Reklama

Niedźwiedź: Kadra Polski jest mocniejsza od tej Rasmussena

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

03 grudnia 2021, 16:27 • 18 min czytania 3 komentarze

Już dziś swoje występy w mistrzostwach świata w piłce ręcznej rozpocznie reprezentacja Polski kobiet. W pierwszym meczu Polki zmierzą się z Serbkami (20.30), w grupie mają też Rosję i Kamerun. Na co stać nasze zawodniczki? Jak mocną mamy kadrę? Czemu nie ma w niej Karoliny Kudłacz-Gloc? Jakim trenerem jest Arne Senstad? Rozmawialiśmy z Iwoną Niedźwiedź, byłą reprezentantką Polski, a dziś między innymi komentatorką telewizyjną.

Niedźwiedź: Kadra Polski jest mocniejsza od tej Rasmussena

Zacznijmy od ważnego pytania: jakim cudem my w ogóle gramy w tych mistrzostwach świata? Polki przecież przegrały baraże z Austrią, a jednak w samej imprezie wystąpią.

Dostałyśmy dziką kartę. Polki rzeczywiście przegrały eliminacje, ale zadziałały dobre relacje polskich włodarzy z IHF [Międzynarodową Federacją Piłki Ręcznej], przez które jesteśmy na tym turnieju. I fajnie, bo – być może wiele osób uzna, że jestem szurnięta – od dwóch albo trzech lat uważam, że personalnie ten zespół jest dużo mocniejszy od tego, który do dyspozycji miał Kim Rasmussen, nasz poprzedni selekcjoner. Choć wiem, że jest kilka moich koleżanek, które już nie grają w reprezentacji i pewnie by z tym polemizowały.

Po czym wnosisz? Wy jednak dwukrotnie zajmowałyście czwarte miejsce na mistrzostwach świata. Skoro one są mocniejsze, to powinny zdobyć medal.

W sporcie nic nie jest tak zerojedynkowe. Są jeszcze pewne czynniki, które muszą zagrać. Potrzebna jest doza szczęścia, czasem dobry układ grup, przeciwnik, dyspozycja dnia… Jak patrzymy na poszczególne pozycje, to dziś na tym turnieju słabszy jest chyba tylko obrót, bo obie obrotowe, które ma do dyspozycji Arne Senstad, wracają po urazach. Asia Szarawaga miała bardzo długą przerwę od grania, Sylwia Matuszczyk nieco krótszą. Pewnie marzeniem wielu osób byłoby też, żeby na tym obrocie grała Asia Drabik, ale ona chwilowo rozstała się z reprezentacją ze względu na problemy zdrowotne. Szkoda, bo to fantastyczna zawodniczka, pewnie najlepsza z tej trójki. Świetnie gra w Zagłębiu Lubin, ma znakomitą skuteczność i bardzo dobrze broni. Szkoda, że te problemy są na tyle poważne, że musiała zrezygnować z gry w kadrze.

Reklama

A czemu w reprezentacji nie ma Karoliny Kudłacz-Gloc? To jedna z tych dziewczyn, którą kojarzyć mogą nawet ludzie nie interesujący się piłką ręczną kobiet. Dla wielu jest ona też pewnie symbolem kadry i walki w ataku.

Teraz trochę odgrzewamy kotleta z października… Przede wszystkim nie ma jej dlatego, że taką decyzję podjął sztab szkoleniowy, zresztą sporo było wokół tego szumu.

A zgadzasz się z tą decyzją?

Ostatnio mam takie wrażenie, że – i popłynę tu trochę filozoficznie – przez to, że dano ludziom możliwość komentowania w Internecie, wszyscy zrobili się ekspertami od wszystkiego. Mi się marzy, byśmy wrócili do czasów, w których zawodnik był od grania, trener od trenowania, kibic od kibicowania i tak dalej. Jak można polemizować z decyzją sztabu szkoleniowego? Jeśli to będzie nietrafiona decyzja, to jej konsekwencje poniesie Arne Senstad i być może inni ludzi, którzy ją podejmowali.

Patrząc obiektywnie – Karolina mimo zaawansowanego wieku gra bardzo dobrze, jest w świetnej dyspozycji. Trudno zarzucić jej brak formy, pod tym względem się broni. W sporcie zespołowym są jednak jeszcze inne czynniki. Cała sprawa jest też owiana dość dużą tajemnicą. Obie strony, gdy zostały o ten temat zapytane, prezentują dwie różne wersje.

Jakie?

Reklama

Karolina mówi, że została źle potraktowana, trochę oszukana. Trener Senstad twierdzi, że temat był poruszony wcześniej, a Karolina została o wszystkim poinformowana. On nie widzi problemu w tym, że podjął taką decyzję, bo miał do niej prawo. A stanowisko samej, utytułowanej i doświadczonej zawodniczki jest takie, że prawa do tego nie miał i powinien jej dać zakończyć karierę w reprezentacji na własnych warunkach. I tu wracamy do tego początku – zawodnik jest od grania, trener od trenowania.

ODBIERZ PRAWDZIWY CASHBACK NA START! 50% DO 500 ZŁ W FUKSIARZ.PL

Trochę tego nie rozumiem. Hasłem ważnym dla Arne jest chyba to, by odświeżyć i odmłodzić reprezentację. Nie da się jednak złożyć kadry z samych młodych zawodniczek, musi być w niej trochę doświadczenia. Rozumiem, że mamy Kingę Achruk, ale jednak ta decyzja trochę mnie dziwi. Bo czy nas stać na to, żeby takiej zawodniczki jak Karolina się pozbyć? Chyba że jedziemy na te mistrzostwa po naukę. Bo jeśli mamy jakieś ambicje sportowe, to do końca tego nie kupuję.

Czy nas stać? To jest pytanie, które i ja sobie zadałam, gdy temat był wałkowany w telewizji. Ta impreza odpowie na to, czy nas stać. Pojawiają się zresztą głosy, że to była decyzja podjęta dla dobra grupy.

Brzmi to, jakby każdy się bał powiedzieć, że Karolina rozsadzała grupę od środka. Bo sportowego sensu w tej decyzji nadal nie widzę.

Dotykamy bardzo delikatnej sfery interpersonalnej. Pewnie nikt nikomu nie chce wystawiać brzydkiej laurki. Muszę przyznać, że jeśli był ten problem interpersonalny – bo cały czas mało wiemy o szczegółach sprawy – to oczekiwałabym od trenera Senstada, że jako doświadczony szkoleniowiec, pracujący długo w kobiecej piłce ręcznej, będzie w stanie ten problem rozwiązać. W sportach zespołowych tarcia w drużynie pojawiają się bardzo często, zwłaszcza, gdy mówimy o kobietach. Dobrze byłoby wiedzieć, jak je rozwikłać. Pojawiają się informacje, że to był główny powód podjęcia tej decyzji, więc trzeba sobie zadać pytanie: czy tego problemu nie dało się rozwiązać, czy też trener Arne Senstad nie wiedział, jak to zrobić?

W naszej grupie są Serbki, Rosjanki i reprezentantki Kamerunu. Rosjanki to wicemistrzynie olimpijskie, Serbki są groźne, Kamerunki to raczej egzotyka. Wychodzą dalej trzy drużyny z czterech, więc rozumiem, że awans to takie minimum przyzwoitości?

Tak. W dzisiejszym meczu na przykład faworytkami są Serbki, ale to też już drużyna bez Dragany Cvijić, bez Andrei Lekić i bez kilku innych zawodniczek.

Zachowując proporcje: czy to tak, jakby kadra Bogdana Wenty straciła czterech czy pięciu liderów, skoro nie ma tych dziewczyn? Rzeczywiście trudno będzie bez nich?

Biorąc pod uwagę, że Andrea Lekić była w 2013 roku wybierana najlepszą zawodniczką na świecie, to jest to spore osłabienie. Inna sprawa, że nie grała w meczach eliminacyjnych Polek z Serbią w 2018 roku, a nasze zawodniczki sobie wtedy i tak nie poradziły. Więc to niekoniecznie musi nam to pomóc. Serbki nadal są faworytkami, ale myślę, że to zespół jak najbardziej w zasięgu Polek.

Po czym to wnosisz – po osłabieniach Serbek czy potencjale Polek?

Po potencjale Polek. Jakbyśmy porównali poszczególne pozycje, to prawa strona u nas jest na większy plus niż u Serbii, środek na równi – jeśli Kiki Liščević zagra dzisiaj, to jest to tej klasy zawodniczka, co Kinga Achruk. W bramce jest bardzo podobnie, może nawet na lekki plus u nas. Skrzydła i koło też podobnie. Największym pytaniem jest u nas lewa strona – nie mamy Karoliny Kudłacz-Gloc, ale mamy Aleksandrę Rosiak, która wspólnie z Natalią Nosek gra od lipca tego roku we francuskim ES Besancon. Obie radzą sobie tam bardzo fajnie.

W przypadku Oli Rosiak, patrząc na to, jak zaprezentowała się na turnieju w Madrycie, poprzedzającym mistrzostwa świata, można mieć nieco zastrzeżeń. To wszystko, choć wyglądało fajnie od strony taktycznej, nie kończyło się bramkami. Jeśli przełamie się i zacznie zdobywać – po dobrych akcjach, bo takie one były – gole, to nasza lewa strona będzie równie dobra, jak u Serbek. Potencjał pierwszych siódemek jest moim zdaniem równy, zadecyduje dyspozycja dnia. Serbkom niedawno zmienił się trener, to również może mieć wpływ.

Czy u nas liderkami powinny być Kinga Achruk i Monika Kobylińska? Mogą nas poprowadzić do zwycięstw? Ta pierwsza ma olbrzymie doświadczenie, 195 meczów w kadrze, 32 lata na karku. Druga za to wyrasta chyba na takiego Marcina Lijewskiego kadry kobiecej, jej lewa ręka jest piekielnie silna.

Monia Kobylińska na prawej stronie ma jeszcze wsparcie ze stronie Natalii Nosek. Można tam rotować, próbował nawet Arne Senstad ustawienia z Kobylińską na środku rozegrania i Nosek na prawej, bo patrząc na to, jak prezentują się obie, grzechem jest sadzać którąś na ławce. To rozwiązanie jednak nie dało nam wiele w ataku pozycyjnym.

Kinga Achruk? To zawodniczka, na którą możemy liczyć. Możliwe, że ktoś, kto ogląda reprezentację Polski z boku, powie że jest nieco niewidoczna, ale ona tak właśnie gra. Skupia się na rozgrywaniu piłki, a gdy trzeba podgonić wynik, to włącza się mocno w odrabianie strat i bierze wiele na swoje barki. Więc tak – ona, Kobylińska i Nosek to liderki.

Dołożyłabym do nich jeszcze Aleksandrę Rosiak, bo na tej lewej stronie – która musi się włączyć – jest ogromny potencjał. Ola była wybierana zawodniczką miesiąca we francuskiej lidze, która dziś jest drugą albo trzecią ligą na świecie. Zresztą obydwie nasze rozgrywające zaaklimatyzowały się tam fenomenalnie w zaledwie dwa-trzy miesiące. Nie siedzą w klubie na ławce, odgrywając drugoplanowe role, ale stanowią o wynikach drużyny. To bardzo cenne dla naszej kadry – Arne Senstad zresztą przed mistrzostwami wspominał, że coraz więcej Polek musi wyjeżdżać do zagranicznych klubów. To jest coś, co ja też powtarzam od dawna.

Wróćmy jeszcze do Kobylińskiej – czy ona jest teraz w dziesiątce najlepszych leworęcznych rozgrywających na świecie? Jaki jest jej potencjał?

Trudno mi teraz przypomnieć sobie wszystkie leworęczne rozgrywające, ale jest szansa na to, że znalazłaby się w takiej dziesiątce. Natomiast, co jest bardzo fajne w kadrze Polski, to fakt, że ciut młodsza od niej Natalia Nosek wchodzi na boisko i momentami gra lepiej od kapitan reprezentacji Polski, bo Monika przejęła opaskę i pełni tę funkcję. To jest nasz ogromny atut. Mamy dwie silne leworęczne zawodniczki. Szkoda, że Kinga Jakubowska – która na co dzień gra w Zagłębiu Lubin i jest najskuteczniejszą zawodniczką ligi – nie chce grać w kadrze.

Dlaczego nie chce?

Powody są nieznane. Po prostu odmówiła, chce się skupić na graniu klubowym i nikt specjalnie nie docieka, skąd taka decyzja. Wcześniej to były problemy zdrowotne, teraz ze zdrowiem jest u niej okej, a mimo tego zawodniczka, która świetnie zaprezentowała się w eliminacjach do Ligi Europy, nie chce jechać na mistrzostwa świata. Gdyby pojechała, to Senstad pewnie miałby ból głowy, jak wykorzystać trzy leworęczne zawodniczki. Takiej sytuacji kadra Polski nie miała od co najmniej dekady.

Co pokazały niedawne sparingi z Niemkami i Hiszpankami?

Że mamy bardzo mocną pierwszą siódemkę. I to mimo że w turnieju w Madrycie Polki zajęły trzecie miejsce. Patrząc na przegrane mecze z Hiszpankami i Niemkami wydaje mi się, że Senstad przede wszystkim chciał zobaczyć wszystkie swoje zawodniczki, dać im szansę pokazania się. Wynik zszedł na drugi plan. To jest bardzo mądre rozwiązanie. Przed nami nieco dłuższy turniej do rozegrania – po raz pierwszy wezmą w nim udział 32 zespoły. W meczach towarzyskich najważniejsze nie było to, by je wygrać i zajechać ważne zawodniczki, a to, żeby dać pograć, sprawdzić i podjąć pewne decyzje – zresztą jeszcze przed turniejem nastąpiła jedna zmiana: Magda Więckowska wróciła do Polski, a w jej miejsce dojechała Julia Niewiadomska.

Zresztą rocznik 2002. Talent?

Zbudowana jest wokół niej taka narracja, że jest ogromnym talentem. Natomiast czy aż tak dużym? Nie wiem. Na pewno fakt, że wyjechała w bardzo młodym wieku do niemieckiej ligi i tam się uczyła gry w piłkę ręczną, występując już w wieku 16 lat, działa na duży plus. Na razie w występach z reprezentacją miała jeden mecz, który mógł się podobać. Na pewno była jedną z wiodących zawodniczek w eliminacjach w kadrze młodzieżowej, które Polki zresztą wygrały i pojadą na mistrzostwa świata. Być może dlatego prosto z tego turnieju w Podgoricy dołączyła do seniorskiej reprezentacji Polski.

Iwona Niedźwiedź

Mówisz, że pierwsza siódemka jest mocna.  jak jest z tą drugą, rezerwową? Licząc, że awansujemy z tej pierwszej grupy, rozegramy przynajmniej sześć meczów. Trzeba mieć dużo zdrowia. Czy w tej drugiej siódemce są przynajmniej trzy-cztery zawodniczki, które są na podobnym poziomie, czy różnica jest duża? Może pomijając prawe rozegranie, bo mówiłaś, że tam jest dobrze.

Na skrzydłach też. I na lewym, i na prawym jest raczej po równo. Nie musimy się o nie martwić. Romka Roszak jest zmienniczką dla Kingi Achruk. To zawodniczka, która ma bardzo niekonwencjonalny styl grania. Jak na nią patrzysz – mam nadzieję, że się nie obrazi, gdy to powiem – to zastanawiasz się, jak ona właściwie zdobywa bramki. Nie jest dynamiczną zawodniczką, ale jakiś sposób na trafianie do bramki ma. Potrafi indywidualnie wypracować akcje, ma bardzo dobry przegląd pola, świetnie odnalazła się w zespole Perły Lublin. Jest tam jedną z najlepszych – o ile nie najlepszą – zawodniczek Lublina, a to bardzo mocny zespół. Gdy pojawia się na krótkie fragmenty meczów w kadrze, to tez zawsze daje coś dobrego. Od dawna jestem jej fanką, bo bardzo podoba mi się poziom agresji, na który ona wchodzi.

Czy to nowa Iwona Niedźwiedź naszej defensywy, czy też inna zawodniczka przejęła tę schedę?

Mam wrażenie, że bardzo dobrze dla tego zespołu byłoby zamknąć temat reprezentacji Kima Rasmussena i w ogóle nie porównywać się jakichkolwiek innych drużyn.

Budować swoją historię?

Tak, bo z kadry Rasmussena została teraz tak naprawdę Kinga Achruk, można doliczyć też Adriannę Płaczek. Swoją drogą wracając do twojego pytania o drugą siódemkę – jest jedna zawodniczka, która absolutnie nie wykorzystuje swojego potencjału i nie daje tej reprezentacji tyle dobrego, ile by mogła. To Ola Zimny, dziewczyna, która ma świetne warunki fizyczne. Urodziła się do tego, by zdobywać bramki z dziesiątego, może nawet jedenastego metra. Tymczasem jej pojawienie się na boisku powoduje, że zaczyna nam mocno nie układać się atak pozycyjny, przeciwnik zaczyna nas czytać. Ola lubi spowalniać grę, zdarzają nam się wtedy proste błędy, braki w koncentracji. Jeżeli coś nie podoba mi się w decyzjach Arne Senstada, to wymiana Dominiki Więckowskiej na Julię Niewiadomską. I w tym nie jestem chyba odosobniona.

Czyli wolałabyś, by to Ola Zimny wróciła do kraju?

Patrząc na to, jak obie zawodniczki zaprezentowały się w Madrycie, to uczciwie mówiąc – tak, Ola bardziej „zasługiwała” na to, by wrócić do domu. A Więckowska, debiutująca w kadrze, powinna dostać szansę. Trener jest jednak w środku, współpracuje z zawodniczkami, czuje to wszystko lepiej.

Wiemy, jak ważna w piłce ręcznej jest pozycja bramkarza. W kadrze mężczyzn pamiętamy kapitalne mecze Sławomira Szmala, a w ostatnich czasach też Adama Morawskiego. Czy Adrianna Płaczek to taka zawodniczka, o której po mistrzostwach per „ministra obrony narodowej”?

I Adrianna Płaczek, i Monika Maliczkiewicz mają ogromne szanse na to, by powalczyć o taki tytuł. To bardzo równy duet bramkarek. Monika nie była pierwotnie powołana, w kadrze znalazła się Weronika Gawlik, która jednak doznała kontuzji tuż przed początkiem zgrupowania. Maliczkiewicz siłą rzeczy dołączyła do zespołu i zagrała bardzo dobry turniej w Madrycie. Twardy orzech do zgryzienia ma trener Senstad, czy też raczej Małgorzata Gapska, bo ona jest odpowiedzialna za bramkarki. W sztabie zresztą została od czasów Rasmussena i jak patrzy się na mecze Polek, to chyba nie sposób nie odnieść wrażenia, że ma stuprocentowe zaufanie, jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji, kiedy następuje zmiana i która bramkarka wchodzi w danym momencie. Po tym świetnym meczu eliminacyjnym ze Szwajcarią pewnie jeszcze większe.

Czyli decyduje ona? Bo często bywa tak, że to sami bramkarze podejmują te decyzje.

Ona, ale na tyle, na ile ją znam, to na pewno działa to na zasadach współpracy. Z pewnością jednak nie podejmuje tych decyzji trener Senstad. Pamiętam, że Kim Rasmussen miał w zwyczaju decydować o wszystkim, również o zmianach bramkarek. A teraz – patrząc choćby na mecze ze Szwajcarią czy turniej w Madrycie – dało się zauważyć, że robi to Gosia. I te decyzje są dobre, one się bronią. Gapska ma nosa, nawet jak dana bramkarka nie broni słabo i można by ją zostawić, to ona decyduje o zmianie. Potem okazuje się, że ta, która weszła, broni rewelacyjnie.

Cały czas przewija się nazwisko Arne Senstada. Wiadomo, że był Rasmussen i to trener, który na długo zapisze się w pamięci zawodniczek i kibiców. Ale czy Senstada po tych miesiącach spędzonych z kadrą, oceniasz negatywnie czy pozytywnie? Wiem, że pewnie łatwiej będzie to zrobić po mistrzostwach, ale na ten moment – jak wykonuje swoją pracę?

Na pewno widać progres. Zespół, który w zeszłym roku zagrał na mistrzostwach Europy nie wyszedł z grupy, ale to był dobry występ. Pamiętajmy, że mistrzostwa Europy to trudny turniej, a Polki grały tam bez Kingi Achruk, Moniki Kobylińskiej czy Karoliny Kudłacz-Gloc. Bardzo młodym składem – z Natalią Nosek i Olą Rosiak, które grały wtedy jeszcze w polskiej lidze, Romką Roszak i tak dalej. Skład w zasadzie był złożony z zawodniczek grających w Polsce.

Ten nasz, nazwijmy to, pierwszy garnitur nie był na tych mistrzostwach. Kinga miała urlop macierzyński, a dwie boczne rozgrywające były kontuzjowane. Mimo tego ten młody zespół zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Krytyka spadła głównie na sztab szkoleniowy za to, że w meczu z Niemkami, ostatnim w grupie, dało się odnieść wrażenie, że sztab broni remisu, a nie walczy o zwycięstwo. I to była jedyna uwaga, którą można było mieć do całego zespołu i sztabu szkoleniowego. Cały turniej oceniam jednak pozytywnie.

A teraz, patrząc na to, jak ten zespół wygląda z meczu na mecz – począwszy od Litwy, przez Szwajcarię, aż po turniej w Madrycie – to wszystko wskazuje na to, że decyzja Arne Senstada o rezygnacji z Karoliny Kudłacz-Gloc się broni.

To jest taki trener, który wyznaje zasadę dialogu, czy jak postawi na swoim, to już koniec? Kolega czy despota – co się o nim słyszy?

Przyznam, że staram się nie naruszać szatni. To taki mój kodeks, zawsze sobie ceniłam zasadę, że co jest w szatni, zostaje w szatni i nie można tego wynosić na zewnątrz. Więc mimo że w kadrze jest sporo moich koleżanek, z którymi grałam w kadrze lub klubach, to ja nie dzwonię, nie piszę, nie dowiaduję się. Staram się bazować na tym, co przeczytam i czego się dowiem. Nie chcę stawiać moich koleżanek w niezręcznej sytuacji, w której mogłyby naruszyć prywatność drużyny. Moim zdaniem, co w zespole, to musi tam zostać.

Nie jest natomiast tajemnicą, że Norweg robi bardzo ciężkie treningi. Sądzę też, że jeśli jest Skandynawem, to raczej preferuje dialog. Mi na początku przeszkadzało to, że był bardzo łagodny i nie potrafił krzyknąć na te dziewczyny. Sama nie jestem zwolenniczką krzyku, ale wychodzę z założenia, że trener – który spędza najwięcej czasu z zespołem – wie, na co ten zespół stać. Są takie momenty w meczu – co powtarzał często Rasmussen – w których zespół prezentuje się poniżej pewnego poziomu. Wtedy na czasie trzeba przywołać dziewczyny do porządku, by się bardziej skoncentrowały, bo wiesz, że stać je na lepszą grę.

Na początku współpracy Senstada z reprezentacją Polski miałam wrażenie, że albo nie widzi potencjału kadry, albo przymyka oko na to, że dziewczyny grają nieco poniżej swojego poziomu. Wiem, jaki jest potencjał Polek w sferze mentalnej – on się zwiększy, jeśli zaczniemy wyjeżdżać do innych lig i zderzymy się z mocniejszą piłką ręczną. Wtedy uwierzymy w swój potencjał, teraz tę mentalną siłę trzeba budować na treningach. Bo, powtórzę to raz jeszcze, ten zespół ma możliwości, by osiągnąć fajny wynik.

A co z tym Kamerunem? Serbki, powiedziałaś, będą lekkimi faworytkami, z Rosją pewnie czeka nas bitwa. A z Kamerunem – nie wiadomo.

Powiem zupełnie szczerze, że też nie wiem, co z tym Kamerunem będzie. Mogę co najwyżej podejrzewać. Widzę dwa scenariusze: albo będziemy się bardzo męczyć, albo Polki podejdą do tego meczu skoncentrowane i to będzie łatwe spotkanie. To zespół z Afryki, który chyba po raz trzeci wystąpi na mistrzostwach, z takimi trudno się gra. Dobrze, że mamy ten Kamerun jako ostatni mecz grupowy.

Dziś grają z nim Rosjanki.

Tak, mówię to właśnie dlatego, że nie ma sporej bazy mecżów, by przeanalizować ten zespół. Niech sobie Kamerun zagra najpierw z Rosją, potem z Serbią, dostaniemy dwa mecze do analizy i będzie nam dużo łatwiej.

A Rosjanki? To w końcu wicemistrzynie olimpijskie, zespół wyglądający na papierze na bardzo mocny. Ty zwykle jesteś optymistką, gdy chodzi o występy naszych ekip. Czy więc Rosjanki to zespół, z którym – przy dobrym dniu – da się powalczyć, czy jednak są na dużo wyższym poziomie i minus pięć w bramkach to już będzie dobry wynik?

Po cichu liczę, że wygramy z tymi Rosjankami. Nam zawsze się z nimi bardzo dobrze grało. W dodatku ten zespół został przemeblowany, przeszło przez niego wręcz tornado. Tam po igrzyskach olimpijskich wszystko się zmieniło. Oczywiście, w Rosji od zawsze były wielkie sukcesy, a Rosjanki są aktualnymi wicemistrzyniami olimpijskimi, ale ze składu z Tokio zostało tam tylko pięć zawodniczek.

Nastąpiła wymiana pokoleniowa?

Wiele się mówiło przy okazji igrzysk o zdrowiu psychicznym, wypaleniu, depresji. Dwie Rosjanki chyba z tego powodu rozstały się w ogóle z piłką ręczną, chciały zadbać o swoje zdrowie. Ksenia Makiejewa jest w ciąży, część dziewczyn zrezygnowała ze względu na wiek. Zmienił się też trener – nie ma już Aleksieja Aleksiejewa, a jest Ludmiła Bodnijewa, była obrotowa, która grała za moich czasów.

Czyli młoda trenerka.

Tak, do tej pory asystowała Rosjaninowi, a teraz bierze to wszystko na swoje barki. Patrzyłam też na mecze eliminacyjne Rosji z października. Nieprawdopodobne jest to, że w drugiej linii grają dziewczyny w wieku 22 lat, 22, 21 i 21.

Ale może są tak zdolne jak u nas Aleksandra Rosiak.

Są.

No więc właśnie, zaraz okaże się, że ta Rosja wcale nie jest słaba. Wiadomo, trzeba się dotrzeć po takiej zmianie, możliwe, że te mistrzostwa spisano tam nieco na straty czy naukę, ale łatwo pewnie nie będzie.

Na pewno nie będzie to zespół doświadczony, mimo że są tam zawodniczki dwudziestopięcio- czy dwudziestosześcioletnie. Ciężar będzie tam spoczywać na Jelenie Mikajliczenko, Antoninie Skorobogaczenko i Waleriji Kirdiaszewej, a to dziewczyny, które mają średnią wieku na poziomie 21 lat. Każda z nich jednak od dwóch czy trzech lat gra regularnie w Lidze Mistrzyń. Są bardzo zdolne, ale ostatnio przegrały w turnieju towarzyskim z Niemkami. A że nam się dobrze gra z Rosją, to dla mnie wynik tego spotkania jest sprawą otwartą.

Zakładając, że wchodzimy do kolejnej grupy – co powinno się wydarzyć – połączymy się wtedy z grupą A. A tam są Francja, Angola, Czarnogóra i Słowenia. Jaki jest potencjał tych rywalek?

Tam już będzie trudno. Pewnie będziemy się bić z Czarnogórą. Zakładam, że z tamtej grupy nie wyjdzie Angola. Choć to niewdzięczna grupa, bo zawodniczki z Angoli na igrzyskach pokazały, że są niewygodnym, nieobliczalnym zespołem. Mogą sprawić niespodziankę.

Załóżmy jednak, że wyjdą europejskie zespoły.

Ze Słowenkami możemy powalczyć. Francja jest poza zasięgiem. Jestem wielką fanką tamtejszej piłki ręcznej. Zresztą pokazały igrzyska olimpijskie, jak mocne są. Mocno kibicuję Francuzkom, ich reprezentacja nie zmieniła się mocno od tej z Tokio, zrezygnowały chyba tylko Alexandra Lacrabere i Siraba Dembele. Pewnie będą celować w miejsca medalowe. Ale czy możemy powalczyć z Czarnogórą i Słowenią? Czemu nie.

Czyli minimum dla naszej drużyny to awans do drugiej grupy i walka w niej. Większych zadań na razie nie stawiamy, po prostu poczekamy na to, co się wydarzy.

Zawsze powtarzam, że zespół, który w 2013 roku dotarł do półfinału i w którym grałam, też jechał na imprezę i powtarzano, że nawet nie wyjdziemy z grupy. Mam wrażenie, że drużynie Arne Senstada są potrzebne zwycięstwa – w czym nie ma nic odkrywczego – ale też takie mecze z mocnymi rywalami, w których nawet jak zabraknie wygranej, to pojawi się przekonanie, że jesteśmy bardzo blisko czołówki. Patrząc na turniej w Madrycie – w trakcie pierwszej połowy z Hiszpanią (choć w spotkaniu było dużo błędów, co da się jednak wyeliminować) i przez cały mecz z Niemkami, gdy Polki grały w ustawieniu koronnym, pierwszą siódemką, to pokazywały momentami piękną piłkę ręczną. Myślę, że one zbudowały się tym turniejem, nawet mimo braku wygranych z tymi dwoma rywalami. Poczuły, że czołówka nie jest wcale tak daleko. Jeśli udałoby się dobrze zagrać z Serbią i Rosją, to ten zespół by się nieprawdopodobnie zbudował.

ROZMAWIALI
KAMIL GAPIŃSKI I MONIKA WĄDOŁOWSKA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...