Trudno było żałować Wisły Kraków. Jak przegrywała, to w większości przypadków zasłużenie. Grała nudno, bez zęba, jej mecze oglądało się niezwykle trudno. Widziałeś mecz Wisły w rozpisce, wzdychałeś. Natomiast dziś? Dziś można było wręcz trzymać za nią kciuki, bo walczyła, próbowała, chciała zaskoczyć Lechię, ale nie wpadało – świetnie bronił Kuciak. Natomiast ostatecznie piłka przekroczyła linię bramkową i Wisła wywiozła z Gdańska remis. A co najlepsze (albo najgorsze, zależy jak spojrzeć): to właśnie Biała Gwiazda ma prawo czuć niedosyt. Spokojnie mogła zrobić nad morzem trzy punkty.
Lechia Gdańsk – Wisła Kraków. Gospodarzy ratował Kuciak
To była nieco inna ekipa niż zazwyczaj w tym sezonie. Przede wszystkim wiślacy dochodzili do groźnych sytuacji, a pamiętamy, jakie problemy mieli z tym w przeszłości – bywało przecież, że nie zdobywali się przez 90 minut na żaden sensowny strzał, a co można robić innego na boisku przez 1,5 godziny, niż kopać w bramkę.
Tutaj było więc inaczej, Lechię przy życiu utrzymywał tak naprawdę tylko Kuciak, który świetnie bronił kolejne uderzenia. Najpierw nie dał się Frydrychowi, który próbował go zaskoczyć głową gdzieś z pięciu metrów po wrzutce Hugiego. Potem Słowak wygrywał pojedynki z Ondraskiem – najpierw Czech nie pokonał go po sytuacyjnym przejęciu w polu karnym, następnie zgrabna akcja Wisły, spuentowana główką Ondraska, też nie przyniosła oczekiwanego rezultatu.
To był Kuciak jak za najlepszych lat – świetny na linii, skupiony, wręcz bezbłędny. Gdyby nie on, Wisła mogłaby tutaj wrzucić i trójkę. Choć trzeba też podkreślić, że od takiego Ondraska naprawdę można wymagać lepszej skuteczności. Z kilku metrów wypada pokonać nawet najlepszego golkipera.
I skoro Kuciak bronił Lechii wyniku, to dużo mówi o całym gdańskim zespole. Gospodarze wyglądali w tym meczu po prostu blado. Owszem, strzelili bramkę i prowadzili. Natomiast po pierwsze weźmy pod uwagę, że ten gol wziął się jednak z przypadku – Maloca przy pomocy rykoszetu od Ondraska zagrał w kierunku Zwolińskiego, a ten pokonał Biegańskiego mimo próby ratunkowej interwencji Frydrycha.
Lechia Gdańsk – Wisła Kraków. Błysk Fernandeza
Po drugie – Lechia zachowywała się tak, jakby ten jeden gol w zupełności ją urządzał. Jakby myślała: oho, przyjechali słabi, dostali jedną bramkę, to już niech nie zawracają głowy. A Wisła miała ochotę zawracać głowę i oglądało się ją przyjemniej niż Lechię. Sama statystyka celnych strzałów pokazuje, o co tutaj chodziło – gospodarze kopnęli w kierunku prostokąta dwukrotnie, Wisła trzy razy tyle.
Wiadomo, to wszystko miało jeszcze hen, hen daleko do krakowskiej piłki z dawnych lat, ale w końcu był w tym jakikolwiek luz. Do tej pory Wisła wyglądała jak uczeń, który jest wzięty do tablicy i nic nie umie, więc duka, a dziś – no choćby jak ten trójkowy, który słyszy, że dzwoni, ale jeszcze nie do końca wie w jakim kościele.
Niemniej akurat dziś Wisła egzamin w pewien sposób zaliczyła, bo ten punkt ma. Po nieudanym rozprowadzeniu akcji przez Pietrzaka, piłka trafiła do Fernandeza. Ten nawinął jak dziecko Malocę i po stopie Neugebauera zaskoczył Kuciaka – tym razem słowacki bramkarz nie miał żadnych szans. Swoją drogą: coś w sobie ma ten Fernandez, bo nawet w tragicznym meczu ze Stalą potrafił dać choćby minimum optymizmu. Czy będzie to coś większego – zobaczymy, ale na miejscu Wisły i tak trzeba szukać podobnych pozytywów.
Tej wynik to nie jest dla niej przełom, ledwie punkt, a konkurencja w grze o spadek nie śpi. Natomiast Wisła w końcu grała jak ekstraklasowy klub. Wiadomo, wciąż ten z dolnej połowy, natomiast: nie była to już partia pierwszoligowa.
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:
- Holenderski skrzydłowy w Wiśle Kraków. Grał w Łudogorcu, Feyenoordzie i Brighton
- Średnia Legia rzutem na taśmę pokonała słabiutką Wisłę Kraków
- Brzęczek oczekuje transferów do Wisły
Fot. Newspix