Starcie ŁKS-u z Miedzią Legnica było jedynym meczem 25. kolejki I ligi, który odbył się zgodnie z planem i nie został przełożony ze względu na powołania do reprezentacji. Lider z Dolnego Śląska potwierdził, że nie zamierza się zatrzymywać w drodze do Ekstraklasy, a domowy remis z Koroną Kielce był wypadkiem przy pracy.
ŁKS – Miedź Legnica 0:1. Lider mocno nieskuteczny
Miedź tamtym remisem straciła pierwsze punkty po siedmiu z rzędu zwycięstwach. Dziś udowodniła, że ta maszyna nadal sprawnie pracuje i nie ma mowy o żadnym zwolnieniu tempa. Nie chodzi jedynie o samo zwycięstwo w Łodzi, ale także jego styl.
Gdyby nie świetnie dysponowany Marek Kozioł, prawdopodobnie już do przerwy byłoby po wszystkim. ŁKS prezentował niebywałą niefrasobliwość w defensywie i w wyprowadzaniu piłki. Goście kilka razy wychodzili z kontrami z przewagą, które w finalnej fazie źle rozgrywali. Co do Kozioła, znakomicie wybronił sytuację sam na sam z Patrykiem Makuchem i strzał Chuki sprzed pola karnego, po którym był rykoszet. Później bramkarz łodzian jeszcze dwukrotnie bronił mocne strzały Makucha, a po przerwie ponownie wygrał akcję jeden na jeden, tym razem z Maciejem Śliwą. Czasami też podopiecznym Wojciecha Łobodzińskiego brakowało precyzji. Na przykład Maxime Dominguez fatalnie uderzał po znakomitej akcji kombinacyjnej swoich kolegów.
ŁKS – Miedź Legnica 0:1. Festiwal błędów w defensywie gospodarzy
Najpoważniejsze wpadki w obronie ŁKS-u dotyczyły Nacho Monsalve. Błędy w rozegraniu, ogranie przez Makucha wychodzącego sam na sam, spóźniona interwencja przy golu. Miedź prowadzenie objęła już w 9. minucie, gdy Makuch po akcji lewym skrzydłem zagrał w pole karne, Dąbrowski starł się z Zapolnikiem, a Śliwa sytuacyjnie przymierzył przy słupku. Pomógł mu lekki rykoszet właśnie od mało zdecydowanego Monsalve.
ŁKS grał zrywami. Obiecująco zaczął, na kilka minut całkowicie zdominował rywala, ale po utracie gola zupełnie stracił rezon. Dopiero pod koniec pierwszej połowy swoje okazje mieli Corral i Bąkiewicz, a Aurtenetxe ratunkowym wślizgiem zdołał zatrzymać Pirulo. Druga połowa zaczęła się od dobrej sytuacji zmarnowanej przez Corrala (strzał w środek bramki) i na dłuższy czas to było wszystko. Później najwięcej zagrożenia wyniknęło z dośrodkowania Trąbki, po którym Pirulo nie trafił w piłkę i Lenarcik omal nie został zaskoczony tym faktem. Warto jeszcze odnotować szansę Pirulo po kapitalnym odegraniu piętą Ricardinho (niecelna próba). Trochę mało jak na zespół goniący wynik.
Przyjemnie się ten mecz oglądało, zwłaszcza w pierwszej odsłonie (21 strzałów, 8 celnych). Kibice ŁKS-u znów jednak muszą przełknąć gorzką pigułkę na własnym boisku, bo przecież dopiero co 2:0 wygrał tu Stomil Olsztyn, który w następnych kolejkach zbierał baty.
Miedź nawet w przypadku wygranej Widzewa będzie miała 11 punktów przewagi nad drugim miejscem. ŁKS-owi pozostaje pilnować tego, żeby załapać się do baraży. Aktualnie jest w tym temacie na granicy.
ŁKS – Miedź Legnica 0:1 (0:1)
- 0:1 – Śliwa 9′
Fot. Newspix