W 80. minucie meczu między Bruk-Betem a Śląskiem Wrocław Jacek Magiera podjął dość kontrowersyjną decyzję. Jego zespół przegrywał 1-3, a on ściągnął z placu Erika Exposito. Swojego najlepszego strzelca, a także najlepszego w tym sezonie zawodnika zastąpił Adrianem Łyszczarzem. 22-letnim pomocnikiem, któremu dał łącznie 25 minut we wszystkich rozgrywkach, sześć razy wpuszczając go na plac z ławki. I ten Adrian Łyszczarz sieknął prowadzącemu Bruk-Betowi dwa gole, zaliczając tym samym pierwsze trafienia na poziomie Ekstraklasy. Dziwne? No dziwne, ale też idealnie pasujące do tego starcia, które było nieźle porypane.
Oczywiście moglibyśmy użyć też innego słowa. Też na „p”, ale innego. No bo wyobraźcie sobie choćby, że Łyszczarz polował też na trzeciego gola i wcale nie było tak daleko. A koniec końców jego trafienia będą stanowić fajne wspomnienie, ale nic ekipie z Wrocławia nie dały.
Dobra, dla porządku polecimy z tym chronologicznie, bo nietrudno się pogubić. Spotkanie w Niecieczy miało kilka faz, dlatego nimi się posłużymy.
Faza numer jeden. Zanosiło się na łatwą wygraną Śląska
Jak pewnie pamiętacie, drużyna Jacka Magiery w poprzedniej kolejce zdemolowała na wyjeździe Wisłę Kraków. Pod Wawelem Śląsk wygrał 5-0, a mógł i osiem do jaja, ale zabrakło trochę skuteczności. Początek meczu w Niecieczy wypadał trochę jak przedłużenie tamtego spotkania. Oba stadiony dzieli ledwie 100 kilometrów, więc wyglądało to tak, jakby małopolskie powietrze po prostu służyło wrocławianom.
Już w 3. minucie po ładnym podaniu Praszelika prowadzenie gościom mógł dać Pich, ale przegrał pojedynek z Loską. No ale swoją 10. bramkę w sezonie (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki) Słowak wcisnął chwilę później, gdy na jego głowę wrzucił Exposito. Hiszpan był w pierwszej części gry trudny do zatrzymania, a jeszcze przed upływem 10. minuty sam wpisał się na listę strzelców. Tyle tylko, że okazało się, iż był na minimalnym spalonym.
Dobrze, że VAR czuwa – ewidentny spalony… #BBTŚLA #ekstraklasa #WKS pic.twitter.com/HZb3la1Otp
— PiłkarskieSzachy (@foot_ball_chess) October 30, 2021
Faza numer dwa. Meczycho
Po prostu. Do końca pierwszej połowy przewagę miał Śląsk, ale gospodarze potrafili też groźnie odpowiedzieć. Po jednej z takich akcji do wyrównania doprowadził Stefanik, który skorzystał z dogrania Hlouska i z tego, że nie zdołał sparować piłki po jego uderzeniu Szromnik.
No ale czego my tutaj nie mieliśmy. Było pudło Stigleca, gdy stojąc sześć metrów przed praktycznie pustką bramką walnął słupek. Nawet jeśli gol nie zostałby ostatecznie uznany przez kolejnego spalonego Exposito, absurdalny strzał. Był rajd Verdaski, środkowego obrońcy, który nagle zaczął traktować rywali jak tyczki i oddał celny, odbity przez Loskę strzał już z szesnastki. Była świetna okazja Mączyńskiego i instynktowna interwencja golkipera gospodarzy, była sytuacja Mesanovicia i wiele innych ciekawych akcji.
Klasyczne odpięcie wrotek – sporo błędów indywidualnych, z których rodziło się zamieszanie, ale lepsze to niż ryglowanie i nuda.
Faza numer trzy. Bruk-Bet musi to wygrać
Po przerwie mecz w dalszym ciągu był otwarty, ale Bruk-Bet zyskał dwubramkowe prowadzenie. Spora w tym zasługa Erika Exposito, gdyż Hiszpan sam nie wykorzystał dwóch niezłych okazji, a w dodatku zaliczył stratę, po której świetnym otwierającym podaniem popisał się Stefanik, a jeszcze lepszy strzał oddał Mesanović. Bośniak walnął od poprzeczki i trzeba przyznać, że powoli się rozkręca – licząc z Pucharem Polski, ma na koncie już cztery gole. Bohaterem Bruk-Betu był jednak Stefanik, który po chwili do gola i asysty, dołożył też przejęcie futbolówki i kluczowe podanie przy trafieniu Śpiewaka, który skorzystał z asysty Gergela.
Bruk-Bet szybko miał też okazję na czwartego gola. I to świetną, bowiem sfaulowany w polu karnym został Gergel, a Wlazło wykonywał rzut karny. Jego strzał wybronił Szromnik, ale szczerze mówiąc, i tak niespecjalnie zanosiło się na to, że Śląsk może do tego meczu wrócić. A przynajmniej nie od razu.
Faza numer cztery. A może jednak nie?
Po 80. minucie rozpoczęło się wspomniane przez nas show Adriana Łyszczarza. Pomocnik rozgrywający swoje 23. spotkanie w Ekstraklasie najpierw skorzystał z wrzutki aktywnego dziś Praszelika, a następnie kapitalnie przymierzył sprzed pola karnego. Biorąc pod uwagę powyższe, trudno dziwić się temu, iż to właśnie Łyszczarz dostał później do wykonania rzut wolny z groźnej pozycji, ale jego próba minęła bramkę.
Generalnie można było mieć wrażenie, że jeśli ktoś jeszcze przechyli szalę na swoją korzyść, to raczej Śląsk.
„Faza” numer pięć. Szaleństwo w Niecieczy
Sędzia doliczył sześć minut, ten czas minął, ale ze względu na przerwy w grze arbiter dorzucił jeszcze kilka chwil. I wtedy wydarzyło się coś, co nieźle znają ci, którzy śledzili losy Bruk-Betu w pierwszej lidze. Czyli zobaczyli Mateusza Grzybka zapewniającego ekipie Mariusza Lewandowskiego punkty. W poprzednim sezonie chłop trzy razy trafiał w samej końcówce na wagę remisu (z Zagłębiem Sosnowiec, Sandecją Nowy Sącz i Arką Gdynią), a dziś w ósmej minucie doliczonego czasu gry dał „Słonikom” zwycięstwo, gdy wykończył wrzutkę Zemana, korzystając ze śpiączki defensorów Śląska.
Kapitalne zawody. Kapitalne. Trudno to w ogóle oddać, należało ten mecz zobaczyć. Konsekwencje? Śląsk nie odrobił nic do Lecha Poznań, który zgubił punkty w Mielcu, ba, stracił do Kolejorza kolejne oczko, ale (tak w ramach marnego pocieszenia) potwierdził też, że jest drużyną, której mecze warto śledzić. Bruk-Bet wygrał za to po raz drugi w tym sezonie ligowym i wyskoczył ponad strefę spadkową, spychając do niej Legię. Oczywiście warszawianie mają na koncie w tej chwili dwa mecze mniej niż niecieczanie, ale przed nami choćby bezpośredni mecz między tymi drużynami (przełożony z sierpnia), a dziś ekipa Bruk-Betu udowodniła, że nie można jej lekceważyć.
Fot. newspix.pl
Czytaj także: