Reklama

“Słabo wyprowadzam piłkę, ale trener Djurdjević tego ode mnie nie wymaga”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

28 sierpnia 2022, 09:12 • 9 min czytania 19 komentarzy

Konrad Poprawa przeżył prawdziwą sinusoidę w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Wiosną 2021, gdy już poważnie myślał o odejściu, przebił się do składu Śląska Wrocław prowadzonego przez Jacka Magierę. Nagle obrońca WKS-u wybierał między ofertą z Legii a propozycją nowego kontraktu od obecnego pracodawcy. Postanowił zostać i… praktycznie przestał grać, miniony sezon mógł spisać na straty. Teraz znów jest podstawowym zawodnikiem, w tym sezonie nie opuścił jeszcze ani minuty. 

“Słabo wyprowadzam piłkę, ale trener Djurdjević tego ode mnie nie wymaga”

Dlaczego w ostatnim sezonie grał tak mało? Czy nie żałował pozostania we Wrocławiu? Jaka jest jego największa wada, z którą się nie kryje? Czym zyskuje u Ivana Djurdjevicia? Co uważa za błąd Śląska i czego brakowało Piotrowi Tworkowi? Jak obciążająca jest walka o utrzymanie? Zapraszamy.

*

Na starcie sezonu obowiązywała narracja, że największym wygranym letnich przygotowań w Śląsku jest Piotr Samiec-Talar. Po sześciu kolejkach można już jednak powiedzieć, że największym wygranym początku sezonu jesteś ty.

Patrząc na to, jak wyglądał mój poprzedni sezon, wydaje mi się, że to stwierdzenie nie mija się z prawdą. Przed okresem przygotowawczym rozmawiałem ze swoim agentem. Myśleliśmy nad wypożyczeniem, bo nie wiedzieliśmy jeszcze, kto zostanie nowym trenerem i jaka dalej będzie moja sytuacja w Śląsku. U Piotra Tworka nie dostałem żadnej szansy, a na treningach byłem trochę wyobcowany. Nie ukrywam, że rozważałem czasowe odejście. Dyrektor sportowy Dariusz Sztylka uspokoił, żebym najpierw przepracował letni obóz, bo będzie nowy trener i nowa energia, i ewentualnie dopiero wtedy zdecydował. Na obozie poczułem, że będzie chęć stawiania na mnie ze strony Ivana Djurdjevicia. Bardzo się z tego cieszyłem, byłem głodny grania w Ekstraklasie. Dostałem szansę od pierwszej kolejki i na razie gram wszystko od deski do deski.

Reklama

Od początku czułeś, że z Djurdjeviciem będzie ci po drodze?

Już pierwsze dni pokazały, że to naprawdę super trener i super człowiek. Na początku okresu przygotowawczego, jeszcze we Wrocławiu, odbył ze mną rozmowę, po której wiedziałem, że będziemy nadawać na tych samych falach. Poczułem, że mam jego wsparcie i wyniknie z tego coś dobrego.

Djurdjević mówi o tobie: – To nie jest model nowoczesnego obrońcy, który dobrze wyprowadza piłkę, ale najważniejsze, żeby dobrze bronił, a to właśnie robi. Nie będziesz polemizował?

Nie, bo to prawda. Nie jestem stoperem o nowoczesnej charakterystyce, rozegranie piłki to moja bolączka. Nie robię tego zbyt dobrze, ale jeśli chodzi o działania obronne, czuję się naprawdę mocny. Trener uspokajał, żebym grał swoimi atutami i nie próbował być kimś, kim nie jestem. Od każdego w zespole wymaga takiego podejścia. Są u nas zawodnicy potrafiący dobrze rozgrywać piłkę i to oni mają brać odpowiedzialność za ten element. Ja mam się skupiać na rzeczach defensywnych. Po takiej rozmowie z trenerem było mi lżej.

Braki w rozegraniu wynikają głównie z twojego ograniczonego potencjału w tym zakresie czy byłeś szkolony “po staremu”?

Byłem szkolony według starych wzorców. Przygodę z piłką zaczynałem w podmiejskim GKS-ie Ksawerów, a to mały klub. Zabrakło mi wyszkolenia, które dostaje się w takich miejscach jak Śląsk Wrocław czy ŁKS z mojej rodzinnej Łodzi, do którego trafiłem przed pójściem do Śląską. Sądzę, że gdybym wcześniej znalazł się w takich klubach, czułbym się pewniej w rozegraniu.

Reklama

Masz zamiar to poprawiać, pracujesz nad tym?

Jasne, że tak. Czasami zostaję po treningach i pracuję dodatkowo nad tym aspektem. Patrzę też jednak na to, czego oczekuje trener, a u Ivana Djurdjevicia mam grać prostą piłkę. W pierwszej kolejności skupiam się więc na atutach, które już posiadam.

Pytam w kontekście przyszłości i ewentualnych prób sprawdzenia się w silniejszej lidze. Z takimi ograniczeniami zawężasz sobie pole manewru. 

Na pewno drużyny zagraniczne przeważnie grają bardziej nowoczesny futbol i to będzie jedna z ważniejszych rzeczy, na którą zwrócą uwagę przy wyborze środkowego obrońcy. Zdaję sobie z tego sprawę. Trudno mi cokolwiek więcej powiedzieć, bo robię przede wszystkim to, czego oczekuje trener, a to ma być prostota, bez kombinowania.

Teraz masz ten komfort, w przyszłości następni trenerzy mogą mieć inne podejście. 

Nie ma co ukrywać, że wiele od tego zależy. Jacek Magiera kładł większy nacisk na wyprowadzenie piłki od obrony i bardziej się rozwijałem w tym elemencie niż obecnie. Co trener, to inne założenia. Zawsze staram się dostosować.

Wróćmy do wydarzeń sprzed roku. Byłeś dużym wygranym końcówki sezonu 2020/21, wskoczyłeś do składu u Jacka Magiery, dostałeś ofertę z Legii, ale ostatecznie przedłużyłeś kontrakt ze Śląskiem. Zaczął się nowy sezon i… praktycznie nie grałeś, co wyglądało nielogicznie, biorąc pod uwagę wcześniejsze historie.

Niestety miałem pecha zdrowotnego, on w największym stopniu mnie wyhamował. Na początku letnich przygotowań doznałem kontuzji, która uniemożliwiła mi normalne treningi. Straciłem cały obóz, pauzowałem ponad miesiąc. Jestem typem zawodnika, który lubi harówkę, lubi się dobrze przygotować fizycznie, jest to dla mnie ważne. A tutaj nie przepracowałem zupełnie kluczowego okresu, więc gdy zaczął się sezon, czułem na treningach i w nielicznych meczach, że przegrywam rywalizację z Wojtkiem Gollą. Rozmawiałem z trenerem Magierą, kazał cierpliwie czekać na szansę i szlifować formę.

Jesienią rozegrałem tylko jeden mecz ligowy w pełnym wymiarze, z Lechią Gdańsk. Rywalizowaliśmy w pucharach i trzeba było zamieszać składem. Potem zaliczyłem dwa epizody z ławki i dopiero w 16. kolejce ze Stalą Mielec znów wyszedłem od początku. Niestety pod koniec pierwszej połowy dostałem niefortunną czerwoną kartkę za zagranie ręką. Tamto wydarzenie też pokrzyżowało mi plany, moje notowania jeszcze spadły. Uważam, że ze Stalą grałem poprawnie, ale jeden moment sprawił, że ocena występu była zupełnie inna. Całe szczęście, że udało nam się wtedy wygrać. Jak się później okazało, było to ostatnie zwycięstwo za kadencji trenera Magiery.

Trener był zły za tę czerwoną kartkę?

Nie dał mi tego odczuć, takie rzeczy w piłce się zdarzają. Moja sytuacja jednak dodatkowo się skomplikowała, bo musiałem pauzować w następnej kolejce i nie byłem brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Gdybym nie wyleciał z boiska, a pokonalibyśmy Stal, to sądzę, że trener nie zmieniałby wyjściowej jedenastki.

Konrad Poprawa: Trener Lavicka nie wiedział nawet, że nie jestem już młodzieżowcem [WYWIAD]

Zaczęła się przerwa zimowa, nowe nadzieje i… znów dopadł cię pech zdrowotny.

Jeszcze przed zimowymi przygotowaniami trenowałem indywidualnie, żeby zniwelować ryzyko kontuzji. Niestety, nie pomogło. Nie mogłem się wstrzelić w mocniejsze treningi, wtedy zaczynały się problemy. Czułem się bezradny. Na początku obozu w Turcji mocno spuchło mi kolano i musiałem przedwcześnie wrócić do Polski. Moja przerwa trwała chyba dwa miesiące. Wisiało nade mną jakieś fatum.

Potem doszło do zmiany szkoleniowca, przyszedł Piotr Tworek i nawet u niego nie zadebiutowałeś. Wiązałeś większe nadzieje z tą zmianą?

Raczej nie. Bolało mnie odejście Jacka Magiery. Wydaje mi się, że decyzja o jego zwolnieniu była pochopna. To naprawdę dobry fachowiec i dobry człowiek. Gdyby dostał więcej czasu, jestem przekonany, że byśmy z tego dołka wyszli. Za niego zatrudniony został Piotr Tworek, którego bardzo szanuję jako osobę, ale był trenerem mało doświadczonym, który pierwszy raz przyszedł do tak dużego klubu, no i było różnie. Widać było po nim, że odczuwa ogromną presję i nie jest pewny, czy sobie z nią poradzi. Na szczęście udało się utrzymać, ale trenera Tworka i tak pożegnano.

Dopadało cię rozgoryczenie na zasadzie “odmówiłem Legii, przedłużyłem kontrakt i nic z tego nie mam”?

Nie, bo wiedziałem, z czego wynika moja sytuacja. Co innego, gdybym cały czas był zdrowy, w pełni formy i wygrzewałbym ławkę. Sam po sobie widziałem, że nie mogę mieć nikomu za złe, że grał Wojtek Golla, a nie ja. W pierwszej kolejności zawsze patrzę na siebie.

Dało się tym kontuzjom zapobiec, czegoś robić więcej lub mniej?

Chodziło o kontuzje przeciążeniowe, a ja bardziej jestem typem szybkościowca. Mam inną strukturę mięśni, jestem dynamiczniejszym zawodnikiem, na treningach zawsze idę na sto procent. Najwidoczniej gdzieś przeszarżowałem, przeciążając najpierw staw skokowy, a później kolano. Trudno powiedzieć, czy można było tu zrobić coś na zapas. Próbowałem, jak mówiłem, przed zimą trenowałem indywidualnie na siłowni, ale nawet to nie pomogło.

Teraz mądrze do tematu podszedł trener Djurdjević, który zajrzał w moją kartotekę i znał temat. Na początku przez dwa tygodnie ciężko pracowaliśmy we Wrocławiu i na koniec graliśmy sparing z GKS-em Tychy. Czułem się zmęczony, ale gotowy do grania. Przebrałem się już w strój meczowy przed sparingiem, ale trener powiedział, że zważywszy na historię moich kontuzji, nie będziemy ryzykowali przeciążenia, jestem dla nich ważnym zawodnikiem i zamiast występu w meczu lepiej będzie, jeśli odbędę indywidualne zajęcia.

Przyjąłeś to ze zrozumieniem czy może myślałeś, że trener okrągłymi słówkami właśnie daje ci do zrozumienia, że będzie ciężko o skład?

W sumie miałem pewne zawahanie po tej rozmowie, ale gdy później przeanalizowałem to na spokojnie, bardziej czułem, że trener wyciąga do mnie pomocną dłoń i myśli do przodu. Straciłem przecież dwa poprzednie przygotowania, więc lepiej było zluzować i potem móc pracować do końca na pełnych obrotach. Tamto wydarzenie też mnie podbudowało.

No i na razie rozegrałeś sześć meczów Ekstraklasy z rzędu, co jest twoim nowym rekordem. 

Teraz patrzę do przodu krótkoterminowo, stawiam przed sobą małe cele. Najpierw chcę wreszcie rozegrać na tym poziomie pełną rundę, to jest minimum. Później – cały sezon. Drużynowo sezon zaczęliśmy w kratkę, ale nie jest najgorzej patrząc na skalę zmian kadrowych. Mamy dziś młodą kadrę, za mojego pobytu tak młodej jeszcze w Śląsku nie było. Zespół dopiero się tworzy. Wierzę, że wyjdzie z tego coś dobrego.

Czujesz presję wieku? Masz 24 lata, wtedy już najczęściej u zawodnika wiadomo, czy nadaje się na Ekstraklasę, czy raczej musi szukać szczęścia niżej, a u ciebie ciągle się to nie wyjaśniło. 

Jasne, że czuję. Czułem ją już rok temu. Przed przedłużeniem kontraktu ze Śląskiem stwierdziłem, że potrzebuję regularnej gry i byłem wtedy gotowy na odejście z klubu. Czasami trzeba się zdecydować na taki krok, żeby złapać oddech. Na szczęście sprawy ułożyły się tak, że zacząłem mieć perspektywy na skład w Śląsku, zostałem i dziś chciałbym ugruntować swoją pozycję w Ekstraklasie. Lata lecą, a meczów na tym poziomie ciągle mam mało.

O co właściwie Śląsk walczy w tym sezonie? Kibice dużych oczekiwań nie mieli, częste były komentarze “niech się po prostu utrzymają, na nic więcej nie liczę”. 

Nastawienie w szatni jest takie, że o konkretnych celach nie rozmawiamy. Nie chcemy sobie dokładać presji. Wiadomo, jak było w tamtym sezonie. Celowaliśmy w top4 czy top5, a ledwo się utrzymaliśmy. Skupiamy się na najbliższym meczu i tyle. Zimą będzie można się konkretniej zastanowić, o co walczymy w drugiej rundzie.

Wiosną tego roku był moment, w którym naprawdę zaczęło się wam palić w dupkach, że nawiążę do powiedzonka Ryszarda Tarasiewicza? Po domowym 0:4 z Termaliką pewnie przez tydzień nie było żartów w szatni.

Pierwszy raz przeżyłem taką sytuację. Wiele mnie to nauczyło. Widziałem po chłopakach, jak bardzo wszystko przeżywają. Ci regularnie grający odczuwali największą presję, choć i we mnie to siedziało. Najprostsze rzeczy w meczach nagle wydawały się trudne. Obyśmy nigdy więcej w Śląsku tego nie powtórzyli, bo drżenie o utrzymanie naprawdę odbija się na psychice i trudno wtedy normalnie funkcjonować.

Całościowo jednak wzmocniłeś się mentalnie po tych przejściach?

Zdecydowanie tak. Nie można niczego odkładać na potem. Z każdego meczu trzeba wyciągnąć maksimum tego, co się da.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

19 komentarzy

Loading...