Marcin Budziński to piłkarz, jakich w lidze niewiele. Bez wywyższania się, publicznego cwaniakowania czy medialnego orania rywali. On stąpa twardo po ziemi – tak twardo, że po każdym kroku zostawia wyraźne ślady. Czyli ktoś idealny, z kim należałoby w jednym pokoju zamknąć piłkarza Kapustkę, również z Cracovii.
Dla niezorientowanych przypomnijmy, o co z tym Kapustką chodzi. Otóż chłopak tuż po porażce z Błękitnymi w ćwierćfinale Pucharu Polski oznajmił: Myślę, że Lech przejedzie się po Błękitnych w półfinale i zmaże tym samym plamę Cracovii. Już wtedy odebraliśmy mały sygnał ostrzegawczy, aż wczoraj zajrzeliśmy do Faktu: Pomocnik Pasów Bartosz Kapustka (19 l.) w drugiej połowie prowokował rywali, pytając, ile zarabiają, i śmiejąc się, że mogą sobie wygrać, bo to i tak ich pierwszy i ostatni taki sukces w karierze.
W najprostszych słowach: z Kapustką nie jest najlepiej.
A teraz dla odmiany wywiad z Marcinem Budzińskim, chłopakiem kilka lat od niego starszym, z ponad setką występów w ekstraklasie. Cytujemy rozmowę z Przeglądu Sportowego:
– Nie uważam, aby moim największym problemem była psychika. Problemem jest brak odpowiednich umiejętności.
Bez przesady. Jeśli chodzi o wyszkolenie techniczne, jest pan w czołówce piłkarzy grających w ekstraklasie.
– Gdyby tak było, nie zdarzałyby się takie mecze, jak choćby w Bielsku-Białej z Podbeskidziem. Może jest tak, że w tych spotkaniach, po których zbieram pochwały, wznoszę się na 120 procent możliwości, a w tych, za które jestem krytykowany, po prostu gram na swoim normalnym poziomie.
Takich wywiadów to dostarczyć w tym kraju może tylko jeden człowiek – Budziński właśnie. Kiedy dziennikarz daje do zrozumienia, że w piłkę to on gra dobrze, tylko chyba z psychiką czasem ma problem, on odpowiada: że nie, że w sumie to on grać nie umie. Kiedy natomiast dziennikarz zaczyna go pocieszać, że przecież naprawdę jest dobrze, on kontruje: gdyby tak było to grałby tak częściej. No, a właściwie to te dobre w jego wykonaniu mecze są efektem tego, że… akurat zagra powyżej swoich możliwości.
I cała rozmowa przebiega właśnie w takim tonie. Niespodziewanie pada pytanie, czy Budziński jest zadowolony z tego, co osiągnął. Zgadnijcie, co odpowiedział… – Nie mogę być zadowolony, bo przecież niczego nie osiągnąłem, a nie jestem już młodym zawodnikiem.
A teraz wróćcie na początek tekstu i przeczytajcie raz jeszcze, co do powiedzenia ma młody Kapustka. Nieduża różnica wieku, jakieś pięć lat, ta sama szatnia, podobne miejsce na boisku, a jednak troszkę inne podejście. Budziński mógłby odrobinę tej samokrytyki przekazać młodszemu koledze.
No, ewentualnie samemu się wreszcie ogarnąć i wyjść z tej nieustannej depresji, przyjmując do wiadomości, że ostatecznie nie jest najgorszym piłkarzem na świecie.