Reklama

Zniszczoł zaprasza na skocznię? My zapraszamy do 2. serii

Sebastian Warzecha

30 listopada 2025, 15:56 • 5 min czytania 26 komentarzy

W zeszłym roku zwalniał i krytykował Thomasa Thurnbichlera. Teraz sam musi mierzyć się z krytyką. Zasłużoną, bo Aleksander Zniszczoł w pięciu konkursach Pucharu Świata jako jedyny z członków naszej kadry jeszcze nie zapunktował. Cóż, zdaje się, że atmosfera sama w sobie Olkowi nie pomogła. A przecież to ona miała być kluczem do wyników. Co więc poszło nie tak, Olek?

Zniszczoł zaprasza na skocznię? My zapraszamy do 2. serii
Reklama

Aleksander Zniszczoł walczy z krytyką i własnymi skokami

Dziennikarze TVP Sport podeszli wczoraj – po piątym konkursie tegorocznego Pucharu Świata – do Aleksandra Zniszczoła. I zaczęli pytać: czy przegląda Internet, czy widział może krytykujące go komentarze, czy zdaje sobie sprawę, że fani nazywają go aktualnie Oleksandrem Zniszczenką, a do tego żartobliwie, ironicznie świętują jego kiepskie skoki.

Nie zdawał sobie, bo ostatnio przestał do tego Internetu zaglądać. Ale jak się chwilkę zastanowił, to znalazł odpowiedź idealną, poprzedzoną najpewniej głęboką analizą potencjalnych możliwości. Była to odpowiedź na poziomie jego skoków z trwającego sezonu.

Zapraszam na skocznię – rzucił.

Wiecie, standardowe „nie skaczecie, to się zamknijcie”. Pamiętajcie przy tej okazji, że nie możecie oceniać filmów, jeśli żadnego nie nakręciliście, a krytyka działań – dajmy na to – lokalnych władz jest możliwa tylko wtedy, gdy siedzieliście choć jedną kadencję w radzie waszej miejscowości, a najlepiej – byliście wójtem czy burmistrzem. Że taka narracja absolutnie nie ma sensu chyba nie musimy wam tłumaczyć. Jasne, kibic sprzed telewizora niekoniecznie zrozumie wszystkie składowe skoku.

Ale dostrzeże, że ktoś skacze fatalnie. Jak Olek.

Zresztą, skoro Aleksander Zniszczoł zaprasza na skocznię, to przyznam się, że siedziałem kiedyś na belce w Planicy, a do skoczni w Wiśle Malince mam z rodzinnych stron na tyle blisko, że gdybym chciał, to doszedłbym na piechotę. A że Olek nie powiedział: „polecam oddać skok”, to czuję, że zyskałem pozwolenie na to, by go krytykować. A ta krytyka nie tylko musi się pojawić, ale też nie powinna Zniszczoła ani trochę dziwić.

Bo sam ją sobie zapewnił.

Za Thomasa było dobrze. Choć Olek twierdzi inaczej

Czy Aleksander Zniszczoł kiedykolwiek był skoczkiem wybitnym? Nie był. Czy kiedykolwiek był skoczkiem dobrym? Tak, przez jakieś pół sezonu. Miał w tym nieco szczęścia – trafił akurat na moment, gdy wszyscy pozostali nasi zawodnicy zaliczali wielki kryzys. Więc gdy Olek zaczął w miarę regularnie bić się o czołową „10” i wskoczył dwukrotnie na podium zawodów Pucharu Świata, to mimo że dobijał do trzydziestki, został okrzyknięty nadzieją polskich skoków na najbliższe lata. Bo i faktycznie, jakiś tam potencjał – okazało się – w tym gościu tkwił.

Kolejny sezon jednak pokazał, że ewidentnie jest to potencjał trudny do wydobycia. Zniszczoł za gorsze wyniki winę zrzucił w Planicy w dużej mierze na Thomasa Thurnbichlera i jego działania. Mówił o tym, że za Austriaka nie ma w kadrze atmosfery, że Thomas się plącze, zmienia pomysły, że skoczkom brakuje stabilności.

CZYTAJ TEŻ: WIOSNĄ SKOCZKOWIE SIĘ ZBUNTOWALI. TERAZ MUSZĄ UDOWODNIĆ SWOJE

Zapomniał przy tym, oczywiście, że to za tego samego trenera osiągał najlepsze w karierze wyniki. Że to właśnie Thomas go do tego dobrego skakania wyciągnął.

W sezonie 2023/24 Zniszczoł zdobył łącznie 524 punkty Pucharu Świata. We wszystkich wcześniejszych zimach w swojej karierze zgarnął ich łącznie 440, z czego 181 w pierwszym roku pracy z austriackim szkoleniowcem. A w sezonie 2024/25 – tym, po którym wyrzygał się (bo tak wypada to nazwać) na Thurnbichlera – dobił do 267, regularnie przy tym punktując.

Innymi słowy trzy najlepsze sezony w karierze przeżył właśnie za Thomasa.

Podziękował mu za nie publicznie go krytykując i to tuż po zakończeniu współpracy, a wcześniej – co nie jest wielką tajemnicą – podkopując jego pozycję. Robił to nie tylko on, jasne, ale Dawid Kubacki – któremu też się wtedy sporo ulało – przynajmniej tej zimy punktuje. Stosunkowo słabo, ale jednak coś do tej puli polskich punktów dorzuca. Zniszczoł jak na razie przystąpił do pięciu konkursów. Dwukrotnie odpadł w kwalifikacjach, raz był 50. w samym konkursie, a dwa razy – oddajmy mu to – miał nieco pecha i skończył 31., o mały włos nie wchodząc do drugiej serii.

Ale dorzucenie kilku oczek w sumie niczego by nie zmieniło – Olek jest na ten moment zdecydowanie najsłabszym skoczkiem w kadrze A. I pierwszym do odstrzału, jeśli tylko w Wiśle (gdzie odbędą się zawody w kolejny weekend) nie udowodni, że jednak potrafi skakać na dobrym poziomie.

Atmosfera to jednak nie wszystko

W tym wszystkim nie zapomnijmy jednak o dwóch najważniejszych rzeczach. Po pierwsze, w kadrze jest dobra atmosfera! A po drugie, Zniszczoł przynajmniej robi to, co każe mu trener, bo tak ma być.

Tak, to nawiązanie do jego słów z Planicy. I może trochę się na nim w tym momencie wyżywam. Ale cholera, powtórzę – sam sobie na to zapracował. Pół poprzedniej zimy między wierszami przebąkiwał, że problemem jest trener. Potem przestał to ukrywać i powiedział to nie tylko wprost, ale w mocnych słowach, „dziękując” tak za trzy lata całkiem owocnej współpracy. Nagrabił sobie tym samym w środowisku i u fanów. Bo wielu z nich lubiło i mimo wszystko ceniło Thurnbichlera.

Więc teraz, gdy Olek Zniszczoł zaprasza ich na skocznię, oni mogą odpowiedzieć:

– Zapraszamy do drugiej serii.

Przecież Ruka, drogi Olku, miała przynieść odmianę. Sam tak mówiłeś po konkursach w Falun. Twierdziłeś, że to skocznia, na której zawsze dobrze ci się skacze i w Finlandii będzie lepiej. Teraz mówisz, że pojedyncze skoki są dobre, a tak ogółem to brakuje szczęścia. – Szczęście nie chce nam coś sprzyjać. I to nie tylko mi, ale – jak sądzę – całej kadrze, chłopakom. My potrzebujemy więcej luzu – twierdzisz (na TVP Sport).

No i może faktycznie, wiadomo, presja wyników, szczególnie, że kadrę ciągną dwaj skoczkowie spoza niej (Stoch jest trenowany przez własny sztab, a Kacper Tomasiak formalnie jest członkiem kadry B), a wy tematu nie ogarniacie. Ale przecież miało być tak, że poprawi się atmosfera. A jak poprawi się atmosfera, to przyjdą wyniki. Zaznaczmy jeszcze raz – twoje słowa.

Więc teraz – biorąc pod uwagę twoje zachowania i słowa – pytam: gdzie się podziały tamte wyniki? Gdzie ta atmosfera, ten luz, te punkty? W poprzednim sezonie na tym samym etapie czterokrotnie byłeś w najlepszej „30”, raz nie udało się wejść do drugiej serii. W tym? Masz przy nazwisku okrąglutkie zero. Chyba więc okazuje się, że atmosferka to nie wszystko.

I tak już kompletnie na marginesie – szkoda, że przekonać o tym musiał się też Paweł Wąsek, który zeszłej zimy – pod przewodnictwem Thomasa – dawał nam nadzieję na dalekie skoki i w kolejnym sezonie.

Ale hej, chociaż jest miło na treningach!

Fot. Newspix

Czytaj również na Weszło:

26 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama