– Dzisiaj zakończył się pewien etap, do którego nie będę już wracał. Nieprzekonanych nie przekonam. Każdy może sobie ocenić całą sytuację. Ja od jutrzejszego dnia skupiam się tylko na pracy, żeby przygotować naszą reprezentację. Do tego nie będę już wracał, tylko odsyłał do tego programu – każdy może się zastanowić, obejrzeć, ja ten temat zamykam – no to do czego nie chce już wracać Czesław Michniewicz? A choćby do najobszerniejszych tłumaczeń z relacji z Ryszardem Forbrichem, a także meczów ze Świtem i Polkowicami. Michniewicz w HejtParku Krzysztofa Stanowskiego przez godzinę opowiadał wyłącznie o tych, rozpalających piłkarską piłkę w ostatnich dniach kwestiach. Nie rozmawiano jednak tylko o tym – jest również o jesiennym kryzysie Legii i jego przyczynach, a także planach na reprezentację.
Czesław Michniewicz o kontaktach z Ryszardem Forbrichem
– Wyjaśnię początek naszej znajomości. Był 1996 rok, trafiłem do Amiki Wronki. Byłem tam przez siedem lat. Trafiłem do klubu jako bramkarz, najczęściej byłem tym rezerwowym, ale zdarzyło mi się zagrać w Pucharze Polski czy europejskich pucharach. Tam poznałem Forbricha, kiedy był dyrektorem sportowym i wiceprezesem klubu. Właścicielem Amiki był Jacek Rutkowski, jeszcze niedawno był właścicielem Lecha Poznań. Teraz nie do końca wiem jak to wygląda, bo chyba akcje odkupił je jego syn. Nie wiem dokładnie. Później, w pewnym momencie, nastąpiła fuzja Amiki z Lechem. Jacek Rutkowski był prezesem, a Wojciech Kaszyński właścicielem. Tam poznałem Forbricha. W tamtym czasie Forbrich był we Wronkach jakieś sześć lat. W 2002 roku odszedł. Ja byłem tam jeszcze rok dłużej.
Skończyłem w tamtym czasie studia dzienne na AWF w Gdańsku i byłem trenerem drugiej klasy. Trener Paweł Janas był dyrektorem sportowym, a Stefan Majewski był szkoleniowcem. Mnie zaproponowano, żebym prowadził rezerwy. Jeszcze przez rok byłem rezerwowym bramkarzem, czasami grałem, czasami nie. Skupiłem się w końcu na prowadzeniu rezerw, które w tamtym czasie występowały w III lidze. Po trzech latach prowadzenia drugiej drużyny, przez którą przewinęło się wielu młodych fajnych zawodników – m. in. Dariusz Dudka, Marcin Burkhardt, Grzegorz Wojtkowiak – część z nich trafiała właśnie do pierwszego zespołu Amiki. W moje miejsce do rezerw przyszedł Maciej Skorża, który wcześniej z juniorami zdobył mistrzostwo Polski. Ja zostałem przydzielony do sztabu pierwszej drużyny u Mirosława Jabłońskiego, jako asystent, który miał też pomagać w pracy z bramkarzami trenerowi Józefowi Młynarczykowi.
Był taki moment, że moment wiosną 2003 roku słabiej nam szło i jakoś chyba w marcu trener Jabłoński został zwolniony i ja również będąc w jego sztabie zostałem zwolniony. Wcześniej mówiło się, że Amica chce wychować swojego trenera, który zna struktury klubu i jest w nim długo. Mówił mi o tym prezes Kaszyński i postawiono na mnie. Za tym był również prezes Rutkowski. W emocjach często się coś mówi. Jak jest dobrze, to mówią, że coś będzie. Zmienili jednak cały plan. Odszedł trener Jabłoński, wrócił trener Majewski. Okazało się, że w klubie nie ma dla mnie miejsca.
– Mój kontrakt we Wronkach został rozwiązany i od marca wróciłem do domu z żoną, dzieckiem i drugim dzieckiem „w drodze”. Następnie dostałem propozycje komentowania meczów od Canal+. Pamiętam, że pierwszy mecz w tej roli to był Groclin – Wisła Kraków. Komentowałem wspólnie z Jackiem Laskowskim, komentowałem mecze również w następnym sezonie. Tak zakończyła się moja przygoda z Amiką. Przyszedł wrzesień, komentowaliśmy mecz Lech Poznań – Groclin. Wtedy na trybunach pojawiły się „słynne chusteczki”, którymi kibice machali na pożegnanie trenerowi Liborowi Pali. Komentowałem ten mecz i przed nim przebieraliśmy się z Jackiem na starym stadionie Lecha. Oddaliśmy torbę z naszymi rzeczami do magazynu, do pana Gienia. Niestety, po meczu pan Gieniu był tak zdenerwowany, że gdzieś zaginął. Nie mogliśmy go znaleźć. Jacek swojej torby nie zostawił, a ja niestety tak. Nie mogłem wydostać się ze stadionu. Musiałem przenocować w Poznaniu u naszego kolegi Maćka. Lech miał rozruch. Świętej pamięci pan Gieniu się znalazł i oddał mi moją torbę. Szybko poszedłem na pociąg do Gdyni. Zadzwonił prezes Lecha Radosław Majchrzak. Spytał się gdzie jestem. Powiedziałem, że jeszcze przed Gnieznem. Powiedział: Proszę wysiąść i wziąć taksówkę na mój koszt. Chcę z panem pozmawiać o pracy w Lechu.
Miałem wtedy 33 lata, byłem młodym trenerem. Przez trzy lata prowadziłem rezerwy Amiki. Udało się nawet wygrać rozgrywki III ligi, ale wtedy drugi zespół nie mógł awansować do tej ligi. Dziś to już jest możliwe. W nasze miejsce awansowało wtedy Aluminium Konin. Trafiłem do Lecha Poznań na rozmowy. Rozmawialiśmy z całym zarządem. Było chyba pięciu jego członków. Oni mieli zdecydować, kto będzie trenerem. Nie podjęto decyzji i wróciłem do Gdyni. Następnego dnia mieli zdecydować.
Zadzwonił wtedy do mnie Ryszard Forbrich, który powiedział, że słyszał o moich rozmowach z Lechem. Doradzał mi, żeby nie iść do Lecha, bo tam są strasznie duże problemy. Wtedy mówiło się o tym, że jako sponsor „wejdzie” do klubu Kulczyk. Miało to dać w końcu stabilizację. W drużynie był Piotr Świerczewski, który przyszedł z Marsylii. Lech się odradzał. Ale Kulczyk nie został sponsorem i zaczęły się problemy. Trener Pala nie miał poparcia na trybunach. Był z nim spory problem. Było głosowanie na temat tego, kto ma zostać szkoleniowcem. Były rozważane dwie osoby: ja i Jerzy Kasalik. Młodszy i bardziej doświadczony trener. Pojechałem na spotkanie i w poniedziałek jeszcze raz pokazałem swoją koncepcję na temat tego, jak grać mimo problemów finansowych. Zaproponowano mi wtedy pieniądze. Nie były duże. Wiedziałem, że one są na początku wirtualne, ale może kiedyś je dostanę. Szansa pracy w Lechu Poznań w wieku 33 lat, to był duża sprawa. Wtedy zaczęła się interwencja Forbricha, mówił: „Nie rób tego, stracisz na tym. Wyrzucą cię po kilku kolejkach, bo drużyna się zbuntuje…”. Po odejściu z Amiki Ryszard Forbrich, zaczął częściej pojawiać się na stadionie Lecha. Miał swoją lożę na stadionie. Cały czas był też wiceprezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Jesteś trenerem Lecha Poznań. Wykonujecie 711 połączeń przez trzy lata. To jednak dużo. To rozmów czy prób połączenia?
Nie, prób połączenia, tak przynajmniej było w zeznaniach we Wrocławiu. Nie wiem ile było rozmów, 711 było prób.
To bardzo dużo. O czym można rozmawiać z Ryszardem Forbrichem 711 razy?
Dzisiaj już nie pamiętam wszystkich rozmów. Mówimy o sytuacji, która zdarzyła się osiemnaście lat temu. Ale gdyby przełożyć te 711 prób rozmów na to, co zarzuca się mi, że brałem udział w jakichś nieczystych sprawach, które dotyczą dwóch meczów, o których wszystko za chwilę dokładnie wyjaśnię, to nie wiem, nie znam tych sztuczek, ale ci, którzy byli skazani, nie mieli czasem żadnego kontaktu z Ryszardem Forbrichem, a było ponad 500 skazanych. Czyli to nie było tak, że każdy kontakt z Ryszardem Forbrichem kończył się machlojkami…
Ale o czym można tyle razy rozmawiać z Ryszardem Forbrichem?
Już ci tłumaczę o czym. Przyszedłem do Lecha sam, żona przyjechała dopiero po czasie. Ja przyszedłem we wrześniu, Kuba urodził się 13 sierpnia, raptem miał miesiąc, w międzyczasie, po dwóch około miesiącach, zginął nam samochód pod domem w Gdyni. Zadzwoniła żona, rozpłakana, że dwójka dzieci, a tu bez samochodu. Jak byłem we Wronkach… ja ci daję przykład tylko, żeby nie było, że rozmawiałem sto razy na ten temat. Jak byłem we Wronkach, tam było dużo osób, które jeździły blisko granicy sprowadzać auta. Niektórzy sprowadzali szybciej, inni wolniej. Ryszard Forbrich bardzo często zmieniał auta, miał takich ludzi, którzy sprowadzali auta szybko, dobre i w rozsądnej cenie.
Ok, to Ja tylko daję przykład: dzwonię do nie i mówię, panie Ryszardzie, jest taka i taka sytuacja, czy ma pan kogoś, kto w miarę szybko może auto sprowadzić, żeby żona mogła czymś jeździć i tak dalej. To jest jedna sprawa. W innym czasie żona miała silne bóle w okolicach brzucha. Zadzwoniliśmy po karetkę, okazało się, że potrzebna będzie operacja. Chcieli ją robić starą metodą, gdzie ci rozcinali pół brzucha. Zadzwoniłem do Forbricha, pytam czy jest ktoś wie, kto mógłby to zrobić metodą nowocześniejszą – i był ktoś taki, podpowiedział mi, pojechaliśmy do Szamotuł, zoperował żonę. Takich sytuacji było, dużo, nie chcę powiedzieć, że to był wujek złota rączka…
Zabrzmiało, naprawdę… Wszyscy powinni go znać.
Ale pytasz o czym rozmawiałem: między innymi też o tym.
Sytuacja w 2004 wyglądała inaczej zupełnie niż teraz. Ktoś, kto urodził się w 2004 lub później myśli, że już wtedy był szybki internet, łączenia, social media, że każdy mecz można było zobaczyć w telewizji. Powiem ci jak wyglądała kolejka ligowa w Ekstraklasie: Canal+ transmitował mecze, ale nie pokazywał wszystkich. Jeśli jechałeś do Wodzisławia na 15 na mecz, to żeby zobaczyć skróty z meczu “nietelewizyjnego”… dopiero dużo później mogłeś zobaczyć, co się tak naprawdę wydarzyło w polskiej lidze. Taki mecz się kończył i Forbrich z ciekawości dzwonił: nie ukrywam, też mi kibicował. Więc, kończy się mecz, znasz wynik, na telegazecie, bo tak to się wtedy odbywało jeszcze, i często Forbrich pytał jak ten mecz wyglądał.
Kibicował Lechowi, miał zadrę straszną do Amiki. On się z tym nie krył i miał satysfakcję, gdy Lech wygrywał, a Amice nie szło. Kibicował mi bardzo, czasem dzwonił po meczach, czasem przed meczem. Czasem mówił do mnie: słuchaj, mam informację, że, na przykład, w Śląsku Wrocław, że ktoś tam nie zagra za kartki, ktoś ma kontuzję. Nie było internetu, nie było takich informacji jak dzisiaj, że dzisiaj z każdego treningu masz relację. Wtedy jechałeś na mecz i nie wiedziałeś kto zagra, bo nikt ciebie nie informuje. W 1996 Przegląd Sportowy docierał do Wronek z jednodniowym opóźnieniem – o kolejce sobotnio-niedzielnej mogłeś przeczytać we wtorek. Jeden Zbyszek Pleśnierowicz, który mieszkał w Poznaniu, czytał w poniedziałek. Takie były czasy. I bardzo często Forbrich do mnie dzwonił, pytał o wynik. Miał swoich faworytów, upatrzonych swoich zawodników, mówił – a, ten się nie nadaje, ten darmowy futer. Był przez tyle lat w Amice, on tą Amikę stworzył. Wynalazł Pawła Kryszałowicza, opowiadał, jak pojechał do Bydgoszczy i z generałem robił transfer Pawła Kryszałowicza…
Pułkownik czy generał mówił, że Forbrich obraża mundur Wojska Polskiego, na co Forbrich powiedział, żeby się przebrał to dograją ten transfer. Co się stało – facet wyszedł, wrócił bez munduru i faktycznie się dogadali.
Miał oko. Amica brała wtedy zawodników nieznanych – transfer Tomka Sokołowskiego II, Mirka Kality, Mirka Siary. Amica na tym bazowała. Później, po przyjściu Pawła Janasa, bazowała bardziej na reprezentantach, Dawidowski, Król, Zieńczuk, Bieniuk i tak dalej. A wcześniej była budowana na takich jak Jarek Stróżyński ze Stilonu Gorzów. Tak funkcjonowała. Jak przyszedł Janas, to się zmieniło. I Forbrich miał zadrę, jak wygrywaliśmy mecz, a Amica przegrywała, potrafił dziesięć razy dzwonić i gratulować, że super extra. Żył tym wszystkim. Tych połączeń się nazbierało.
Ja nie twierdzę, że cały czas o tym samym rozmawialiśmy, ale ja mówię jakie czasy były. Bo ktoś, kto dziś mówi o tamtych czasach… Łatwo jest być bohaterem, jak nie ma wojny. W tamtym czasie to było jedno wielkie bagno. Najczęściej przewodniczącymi okręgów, baronami, byli sędziowie. Nawet jak sędzia zrobił coś złego albo tylko zrobił babola, to nie kończyło się karą, bo w okręgu sędzia, w zarządzie był sędzia. To się później zmieniało.
To jest też tak, że on był od lat owiany złą sławą. W 2000 został uznany persona non grata. Fakt, że szybko to odwołano.
Taki to był człowiek, który znał wiele osób, ale jego wiele znało. Ja też czerpałem wiedzę, kto zagra, kto nie zagra. Nie wiem, czy i w drugą stronę nie mówił, kto w Lechu nie zagra, ale taki był Forbrich. Jak wiedział, że jakiś zawodnik nie zagra, to miał satysfakcję z tego, że powiedział pierwszy, zanim Przegląd wszystko. Tak to się toczyło.
Ale w 2000, na moment, jednak został uznany persona non grata…
A jednocześnie był wiceprezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Jest to pewien paradoks.
Dzisiaj wiemy kto jest kto, ale wtedy wszyscy go zapraszali. Nikt go nie sekował. Został persona non grata, za chwilę okazało się, że nie, nie może być persona non grata, już jest grata teraz, już jest OK. Wiceprezes Wielkopolskiego Związku Piłki nożnej, witany z honorami wszędzie. Jak z takim człowiekiem nie rozmawiać? OK, wszyscy mówili, że jest taki, owaki, czy coś tam złego robi, ale w tamtym czasie nie był skazany, nie był oskarżony, nie było jeszcze sprecyzowanego prawa o korupcji w sporcie, dopiero później to nastąpiło i od tego wszystko się zaczęło. Zupełnie inne czasy z dzisiejszej perspektywy, gdzie jest penalizacja…
No bo inaczej brzmi 711 z szefem mafii, a inaczej 711 połączeń z wieloletnim znajomym, wiceprezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, i człowiekiem kręcącym się blisko Lecha, a przez lata był wiceprezesem Amiki Wronki. Nie miałeś jednak poczucia: kurde, muszę tę relację uciąć, bo to jednak dziwny facet? Ja nie chcę z nim rozmawiać przez telefon ciągle.
Dzisiaj, jak patrzę na tych wszystkich strażników moralności… tak się składało, ze jak jeździliśmy na pucharowe mecze, a tak się złożyło, że graliśmy w pucharach trzy lata pod rząd, latał z nami kwiat dziennikarstwa polskiego. Wyjeżdżali na suto zakrapiane wycieczki, był specjalny duży samolot, żeby dziennikarze latali i pisali o Amice. Myślę, że większość miała wyposażenie Amiki w domu. Mam mnóstwo zdjęć z tego okresu, bo byłem fanatykiem zdjęć, kiedyś z ciekawości sobie przejrzałem: patrzę, ten, ten, ten. A dziś udają, że go nie znają.
Janusz Basałaj, bardzo mądry człowiek, który pracował w wielu redakcjach, tworzył wiele redakcji, przez 9 lat teraz był w PZPN, powiedział w jednym z wywiadów – w tamtych czasach, czyli 2000 i okolice, jak ktoś działał w piłce i mówi, że nie znał Ryszarda Forbricha, to albo kłamie, albo był nikim. Na tej zasadzie. Bo wszyscy go znali, począwszy od dziennikarzy, piłkarzy. Wszyscy. A dzisiaj pomroczność jasna, nikt go nie zna. Ci wszyscy którzy mówią: ja nie wiem, ja nie znam. Ja nie znałem Ryszarda Forbricha jako szefa mafii, tylko jako wiceprezesa WPZPN, byłego wiceprezesa i dyrektora Amiki. W tamtym czasie nie był o nic oskarżony. Kontakt urwał się w 2006, kiedy go aresztowali.
Od tamtej pory nie rozmawialiście?
Nie. Widziałem ostatnio Forbricha raz, na pogrzebie świętej pamięci Wojciecha Wąsikiewicza. 2014 albo 2015 rok. Wielu ludzi piłki było na tym pogrzebie. To był ostatni raz.
Czyli te kontakty telefoniczne się zerwały, jak się dowiedziałeś o co jest oskarżany…
Nie mamy żadnego kontaktu.
Michniewicz o mecz Lech Poznań – Świt Nowy Dwór Mazowiecki
Cała sprawa dotyczy dwóch meczów. Meczu ze Świtem Nowy Dwór i meczem z Górnikiem Polkowice. Jak możliwe jest takie natężenie telefonów pomiędzy Czesławem Michniewiczem, Ryszardem Forbrichem i Januszem Wójcikiem przy okazji meczu ze Świtem Nowy Dwór? Świt wygrał ten mecz, Lech był w sytuacji, w której mógł sobie pozwolić na porażkę.
Nie, nie mógł sobie pozwolić na porażkę.
Miał ważniejszy mecz w perspektywie.
Musimy uściślić. Chciałbym wyjaśnić raz na zawsze zarzut, że Michniewicz wystawił specjalnie rezerwowy skład. Zarzut brzmi, że Michniewicz wystawił specjalnie rezerwowy skład pod naciskiem Forbricha. Musimy powiedzieć najpierw o strukturze rozgrywek – Puchar Polski i Ekstraklasa pod względem kartek były łączone. Jak zawodnik dostał w pucharze kartkę, to ona liczyła się też w lidze i odwrotnie. Te zespoły, które nie miały ambicji by walczyć o Puchar Polski, często w meczu pucharowym specjalnie łapały kartki, żeby wyczyścić się na ligę. My w momencie, gdy graliśmy ze Świtem, byliśmy w finale Pucharu Polski.
Graliśmy w piątek z Polonią Warszawa, wygraliśmy ten mecz 1:0. Legia też z kimś grała u siebie. Z Polonią nie mogłem wystawić optymalnego składu, nie zagrali Bosacki i Świerczewski, bo gdyby dostali kartkę, nie zagraliby we wtorek z Legią w pierwszym meczu Pucharu Polski. W tym pierwszym z finałów wygraliśmy 2:0, Reiss strzelił dwie bramki. Tak się złożyło, że w tym meczu kartki dostali Świr i Bosacki, nie mogli zagrać ze Świtem. Maciej Scherfren w tym meczu też nie mógł zagrać, dostał złamania kości śródręcza, przechodził operację, zagrał dopiero w finale w specjalnym opatrunku. Goliński dostał żółtą kartkę, był o żółtą kartkę od zawieszenia, kolejna eliminowałaby go z finałowego rewanżu w Warszawie – usiadł na ławce. Ławka w Lechu była wtedy bardzo krótka.
Powyżej skład na mecz Lech – Legia (2:0) w pierwszym finale Pucharu Polski. 18 maja
Powyżej skład na Lech – Świt (0:1) w Ekstraklasie. 22 maja
W składzie zmieniła się pozycja Waldka Krygiera, zagrali Piskuła, Mowlik i Czarnecki. Czterech zawodników, którzy wskoczyli w czwórkę czterech, którzy nie mogli zagrać. Madej w 30 minucie doznał kontuzji, w 40 musiał zejść z boiska…
Wczoraj przeczytałem teorię, że specjalnie zszedł z boiska.
Proszę zobaczyć sobie ten mecz, otworzyć, zobaczyć jak ta sytuacja wyglądała. Madej zszedł, nie z powodu kontuzji mięśniowej, tylko brutalnego faulu piłkarza Świtu – oni walczyli o życie. Wszedł za niego Darek Stachowiak, młody zawodnik – to są zmiany wymuszone.
Sytuacja była w tabeli taka, że Wisła szła na mistrza, więc finalista Pucharu Polski nie grał w pucharach. W przypadku naszej porażki w drugim meczu, w pucharach grał Groclin.
Stąd te zmiany, o których mówił między innymi redaktor Jadczak, że wystawiłem w porozumieniu z Fryzjerem, z przymusi uległem i tak dalej.
Pytasz mnie o te połączenia – już po meczu było wiadomo, ze ta czwórka nie zagra. Nie wiem o czym mówił śp. Januszowi Wójcikowi Forbrich, co mu obiecał, że załatwi słabszy skład – u nas nie było już więcej piłkarzy. To był Lech, z którego zimą wielu piłkarzy odeszło, bo Lech nie płacił. Rafał Grzelak odniósł kontuzję z Polonią, nie mógł zagrać w tym meczu, dopiero wszedł na mecz ze Świtem w drugiej połowie za Czarneckiego. Koniec. Zamykam temat jeśli chodzi o wystawienie słabszego składu.
Jesteś przekonany, że wystawiłeś optymalny skład.
Tak, wystawiłem optymalny skład w tamtym momencie i ten skład przegrał ze Świtem straciliśmy bramkę w 44 minucie. Zarzut, że ja celowo, w porozumieniu z Forbrichem, wystawiłem słabszy skład, żeby pomóc trenerowi Wójcikowi i Świtowi, to bzdury. Bez względu na to ile rozmawiałem, o czym rozmawiałem, ja zrobiłem wszystko, żeby moja drużyna wygrała mecz.
A o czym rozmawiałeś wtedy?
Rozmawiałem 18 lat temu, nie wiem o czym. O niczym złym nie mogłem rozmawiać, bo drużyna wystawiła optymalny skład. Żaden zawodnik z tego meczu nie wypowiedział się – Michniewicz mówił, żeby przegrać mecz. Dlaczego tak się stało? Przecież ci zawodnicy mogli tak powiedzieć. Część była wzywana do prokuratury, część jako świadkowie, część miała oskarżenia – nikt nie powiedział, że trener Michniewicz wiedział, coś tam powiedział, mrugnął okiem, uchem pokazał, że chłopcy, dzisiaj trzeba przegrać mecz. Dlaczego nikt nie powiedział?
A gdybyś miał zgadnąć, o czym mogłeś rozmawiać z Fryzjerem? Bo to jest istotne.
Znając Forbricha, o tym co mówimy, o jego nadpobudliwości, to być może mówił Wójcikowi – słuchaj, ja załatwię z Lechem, znam Michniewicza, bo go do Amiki ściągałem. Jestem na każdym meczu Lecha, zagrają słabszym składem i wam pomożemy. Być może. Nie twierdzę, że tak było. Ale mógł w ten sposób rozmawiać.
Janusz Wójcik w zeznaniach powiedział, że wykazywałeś się uległością.
Wystawiłem wszystkich najlepszych piłkarzy. Każdy może sprawdzić kadrę Lecha, jaka ta kadra była, kto mógłby jeszcze zagrać. Nikt więcej. To był najlepszy skład, jaki mógł zagrać.
Jak wspominaliśmy ostatnio ten mecz, w pewnym momencie wyszedłeś ze stadionu, tak byłeś zdenerwowany sędziowaniem.
Sędziował Małek. Przegrywaliśmy 0:1. Naubliżałem mu wcześniej, zapowiedział, że jeszcze raz a mnie wyrzuci. Byłem tak zdenerwowany, że wyszedłem. Dlaczego? Bo następny mecz był z Legią w Warszawie o Puchar Polski. Gdyby mnie wyrzucił na trybuny, to nie mógłbym usiąść na Łazienkowskiej o Puchar Polski. Wolałem to zostawić. Poszedłem – kamera nawet pokazuje – że ja około osiemdziesiątej którejś wychodzę. Nie chciałem być wyrzucony, bo jeszcze raz coś powiem… a byłem tak zagotowany, że mógłbym coś powiedzieć i straciłbym najważniejszy na tamten moment mecz mojego życia.
Michniewicz o meczu Lech Poznań – Górnik Polkowice
Maciej finał z Legią. Przegrywacie tylko 0:1, jest gigantyczne święto w Poznaniu, i potem, tydzień później, jest drugi mecz, przy którym wyciągane jest w mediach twoje nazwisko – mecz z Górnikiem Polkowice, wygrany 2:0. Trzy dni po nim gracie o Superpuchar, więc to spotkanie z Polkowicami jest najmniej ważne.
Układ tabeli był taki, że o utrzymanie walczył Świt, Widzew, Polonia, Polkowice. To była przedostatnia kolejka. Polkowice w przypadku zwycięstwa z nami miałoby pewne utrzymanie. My wtedy, po finale Pucharu Polski, kiedy w weekend nie było akurat meczu, poszliśmy z żoną do Sfinksa na Świętym Marcinie. Euforia, zagadujący kelnerzy i tym podobne. W pewnym momencie podchodzi do nas dwóch ludzi z Polkowic, których znam, bo w środowisku wszyscy się znają. Pytają, czy mogliby porozmawiać.
Kim byli w Polkowicach?
Jeden z działaczy i jeden z trenerów. Spytałem o co chodzi. Powiedzieli, że jest taka sytuacja, że Lech o nic nie gra, a im bardzo by zależało, gdybyśmy puścili ten mecz, pomogli, bo my nic na tym nie stracimy. Powiedziałem: panowie, w tej chwili proszę stąd wyjść, ja z wami nie będę rozmawiał.
Początkowo mieliśmy jechać do Polkowic w dniu meczu, mieliśmy dość zgrupowań. Jak się okazało, że ci ludzie chcieli, żebyśmy przegrali ten mecz, poszedłem od razu do prezesa Majchrzaka, tego samego dnia, i powiedziałem jaka jest sytuacja. Powiedziałem, że w związku z nią musimy zrobić zgrupowanie, jak zawsze w Komornikach, musimy ten mecz obowiązkowo wygrać, bo nikt nie uwierzy, że przegraliśmy normalnie ten mecz. Kochają nas w Poznaniu, za chwilę będą nas nienawidzić, bo uznają, że się podłożyliśmy. Prezes Majchrzak się zgodził, jeszcze obiecał premie, żebyśmy wygrali ten mecz. Zgodnie z tym zrobiliśmy zgrupowanie, pojechaliśmy z Komornik w dniu meczu do Polkowic. Powiedziałem do kierowcy: zatrzymujemy się przed Polkowicami, przebieramy się tam w stroje piłkarskie, robimy rozgrzewkę w lesie, dopiero na dziesięć minut przed meczem wjeżdżamy na sam mecz. Nikt nie ma prawa z nikim rozmawiać. Wychodzimy na boisko i gramy. Na stadionie poddenerwowanie, Canal+ zwykle witał piłkarzy, a tu Lecha nie ma. Będzie mecz, nie będzie? Wjeżdżamy na ostatnią chwilę…
Wjechaliście na stadion w strojach, w korkach?
Tak.
Bałeś się, że twoi piłkarze na stadionie zostaną przekupieni?
Nie chciałem, żeby w takiej sytuacji ktoś podchodził, sugerował, namawiał. Chciałem, żeby nie mieli kontaktu z nikim. Wyjść na boisko i żadnych podtekstów. Do przerwy mieliśmy kilka sytuacji, ale nie strzeliliśmy bramki, potem strzeliliśmy dwa gole i 2:0. Po meczu byliśmy w euforii, byliśmy szczęśliwi, padło hasło, jak to w tamtych czasach – trenerze, czy możemy zatrzymać się na CPN-ie. Oczywiście, wygraliśmy Puchar Polski, ten mecz, przygotowujemy się jeszcze do Superpucharu – mecz z Polkowicami we wtorek, w piątek Superpuchar z Wisłą [Nie było na niego terminu, więc uznano, że Superpucharem będzie ostatni mecz kolejki, gdzie akurat mierzył się mistrz ze zdobywcą Pucharu; skończyło się na 2:2 i po punkcie do tabeli, a potem strzelano karne o Superpuchar – przyp.red.].
Trochę mało czasu na euforię.
Idzie to idzie. W tamtym czasie to wszystko szybko mijało. W pewnym momencie fizjoterapeuta powiedział: panie trenerze, jest premia na drużynę od zespołów, które walczyły o utrzymanie. W Lechu wtedy była bieda, nie przelewało się, piłkarzom nie płacono na czas. Bywało, że Piotrek Świerczewski, który był po odprawie w Marsylii, czy Piotr Reiss, który miał kontrakt sponsorowany przez Kulczyka, pożyczali reszcie chłopaków, wypłacali im pensje, oni mu oddawali po jakimś czasie. Była taka sytuacja, gdy przyszedł ten fizjo i mówi: panie trenerze, dostaliśmy premię, czy mógłby ją trener podzielić. Nie pamiętam ile było tej premii, wiem, że w dolarach. Był zarzut do Piotrka Reissa – ja nie wiem jak było, nie chcę wchodzić w adwokata czy oskarżyciela, ja mówię o sobie. Podzieliłem te pieniądze, wszyscy, którzy byli w autokarze, plus ci, którzy byli kontuzjowani, dostali te pieniądze następnego dnia.
Forma nagrody od innych za to, że wygraliście?
Tak.
Są kraje, gdzie to jest legalne, są kraje, gdzie nie.
Często w Hiszpanii to się robiło. Chyba był też taki mecz Chorwacji, gdzie ktoś ich motywował. Była taka sytuacja, że ten człowiek, który dał pieniądze do podziału, otrzymał zarzut, że to nielegalne. Co się później okazało – ten zarzut został wycofany. Chłopak został uniewinniony. Czyli nic złego nie zrobił. Na tym kończy się historia Górnika Polkowice.
Tu to przedstawiłeś trochę inaczej. Jakbyś chciał zrobić wszystko, żeby do korupcji nie doszło.
Bo tak było.
Ktoś powie, że to bajka dla naiwnych.
Ale to są fakty. Michniewicz dzielił pieniądze – ale jakie pieniądze i za co? Za to, że dostaliśmy pieniądze za to, że wygraliśmy mecz. Dla mnie, jako trenera – ja nie wymagałem tych pieniędzy od kogoś przed meczem, że dajcie pieniądze, bo nie wygramy tego meczu. Pojechaliśmy, zrobiłem wszystko, żeby ten mecz wygrać. To jest cała historia tego meczu.
Historia, że ja w połowie tego meczu odebrałem telefon – bzdura totalna. Nigdy w przerwie meczu nie rozmawiałem z Forbrichem ani kimkolwiek. Mógł dzwonić, nie mówię, że tak nie mogło być, ale nigdy nie odbierałem, nie było takiej możliwości, żeby z kimkolwiek rozmawiać, do teraz, do 15 lat później. To jest cała historia. Mówię to po raz ostatni. Nie będę do tego wracał. Można sobie sprawdzać z faktami, z tym co jest w prokuraturze, na 90 minut, z ławkami rezerwowych. Cała historia.
W prokuraturze też byłeś, wokół tego też krążą różne teorie – na przykład taka, że zostałeś świadkiem koronnym, bo jak można mieć 711 połączeń i nie mieć zarzutów.
Są tacy, którzy otrzymali wyrok, a nigdy nie rozmawiali z Forbrichem. Są tacy, którzy kupili cały sezon i są ich obrońcy, że dalej powinni pracować. Michniewicz nie, ale ci, co kupili całą ligę, to może pracować.
Zatrzymano dwóch zawodników, Piotrka Reissa. Byłem w Arce. Powiedziałem prawnikowi o tej premii: słuchaj, nie wiedziałem jak ona będzie odbierana. Lepiej pojedźmy, powiedzmy jak było, że nie wymuszaliśmy tej premii, dostaliśmy ją. Dlatego pojechałem, wszystko opowiedziałem. Nie byłem nigdy świadkiem koronnym.
W prokuraturze co zeznałeś?
To, co powiedziałem teraz. Moje zeznania są w całości dostępne na Blogu Piłkarska Mafia. Choć tam też są przeinaczone w niektórych miejscach, są nieścisłości przy przepisywaniu – nie wiem w jaki sposób to było wrzucane na blog, niektóre rzeczy, dwie czy trzy, się nie zgadzają. Ale zgadza się jedna rzecz – nie mam zarzutów, nie postawiono mi żadnych zarzutów i że o nic nie jestem oskarżony. To jest wyraźne podkreślone. I z tego od ciągle muszę się tłumaczyć. To jest ostatni raz. Nie będę z nikim o tym więcej rozmawiać.
Jesteś człowiekiem, którego wielu dziennikarzy chciałoby wsadzić za kratki, i dziwnym trafem im się nie udaje. Nie obawiałeś się, że do czegoś się dokopią?
Miałem obawy o tę premię, czy ktoś nie powie, że odstaliśmy premię nielegalnie i ja ją podzieliłem. Ale ja tej premii nie wymuszałem w żaden sposób. Jedyny zarzut, jaki można było postawić, to że nie odprowadzono od niej podatku.
O konferencji prasowej po prezentacji w roli selekcjonera
– Na pewno sytuacja, w której się znalazłem jest dla mnie nowa, bo zostałem nominowany na selekcjonera reprezentacji Polski. Odbyła się konferencja prasowa, gdzie zostałem zaprezentowany w obecności prezesa i naszego rzecznika oraz dziennikarzy i zarządu PZPN. Na część pytań odpowiadałem ja, a na inne prezes Cezary Kulesza. Były pytania bardziej przychylne dla mnie pytania, czyli takie dotyczące sportu i tego jak chcemy grać w reprezentacji. Był też takie, na które nie było wystarczająco czasu, żeby odpowiedzieć. Sposób zadawania tych pytań był „taki jaki był”. Dziś jest dobry moment, żeby o tym porozmawiać.
Nie boję się trudnych pytań i na każde takie potrafię odpowiedzieć. Nie każdy może mi wierzyć, wszystkich nie przekonam. Zadając pytanie, nie można czegoś od razu sugerować. Nie ma żadnego dowodu na to, że zrobiłem coś złego. Nie ma na to poparcia w faktach. Ktoś może sugerować wszystkim, że ktoś inny jest przestępcą, który zrobił to czy tamto. To jest nie fair. Konsekwencje z tego wyciągnę. Tak, jak mówiłem, nie żartowałem. Złożyłem do prawników prośbę o przeanalizowanie całej sytuacji. Myślę, że taka analiza będzie miała miejsce do końca tygodnia i podejmiemy kroki prawne.
To nie było pytanie, to było publiczne oskarżanie. Nie do zaakceptowania. Ja rozumiem, że można kogoś krytykować, można kogoś nie lubić, zadawać trudne pytania. To jest wszystko OK, w ramach wykonywania zawodu. Ale jeśli ktoś wstaje i publicznie zarzuca, że zrobił to czy tamto… Dzisiaj pokazuję, mówię. Ale to co powiedział, poszło w eter.
Pierwsze słowa Michniewicza o Legii od zwolnienia
Na początku grudnia (7.12) prezes Mioduski spotkał się z kibicami mistrzów Polski na Twitterze. Poruszane były tam różne tematy dotyczące słabych wyników drużyny w rozgrywkach Ekstraklasy. Wówczas Legia zajmowała 15. miejsce z dorobkiem dwunastu punktów. Obecnie zespół ze stolicy plasuje się na przedostatnim miejscu w tabeli ze stratą trzech punktów do strefy, gwarantującej utrzymanie.
– W 90 procentach to wina poprzedniego sztabu trenerskiego – mówił Mioduski podczas rozmowy z kibicami na Twitterze.
Podczas Hejt Parku Czesław Michniewicz w końcu mógł się do tego odnieść.
– Nie udzielałem w zasadzie żadnego wywiadu o Legii. Nie chciałem rozdrapywać tych ran. One jeszcze się nie zabliźniły i nie chciałem tego posypywać solą. Wiele rzeczy nie funkcjonowało na końcu. Wrzesień i październik były dla nas kluczowe. Nad tym ubolewam. Dla mnie jako do trenera był to wspaniały okres. Myślę, że dla kibiców do pewnego momentu też. Myślę, że taki klub jak Legia jeszcze wszystko przeanalizuje i zorientuje się, że problemem nie jest tylko trener. Zmiany teraz są trochę głębsze niż tylko pozycja szkoleniowca – zaznaczył obecny selekcjoner.
– Prezes Mioduski powiedział, że odpowiadasz za 90% procentach za wyniki Legii… – przypomniał, prowadzący Hejt Park Krzysztof Stanowski z Kanału Sportowego.
– I to była najbardziej przykre. Odchodząc z Legii rozmawiałem z prezesem Mioduskim i dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim. To było dzień po meczu z Piastem (1:4, 24 października). Tamto spotkanie kompletnie nam nie wyszło. Mieliśmy fajne momenty w grze, ale obijaliśmy słupki, a Piast zdobywał bramki. Nic nie zapowiadało, że prezes wypowie się w taki sposób. Nagle był ten pokój na Twitterze, ale prezes się tak wypowiedział. Po ludzku było mi przykro. Wydawało mi się, że rozmawiamy z prezesem na dobrym poziomie. On może mieć swoją ocenę i w jego ocenie tak wszystko może wyglądać, czyli 90 do 10 procent. Jeżeli jednak prezes tak analizuje sytuację, że problemem Legii był tylko trener, to za rok lub dwa wszystko się powtórzy. Refleksja powinna być głębsza – dodał trener, który został odsunięty od pierwszego zespołu Legii 25 października.
O Radosławie Kucharskim i kadrze Legii
– Jeśli chcesz grać w Europie, musisz mieć szeroką kadrę. Możesz mieć 80% piłkarzy na wysokim poziomie i 20% młodych, uczących się. Te proporcje są właściwe. Jeśli masz 50% piłkarzy na poziom europejski i drugie 50% nie na poziom europejski, to masz połowę drużyny. Jak ta połowa zacznie łapać kontuzje, to zaczynają się problemy – powiedział Michniewicz.
Krzysztof Stanowski spytał wtedy, dlaczego do klubu przyszedł Matias Johansson, skoro to nie ten poziom co Josip Juranović.
– Też chciałbym to wiedzieć. To nie był piłkarz, którego szukaliśmy. Łatwo uderzać dzisiaj w Radka Kucharskiego. Wiele razy z nim rozmawiałem. Radek szedł na zakupy, ale miał pusty portfel – odpowiedział Michniewicz.
– Chciałem budować system i dokładać do niego piłkarzy, rotować nimi. Zobacz po ilu piłkarzy ma dzisiaj Lech Poznań na poszczególnych pozycjach. Lech jest dzisiaj gotowy na puchary.
O kryzysie Legii
Kapustka i Juranović nadawali nam dynamikę. Odbieraliśmy w ESA piłkę najwyżej ze wszystkich, podobnie w pucharach. Potem zrobił się problem. Żeby odbierać piłkę wysoko, przede wszystkim musisz mieć dobrze biegających zawodników. Pekhart bez okresu przygotowawczego, wszedł z marszu po Euro. Juranović niewypoczęty po sezonie, Euro, nie był w pełni przygotowany na kolejny sezon. Mladenović, problemy z kolanem. Grał w tych meczach, ale w pewnym momencie nie było kim go zastąpić. Doszedł w ostatnich dniach sierpnia nie grający od maja Ribeiro, nieprzygotowany. Juranović został sprzedany między meczami ze Slavią. Jeszcze zagrał ze Slavią z kontuzją, na własne życzenie. Johansson – nie był przygotowany, jeszcze złapał mononukleozę, nie trenował. Nie był więc na obozie, potem nie trenował. To też nie jest zawodnik, który połyka przestrzenie. Grał w 4-4-2. A nasi wahadłowi wchodzili w każdą akcję ofensywną. Tracili bardzo dużo energii. Jak grasz w rozgrywkach o dużej prędkości – a w Europie gra się na innej prędkości – to traci się mnóstwo sił. Jeśli nie masz jak zastąpić tyhc piłkarzy jeden do jednego, to przychodzi zmęczenie. Organizm się broni. Graliśmy w cyklu 3-dniowym. Co z tego, że przerwa na kadrę, jak czternastu wyjechało na zgrupowania. To zmęczenie się nakładało.
Zaczynasz 7 lipca i masz dwóch defensywnych pomocników. Mieliśmy Slisza i Martinsa. Drużyna, która ma trzech obrońców i dwóch defensywnych pomocników, nie ma zmienników. Slisz łapie kontuzję dzień przed meczem – nie ma nikogo. I co się dzieje – gra na tej pozycji Rafa Lopes. W przerwie mówi, że źle się czuje, problemy żołądkowe. Musimy go zmienić. Na kogo? Nie ma nikogo. Jest Josue, który nie jest jeszcze gotowy. Zagrał fantastycznie, na świeżości, ale to piłkarz, który powinien grać wyżej. Mija tydzień, przyjeżdża Slavia do nas. Pocerowaliśmy kolano Slisza. Andre w 5 minucie sfaulowany, czerwona kartka dla Slavii, ale Andre schodzi z boiska. Dalej mamy problem. Daej nie ma kogo wstawić. Od mojego przyjścia, dwudziestu zawodników odeszło, 10 przyszło. Rotacja na poziomie trzydziestu zawodników.
Josue? Dobry piłkarz. Ale inne parametry niż Kapustka. Wiosnę Josue może mieć fantastyczną, potrafi grać, pokazać to na świeżości, ale im dłużej, tym było gorzej. Tak samo Luquinhas – nie miał zmiennika. Cały czas szuka dryblingu, robi to znakomicie, ale po każdym meczu był pozdzierany, poobijany. Trzeba go było cerować.
O Wojciechu Szczęsnym
Oglądam dużo ligi włoskiej. Piłkarze nie boją się wychodzić spod pressingu, ryzykują dużo, grają dużo przez bramkarza – porozmawiam o tym z Wojtkiem Szczęsnym. Chcę poznać sposób wyprowadzania piłki przez Juventus, żeby Wojtek czuł się komfortowo, żeby mógł odpowiednio pomóc rozgrywać. Zaczniemy od Wojtka, żeby on znał te wszystkie schematy rozegrania. Bardzo poważnie traktuję Wojtka i jego pozycję w europejskiej piłce. Też przyjdzie taki moment, kiedy zakończy karierę i trzeba go będzie zastąpić – są jeszcze Łukasz Skorupski, Bartek Drągowski, Kamil Grabara, Radosław Majecki. Akurat tak się złożyło, że ta ostatnia trójka przeszła przez naszą kadrę U21 – jedni wiecej, drudzy mniej. Myślę, że ci młodsi muszą jednak troszkę poczekać, na razie jest Szczęsny.
Tak się składa, że przed przyjściem tutaj, byłem jeszcze w PZPN-ie. Siedzieliśmy wspólnie z Kuba Kwiatkowskim i akurat napisał do niego Matty Cash z pytaniem “jak myślisz, czy trener mnie lubi”. Kuba opowiadał mi o Mattym, że to fajny, sympatyczny chłopak. Na pewno do niego napiszę, odwiedzę Anglię, naszych zawodników, dzisiaj też pisałem z Mateuszem Klichem. Cash regularnie gra, czytałem o zainteresowaniu Atletico tym zawodnikiem – Atletico nie interesuje się słabymi zawodnikami, nie idzie na zakupy z pustym portfelem. Chcę, żeby czuł się ważnym zawodnikiem, nie został zaszufladkowany, że Sousa go chciał, a Michniewicz nie.
O Sebastianie Szymańskim
Pamiętam mecz, po którym Sebek Szymański nie wrócił do kadry. Był wystawiony na prawym wahadle. Lewonożny zawodnik na prawym wahadle. On ma motorykę, ale miał trochę problemów z ustawieniem. Nie widzę Szymańskiego jako prawego wahadłowego, myślałem o nim w kontekście środka pola, numeru dziesięć, za plecami Roberta czy Arka Milika, Krzyśka Piatka, Karola Świderskiego, Adama Buksy czy jeszcze innych napastników. Można też Sebastiana wytypować na skrzydłowego, czy w 4-3-3 na lewej, czy na odwróconej prawej, z zejściem do środka, zakończonym strzałem. Pamiętajmy też, że Sebastian świetnie wykonuje stałe fragmenty gry.
O Mattym Cashu
Tak się składa, że przed przyjściem tutaj, byłem jeszcze w PZPN-ie. Siedzieliśmy wspólnie z Kuba Kwiatkowskim i akurat napisał do niego Matty Cash z pytaniem “jak myślisz, czy trener mnie lubi”. Kuba opowiadał mi o Mattym, że to fajny, sympatyczny chłopak. Na pewno do niego napiszę, odwiedzę Anglię, naszych zawodników, dzisiaj też pisałem z Mateuszem Klichem. Cash regularnie gra, czytałem o zainteresowaniu Atletico tym zawodnikiem – Atletico nie interesuje się słabymi zawodnikami, nie idzie na zakupy z pustym portfelem. Chcę, żeby czuł się ważnym zawodnikiem, nie został zaszufladkowany, że Sousa go chciał, a Michniewicz nie.
Czy jest sens oglądać Ekstraklasę
Jest sens oglądać Ekstraklasę, Sousa też wypatrzył w Polsce Kozłowskiego. Jest Kamiński, są inni doświadczeni piłkarze. My musimy patrzeć przez pryzmat tego, że jest COVID, są kontuzje. Nie wiemy co będzie, jak COVID się rozprzestrzeni. Możemy wylądować w Moskwie, w tym czasie ktoś coś złapie – dlatego musimy być na to też przygotowani, na każdy wariant.
O Janie Bednarku
Janek Bednarek nie grał w młodzieżówce, bo miał dopiero epizod w Łęcznej, w Lechu pograł sezon, potem wyjechał do Southampton i mało grał na początku. Dzisiaj Bednarek ma mnóstwo meczów w Premier League. Jest na innym poziomie niż w 2017. Tak sam Płacheta nie jest tym ze Śląska w pierwszym sezonie, tylko kimś, kto coraz częściej gra w pierwszym składzie w Anglii. Kuba Kamiński przyjechał na kadrę U21, był zmęczony po pucharach z Lechem, tego błysku brakowało, stracił dużo sił. Teraz nie ma pucharów, jest Maciej Skorża, porządnie przepracowany okres przygotowawczy – Kamiński jest jednym z najlepszych w lidze, to może być reprezentant.
O tym jak będzie grać kadra
O słowach Lewandowskiego:
CZYTAJ WIĘCEJ O CZESŁAWIE MICHNIEWICZU:
- Michniewicz i kadra: jakie można mieć wątpliwości?
- Czesław Michniewicz: wszystko o nowym selekcjonerze reprezentacji Polski
OBEJRZYJ HEJTPARK Z CZESŁAWEM MICHNIEWICZEM: