Reklama

„Misja Raków”, czyli Legia w kluczowej fazie ratowania sezonu

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

06 kwietnia 2022, 12:30 • 4 min czytania 74 komentarzy

Gdyby ktoś nam powiedział, że w pierwszych dziesięciu meczach na wiosnę Legia Warszawa przegra tylko raz, nie uznalibyśmy takiej opinii za poważną. No nie, to nijak miałoby się do obrazu z rundy jesiennej, kiedy wieszczyliśmy — wtedy słusznie — mistrzowi Polski walkę o utrzymanie. Na tę drużynę momentami nie dało się po prostu patrzeć i każdy kibic tej ekipy powinien był się pod tym podpisać. Ale zdaje się, że to już było i prędko nie wróci więcej. Legię ogląda się dzisiaj naprawdę przyjemnie. Co więcej, Legię też wreszcie można traktować jako potencjalnego zwycięzcę Pucharu Polski. Żeby go zdobyć, trzeba pokonać Raków i Lecha. To zadanie cholernie trudne, ale nie tak niemożliwe jak jeszcze kilka miesięcy temu.

„Misja Raków”, czyli Legia w kluczowej fazie ratowania sezonu

Mecz z Rakowem jednym z finałów, które ratują sezon

Dla Legii dzisiejsze starcie z Rakowem to jeden z dwóch finałów. Ba, jeden z dwóch najważniejszych meczów całego sezonu. Test, który udowodni, jak przeobraziła się Legia za kadencji trenera Vukovicia. Kilka tygodni temu mieliśmy przedsmak tego pojedynku w Częstochowie, gdzie obie drużyny podzieliły się punktami. To znaczyło wiele, ot, Legia potrafiła wskoczyć na poziom, który pozwala rywalizować jej z najlepszymi w lidze. To był świetny sygnał. Wcześniej jej dobrą formę można było bagatelizować pod osłoną argumentu „mecze z dolną częścią stawki”. No dobra, ale potem na drodze Legii stanęły Raków i Lechia, z którymi udało się zdobyć cztery punkty. Tym samym udało się skruszyć niedowiarków z dumnie wypiętą piersią.

Dzisiaj Legia nie musi obawiać się nikogo. To dobra przemiana, zważywszy na fakt, że nie tak dawno ta sama Legia mogła przestraszyć się sama siebie. Strachu przed Rakowem na pewno jednak nie będzie i co do tego nie mamy żadnych wątpliwości. Jeśli Legia ten półfinał przegra, cóż, równie dobrze obecny sezon będzie można wyrzucić do kosza. No, chyba że jakimś cudem uda się doczłapać do czwartego miejsca w tabeli. Wtedy rzeczywiście można będzie powiedzieć, że w jakimś stopniu mistrz Polski się wyratował i pewne grzechy, chociaż częściowo zatuszuje. Przy czym wciąż należy pamiętać, że absolutnym celem nr 1 jest Puchar Polski. Celem ważniejszym niż zwykle.

Wiecie, nawet nie chodzi o pieniądze, choć one oczywiście również mają niemałe znaczenie. Zwycięzca Pucharu Polski zgarnia 5 mln złotych. Taka kwota piechotą nie chodzi i Legii przydałaby się w czasach, gdy z finansami, lekko mówiąc, idealnie nie jest. Ale najważniejszy i tak jest awans do europejskich pucharów. Zdobycie karty do kwalifikacji poprzez zdobycie trofeum. Scenariusz, w którym Legia potwierdza dobrą formę i odwraca swój los sprzed przerwy zimowej, byłby bliski ideału. Wymienia kartę na lepszą, wygrywa partię, w której na początku mogła powiedzieć jedynie „pas”. No bo gdzie — Legia i Puchar Polski? Wizja jesienią tak odległa, że tylko wyjątkowi optymiści mogli rozważać ją na poważnie. Teraz jednak nikt nie powie, że piłkarze Legii nie są w stanie tego dokonać. Są na fali.

Reklama

Wiara w sukces Legii ma dzisiaj większy sens

Nad Warszawą wreszcie pojawiło się słońce. Obudził się Pekhart, dobrze spisuje się Wszołek, z Rose udało się stworzyć piłkarza, cennym elementem okazuje się Rosołek. Do tego Josue niezmiennie ciągnie wózek, a Jędrzejczyk z Wieteską — kiedy czegoś nie odwalą — gwarantują relatywny spokój na tyłach. Na więcej niż jednej pozycji w warszawskim zespole coś zaczęło się zgadzać, co daje zauważalne efekty (7 zwycięstw, dwa remisy, jedna porażka). Widzimy przede wszystkim w miarę poukładaną ekipę. Wciąż nie taką, jaką dysponuje Raków, lecz na tyle dobrą, żeby czołowej trójce sprawić psikusa. Dobrze będzie po prostu powiedzieć, że Legia odzyskała swoją godność. Nie jest już pośmiewiskiem, a rywalem, którego zlekceważenie kończy się porażką.

Nie chcemy mówić, że starcie z Rakowem to dla Legii mecz na zasadzie „być albo nie być”, ale nie zdziwimy się, jeśli w klubie ten mecz traktują w ten sposób. Mecz o kluczowej wadze, mecz sezonu. Nawet mimo braków kadrowych (nieobecny Wszołek, Nawrocki czy Miszta), Legia musi wejść na swoje wyżyny. Inaczej Rakowa nie pokona. O ironio, a to i tak byłaby dopiero połowa drogi na Mount Everest. Na szczycie czeka już Lech. Ta końcowa droga do drzwi europejskich pucharów wiedzie przez ciernie i rozżarzone węgle, ale nadal jest krótsza i z tego powodu bardziej sensowna, niż próba ratowania czwartego miejsca w tabeli na przestrzeni siedmiu meczów w lidze.

Czytaj więcej o Legii Warszawa:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

74 komentarzy

Loading...