W końcu muszą wygrać – tak pewnie pomyśleli po raz kolejny kibice Legii Warszawa przed starciem z Pogonią Szczecin. Mistrzowie Polski rozwiązali przecież kluczowy problem w osobie trenera i zlokalizowali medialnego oszczercę w osobie Wojciecha K., więc teraz powinno już pójść z górki. No i pewnie Legia jeszcze kiedyś odniesie jakieś zwycięstwo w lidze, ale na razie urządza się na dnie i uparcie kopie dalej, żeby zobaczyć, co jest pod mułem. Jedenaste spotkanie w tym sezonie Ekstraklasy i ósma porażka!
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin 0:2: fatalny Rose
Co prawda komentujący te zawody w Canal+ Rafał Dębiński próbował wszystkich przekonywać, że Legia w sumie rozgrywa dobre spotkanie, na krajowym podwórku ciągle ma pecha, a piłkarzem meczu powinien zostać Josue (w Legii faktycznie był najlepszy), ale swoje widzieliśmy.
Długo najgroźniejszy dla Pogoni był Dante Stipica, który na początku dwukrotnie poważnie się mylił w grze nogami. W obu przypadkach mógł z tego skorzystać Emreli – najpierw jednak nie trafił z ostrego kąta, a potem został nabity tak, że piłka odbiła się od słupka. Stipica za swoje wpadki z nawiązką się potem zrewanżował, bo kilka razy jednak musiał się wykazać. Największą klasę pokazał broniąc strzał z paru metrów Lindseya Rose’a, który zamykał dośrodkowanie z rzutu rożnego.
Pozyskany z Arisu Saloniki stoper mógł się wtedy choć trochę zrehabilitować za swoje błędy. A miał za co. Sposób jego “krycia” zadziwiać może nawet największych ekstraklasowych smakoszy, którzy widzieli już niejedną anomalię. Facet ma za sobą Zahovicia, spogląda w inną stronę, nie reaguje na Słoweńca. Ten ciągle jest wolny, nic genialnego w swoich ruchach nie robi i ciągle zero reakcji. Gdy dodamy do tego fakt, że Sebastian Kowalczyk naprawdę znakomicie mu dośrodkował, mamy gotowy przepis na obronną katastrofę. Drugi gol to także spora zasługa Rose’a, który ponownie był wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinien. Jean Carlos pięknie rozegrał akcję z Bartkowskim, ten przytomnie wycofał do Kurzawy, spokojna finalizacja i piłka w siatce. Sędzia pierwotnie odgwizdał spalonego, ale powtórki nie pozostawiały wątpliwości, że było inaczej i decyzja rzecz jasna została zmieniona.
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin 0:2: goście bez słabych punktów
Pogoń mogła wygrać wyżej, Miszta jeszcze kilka razy został zmuszony do większego wysiłku. Pod koniec goście zepsuli też kilka niezwykle obiecująco zapowiadających się kontr. Co nie zmienia faktu, że przez większość drugiej połowy raczej mieli pod kontrolą przebieg wydarzeń.
Bardzo dobrze funkcjonowała linia pomocy. Jean Carlos wydawał się dyskusyjnym transferem, a coraz lepiej się w szeregach “Portowców” odnajduje. Dziś miał duży udział przy obu bramkach, sam mógł trafić, a gdyby Kozłowski pokonał Misztę mocnym, sytuacyjnym strzałem, Brazylijczyk do swojego dorobku dołożyłby asystę. Kurzawa po dłuższej przerwie wyszedł w wyjściowym składzie i dał jakość. Kolejny udany występ zaliczył Sebastian Kowalczyk, który wreszcie zaczyna mieć liczby. Ewidentnie służy mu przesunięcie ze skrzydła do środka. Ma więcej swobody i częściej może grać kombinacyjnie.
Generalnie szczecinianie nie posiadali w swoich szeregach słabego punktu. Za zmagającego się z problemami żołądkowymi Benedikta Zecha wskoczył Mariusz Malec i spokojnie sobie poradził.
Z piłkarzy Legii biła olbrzymia nerwowość. Artur Jędrzejczyk zaczął startować do Kacpra Kozłowskiego po zwyczajnym faulu przy linii bocznej, ale młody reprezentant Polski nie dał się sprowokować. Jeśli już nawet kapitan nie wytrzymuje ciśnienia, to sytuacja musi być naprawdę zła. Z pewnością dość mają kibice, przez większość czasu bluzgający na swoich zawodników. Stal Mielec za tydzień w praktyce będzie grała u siebie.
RADOSŁAW KUCHARSKI – OSĄD BOHATERA
I trudno się dziwić, bo postawa stołecznego zespołu to już totalna kompromitacja. Jak podaje Ekstrastats.pl, ostatni raz Legia zdobyła trzy punkty w ośmiu kolejnych meczach ligowych między październikiem 1953 a majem 1954 roku. Nie ma już nawet sensu analizować, ile jej teraz brakuje do Rakowa czy Lecha. W każdym razie, drużyny te mimo wpadek w postaci remisów ze znacznie niżej notowanymi rywalami i tak jeszcze powiększyły przewagę nad “Wojskowymi”. Pogoń natomiast wreszcie przeniosła na wyjazd swoją postawę z meczów domowych. Niewielki pożar z początku sezonu został ugaszony. Ostatnich pięć spotkań to cztery zwycięstwa, które pozwalają utrzymywać się w okolicach podium.
CZYTAJ TAKŻE:
- Grosicki: Dałem Sousie piłkę do pustej bramki [WYWIAD]
- Kozłowski: Chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]
Fot. FotoPyK