Górnik Polkowice ma dziwne hobby, nie zrozumiecie. Mianowicie – lubi urwać punkty faworytowi, gdy gra w osłabieniu. Ostatnio przekonała się o tym Korona Kielce, która już odwróciła wynik meczu, już witała się z trzema punktami, gdy nagle grający w „10” doprowadził do wyrównania. Teraz to samo spotkało ŁKS.
Nie było to porywające spotkanie w wykonaniu łodzian, trzeba przyznać. Ale z drugiej strony wydawało się, że ŁKS ma je pod kontrolą. Było na to kilka dowodów:
- anulowany gol Antonio Domingueza
- Mikkel Rygaard, który skutecznie dobił uderzenie Macieja Radaszkiewicza
- ten sam Rygaard, który zmarnował świetne odegranie piętą Radaszkiewicza
Mamy więc bramkę i dwie okazje na kolejnego gola. Ok, po przerwie Górnik się trochę rozbudził. Szukał okazji, niezły strzał z dystansu oddał Eryk Sobków. Ale to wciąż był beniaminek ligi, w dodatku bez swojego najlepszego strzelca: Mateusza Piątkowskiego. Sytuacja stała się jeszcze prostsza – przynajmniej w teorii – gdy drugą żółtą kartkę zobaczył Bruno Żołądź. Wydawało się, że teraz to już na pewno ŁKS coś wciśnie.
Takiego wała.
Górnik Polkowice przeprowadził zgrabną akcję: Kajetan Szmyt, autor gola na wagę punktu z Koroną, ograł rywala i podał do Karola Fryzowicz, który wrzucił piłkę w pole karne. Tam z kolei skutecznie główkował Kamil Wacławczyk i sensacja stała się faktem. ŁKS mógł jednak uratować ten mecz, bo gdy na boisko wszedł Stipe Jurić, łodzianie mieli dwie świetne szanse do zdobycia gola. Tyle że Jurić najpierw trafił w bramkarza (a dobitkę skutecznie wybił sprzed linii obrońca), a potem minimalnie chybił po zgraniu piłki ze stałego fragmentu gry.
CZYTAJ TAKŻE:
- Rygaard uderza w ŁKS. „Zwodzą nas z płatnościami”
- Stawowy: Ze mną ŁKS by awansował
- Pirulo – najlepszy piłkarz ligi?
fot. Newspix