjczycy są żywo zainteresowani wiedzą, a nie tylko zapłaceniem za markę. Przykładowo: dopytują, jak europejskie kluby usprawniły tranzycję talentów z kolejnych roczników aż do piłki seniorskiej. Bardzo mocno chcą iść w identyfikację talentów, także w systemie szkolnym. Ostatnio wysłaliśmy skautów z naszych klubów partnerskich na turniej, za rok planują ściągnąć na takie wydarzenie 13 tysięcy chłopców i dziewczyn. Już rok temu podpisaliśmy umowę z bardzo silną na Bliskim Wschodzie i w Egipcie firmą skautingową. Ta platforma pomaga klubom monitorować piłkarzy, my pracujemy nad polepszeniem tego systemu i rozszerzeniu działalności na kolejne rynki.

Czesław Michniewicz i złoto pustyni. Dlaczego Abha Club liczy na polskiego trenera?

Mateusz Łajczak zwraca uwagę, że największy kłopot sprawia Saudyjczykom właśnie przejście z kategorii juniorskiej do gry z seniorami. Saudi Professional League okazuje się zbyt dużym wyzwaniem dla wielu młodych zawodników. A skoro poziom ma być coraz wyższy, to talenty będą jeszcze bardziej odstawać. Wszystko to dziwi mniej, gdy słyszę, jak do tej pory wyglądała praca z młodzieżą w pustynnym kraju. Do długich przerw w rozgrywkach trzeba dodać to, kiedy w ogóle treningi się zaczynają.

Do momentu dołączenia do drużyny U-13 często grało się na ulicy albo w prywatnych akademiach, które funkcjonowały najczęściej tylko w dużych miastach. Teraz powstają klubowe akademie dla zawodników w wieku 6-11 lat, zatrudniani są trenerzy z Europy, ale wciąż nie wszystkie kluby zdecydowały się na taką ścieżkę szkolenia — mówi mój rozmówca.

Jeśli ściąganie wielkich gwiazd ma pomóc we wciągnięciu saudyjskiej piłki — piłki, nie tylko ligi — na wyższy poziom, trzeba będzie jak najszybciej zadbać o dół piramidy.

Niechlujstwo

Inna rzecz, że nawet na górze, nawet w świetle reflektorów, zdarzają się absurdy i niezrozumiałe błędy. 7,4 miliona euro. Takie odszkodowanie wywalczył Aleksandar Prijović po miesiącach przepychanek odnośnie rozwiązania kontraktu z Al-Ittihad. Serb o pieniądze musiał się sądzić. Nie on pierwszy, nie jedyny, nie ostatni. Poszukiwanie kolegów do gry dla Cristiano Ronaldo przerwał Al-Nassr ban transferowy. Zwycięzcy zalegają pieniądze Ahmedowi Musie, który z Rijadu wyjechał niemal trzy lata temu oraz Rui Vitorii, trenerowi, który opuścił Arabię Saudyjską dwa i pół roku temu.

FIFA zakazała Nassr rejestrować nowych piłkarzy do czasu uregulowania zaległości, z czym, rzecz jasna, problemów nie było.

Nie tak dawno Zwycięzcy okazali się jednak beneficjentem zakazu transferowego nałożonego na saudyjski klub. Kiedy kierunek na Bliski Wschód obrał Cristiano Ronaldo, wieszczono mu transfer do Al-Hilal. Azjatyccy Galacticos mieli jednak pewien problem: z uwagi na zamieszanie przy sprowadzeniu Mohameda Kanno, o którego walczyli właśnie z Nassr, zabroniono im kupować kolejnych piłkarzy.

Stracić CR7 przez tak drobne przewinienie? To nawet nie strzał w kolano, a cios w serce. Saudyjczycy jednak regularnie robią sobie problemy przez zaległości finansowe. Brzmi to absurdalnie, bo przecież nawet przed wielką rewolucją pieniędzy w lidze nie brakowało. Nie chodzi jednak o pustki w kasie.

To kwestia cierpliwości i widzimisię szejków. Kiedy dobrze ci idzie, nie ma problemów. Ale kiedy ich zawiedziesz czy po prostu się na coś zirytują, mogą z dnia na dzień przestać płacić. Mają mnóstwo pieniędzy, a w sprawie kilkuset tysięcy potrafią zwodzić tygodniami — mówi mi jeden z agentów działających na bliskowschodnim rynku.

Na stronie sądu FIFA można łatwo znaleźć listę spraw przeciwko drużynom z Saudi Pro League. Tylko w ostatnim roku dotyczyły one Najran SC, Abha Club, Al-Taawoun, Al-Batin, Al-Tai, Hajer, Al-Fayha, Al-Wehda czy też największych Al-Ahli i Al-Nassr. Mniejsze kluby płaciły setki tysięcy dolarów odszkodowań. Rekordziści szli w milionowe kary – Al-Nassr na sprawę Petrosa wydało 2,5 miliona dolarów, a kolejne 3,5 miliona dostał Abderrazak Hamdallah. Kluby są karane zakazami transferowymi, które jednak znikają w momencie uregulowania zaległości.

Problem jest poważny, bo szkodzi wizerunkowi Arabii Saudyjskiej i ligi jako organizacji. W końcu nie dalej jak kilka tygodni temu Kaku, reprezentant Paragwaju, wylał frustrację na zachowanie Al-Taawoun, stwierdzając, że odszedł, bo od pięciu miesięcy nie widział wypłaty. Tak, tak, to ten sam klub, który przez długi czas nie potrafił zapłacić Wiśle Kraków za wykupienie Aschrafa El Mahdiouiego, a przecież Holendrowi zaraz stuknie pięćdziesiąty występ w nowych barwach.

Nie pozwolą sobie na to, żeby coś takiego przytrafiło się którejś z gwiazd, ale mimo wszystko muszą nad tym pracować. Dlatego też ściągają kadry zarządzające z Europy, dlatego kontrolę nad klubami przejmują powiązane z państwem biznesy, które będą takich rzeczy pilnować — dodaje nasz rozmówca.

Arabia Saudyjska przez lata była kopalnią złota. Nawet jeśli wypłaty nie były tak wysokie, jak obecnie, wielu zawodników ściąganych na Bliski Wschód mogło tylko pomarzyć o takiej pensji w Europie. Wspomniany Hamdallah miał w kontrakcie ponad dwa miliony euro bonusów za same indywidualne osiągnięcia. O tym, że czasami trzeba się o nią sądzić, niewiele się jednak mówi. Agenci nie chcą popsuć sobie relacji. Piłkarze często znosili niedogodności, bo na końcu i tak dostawali wszystko, co do grosza.

Kluby saudyjskie jeszcze do niedawna miały bardzo złą prasę. Nikt się tam nie pchał, bo płatności w lidze były źle oceniane, nie było pewności, że ktoś zapłaci to, co zadeklarował. Państwo spłaciło jednak długi, PIF wziął to pod kontrolę i sytuacja się poprawiła — tłumaczy Olivier Jarosz.

Faktycznie, transferowe szaleństwo wygląda zabawnie, gdy zerkniemy na zeszłoroczne oświadczenie FIFPro.

“Związek piłkarzy ostrzega zawodników przed podpisywaniem kontraktów z klubami z Algierii, Chin, greckiej drugiej ligi, Libii, Rumunii, Arabii Saudyjskiej oraz Turcji z powodu systematycznego i powszechnego łamania postanowień zawartych w umowach w tych krajach”.

W przypadku Arabii Saudyjskiej zaznaczono, że problemem są regularne poślizgi w wypłatach. Niechlujstwo, nic więcej. Dach przecieka jednak jeszcze w paru innych miejscach. Wizytując kluby z Rijadu i innych miast królestwa, rzuciło mi się w oczy to, że w każdym opowiadano mi o zastępach ludzi do pracy. Działy medialne miały po kilkunastu pracowników, do tego dochodziło multum dyrektorów i pomagierów. Wyglądało to szokująco profesjonalnie do momentu, gdy jedna z osób wyznała, że tak w zasadzie to w klubie pracuje dorywczo. Tak jak większość osób.

Saudyjczycy faktycznie zatrudniają w klubach masę ludzi, ale często są to osoby, które zajmują się czymś po godzinach. Jedna czwarta etatu tu, jedna czwarta tam, gdzie indziej pół.

– Federacja ma zmieniać system podwójnych etatów. Wprowadzona zostanie profesjonalizacja zawodów, każdy będzie musiał posiadać odpowiedni tytuł czy dyplom. Kluby będą obracały coraz większymi pieniędzmi, więc federacja chce, żeby zarządzali nimi profesjonaliści, bo prawie cały budżet otrzymują od państwa. Jest kwota stała co miesiąc, są dodatkowe nagrody co trzy miesiące za spełnione wymogi licencyjne i bonusy za wypełnienie stadionu w ponad 50 procentach — mówi Mateusz Łajczak.

Tubylcy szykują się więc do egzaminów i zdobywają konieczne uprawnienia. Najważniejsze stanowiska obsadzą jednak obcokrajowcy. Public Investment Fund poszukuje czterech CEO do czterech największych klubów w kraju. Doświadczonego zarządcę dostanie zresztą także liga jako organizacja. “The Athletic” informuje, że Michael Emenalo zostanie pierwszym dyrektorem do spraw futbolu Saudi Pro League. Nigeryjczyk weźmie ze sobą sztab ludzi i spróbuje powtórzyć sukces Chelsea, który budował w latach 2011-2017.

Federacja od dawna szła tym śladem, zatrudniając dyrektorów i doradców, którzy pomagali snuć plany rozwoju futbolu w kraju. Kilka saudyjskich klubów ma już zagranicznego dyrektora sportowego. Posadę w Al-Fateh dostał Nicola Innocentin, były agent, współpracownik Marcelo Bielsy.

Już to, co Al-Fateh robił do tej pory, sprawia, że to klub innowacyjny w warunkach Arabii Saudyjskiej. Chcemy kontynuować tę pracę — zapowiadał Włoch, ogłaszając współpracę z „TransferRoom”. Pierwszą w dziejach tamtejszej piłki.

TransferRoom – jak działa Tinder dla klubów piłkarskich?

W kilku innych klubach funkcjonują zagraniczni dyrektorzy techniczni. Tu jednak wracamy do niechlujstwa i pewnego rodzaju pudrowania rzeczywistości, które wyjaśnią nam, dlaczego wieloletnie wsparcie ludzi z europejskiego rynku nie sprawiło, że Saudi Pro League jest na świetnym poziomie.

Wymogiem licencyjnym federacji jest to, że trzeba mieć dyrektora technicznego z najwyższą licencją, przykładowo UEFA Pro. Wtedy dostaje się punkty do licencji, które przekładają się na dotacje z Ministerstwa Sportu. Czasami bywa tak, że te osoby nie mają takiej władzy, jaką ma się na tym stanowisku Europie — wyjaśnia Łajczak. – Można też spotkać wielu trenerów z Egiptu czy Tunezji. Oni mówią w języku arabskim i są zwykle tańsi od Europejczyków. Niektórzy z nich dodatkowo dorabiają w szkołach, więc nie trzeba ich w całości utrzymywać. Federacja pokrywa także pensje lokalnych trenerów, za obcokrajowców płacą kluby ze swojego budżetu. Edukacja saudyjskich szkoleniowców jeszcze potrwa, nim osiągną oni odpowiedni poziom — dodaje.cere

Co realnie może osiągnąć Arabia Saudyjska i jak zmieni się Saudi Pro League?

Wszystkie niedociągnięcia i niedogodności mają jednak wkrótce być jedynie reliktem czasów słusznie minionych. Poprawka: nie mają, muszą. O Arabii Saudyjskiej i jej lidze będziemy mówić wyłącznie dobrze, taki jest cel każdego z podjętych działań. Profesor Simon Chadwick, opisując rewolucję w tutejszym futbolu, użył cytatu z „Lamparta” Giuseppe di Lampedusy: „Wszystko musi się zmienić, żeby wszystko zostało po staremu”. Mohammed bin Salman chce zachować władzę w państwie, chce też zachować międzynarodowy status swojego królestwa, kiedy jego obecne bogactwa odejdą w niepamięć.

Tak jak dziś kojarzymy Rijad i okolice z ropą naftową, tak kolejne pokolenia, myśląc o Arabii Saudyjskiej, mają mieć przed oczami najlepsze rozgrywki na świecie. Piłkarskie, koszykarskie, e-sportowe, wszelakie. Naturalnym skojarzeniem ma być to, że Arabia Saudyjska to nie pustynia, a największe światowe centrum rozrywki i oblegany kurort turystyczny. Wszystko to brzmi absurdalnie, bo dorośliśmy w innych realiach, ale codzienność przyszłych pokoleń nie musi być taka sama.

Czy coś stoi na przeszkodzie, żeby Arabia Saudyjska zrobiła z futbolem to, co zrobiła z golfem? Przejęła całą organizację, w pewnym sensie „zawłaszczyła” sport? Czemu Real Madryt czy FC Barcelona nie mogłyby dołączyć do ich ligi, gdyby nie dogadały się z władzami LaLiga? Coś takiego nie musi oznaczać utworzenia stałych rozgrywek na Bliskim Wschodzie. Grać można wszędzie — snuje wizje przyszłości Olivier Jarosz z “LTT Sports”.

Oskarżenia o wariactwo można łatwo zbić: czy ktokolwiek trzydzieści lat temu przypuszczał, że mundial zorganizuje takie państewko jak Katar, dla którego FIFA zmieni nawet termin rozegrania najważniejszego turnieju w świecie futbolu? Czy ktokolwiek mógł zakładać, że najważniejszą osobą w europejskiej piłce będzie Katarczyk Nasser Al-Khelaifi?

O tym, że rewolucja jest możliwa, świadczy przecież to, że nawet średnie kluby Premier League zbudowały taką przewagę finansową nad resztą, że są w stanie wyciągać najlepszych zawodników z innych topowych lig w Europie. Anglia tradycyjnie należała do piłkarskich mocarstw, to oczywisty atut, natomiast czy jeśli za dziesięć lat poziom życia w Rijadzie nie będzie odbiegał od poziomu życia w Londynie, a w Saudi Pro League pracować będą czołowi trenerzy i działacze, największe gwiazdy nadal będą z łatwością odrzucać kolosalne zarobki, żeby zostać na Starym Kontynencie?

Dochody funduszu PIF czy Aramco przewyższają dochody Google, więc jest to potężne narzędzie do budowania siły saudyjskiego sportu. 74% piłkarzy grających na mistrzostwach świata gra w ligach europejskich, więc byliśmy przyzwyczajeni, że centrum znajduje się u nas, ale ono się przesuwa na Bliski Wschód. Nie będzie już tak, że Big Five o wszystkim decyduje. Z dwudziestu największych klubów w Europie siedem ma mocne powiązania z Bliskim Wschodem. Najlepsze hotele w Paryżu czy w Szwajcarii, na najlepszych ulicach, są w rękach Kataru czy Arabii Saudyjskiej, więc europejska kontrola nad nimi jest nikła. Tak samo może być z piłką — kontynuuje Jarosz.

To, że Al-Nassr na początek nowej ery dostaje w cymbał 0:5 od Celty Vigo w sparingu, wygląda zabawnie. Tyle że PSG i Chelsea też kiedyś przegrywały, też tułały się daleko poza główną sceną. À propos mundiali, o których wspomina szef “LTT Sports” – przemyślane działania Saudyjczyków dobrze pokazuje fakt, że wielu nowym gwiazdom oferują oni trzyletnie umowy. Według dziennikarzy „New York Times” to celowa zagrywka: rząd chce mieć pewność, że na Mistrzostwa Świata 2026 wielu zawodników pojedzie właśnie jako reprezentanci Saudi Professional League.

Część z nich tego nie doczeka, bo średnia wieku obcokrajowców grających w Arabii Saudyjskiej wciąż jest wysoka. Rok temu wynosiła 29,98 lat, a w przypadku letnich transferów jest to 29,80. Wszystko zmierza jednak w kierunku przyciągnięcia coraz młodszych zawodników, czego doglądają ludzie z ministerstwa sportu. Zanim Michel Emenalo weźmie w obroty miliony, o wydawanie ich we właściwy sposób dba Saad Al-Lazeez. Żaden to przypadkowy człowiek: zarządzania uczył się na uniwersytecie w Liverpoolu, a potem na żywych organizmach — w Sheffield United i Saudi Pro League.

Na barkach Al-Lazeeza spoczywa spory ciężar. Odkręcenie kurka z pieniędzmi sprawiło, że każdy chce trafić do Arabii Saudyjskiej i uszczknąć kawałek tortu dla siebie. Saudyjczyk ma jednak twarde zasady. Żadnych pośredników, tylko bezpośrednie rozmowy. Jak najmniej pitu-pitu, jak najwięcej konkretów. Rząd jest hojny, ale i wymagający. To zresztą nic nowego. Mówi się, że do tej pory kluby mogły liczyć na pięć milionów dolarów miesięcznego wsparcia z góry. Do tego przeróżne bonusy — za frekwencję i wypełnianie różnych celów stawianych przez ministerstwo sportu.

To dość skomplikowana procedura, bo różne kluby mają różne kategorie dofinansowania z rzędu. Ministerstwo sportu w zamian za pieniądze oczekuje konkretnych działań i wypełniania stawianych przed klubami celów. Od tego zależy wysokość finansowania i to, czy w ogóle się je dostanie. Dla przykładu w poprzednim sezonie cztery kluby niespełniające wymogów nie otrzymały pieniędzy — tłumaczy jeden z lokalnych działaczy.

Teraz premie mają być jeszcze większe, więc i kontrola będzie bardziej wymagająca. Rząd do tego stopnia ingeruje w ruch transferowy, że poza listą zawodników „do wzięcia” istnieje także konieczność zatwierdzania najdroższych piłkarzy przez najważniejszych działaczy. “New York Times” informuje, że gdy kluby mają częściowo wolną rękę w zakupach, ale kiedy chcą zaoferować zawodnikowi więcej niż trzy miliony dolarów, muszą uzyskać zgodę władz.

Te najprzychylniej patrzą na piłkarzy przed trzydziestką, zaś nie tolerują podbierania sobie zawodników czy wykorzystywania różnych drużyn z ligi do podbijania stawki. Wspólnota, nie jednostka. Niektórzy śmieją się, że rozgrywki są w pewnym stopniu „centralnie sterowane”. Zresztą: skoro prywatyzacja oznacza de facto przekazanie klubów w ręce podmiotów powiązanych z rządem, to skojarzenia nasuwają się same.

– Pewną analogią są czasy komunistyczne i „patroni” klubów — wojskowych, milicyjnych i tak dalej. PIF ma cztery największe kluby, reszta będzie się angażowała w drużyny ze swojej okolicy — zauważa Mieszko Rajkiewicz.

Podium GP Arabii Saudyjskie dla „Aramco” – sponsora teamu Fernando Alonso

Korporacje takie jak „Aramco” mają oddać część zysków społeczeństwu. Profesor Simon Chadwick w wywiadzie ze mną wspomina, że bardzo ważne dla powodzenia całego projektu będzie to, ilu ludzi uda się do niego przekonać. Bo królestwo to nie tylko dwie ogromne metropolie, ale przede wszystkim prowincja.

Większość Arabii Saudyjskiej to pustynia. Sektory zurbanizowane zajmują 20% całego terytorium, więc trzeba pobudzać różne ośrodki, nie tylko Rijad i Dżuddę. Na przykład Al-Ula ma być perłą w turystycznej koronie królestwa. Ciekawy element promowania tego miasta widzimy podczas Tour de France, gdzie startuje zespół Team Jayco-AlUla wspierany przez Saudyjczyków. Im więcej aglomeracji miejskich, tym lepiej rozwija się państwo — dodaje Rajkiewicz.

Słowo „rozwój” pojawia się w tym temacie często, bo to ono najlepiej oddaje motywacje Saudyjczyków. Christoper Davidson, wykładowca Uniwersytetu Durhaim, uważa, że działania Mohammeda bin Salmana mają realne i logiczne podstawy ekonomiczne. Książę, który nieformalnie rządzi państwem, ewidentnie żyje według motta Aleksandra Wielkiego. Jest tylko jeden świat do podbicia.

Arabia Saudyjska rzuca futbolowej Europie wyzwanie, które nie powinno bawić, bo historia zna wielu sytych mistrzów, którym lekceważenie ambitnych pretendentów nie wyszło na dobre. Plotki o tym, że Saudyjczycy będą próbowali sięgnąć po miejsce w Lidze Mistrzów, są tylko plotkami, ale w królestwie panuje ogromna ekscytacja i nakręcenie na konfrontacje z resztą świata i utarcie jej nosa. W kuluarach mówi się o tym, że wraz z rozwojem drużyn z Rijadu i Dżuddy, celem będzie jak najczęstsze mierzenie się z topowymi klubami z Europy.

Już teraz bliskowschodni hegemon wysyła sygnał, że Azja mu nie wystarcza — za moment w decydującą fazę wkroczy powracający Klubowych Puchar Świata Arabskiego; po porażce Al-Hilal z Urawa Red Diamonds miejsce w Klubowych Mistrzostwach Świata zapewniono sobie, zaklepując organizację turnieju.

Saudyjczycy idą po wszystko. Coraz śmielej. Z coraz większą pewnością, że to naprawdę może się udać.

WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ W ARABII SAUDYJSKIEJ:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

97 komentarzy

Loading...