Reklama

Puchar Polski. Najsłabszy ekstraklasowicz – pierwszoligowcy 3:0

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

30 listopada 2021, 20:49 • 5 min czytania 3 komentarze

Korona Kielce trochę zdominowała Górnika Łęczna w pierwszej połowie. Za to w drugiej – Górnik zdominował gospodarzy kompletnie, dzięki czemu wywiózł ze stolicy województwa świętokrzyskiego zasłużony awans do 1/4 Pucharu Polski. Można mówić, że Górnik Łęczna to pierwszoligowiec w Ekstraklasie, ale fakty są takie, że na swojej drodze odprawił już z kwitkiem trzech pierwszoligowców – Górnik Polkowice, Miedź Legnica i Koronę Kielce. A przecież dwóch z nich jest mocno zainteresowanych awansem.

Puchar Polski. Najsłabszy ekstraklasowicz – pierwszoligowcy 3:0

Czy nastawialiśmy się na dobry mecz? Niekoniecznie. Zmierzyły się ze sobą przecież dwie drużyny w kryzysie. Górnik Łęczna, wiadomo – może ostatnio zaliczył lekki (lekki!) skok jakościowy, ale tabela nie kłamie. To bezapelacyjnie główny kandydat do spadku z Ekstraklasy i tzw. dostarczyciel punktów. Korona? No, tu akurat tabela nieco zakłamuje rzeczywistość. Niby kielczanie wciąż są na trzeciej lokacie, ale na jedenaście ostatnich spotkań wygrali tylko dwa. Dominik Nowak nie stracił głowy bez powodu. To zwolnienie broni się merytorycznie, o czym dziś zresztą szeroko napisaliśmy.

A jednak trochę się działo, były zwroty akcji, mecz trzymał w napięciu do samego końca.

W Kielcach liczyli na magiczny efekt Kamila Kuzery. Pamiętacie kontrowersje po zwolnieniu Macieja Bartoszka? Nie zatrudniono wówczas Dominika Nowaka od razu, przez kilka tygodni stał w blokach obserwując to, jak kielecka drużyna radzi sobie pod wodzą asystenta. A ten jako tymczasowy trener wygrał trzy mecze i jeden zremisował. Musiał ustąpić ze stanowiska ze względu na problemy zdrowotne, a wtedy Korona nie miała wyjścia – musiała sięgnąć już po Nowaka.

Paweł Golański powiedział na wczorajszej konferencji prasowej, że przed Koroną dwa finały. Ten pierwszy, jedyny poważny (bo jaki to finał mecz z GKS-em Jastrzębie w grudniu?) został oblany. Choć po pierwszej połowie wydawało się, że cudowny dotyk Kuzery znów zadziała. Korona miała kilka argumentów, Górnik – praktycznie żadnych. No bo jakie miał? Jakiś przypadkowy strzał Gąski, jakaś za mocna wrzutka na Śpiączkę, jakieś notoryczne lagi bez pomysłu? Dajcie spokój, wstyd dla ekstraklasowicza grać takie coś.

Reklama

Za to Korona wyglądała w miarę pewnie. I swoją dominację przyklepała bramką Błanika. Gdybyśmy posądzili Podgórskiego o przemyślaną asystę, moglibyśmy porównać jego zagranie do czołowych hiszpańskich piłkarzy. Było tam wszystko – wygranie pojedynku, wygrana walka z grawitacją po ostrej walce bark w bark i błyskawiczna decyzja o bardzo nieoczywistym podaniu. Coś nam się jednak wydaje, że Podgórski podawał do Frączczaka i tylko dlatego, że ten nie przeciął piłki, wyszło mu tak zajebiste zagranie. Tak czy inaczej, dla Korony nie miało to większego znaczenia – Błanik dopadł do piłki i posłał piłkę obok bramkarza, a jego drużyna kończyła połowę ze zdobyczą w sieci. A do tego miała jeszcze jedną konkretną sytuację – wrzutki z rożnego nie sięgnął Gostomski, przez co Zebiciowi wystarczyło wbić piłkę do pustaka. Obrońca Korony chyba sam nie spodziewał się takiego obrotu spraw, bo piłka po prostu odbiła się od niego i trafiła prosto do bramkarza. Może gdyby stał tam Frączczak, padłaby bramka, ale jednak – idziesz w pole karne, leci piłka, musisz spodziewać się, że golkiper zawali i ta spadnie pod twoje nogi.

W drugiej połowie… Oglądaliśmy kompletnie inny mecz. Kamil Kiereś zareagował w przerwie, wprowadzając Leandro i Serrano i przechodząc na trójkę z tyłu. Nie wiemy, czy wypaliła akurat ta roszada taktyczna, czy bura w szatni, ale Korona w zasadzie od pierwszych minut wyglądała jak bezradne dzieci we mgle, które marzą o tym, by dowieźć jakoś zaliczkę z pierwszej odsłony. A to okazało się dla gospodarzy fatalne w skutkach.

Już w piątej minucie drugiej połowy powinna paść bramka. Zapytowski chciał wybić piłkę po stałym fragmencie, i wybił – jakieś dwa metry przed siebie. Serrano spróbował instynktownego strzału, ten nie wyszedł, wyszło z niego za to podanie do Gola, który musiał tylko posłać piłkę pomiędzy obrońcami Korony, ale trafił w słupek. Z każdą kolejną minutą pierwszoligowiec cofał się jeszcze bardziej. Strzał Śpiączki głową w poprzeczkę był kolejnym ostrzeżeniem.

Aż w końcu Górnik Łęczna przeszedł do konkretów. Wyrównujący gol? Idealnie rozegrany rzut wolny. Gąska wrzucił na krótki słupek, tam Rymaniak wyprzedził wszystkich piłkarzy Korony i świetnie przymierzył głową na krótki słupek (bramkarz bez szans), ale z gola – ze względu na szacunek do klubu, którego był kapitanem – się nie cieszył. Górnik błyskawicznie wznowił i… jeszcze w tej samej minucie miał sytuację bramkową. Lokilo trochę zagalopował się w dryblingu i uderzał z ostrego kąta, ale nie tak ostrego, by nie wymagać od niego trafienia do siatki. Generalnie podobał nam się dzisiaj Belg. Świetnie załadował z Bruk-Betem, dziś można wybrać go MVP meczu. Może konkretów nie dał (tylko wrzutka do Śpiączki, gdy ten walnął w poprzeczkę), ale na pierwszy rzut oka widać, że piłka przy nodze nie sprawia mu problemów.

Górnik poszedł za ciosem, bo Korona nie zamierzała jakkolwiek odpowiadać. W ostatnim kwadransie wrzutkę po ziemi posłał Goliński, nie przeciął jej Banaszak, ale Śpiączka antycypował sytuację i sprawnie dołożył nogę. Gdyby nie rykoszet, Zapytowski pewnie obroniłby ten strzał, ale czy ktokolwiek w Kielcach powinien narzekać z tego powodu na brak szczęścia? Absolutnie nie. Górnik absolutnie zdominował złocisto-krwistych w drugiej odsłonie i temu szczęściu zwyczajnie pomógł. Zwłaszcza, że Korona nijak nie odgryzła się w ostatnich minutach, bo przecież o przewidywalnym strzale Szpakowskiego wspominać nawet nie wypada. To Górnik miał lepsze szanse na kolejną bramkę i przyklepanie wyniku przed ostatnim gwizdkiem.

Korona udowodniła tym samym, jak niedojrzałą jest jeszcze drużyną. Paradoksalnie kielczanom skupienie się na jednym froncie może wyjść na dobre, bo w Pucharze i tak wiele by raczej nie ugrali. A Górnik? Ćwierćfinał to już coś, może chociaż tutaj ekipa Kieresia napisze fajną historię. Póki co mierzyła się z trzema pierwszoligowcami i radziła sobie przyzwoicie. To dobra informacja. Zła jest taka, że w Pucharze już coraz mniej drużyn spoza Ekstraklasy.

Reklama

Korona Kielce 1:2 Górnik Łęczna

Błanik 25′ – Rymaniak 67′, Śpiączka 82′

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...