Gdyby nie wyczyn Flavio Paixao, zapomnielibyśmy o meczu Lechii z Wartą pięć minut po napisaniu tego tekstu. Skoro jednak mamy pierwszego obcokrajowca z setką goli w Ekstraklasie, nie można przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Portugalski weteran na zawsze przeszedł do historii polskiej piłki, a przy okazji zapewnił swojej drużynie kolejne ważne zwycięstwo.
Lechia Gdańsk – Warta Poznań 2:0. Flavio Paixao w “Klubie 100”
Dziś Flavio zdobył bramki nr 99 i 100. Warto docenić jego osiągnięcie, bo przecież ekstraklasowy debiut zaliczył w marcu 2014 – na pół roku przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Gdyby ktoś wtedy przewidział, że osiem lat później przychodzący do Śląska Wrocław piłkarz dokona czegoś takiego, mógłby żyć jak król z przepowiadania przyszłości.
Już się wydawało, że rola 37-latka w gdańskim zespole będzie maleć, przynajmniej w wymiarze boiskowym. Coraz częściej miejsce w ataku miał Łukasz Zwoliński, Paixao zaczął ten sezon jako zmiennik. A jednak dość szybko okazało się, że nadal ma on wiele do zaoferowania i na ławce będzie się marnował. Po sobotnim spotkaniu jego dorobek z tej edycji wynosi dziewięć goli, co oznacza, że są duże szanse na zaliczenie ósmego z rzędu sezonu z dwucyfrową liczbą bramek w Ekstraklasie. Słowa uznania, panie Flavio.
Portugalczyk pokazał klasę w podwójnie ważnym momencie, gdyż wrócił do składu po odpokutowaniu “win”, czyli publicznej krytyce trenera Tomasza Kaczmarka. Z jego słów wynikało, że Kaczmarek zawala przygotowanie fizyczne, trwoniąc to, co wcześniej udało się wypracować Piotrowi Stokowcowi. Paixao zabrakło w kadrze na mecz w Zabrzu, Lechia bez swojego kapitana wygrała 3:1. Topór wojenny został jednak zakopany i panowie wyjaśnili sobie sprawę. Jak widać, z pożytkiem dla obu stron.
Lechia Gdańsk – Warta Poznań 2:0. Kopczyński antybohaterem
W dołączeniu do “Klubu 100” wydatnie pomógł Flavio Michał Kopczyński, który sprezentował gospodarzom oba gole. Najpierw źle zagrywał głową do tyłu, piłkę przejął Diabate, wygrał przebitkę z Kupczakiem i Paixao stanął przed szansą, którą pewnie wykorzystał strzałem pod poprzeczkę. Kilka minut później Kopczyński naiwnie interweniował, zahaczył Diabate i po obejrzeniu powtórek Bartosz Frankowski podyktował rzut karny. Flavio nie dał żadnych szans Grobelnemu, 2:0.
Kopczyński mógł nawet uzbierać prezentowego hat-tricka. Poślizgnął się w polu karnym, dzięki czemu świetną okazję miał Diabate, ale jego uderzenie odbił Grobelny.
Po tej akcji Lechia mocno spuściła z tonu, jakby chciała pokazać, że wcześniejsze słowa Paixao nie wzięły się z niczego. Warta zaczęła śmielej atakować i dwa razy dochodziło do olbrzymiego zamieszania pod bramką gospodarzy. Raz w jednej akcji blokowani byli Castaneda i Zrelak, a finalnie piłkę po strzale Luisa sprzed bramki wybił Mario Maloca. Potem Kuciak nabił atakującego go Papeau, co skończyło się uderzeniem Castanedy i ratunkową interwencją Michała Nalepy.
Lechia Gdańsk – Warta Poznań 2:0. Błąd sędziów na początku
Co do Nalepy, szybko powinien otrzymać żółtą kartkę po faulu na Zrelaku, który mocno ucierpiał po tym starciu. Sędzia Frankowski o dziwo niczego nie odgwizdał. Zrelak dochodził do siebie za linią boczną, Warta grała w dziesiatkę i właśnie wtedy Lechia objęła prowadzenie. Inna sprawa, że nie tłumaczy to prostego błędu Kopczyńskiego. Pewien niesmak mimo wszystko pozostaje.
Pod koniec pierwszej połowy Zrelak zmarnował świetne prostopadłe podanie Castanedy (jedyny błysk Kolumbijczyka), a po zmianie stron… Właściwie mecz mógłby się zakończyć po czterdziestu pięciu minutach. W drugiej połowie nic się nie działo, nie oglądaliśmy ani jednego celnego strzału. Niemoc ofensywna Warty, niemoc ofensywna Lechii – z tą różnicą, że gdańszczanie już niczego nie musieli.
– Jeśli ktoś będzie zadowolony po takim meczu, to nie może być w Lechii – mówił po 2:0 z Termaliką Flavio Paixao i dziś moglibyśmy jego słowa powtórzyć. Jeżeli w Lechii są zadowoleni ze swojej gry przeciwko Warcie, to znaczy, że nie mierzą zbyt wysoko. Wynik jednak znów się zgadza. Fakty są takie, że biało-zieloni odnieśli trzecie z rzędu zwycięstwo i utrzymali pięciopunktową przewagę nad Piastem, znacznie przybliżając się do europejskich pucharów.
Warta raczej ma już spokój w temacie utrzymania. W Gdańsku musiała radzić sobie bez Szymonowicza i Ivanowa w obronie (zadebiutował zakontraktowany wczoraj Aleksandr Pawłowiec), więc Lechia miała nieco ułatwione zadanie. A że Kopczyński ułatwił je jeszcze bardziej, “Zieloni” z tego wyjazdu wracają z niczym.
Fot. FotoPyK