– Niezależnie od zespołu, który bym trenował, chciałbym go ściągnąć do swojej drużyny, bo to niezwykły zawodnik – mówi Juergen Klopp o Trencie Alexandrze-Arnoldzie. Niemiecki szkoleniowiec stoi za swoim podopiecznym murem i tak było od zawsze. Problem w tym, że dziś jest on już prawdopodobnie ostatnią osobą, która znajduje jakiekolwiek argumenty broniące 24-letniego Anglika…
Alexander-Arnold jest w tragicznej dyspozycji od początku obecnego sezonu, a w zasadzie to już od końcówki tego poprzedniego. To, że Anglik ma sporo mankamentów jeżeli chodzi o grę w obronie, było wiadomo już od dłuższego czasu, ale obecnie przechodzi on samego siebie. Według różnych szacunków 24-latek odpowiada za kilkanaście procent straconych bramek przez Liverpool w tym sezonie. Niemal za każdym razem drużyny przeciwne właśnie na jego stronę przesuwają ciężar gry ofensywnej i zwykle jest to bardzo skuteczna metoda.
Król asyst
Do tej pory Arnold potrafił przykryć swoje ułomności fantastyczną grą do przodu, ale teraz również z tym ma wielki problem. W obecnym sezonie nie zaliczył jeszcze ani jednej asysty (!), co do tej pory było przecież jego domeną. Wraz z Andym Robertsonem tworzyli prawdopodobnie najlepszy duet bocznych obrońców na świecie i prześcigali się w tym, kto zaliczy więcej dokładnych zagrań do kolegów. Spójrzmy na statystyki Anglika z ostatnich sezonów (we wszystkich rozgrywkach):
- 2017/18 – 3 gole, 2 asysty
- 2018/19 – 1 gol, 16 asyst
- 2019/20 – 4 gole, 15 asyst
- 2020/2021 – 2 gole, 9 asyst
- 2021/2022 – 2 gole, 19 asyst
– Kiedy spojrzysz na statystyki Trenta w ostatnich czterech sezonach, to zobaczysz, że są one absolutnie szalone. Spójrzmy na to z innej perspektywy. Ja rozegrałem 400 meczów w Premier League i miałem 35 asyst. On ma 44 w swoich ostatnich czterech sezonach w wieku 23 lat. Nie mogę uwierzyć w te liczby – zachwycał się kilka dni temu Gary Neville na antenie Sky Sports. Do tego dochodzi jeszcze aż 315 wykreowanych szans. Nie ma się więc co dziwić legendzie United, bo statystyki ofensywne Trenta w Premier League robią wrażenie. Lepszy pod tym względem jest od niego tylko Kevin De Bruyne.
Tottenham nieźle zaczął sezon? Lepiej zachować spokój
Największe słabości
Dziś jednak Trent zatracił w pewien sposób także te umiejętności i nie potrafi rozwinąć skrzydeł w ofensywie. Spójrzmy na jego statystyki oczekiwanych bramek i asyst (xG + xA) na mecz w ostatnich sezonach:
- 2017/18 – 0,11
- 2018/19 – 0,48
- 2019/20 – 0,48
- 2020/2021 – 0,27
- 2021/2022 – 0,44
W tym sezonie wynosi ono zaledwie 0,15… Jest to statystyka najbliższa wynikowi z sezonu 2017/18, kiedy to Alexander-Arnold wchodził dopiero do drużyny Juergena Kloppa i grał bardzo mało. 24-latek jest też znacznie mniej aktywny i rzadziej uczestniczy w atakach Liverpoolu. Wymienia średnio o 10 podań mniej na mecz niż w zeszłym sezonie (58 do 68).
Główne zarzuty kierowane w stronę Trenta Alexandra-Arnolda dotyczą jednak przede wszystkim gry defensywnej. Kiedy prześledzimy wszystkie spotkania Liverpoolu w tym sezonie, faktycznie można odnieść wrażenie, że 24-latek zawsze jest zamieszany w stracone bramki. Media społecznościowe obiegają coraz to nowe nagrania z meczów, na których widać dość niefrasobliwe zachowanie Anglika. Apogeum tego miało miejsce po klęsce w Neapolu, gdzie The Reds rozegrali chyba najgorsze spotkanie w ogóle w całej erze Juergena Kloppa.
Trent Alexander-Arnold vs Napoli highlights 🥶 | Clear of Reece James? 🤔🏴💫 pic.twitter.com/wFir8DgtMR
— honest F1 enjoyer (@enjoyer_f1) September 8, 2022
Spoglądając jednak na indywidualne statystyki Trenta w defensywie, można zauważyć, że nie są one wcale gorsze niż w zeszłym sezonie. Anglik ma chociażby lepszą średnią odbiorów na mecz (1,46 do 1,26). Najwięcej zagrożenia nadchodzi z jego strony, ale to też się znacząco nie zmieniło, bo podobnie było w poprzednich latach.
Futbol w służbie jej królewskiej mości
Nie tylko Trent
Wydaje się więc, że Arnold jest przede wszystkim ofiarą słabej postawy całej drużyny. Przecież na wspomnianych już nagraniach z meczu z Napoli, czy też ze wcześniejszego starcia z Manchesterem United podobnie komicznie zachowywał się Virgil van Dijk, który był jeszcze do niedawna postrzegany jako najlepszy stoper na świecie.
Trent w akcjach ofensywnych jest zawsze najwyżej ustawionym obrońcą Liverpoolu i z tego powodu to właśnie na niego zwraca się uwagę przy problemach w defensywie. Wykład na ten temat dał ostatnio dziennikarzom sam Juergen Klopp.
– Kiedy grasz wysokim pressingiem, musisz mieć piłkarzy w odpowiednim miejscu. Napastnik musi pomóc w bocznym sektorze, środkowy pomocnik wyżej. Ostatnia linia zostaje we trzech, a wtedy wspomaga ich Fabinho, więc potrzebujemy Trenta wysoko. Załóżmy, że nie odbieramy piłki i przeciwnik zagrywa dalekie podanie na naszą prawą stronę. Teraz Matip, Gomez czy Konate muszą asekurować prawą obronę. To normalne. Godzimy się na takie ryzyko. Nie jest ono jakieś szalone – przyznał niemiecki szkoleniowiec.
– W dziewięciu na dziesięć takich sytuacji odbieramy piłkę. Ale kiedy ten jeden raz nam się nie uda, ludzie pytają: “gdzie jest Trent?”. Nie potrafię zrozumieć takiego pytania. Przecież ludzie oglądają piłkę tak długo. Nagle dochodzą do wniosku, że on powinien tam być, że to jego podstawowe zadanie. Nie ma go tam, bo kazałem mu być wyżej – dodał Klopp.
I Niemcowi nie można odmówić racji. Założenia Liverpoolu znacząco się nie zmieniły, ale są znacznie gorzej wypełniane przez cały zespół. Przez to błędy popełniane przez Trenta są bardziej zauważalne. Główny problem nie leży jednak tylko w nim.
Od Parken do Old Trafford. Odrodzenie Christiana Eriksena
Najgorszy Liverpool w erze Kloppa
Są dwa główne czynniki stanowiące o słabej postawie The Reds w defensywie. Po pierwsze podopieczni Kloppa znacznie rzadziej łapią przeciwników w pułapki ofsajdowe niż w zeszłym sezonie (1,9 do 3,8 na mecz). Ten obecny wynik jest w ogóle najgorszym w całej erze niemieckiego szkoleniowca. Podobnie jest w przypadku oczekiwanych bramek przeciwników. W zeszłym roku średnie xG przeciwko Liverpoolowi oscylowało w okolicy 1, podczas gdy teraz jest to 1,2. To również jest najgorszy wynik za czasów Kloppa.
Do tego nie należy zapominać o tym co chyba najbardziej trawi Liverpool jeszcze od poprzedniego sezonu, czyli szybko tracone bramki. W 13 z 16 ostatnich ligowych spotkań The Reds musieli odrabiać straty. Aż trudno uwierzyć w tę statystykę, ale takie są fakty. I o ile drużyna z Anfield w zeszłym sezonie potrafiła sobie z tym jakoś radzić, to teraz jest już znacznie trudniej. Odwrócić losy meczu na własne zwycięstwo udało im się tylko raz – w starciu z Newcastle (2:1).
W tym momencie należałoby dojść do wniosku, że znacznie więcej powinno się oczekiwać po środkowych obrońcach The Reds, którzy odpowiadają za asekurację pozycji Trenta, kiedy ten angażuje się w akcje ofensywne. Od tego zawsze się zaczyna i to właśnie środek obrony był kluczem do sukcesów Liverpoolu. Kiedy poprawiono grę w tym elemencie, sytuacja znacznie się odmieniła. A głównie chodziło tutaj o pojawienie się Virgila van Dijka. Dzięki Holendrowi więcej pewności siebie nabrał chociażby Joel Matip, który bez niego nie radzi sobie już tak dobrze.
Jednak wydaje się, że van Dijk, którego znaliśmy jako przeszkodę nie do przejścia, odszedł już w niepamięć. Po pierwsze Holender młodszy już nie będzie, a po drugie sporo musiała w nim zmienić koszmarna kontuzja, której doznał w 2020 roku. Zerwanie więzadeł krzyżowych sprawiło, że w zasadzie przez rok nie grał w piłkę i trudno mu teraz wrócić do szczytu swojej dyspozycji.
Dodajmy jeszcze, że na szczęście wciąż nie zawodzi Alisson, który na tle swoich kolegów z tyłów Liverpoolu wygląda bardzo dobrze. Kto wie, jak wyglądałaby obecna sytuacja The Reds, gdyby nie brazylijski golkiper.
Ambitny, ale nie magik. Graham Potter przed życiową szansą
Udźwignąć ciężar krytyki
Tak więc wygląda na to, że Juergen Klopp ma sporo racji, zrzucając winę za słabą grę defensywną na cały zespół i broniąc jednocześnie Alexandra-Arnolda. 24-latek od samego początku gry w pierwszej drużynie Liverpoolu był wystawiony na strzał i krytykowany przy każdym mniejszym lub większym potknięciu. Stał się niejako ofiarą własnego sukcesu, bo tego co osiągnął w tak młodym wieku, nie można mu odmówić. I nie chodzi tutaj o trofea, ale przede wszystkim o statystyki ofensywne.
Możliwe, że zbyt szybko okrzyknięto go najlepszym prawym obrońcą na świecie, czy też “nowym Cafu”. Takie opinie tylko mu zaszkodziły i sprawiły, że dziś wszyscy to wypominają.
– Mówi się o mnie więcej niż zwykle. Zdarzało się to już wcześnije. Widzę pewne rzeczy, czytam je, ale blokuję wszystkie negatywne opinie. Skupiam się głównie na swoich występach dla zespołu. Każdy ma swoje zdanie. Nauczyłem się radzić z negatywnymi opiniami. To część gry i jestem do tego przyzwyczajony. Nie pozwolę, by to na mnie wpływało – powiedział Arnold po niedawnym triumfie z Glasgow Rangers. Pozostaje tylko mu wierzyć, choć obok niektórych opinii z pewnością trudno przejść obojętnie.
Czytaj więcej o Premier League:
- Wilki się pogubiły. Żałosny koniec Bruno Lage’a
- Bohater czy gwałciciel? Tajemnica Justina Fashanu
- Klich utknął w martwym punkcie, a miejsce w kadrze na mundial odjeżdża
Fot. Newspix