Michał Kwiatkowski, który miał być jednym z faworytów do zwycięstwa, ostatecznie w Tour de Pologne nie pojedzie. To nie oznacza jednak, że nie będzie to wyścig wart obejrzenia. Trasa zwiastuje bowiem, że może dojść do wielu przetasowań, a wygrać niekoniecznie musi któryś z faworytów. Do tego Polaków – nawet bez “Kwiato” – będzie naprawdę wielu. Na co zwrócić więc uwagę przy okazji jutrzejszego startu Tour de Pologne?
Spis treści
Polacy bez Kwiatkowskiego, ale z nadziejami
Problemy Michała Kwiatkowskiego ciągną się od tegorocznego Criterium du Dauphine. To na trasie tego wyścigu ból kolana nie pozwolił mu ukończyć rywalizacji. Okazało się, że za wszystko odpowiada kontuzja mięśnia półścięgnistego, która wykluczyła Michała z udziału w Tour de France. W teorii Polak miał być gotowy na ojczysty wyścig i to nie tylko na jego przejechanie, ale i walkę o zwycięstwo.
W praktyce tuż przed rozpoczęciem Tour de Pologne, Team Ineos poinformował, że Michała w składzie brytyjskiej ekipy zabraknie. Arlena Sokalska, zastępca redaktora naczelnego “Polska The Times” – z którą rozmawialiśmy co prawda wczoraj, jeszcze przed ogłoszeniem decyzji o braku Michała – zauważa przy tym jedną ważną rzecz w podejściu naszego kolarza do tego wyścigu.
– Gdy Michał decyduje się na start w Tour de Pologne, to na pewno nie podchodzi do tego, jak do treningu, przygotowań. To nie jest jego charakter. Dla niego pewnie dużym zawodem było już to, że nie jechał Tour de France – bardzo lubi ten wyścig, jest dla niego ważny. W Tour de Pologne, jeśli by wystartował, to chciałby jechać po wygraną – mówiła.
Na wygraną w obecnej formie nie miałby jednak szans. Tym bardziej, że – jak się okazuje – niedawno zaliczył kraksę na treningu. Wybrał więc odpoczynek, dalsze treningi i próbę przygotowania się na hiszpańską Vueltę, gdzie według pierwotnego planu też miał wystartować. Może tam faktycznie uda mu się pojechać.
– Rok pełen komplikacji, powrotów i… jeszcze większych komplikacji. 10 dni temu, w trakcie treningu we Francji, zaliczyłem kraksę. Niczego nie złamałem, ale przez wstrząs odpoczynek jest konieczny. Smutno mi, że nie wystąpię przed polskimi fanami, ale powrócę. Znowu – napisał sam Michał w swoich social mediach.
Zwycięzcy Tour de Pologne z roku 2018 zabraknie więc na tegorocznej trasie wyścigu. Ale to nie oznacza, że Polacy nie będą mieli okazji się pokazać. Jedzie ich bowiem aż dwunastka: Cesare Benedetti (Bora-hansgrohe), Szymon Sajnok (Cofidis), Filip Maciejuk (Bahrain-Victorious), Łukasz Wiśniowski (EF Education-EasyPost), Kamil Małecki (Lotto Soudal) i kolarze jadący w barwach reprezentacji Polski, czyli Stanisław Aniołkowski, Patryk Stosz, Piotr Brożyna, Mateusz Grabis, Jakub Muras, Jakub Kaczmarek i Marcin Budziński.
Czy któryś z nich może odnieść sukces?
Jeśli mielibyśmy obstawiać, to przede wszystkim warto zwrócić uwagę na Stanisława Aniołkowskiego, który na kilku sprinterskich etapach spróbuje pokonać rywali.
– Bardzo lubię Stasia. To stosunkowo młody kolarz, który jest mądrym zawodnikiem, bardzo ukształtowanym “wewnętrznie”. Troszkę szkoda, że cały czas nie może się dobić do World Touru, liczę, że w końcu mu się uda. Co prawda w tym sezonie na razie jeszcze nie wygrał, ale w wielu miejscach był blisko. Ma też za sobą trudne wyścigi, choćby klasyki. Przejechał w tym roku takie, na których zawsze mu bardzo zależało – choćby Ronde van Vlaanderen czy Paryż-Roubaix. To doświadczenia, które zawodnikowi z takim “rozumowym” podejściem do kolarstwa, który zawsze wszystko “rozkminia”, powinny pomóc – mówi Sokalska.
W sprinterskiej rywalizacji powinien liczyć się też Szymon Sajnok. Wielu Polaków może również zaczepić się do opcjonalnej ucieczki i w niej powalczyć o etap. Pewnie istotne będzie też dla kolarzy z reprezentacji Polski to, by zgarnąć którąś z koszulek – choćby tę dla najlepszego górala. O etapowe triumfy być może pokusi się także Patryk Stosz. Ciekawie powinno się też oglądać Kamila Małeckiego, który wraca po kontuzji. A Michał Gołaś, dyrektor sportowy ekipy Bahrain-Victorious, zapowiadał, że w świetnej formie jest Filip Maciejuk – to głównie specjalista od jazdy na czas.
Ogółem jednak – pod nieobecność Kwiatkowskiego – nie da się wskazać Polaka, który miałby powalczyć w klasyfikacji generalnej. Nam zostają opcjonalne mniejsze sukcesy. A kto pojedzie po ten największy?
Znane nazwisko czy przyszła gwiazda?
Patrząc na listy startowe, nietrudno wybrać kilku zawodników, którzy powinni walczyć o końcowe zwycięstwo. Pod nieobecność Michała Kwiatkowskiego w oczy rzuca się przede wszystkim nazwisko Richarda Carapaza, ale też Ethana Haytera, kolejnego z młodych Brytyjczyków, w których Team Ineos lubi inwestować. Hayter ma 23 lata, świetnie jeździ na czas, ale daje też radę na krótszych podjazdach, których w TdP nie brakuje.
W dodatku Czesław Lang lubi powtarzać, że Tour de Pologne kreuje przyszłe gwiazdy. I w sumie na to trochę dowodów. Choćby wygraną w klasyfikacji generalnej Petera Sagana w 2011 roku czy wiele etapowych triumfów kolarzy, którzy potem zostawali wielkimi mistrzami. Pierwsze wygrane w World Tourze odnosili właśnie w Polsce Alberto Contador czy też Jonas Vingegaard, najnowszy triumfator Tour de France. Na trasie Tour de Pologne świetnie jeździł ledwie trzy lata temu.
Czytaj też: Jonas Vingegaard. Nowy mistrz Tour de France [SYLWETKA]
Nie oznacza to jednak, że uznani kolarze nie powalczą o triumf. Na listach startowych znaleźć można choćby Pello Bilbao z ekipy Bahrain-Victorious czy Sergio Higuitę, jeżdżącego w barwach BORA-hansgrohe. Trudno jednak stwierdzić, czy ten drugi zostanie liderem, bo z “jedynką” w tej ekipie do Polski przyjedzie Giovanni Aleotti, kolejny z młodych, utalentowanych kolarzy. A to ten numer zwykle – choć nie zawsze – otrzymuje lider. O triumf w klasyfikacji generalnej zapewne powalczy też ktoś z duetu Diego Ulissi i Davide Formolo (UAE Team).
– Z mojego punktu widzenia trudno przewidzieć, jakie role będą mieli poszczególni zawodnicy w danych teamach – mówi Sokalska. – Ineos na przykład od kilku lat nie jeździ na jednego lidera. Zawodnicy po prostu są wobec siebie szczerzy i potrafią sobie nawzajem przekazać, że to nie ich dzień, więc niech jedzie ktoś inny. Tak zresztą jest w wielu innych zespołach, kolarstwo się nieco zmienia, nie ma takiego “tępego” jeżdżenia, że skoro ktoś jest gwiazdą, to jedzie się na niego, nawet jak ma słabą formę. Najlepiej pokazało to Tour de France, gdzie wszyscy skupiali się na Primozu Rogliciu, a gdy on miał problemy, ruszył Vingegaard i wygrał wyścig. Bo był zawodnikiem lepszym.
W dodatku na Tour de Pologne najlepsi kolarze wcale nie muszą jechać po wygraną. Dla wielu z nich to dobre przetarcie przed wyzwaniami drugiej części sezonu, na czele z hiszpańską Vueltą. W tygodniowych wyścigach mogą pełnić rolę pomocników lub walczyć tylko o etapowe zwycięstwa, żeby potem w Wielkim Tourze spróbować pojechać nawet po końcowy triumf. Stąd właśnie mogą się pokazać młodzi. Poza wspomnianymi wcześniej choćby tacy jak Thymen Arensam (DSM) czy Matteo Sobrero (Team BikeExchange-Jayco), który bardzo dobrze jeździ na czas, a to – o czym jeszcze napiszemy – będzie w tym Tour de Pologne niezwykle istotne.
Co do znanych nazwisk – te można odszukać jeszcze wśród sprinterów. Tam znajdzie się między innymi Mark Cavendish, prawdopodobnie najlepszy sprinter wszech czasów, być może nadal zdenerwowany tym, że nie został zabrany na Tour de France. Jest też Arnaud Demare (Groupama-FDJ), który fantastycznie spisywał się w tym roku na Giro d’Italia. Ineos ma z kolei Elię Vivianiego. Do tego w Polsce pojedzie też choćby Sam Bennett (Bora-hansgrohe). I jeszcze kilku innych zawodników takich jak Jakub Mareczko (Alpecin-Deceuninck) czy Pascal Ackermann (UAE Team Emirates), który w Polsce w przeszłości już wygrywał.
Co istotne – Tour de Pologne pozwala myśleć o wielu scenariuszach walki o klasyfikację generalną. I faktycznie daje nadzieję na to, że wygrać może młody kolarz. Bo stawka zwykle jest bardzo “ściśnięta”, decydują sekundy. Jeśli więc któryś z młodszych zawodników będzie mieć w klasyfikacji generalnej jakąkolwiek przewagę po kilku etapach, jego ekipa może postawić właśnie na niego, nawet jeśli wcześniej plan był zupełnie inny.
Od 2010 roku tylko dwukrotnie przewaga między pierwszym a drugim zawodnikiem wyścigu wynosiła więcej niż… 20 sekund. W 2016 roku reszcie stawki kompletnie uciekł Tim Wellens i wygrał o ponad cztery minuty (wszystko działo się na deszczowym, pełnym kraks etapie). W 2020 za to świetną indywidualną akcją popisał się Remco Evenepoel i ostatecznie triumfował z przewagą niemal dwóch minut. Ale w 2015, 2017 i 2019 roku do zwycięstwa wystarczyły… dwie sekundy. Polacy, gdy już wygrywali, to też minimalnie – Rafał Majka w 2014 roku o osiem sekund, Michał Kwiatkowski w 2018 o piętnaście.
Wygrać można więc kilkoma mocniejszymi depnięciami na pedały w kluczowym momencie. W dodatku w tym sezonie wydaje się, że każdy, kto tylko nie straci sekund wcześniej, będzie mógł powalczyć o końcowy triumf – niezależnie od tego, czy na co dzień jest specjalistą od klasyków, młodym talentem, gościem od walki o klasyfikację generalną czy też weteranem, który chce pokazać, że jeszcze ma coś w baku.
A to wszystko przez trasę.
Dwa decydujące etapy
Do przejechania 1209 kilometrów. Kilka etapów dla sprinterów i dwa, które zdecydowanie się wyróżniają – trzeci i szósty. W tym roku na Tour de Pologne zabraknie za to typowo górskich odcinków. Mało tego, na całej trasie jest tylko jedna premia górska pierwszej kategorii – ostatniego dnia i to… na długo przed metą, więc rozstrzygnie się tam co najwyżej rywalizacja o koszulkę najlepszego górala. O ile zwycięzca nie będzie znany już wcześniej.
Paradoksalnie jednak – to góry mimo wszystko powinny zadecydować o tym, kto wygra cały wyścig.
Zacznijmy jednak od pierwszych dwóch etapów – oba są długie, liczą odpowiednio 218 i 205 kilometrów. W pierwszym kolarze wyruszają z Kielc do Lublina, po drodze przejeżdżając choćby przez Kazimierz czy Nałęczów. Bo, jak mówi Czesław Lang, Tour de Pologne ma też pokazywać piękne zakątki Polski. A te zdecydowanie takie są. Etap drugi wiedzie z kolei z Chełmu do Zamościa.
To już z pewnością odcinek dla sprinterów. Pierwszy za to… niekoniecznie. Pod koniec droga jest bardzo kręta, na finiszu lekko się wznosi – jeśli ktoś zdoła odpowiednio wymierzyć atak, może dojechać do mety na solo lub w kilkuosobowej grupie. A na mecie czekają w dodatku bonifikaty dla pierwszych trzech kolarzy – odpowiednio 10, 6 i 4 sekundy. Każda z nich w końcowym rozrachunku może okazać się bardzo istotna.
O pierwszych poważnych przetasowaniach w generalce powinien jednak decydować etap trzeci, z Kraśnika do Przemyśla. Już rok temu końcówka tego etapu była świadkiem walki faworytów do triumfu w klasyfikacji generalnej. Bo kończy się to wszystko ponad kilometrowym podjazdem, o maksymalnym stopniu nachylenia sięgającym 16 procent, w dodatku częściowo brukowanego oraz krętego.
Tam może być ciekawie i jeśli któryś z faworytów przegapi moment, w którym trzeba będzie mocniej depnąć na pedały, to niewykluczone, że przestanie liczyć się w walce o triumf w całym wyścigu. W dodatku to etap długi i męczący – ma aż 237 kilometrów, a jeszcze przed samym Przemyślem kolarzy czeka kilka sztywnych, trudnych podjazdów. W zeszłym roku znakomicie powalczył tam Joao Almeida (na zdjęciu głównym), który wygrał potem całe Tour de Pologne. A wtedy był to etap rozgrywany jeszcze wcześniej – jako drugi z siedmiu.
Czwarty i piąty dzień Tour de Pologne w teorii nie powinny przynieść zmian w klasyfikacji generalnej. W teorii, bo oba te etapy są niezłymi miejscami na formowanie się ucieczek czy nawet samotnych ataków. Sporo na nich mniejszych górek i zjazdów, na których można oderwać się od peletonu. Zwłaszcza etap czwarty – z Leska do Sanoka – nadaje się do tego idealnie, bo w końcówce ma dwa nieco większe i bardziej wymagające podjazdy. Dobrze wymierzony atak może okazać się groźny dla rywali.
Wszystko jednak rozstrzygnąć powinno się na etapie szóstym. To krótka, licząca sobie niespełna 12 kilometrów, czasówka. Ale taka, która wiedzie cały czas pod górę.
– To naprawdę trudna czasówka – tym bardziej, że jest krótka. Wydaje się, że dłuższa jest trudniejsza, ale nie zawsze tak jest. Na krótszym dystansie trzeba się bardziej sprężyć. Od startu trzeba iść “w trupa”, nie można rozkładać swoich sił. Na tym etapie możemy przede wszystkim patrzyć na klasyfikację generalną. On może decydować o tym, kto wygra cały wyścig. To też etap, który faktycznie wyłoni najmocniejszych – na nim nie można liczyć na zespół. Ile masz w sobie, tyle dasz – mówił Czesław Lang na kanale TurDeTur w rozmowie z Adamem Proboszem.
– Dawno na trasie Tour de Pologne nie było górskiej czasówki. Kiedy jeszcze się pojawiała, to właśnie na takiej pierwsze zwycięstwo odniósł Alberto Contador. To słynny etap, który wszyscy wspominają, nawet on sam, gdy zapytano go o najważniejsze momenty w karierze. W tym roku jest podobny etap – od startu cały czas pod górę. Do głosu powinni dojść ci zawodnicy, którzy na co dzień dobrze radzą sobie w górach. Czy to wystarczy takim kolarzom jak na przykład Richard Carapaz, by wygrać w tym wyścigu? Trudno powiedzieć, ale na pewno ten etap będzie rozstrzygający – dodaje Arlena Sokalska.
Ostatni, siódmy etap, to już szansa dla sprinterów, o ile tylko przetrwają – a powinni – góry, które wyrastają w jego pierwszej części. Tour de Pologne już klasycznie zakończy się bowiem w Krakowie, na tamtejszych Błoniach. Najlepszy kolarz tegorocznej edycji wyłoniony zostanie jednak najpewniej dzień wcześniej. Tak to już w polskim wyścigu bywa.
Tuż przy granicy z wojną
– Chcemy pokazać całemu światu, że w Ukrainie się źle dzieje, ale w Polsce jest bezpiecznie, turyści mogą przyjeżdżać, a kolarze się ścigać. Na pewno ten wyścig ma misję pokazania Polski i Polaków jako fantastycznego kraju – mówił Czesław Lang. Tegoroczne Tour de Pologne ma pojechać pod hasłem “Wyścig dla pokoju”.
To nie może dziwić. Trasa wiedzie w dużej mierze przez wschodnią Polskę, kilkukrotnie zbliżając się do granicy polsko-ukraińskiej. Kolarze przejadą choćby przez Chełm, Hrubieszów, Przemyśl czy Ustrzyki Dolne. W peletonie zresztą pojawi się też jeden ukraiński kolarz – Mark Padun, reprezentujący grupę EF Education-EasyPost (pojedzie w niej też Łukasz Wiśniowski). To zresztą też jeden z zawodników, którzy – przy odrobinie szczęścia – mogą powalczyć o wygrane, czy to etapowe, czy nawet w całym wyścigu.
Gdyby mu się udało, nietrudno zgadnąć, o czym powiedziałby w wywiadzie po triumfie.
– W tle tego wyścigu zapewne będzie przewijała się wojna. To da nam nieco inny wymiar, ten Tour de Pologne będzie przez to odrobinę specyficzny. 30 kilometrów od niektórych miejscowości, przez które przejedzie wyścig, trwa wojna. Myślę, że to będzie też obecne w relacjach zagranicznych dziennikarzy – mówi Sokalska.
I zapewne faktycznie tak będzie. Tym ważniejsze, by sam wyścig okazał się udany i sportowa rywalizacja choć na moment dała chwilę wytchnienia od tego, co za naszą wschodnią granicą, czy to mieszkańcom tamtych rejonów, czy uchodźcom z Ukrainy.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix