Reprezentacja Anglii w beznadziejnym stylu zakończyła czerwcowe występy w Lidze Nardów. “Synowie Albionu” zostali zdemolowani przed własną publicznością przez Węgrów i prawdopodobnie zlecą do Dywizji B. Istotniejsze jest jednak to, jaka atmosfera panuje wokół kadry na kilka miesięcy przed mundialem. Co tu dużo mówić – coraz więcej kibiców, dziennikarzy i ekspertów uważa Garetha Southgate’a za postać hamującą rozwój zespołu. Oczywiście o dymisji selekcjonera nikt jeszcze na poważnie nie mówi, ale nad głową Anglika zebrały się naprawdę ciemne chmury. Tymczasem okazji do zrehabilitowania się w oczach opinii publicznej przed wyjazdem do Kataru pozostało niewiele.
Nawiązania historyczne
Nie ma przypadku w tym, że wczorajsze spotkanie zostało rozegrane na słynnym stadionie Molineux, wzniesionym jeszcze w XIX wieku, a potem wielokrotnie przebudowywanym (po raz ostatni przed dekadą). To właśnie tam 13 grudnia 1954 roku miejscowe Wolverhampton Wanderers pokonało 3:2 węgierski Budapest Honved, zyskując tym samym, przynajmniej według angielskiej prasy, status najlepszej drużyny europejskiego futbolu. Tej opinii nie podzielali wszelako dziennikarze spoza Wielkiej Brytanii, co było jednym z impulsów prowadzących do powstania Pucharu Europy, no ale to już materiał na inną opowieść.
Angielska ekscytacja tym triumfem, nawet jeśli odrobinę przesadzona, była mimo wszystko zrozumiała. Wcześniejsze konfrontacje z legendarną węgierską “Złotą Jedenastką” nie kończyły się bowiem dla “Synów Albionu” najlepiej. Najdelikatniej rzecz ujmując. W 1953 roku Madziarzy na Wembley rozbili pewnych siebie oponentów 6:3, a potem u siebie zdeklasowali ich aż 7:1. Był to lodowaty prysznic dla całego angielskiego środowiska piłkarskiego, przekonanego o własnej wyższości nad resztą świata. Tymczasem w składzie Honvedu nie brakowało przedstawicieli “Złotej Jedenastki”. Żeby wymienić choćby takich graczy jak Ferenc Puskas, Sandor Kocsis, Zoltan Czibor, Laszlo Budai, Gyula Lorant czy József Bozsik. Zwycięstwo Wolverhampton nad ekipą pełną tak wielkich gwiazd potraktowano zatem w Anglii jako symboliczny finał okresu upokorzeń ponoszonych z rąk fenomenalnych Węgrów.
– Nigdy nie braliśmy udziału w spotkaniu, którego stawką aż w takim wymiarze byłaby duma – przyznał Roy Swinbourne, autor dwóch trafień w końcowej fazie meczu, które zapewniły gospodarzom sensacyjny sukces. Mecz wywołał takie zainteresowanie, że stało się jasne, iż piłka klubowa potrzebuje czegoś więcej, niż tylko rozgrywki krajowe, turnieje regionalne i spontaniczne międzynarodowe starcia towarzyskie.
Pewnie nikt się w Anglii nie spodziewał, że w 2022 roku Węgrzy znów mogą przylecieć na wyspy i ponownie dać gospodarzom bolesną lekcję futbolu, niczym “Złota Jedenastka” kilkadziesiąt lat temu. A jednak. Wczorajsza porażka 0:4 to dla “Synów Albionu” najwyższa klęska przed własną publicznością od… 1928 roku.
Rozczarowująca ofensywa
Sytuacja angielskiego zespołu w Lidze Narodów jest już naprawdę trudna. “Synowie Albionu” w czerwcu przegrali oba mecze z Węgrami (0:1 i 0:4), zremisowali na wyjeździe z Niemcami (1:1) i u siebie z Włochami (0:0). 23 września czeka ich wyjazd do Italii – jeśli nie zgarną tam kompletu punktów, prawdopodobnie pożegnają się na jakiś czas z występami w Dywizji A. Co oczywiście nie jest totalnym dramatem, Liga Narodów nie należy przecież do najbardziej prestiżowych turniejów, ale mimo wszystko mówimy o sporego kalibru wpadce. Wiążącej się też po prostu z konkretnymi stratami finansowymi dla federacji. Jeśli zaś traktować mecze w Lidze Narodów jako sprawdzian przed mistrzostwami świata, no to podopieczni Garetha Southgate’a, nie ma co ukrywać, po prostu go oblali.
Selekcjoner angielskiej kadry, jak każdy z jego poprzedników i zapewne również każdy z następców, od początku kadencji znajduje się na cenzurowanym. Często przedstawiano go w mediach jako pupilka działaczy Football Association, nieposiadającego kwalifikacji wymaganych na stanowisku selekcjonera seniorskiej reprezentacji. Southgate konsekwentnie udowadniał jednak niedowiarkom, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. W 2018 roku dowodzona przezeń drużyna dotarła do strefy medalowej mundialu, ostatecznie kończąc na czwartej pozycji. Trzy lata później Anglicy zostali zaś wicemistrzami Europy.
Okej, można się Southgate’a czepiać, że koniec końców niczego nie wygrał. Ale dla Anglików sama walka do końca o złoty medal wielkiej imprezy stanowiła przecież pewien przełom. Pamiętamy beznadziejną postawę “Synów Albionu” na Euro 2016. Pamiętamy klęskę na mundialu w Brazylii. I tak dalej, i tak dalej. Całe lata mniej lub bardziej upokarzających niepowodzeń. To właśnie za kadencji obecnego selekcjonera wyspiarze powrócili do realnej walki o najwyższe cele.
Wcześniej kończyło się na buńczucznych zapowiedziach.
Gareth Southgate
Krytycy Southgate’a argumentują, że, owszem, nadawał się on całkiem nieźle (jako były trener młodzieżówki) do przeprowadzenia zespołu przez okres przejściowy, ale teraz kadra nie potrzebuje już człowieka koordynującego wymianę pokoleń, tylko błyskotliwego selekcjonera, który zdoła wydobyć z drużyny pełnię potencjału i poprowadzi ją do długo wyczekiwanych triumfów na imprezach rangi mistrzowskiej. Często wypomina się Anglikowi jego niechęć do stosowania ofensywnej taktyki. I rzeczywiście, Southgate przeciwko oponentom z górnej, czy nawet średniej półki stara się niekiedy grać zachowawczo. Widać to było choćby w fazie grupowej mistrzostw Europy, którą Anglicy zakończyli z wynikami 1:0 z Chorwacją, 0:0 ze Szkocją i 1:0 z Czechami. A także w meczach eliminacyjnych meczach z Polską. Ekipa Paulo Sousy ugrała z Anglią tylko jeden punkt, ale też trudno stwierdzić, by przyszło jej się mierzyć z jakąś niesamowitą, ofensywną nawałnicą.
Czerwcowe mecze Ligi Narodów dolały oliwy do ognia. Przez 360 minut reprezentacja Anglii strzeliła tylko jedną bramkę. Harry Kane trafił do siatki w 88. minucie meczu z Niemcami, na dodatek z rzutu karnego. Efekt? Można odnieść wrażenie, że o wicemistrzostwie Europy nikt nie pamięta.
Hashtag #SouthgateOut dominuje futbolową debatę na angielskim Twitterze.
Fala krytyki
– Rozumiem, że człowiek, który zapłacił pieniądze, żeby zasiąść na trybunach… Rozumiem, że ten człowiek chce oglądać jednocześnie Jacka Grealisha, Raheema Sterlinga i Bukayo Sakę. Ale ja, jako trener, muszę dbać o zbalansowanie zespołu. Takie są realia futbolu na najwyższym poziomie – cierpliwie tłumaczył selekcjoner po niedawnym, bezbramkowym remisie z pogrążonymi w kryzysie Włochami. – Na razie ten balans był całkiem niezły, skoro dotarliśmy do półfinału mistrzostw świata i finału mistrzostw Europy, a wcześniej przez lata dyskutowaliśmy, czemu nie ma nas na tym poziomie. Być może nie było nas tam dlatego, że tego balansu nam brakowało. Na pewno dalej będę prowadził zespół w tym kierunku, by uważam, że jest właściwy.
– Nie mam zamiaru trzymać się stołka za wszelką cenę – jeśli będę niechciany, odejdę – dodał. – Na razie jednak sądzę, że wykonuję dobrą pracę i że drużyna reaguje na mnie pozytywnie. Mimo wszystko od zawsze powtarzam, że nie będę selekcjonerem wiecznie. Ktoś mnie zastąpi. Pamiętam o tym.
Posługiwanie się argumentem “balansu” po remisach w meczach na szczycie miało rzecz jasna sens. Jednak po klęsce 0:4 z Węgrami? To już inna para kaloszy. – Powiedziałem piłkarzom, że te cztery mecze to moja odpowiedzialność. Muszę dopasować liczbę nowych graczy w odniesieniu do reszty – przyznał trener. – To było ważne doświadczenie dla wielu młodych graczy. Sporo nauczyliśmy się z meczów z Niemcami i Włochami. Węgrzy są mocni i wiedzieliśmy o tym. Pozwoliliśmy im dzisiaj na zbyt wiele. Rozumiem reakcję stadionu. W obecnym okresie niektórzy zawodnicy nie byli jednak dostępni dla kadry. Musimy ich zrozumieć. Dzisiaj był taki wieczór, którego doświadczyli w przeszłości moi poprzednicy. Ważne, żeby to przetrzymać, choć nie zamierzam mówić, że to nie boli.
Węgrzy świętujący zwycięstwo
Brytyjskie media zmasakrowały dziś drużynę narodową. Southgate jest nazywany tchórzem, nieudacznikiem, hamulcowym. Wypomina mu się błędne decyzje taktyczne, niewłaściwe wybory personalne. Aczkolwiek selekcjoner ma również od lat stałych obrońców, do których należy choćby Jamie Carragher. – Southgate nie wie co robi? Zamknijcie wreszcie gęby, wy klauni. Ten człowiek osiąga z kadrą najlepsze wyniki od 1966 roku.
Kontrakt Southgate’a z federacją wygasa zimą 2024 roku, a zatem już po kolejnych mistrzostwach Europy. Czy Anglik zdoła go wypełnić? Ameryki nie odkryjemy – wszystko wyjaśni się podczas mundialu. O ile oczywiście selekcjoner przetrwa najbliższe, cholernie burzliwe miesiące.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI ANGLII:
- Historyczna porażka Anglików
- Gareth Southgate i zbawienny skutek porażek
- James Milner – najważniejszy z tych najmniej ważnych
fot. FotoPyk