Legia przecież w nieskończoność przegrywać nie będzie, kiedyś musi się przełamać – tak od paru tygodni co kolejkę powtarzają dziennikarze i stołeczni kibice, a później rozczarowanie goni rozczarowanie. Mistrzowie Polski w dwunastu kolejkach przegrali aż dziewięć razy, mają na koncie sześć porażek z rzędu i mogą zapomnieć o obronie tytułu. Teraz pozostaje jedynie ratować sezon i wejść do eliminacji Ligi Konferencji. Aby tak się stało, trzeba się wreszcie gdzieś odbić. Może uda się z Górnikiem Zabrze? Dlaczego miałoby się to stać właśnie dziś?
Spokojne dwa tygodnie
W Legii wreszcie było trochę czasu na wyciszenie i bardziej intensywne treningi w większym gronie w trakcie tego sezonu. Mniej graczy niż zazwyczaj wyjechało na zgrupowania reprezentacji, pojawiła się okazja do nadrobienia pewnych spraw. Marek Gołębiewski przekonuje, że głowy piłkarzy są wyczyszczone. Na kadrę nie pojechał m.in. Lirim Kastrati, co było jego własną decyzją. Reprezentant Kosowa chciał solidniej popracować w klubie, ale nie zostało to nagrodzone przez los. Kilka dni temu Kastrati podkręcił staw skokowy i nie znalazł się w kadrze na dzisiejszy mecz.
Z perspektywy Legii szkoda przede wszystkim tego, że jeszcze gotowy do występu nie jest Artur Boruc, choć już praktycznie przez cały tydzień normalnie trenował. W bramce znów stanie Cezary Miszta.
To nadal dobrzy piłkarze
Obecne wyniki Legii są jakąś anomalią, kumulacją wielu problemów, która nie zdarza się co roku. Wciąż jednak ma ona w swoich szeregach zawodników ponadprzeciętnych jak na realia Ekstraklasy, a – o ile nam wiadomo – obcy z “Kosmicznego Meczu” nie zabrali im nagle talentu. Stołeczny zespół jest przyblokowany mentalnie, brakuje mu pewności siebie, ale potencjał pozostał. Mówimy przecież o drużynie, która w europejskich pucharach ogrywała Leicester, Spartaka Moskwa, Slavię Praga czy Bodo/Glimt, które teraz w grupie Ligi Konferencji w dwumeczu z Romą zdobyło cztery punkty i strzeliło jej osiem goli. Z niczego się to nie wzięło.
Prędzej czy później ta mieszanka musi odpalić, po prostu. Można zakładać, że ten moment jest coraz bliższy. Oczywiście najpewniej będzie to oznaczało tyle, że Legia nie wmiesza się do walki o utrzymanie, a przy bardzo sprzyjających wiatrach uda się jej jeszcze zakręcić w okolicach podium. Rozważania o obronie tytułu to już marzenia ściętej głowy.
Legia umie grać w Zabrzu
W rozmowie z Bartoszem Nowakiem podkreślaliśmy, że “Wojskowi” w minionych dziesięciu latach pięć razy wyjechali z Roosevelta na tarczy, ale można to odwrócić w drugą stronę. Górnik generalnie jest dla Legii dość wdzięcznym przeciwnikiem. W Warszawie zabrzanie przez dwie dekady byli niemiłosiernie łojeni i dopiero w ubiegłym sezonie przełamali się po pamiętnym 3:1 w 4. kolejce. Z Zabrza mimo wszystko Legia także ma sporo dobrych wspomnień. Ostatnich 10 wypraw na tamten teren to pięć zwycięstw, dwa remisy i trzy porażki (jedna po dogrywce w Pucharze Polski).
Rzecz jasna w obecnej sytuacji tego typu historyczne statystyki mogą nic nie znaczyć, bo Legia bije niechlubne rekordy i przełamuje kolejne bariery nieudolności. Skoro jednak założyliśmy sobie, że szukamy argumentów za jej przełamaniem, to mamy tu jakiś punkt zaczepienia.
Dojście do granicy żenady
Być może znacie to z autopsji. Czasami jest tak, że gdy człowiek się na coś spina, bardzo mu zależy, to nie wychodzi i pojawia się coraz większa frustracja. Ma ona jednak swój punkt kulminacyjny i po dojściu do niego zaczyna się przekonanie, że co ma być to będzie, robimy swoje i zobaczymy, niech się dzieje wola nieba. Więzy dotychczas krępujące działania puszczają.
Świadomość piłkarzy Legii, że pewnych rzeczy już nie nadrobią paradoksalnie ma szansę zadziałać na nich oczyszczająco. Niewiele rzeczy mogą jeszcze bardziej zawalić, bo i tak jest fatalnie, a większość kibiców spisała ten sezon na straty, nie licząc krajowego pucharu.
Górnik ma wiele problemów
“Wojskowi” jadą do przeciwnika, któremu również nie brakuje zmartwień. Górnik od czterech meczów pozostaje bez zwycięstwa. W tym czasie poza remisem w Gdańsku nie ma go za co pochwalić. Problemy są i z przodu, i z tyłu. Cała ofensywa wisi na trójce Jimenez-Podolski-Nowak. Jeżeli któryś z nich ma słabszy dzień – a zdarza się to dość często – siła rażenia zabrzan mocno spada, bo brakuje alternatyw. W efekcie mniej strzelonych goli od podopiecznych Jana Urbana mają jedynie drużyny ze strefy spadkowej.
W defensywie niby nie jest najgorzej – aż 12 zespołów częściej wyjmowało piłkę z siatki. Rzecz w tym, że obrona Górnika rzadko gra pewnie i stanowi monolit. Większych zastrzeżeń nie ma tylko do Rafała Janickiego. Adrian Gryszkiewicz i – zwłaszcza – Przemysław Wiśniewski regularnie popełniają proste błędy, a stojący między słupkami Grzegorz Sandomierski rzadko robi różnicę na plus. De facto na razie uczynił to raz: w 2. kolejce, gdy i tak Lech wygrał 3:1.
Górnik Zabrze – Legia Warszawa: typy, kursy bukmachera Fuksiarz.pl
Damian Smyk: – Nie wiem komu ufać. Czy nam w kwestii przełamania Legii? Czy Bartoszowi Nowakowi, który mówi, że Legia jeszcze tydzień poczeka z powrotem na zwycięską ścieżkę? Dlatego stawiam na kartki. Konkretnie – że Górnik dostanie ich więcej niż Legia. Atmosfera napinki, próba powstrzymania ofensywnych graczy gości, zaordynowana twarda gra. Klei się to. W Fuksiarzu kurs na więcej kartek zabrzan wynosi 2.25.
CZYTAJ TAKŻE:
- Bartosz Nowak: Legia nie będzie wiecznie przegrywać, ale tydzień może jeszcze poczekać
- Dlaczego Legia nie zdobyła mistrzostwa w latach osiemdziesiątych?
Fot. FotoPyK