Czasem zazdrościmy Idze Świątek. Bo też chcielibyśmy, żeby nasz dzień pracy trwał tyle, ile Polka spędza na korcie. Dziś były to 64 minuty. W głowie została nam z tego meczu głównie scena, gdy pod koniec drugiego seta Daria Kasatkina spojrzała w stronę swojego trenera i pokręciła głową. Bo spróbowała już wtedy naprawdę wszystkiego, ale nic jej nie pomogło. Iga była po prostu zbyt dobra. Znowu.
Spis treści
Iga cierpliwa
To był bardzo szybki mecz. Tym bardziej jak na półfinał wielkoszlemowy. Trzy gemy oddane rywalce, nieco ponad godzinka spędzona na korcie. Brzmi bardziej jak rozgrzewka przed właściwym starciem, ale tak to właśnie u Igi wygląda – większość meczów kończy się niedługo po tym, jak fani usadowią się w krzesełkach na trybunach czy też w fotelach przed telewizorem. I z jednej strony ogląda się to niesamowicie, a z drugiej zostaje pewien niedosyt. Bo chciałoby się Polkę oglądać na korcie dłużej.
W dzisiejszej wygranej najlepsze jest to, że Iga wcale się nie spieszyła. Do rywalki podeszła z wielkim spokojem i konsekwencją. Wcale nie szarżowała ze swoimi zagraniami, raczej czekała na to, co zaproponuje jej Kasatkina. A to całkiem niezła strategia, bo Rosjanka znakomicie potrafi mieszać tempem gry, zaskakiwać rywalki i jest przy tym niesamowicie solidna. Iga początkowo wyczekiwała więc na swoje szanse i po prostu utrzymywała piłkę w grze. A gdy tylko Daria dała jej możliwość zaatakowania – korzystała z niej.
– Staram się podchodzić do każdego meczu tak samo. Nie mogę myśleć o tym, że to najważniejszy mecz w sezonie, bo będę bardziej spięta. Przy wyjściu słucham muzyki, dziś Led Zeppelin. Spotkanie? Dobrze je zaczęłam, byłam aktywna, cieszę się, że tak się potoczyło – mówiła Polka po triumfie. A co mogłaby powiedzieć Kasatkina? Pewnie, że zrobiła wszystko, co mogła. Bo to prawda, na początku pierwszego seta przez chwilę walczyła z Igą jak równa z równą, była nawet w stanie przełamać Polkę. Do tego starała się ją zaskoczyć innymi rozwiązaniami, niż w trzech poprzednich meczach z tego sezonu, kiedy Iga ją pokonywała.
Przez chwilę to działało.
A potem nasza tenisistka nauczyła się tego, co próbowała grać jej rywalka. – Byłam przygotowana na tenis Darii, choć tym razem grała nieco inaczej, czasami trudno było zbijać piłkę. Pomyślałam sobie, że ona chce sprawić, by mecz był fizyczny, starałam się temu zapobiegać. Ale z drugiej strony byłam świadoma, że jeśli mi się nie uda i ten mecz będzie fizyczny, to będzie mi to sprzyjać, bo sił mam dużo i na korcie przesadnie się nie męczę – mówiła Świątek.
I faktycznie, nie męczyła się. Tym bardziej, że odjechała Darii tak, jak Lamborghini odjechałoby Polonezowi i sprawę zamknęła bardzo szybko.
Drugi, ale inny raz
Gdy Iga grała w finale Roland Garros po raz pierwszy, szalała pandemia. Kibiców na trybunach było niewielu, cały turniej odbywał się w dodatku jesienią. Wszystko wyglądało inaczej. Nic dziwnego, że sama podkreśla, jak nowym doświadczeniem jest dla niej to, co się dzieje od kilku miesięcy.
– To dla mnie naprawdę specjalna chwila. Jestem bardzo emocjonalną osobą, nie powiem teraz zbyt dużo, ale kocham grać w Paryżu. Łatwiej rozgrywa się mecze, gdy czujesz wsparcie kibiców. To wciąż mnie zaskakuje, bo po moim pierwszym pełnym sezonie, wybuchła pandemia, trybuny były puste. Cieszę się tym, że kibice mnie wspierają. Dla mnie to wciąż nowe doświadczenia – opowiadała na korcie.
Biorąc to wszystko pod uwagę, tym bardziej wypada zauważyć, że radzi sobie z tym wszystkim znakomicie. Dziś w końcu wyrównała rekord XXI wieku pod względem liczby kolejnych zwycięstw w kobiecym tenisie – ma ich tyle, co prowadząca w tym zestawieniu Serena Williams. Czyli 34! O jedno więcej w 2000 roku zaliczyła za to druga z sióstr – Venus. Zakładamy, że po finale wyrówna i ten rezultat. Bo naprawdę trudno sobie wyobrazić, by ktoś z dwójki Coco Gauff/Martina Trevisan miał Polkę ograć. Zresztą obie te rywalki już w przeszłości pokonywała.
– Będę kontynuować tę historię. Mam nadzieję, że będę miała jutro zajęcia, które oderwą mnie trochę od tenisa. Obie potencjalne przeciwniczki znam, będzie łatwiej się na nie przygotować pod względem taktycznym. Chciałabym się dobrze zregenerować, oderwać na chwilę. Czuję, że turniej robi się bardzo długi – mówiła do mikrofonu Eurosportu.
Turniej, jak powiedziała Iga, może i faktycznie robi się długi. Ale większość jej meczów zdecydowanie nie. Tak też zresztą było, gdy wygrywała w Paryżu w 2020 roku. Wtedy też kolejne rywalki odprawiała szybko i bez większych trudów, dominując w każdym meczu. Również w finale.
Oby w tym roku wszystko skończyło się dokładnie tak samo.
Iga Świątek – Daria Kasatkina 2:0 (6:2, 6:1)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: