Niby nie mogło być inaczej, ale momentami zdawało się, że los może tu nieco zamieszać. Ostatecznie jednak to Max Verstappen wygrał swoje, holenderskie, Grand Prix Formuły 1. I kolejny raz potwierdził, że w tym sezonie jest nie do zatrzymania. Właściwie można by mu już wręczyć puchar za mistrzostwo i nikt nie mógłby przeciwko temu zaprotestować, bo Holender jest poza zasięgiem reszty stawki. Choć dziś nie był nietykalny, ale szansę na pierwsze zwycięstwo w sezonie – przez działania zespołu – stracił Lewis Hamilton.
Ferrari swoje
Naprawdę chcielibyśmy przestać znęcać się nad włoską ekipą. Ale jak mamy to zrobić, kiedy samo Ferrari daje nam ku temu nowe powody w każdy weekend wyścigowy? Dziś – o dziwo – nie zepsuli co prawda nic Charlesowi Leclercowi (który mimo tego i tak spadł z drugiego miejsca, jakie zajmował po kwalifikacjach, na trzecią pozycję), ale Carlos Sainz zebrał prawdziwe bingo.
Zaczęło się od tego, że na pierwszy z jego pit stopów mechanicy Ferrari zapomnieli… jednej z opon. I zanim ją przynieśli, minęło całe 12 sekund. O dziesięć za dużo, jeśli liczyć w stosunku do typowego postoju w alei serwisowej. Serio, trudno nam wyobrazić sobie, żeby mógł to zrobić ktokolwiek w inny, w którejkolwiek z pozostałych ekip. A w tej z Włoch w sumie zupełnie nas to już nie dziwi. Zero zaskoczenia. Ot, dzień jak coś dzień. Znowu coś zepsuli. A potem zepsuli jeszcze więcej, bo mechanicy Ferrari odrzucili pistolet do kół wprost pod opony Sergio Pereza, który po nim przejechał.
Mało?
No to dorzućmy jeden z kolejnych pit stopów, gdy Carlosa wypuszczono wprost pod koła Fernando Alonso. Do zderzenia nie doszło, bo starszy z Hiszpanów zdążył wyhamować, ale Carlos dostał od sędziów pięć sekund kary, przez co spadł z piątego miejsca – tak dojechał do mety – na ósme. Cóż, jak nie idzie, to nie idzie. Potem zresztą nie zostawił jeszcze zbyt dużo miejsca Sergio Perezowi w walce na torze, przez co ten wyjechał na żwir. Generalnie – tę niedzielę Carlos na pewno będzie chciał zapomnieć.
Ferrari? Niekoniecznie, bo trzecie miejsce Leclerca to całkiem sympatyczny wynik biorąc pod uwagę, że tempo Verstappena jest w ostatnich tygodniach wybitne, a w Holandii znakomicie radził sobie też Mercedes. – Dziś było naprawdę ciężko, brakowało nam też nieco szczęścia do neutralizacji. Max był poza naszym zasięgiem. Mercedes też był szybki. Musimy to przeanalizować, ale trzecie miejsce przyjmujemy – mówił Charles. Zadowolony, że akurat jemu nikt tego wyścigu nie zepsuł.
Lewis przeklinał, George wybłagał swoje
Zadziało się zwłaszcza w drugiej części wyścigu. Najpierw przez wirtualną neutralizację, gdy na torze zatrzymał się Yuki Tsunoda, a potem przez samochód bezpieczeństwa, kiedy posłuszeństwa odmówił bolid Valtterego Bottasa i Fin zatrzymał się na samym końcu prostej startowej, tuż przed zakrętem. Na tej sytuacji najbardziej skorzystała ekipa Red Bulla, która wymieniła opony Maxa Verstappena na miękkie i Holender właśnie dzięki temu wygrał potem wyścig. Z kolei szansę na triumf zaprzepaszczono w Mercedesie, gdy Lewisa Hamiltona zostawiono na torze z pośrednimi oponami. Zamiast walki o wygraną – a po zjeździe samochodu bezpieczeństwa przez kilka sekund zajmował tę pozycję – została mu próba obrony miejsca na podium.
Nieudana, skończył na czwartym. Jego reakcja – widoczna poniżej – wydawała się w pełni uzasadniona. Choć taki wybuch w radiowych komunikatach w kierunku własnego teamu to akurat u Hamiltona rzadkość. Ale to pokazuje tylko, jak bardzo zależało mu na wygranej i jak bardzo żałował, że ta przeszła mu obok nosa.
Mercedes jednak ostatecznie nie ma na co narzekać – na drugim miejscu dojechał bowiem George Russell. I to w dużej mierze dlatego, że błagał wręcz przez radio zespół, by ten czym prędzej założył mu miękkie opony. Taki komplet opon faktycznie dostał, a potem wyprzedził Hamiltona. Walka między nimi o mało nie skończyła się zresztą kontaktem, ale gdy się już skończyła, to George spokojnie dojechał do mety za plecami Maxa Verstappena. Bo akurat z Holendrem pod koniec wyścigu nikt już nie miał szans.
– Dziękuję kibicom za tę niesamowitą atmosferę. Każdy może czuć się na tym torze wyjątkowo. Wyścig? Z Lewisem było blisko, ale mieliśmy niesamowite tempo jako zespół. Wynik nie jest ostatecznie taki, jaki chcielibyśmy mieć, ale da nam to dodatkowego kopa. Zbliżamy się do najlepszych – mówił Russell. I trzeba przyznać mu rację. Patrząc na to, gdzie Mercedes był jeszcze kilka miesięcy temu, to jego obecna sytuacja jest wręcz znakomita.
Max zgodnie z planem
Zwycięzca mógł być jednak tylko jeden. Oczywiście, Max Verstappen miał dziś sporo szczęścia z neutralizacjami, które pomogły mu utrzymać pierwszą pozycję. Ale w końcówce – gdy dostał miękkie opony – było widać, że przewagę tempa nad resztą stawki ma ogromną. Lewisa Hamiltona po zjeździe samochodu bezpieczeństwa zaatakował już na pierwszym zakręcie, od zewnętrznej, i bez problemu Brytyjczyka wyprzedził. Wyglądało to tak, jakby Max miał kilkukrotnie mocniejszy silnik, po prostu.
– Naciskaliśmy przez cały wyścig. Po drodze była wirtualna neutralizacja i w jej trakcie podejmowaliśmy odpowiednie decyzje. Wiedzieliśmy, że miękkie opony mogą dać świetne tempo. Przed samochodem bezpieczeństwa braliśmy pod uwagę opcję “twarde opony do końca”. Gdyby nie samochód i zmiana na miękkie, pewnie trudno byłoby utrzymać odpowiednie tempo. To nam pomogło. Mieliśmy dobrą sytuację do ataku na wyjściu z pierwszego zakrętu i się udało. Dobrze wygrać kolejny wyścig. Pracowałem na to intensywniej niż rok temu. Jestem szczęśliwy, że znaleźliśmy się w tym położeniu – opowiadał Holender.
To już czwarte z rzędu wygrane Grand Prix w jego wykonaniu i dziesiąte w sezonie. Na piętnaście rozegranych. Po erze dominacji Hamiltona rozpoczęła się nowa – Maxa Verstappena.
Fot. Newspix