Pisaliśmy dzisiaj, że ekstraklasowa logika wybrała się na urlop. Jednym z przykładów był wyjątkowo regularnie punktujący Lech. Umówmy się: Unia Skierniewice nie miała żadnych szans na przejście do kolejnej rundy Pucharu Polski. Lech jest w gazie. Ostatnie pięć spotkań Kolejorza – komplet zwycięstw, czternaście goli strzelonych, jedna bramka stracona. Walec Macieja Skorży mógł pozwolić sobie na drobne lenistwo, niespieszne tempo, rezerwowy skład, ale i tak ani przez chwilę nie musiał cykać się nieprzyjemnej sensacji.
Unia Skierniewice-Lech Poznań. Nudne święto
O niefortunnie popołudniowej godzinie na stadionie Unii miało odbyć się święto skierniewickiego futbolu. Raz, że właśnie okazało się, iż rządowy Nowy Ład zakłada przeznaczenie 25,5 miliona złotych na gruntowną rekonstrukcję tamtejszego stadionu. Dwa, że na mecz Pucharu Polski przyjechał Lech Poznań. Można było spodziewać się masowego zainteresowania wśród lokalnej społeczności. Cóż, wszystko zepsuła policja, która nie zgodziła się na zorganizowanie imprezy masowej. Wejściówki dostali wybrani, doping prowadziły dzieci i młodzież, przez całe dziewięćdziesiąt minut słuchaliśmy pokrzykiwań piłkarzy i uroczych wtrąceń spikera.
Takie tam święto.
A co na boisku?
Lech nie zamierzał wikłać się w zapasy i od początku narzucił swoje zasady. Przodowali w tym przede wszystkim Michał Skóraś i Dani Ramirez. Obaj balansują ostatnio między ławką rezerwowych a pierwszym składem, więc mieli coś do udowodnienia. Przy pierwszej bramce pograli dwójkowo – Skóraś przytomnie asystował, Ramirez załadował pod ladę. Przy drugiej bramce Hiszpan chciał nabić na piątym metrze Sobiecha, ale nabił Broniarka i efekt był taki sam – 2:0.
Swoją drogą, fajnie 29-letni pomocnik reaguje na nieokreśloną pozycję w drużynie. Co występ, to konkret. Skra Częstochowa w Pucharze Polski? Asysta i udział przy dwóch kolejnych golach dla Lecha. Śląsk Wrocław w Ekstraklasie? Asysta. Legia Warszawa w Ekstraklasie? Wywalczony karny. Wisła Płock w Ekstraklasie? Asysta. Unia Skierniewice? Gol i wypracowana bramka. To też siła Lecha, że ciut mniej eksponowane postacie robią wszystko, żeby znaczyć w tym zespole jeszcze więcej. Bo przecież Ramirezowi, jednak piłkarzowi o pewnej renomie na polskich murawach, wcale nie musiałoby się chcieć zapieprzać w Skierniewicach.
Lepiej grę Lecha z Unią oddaje jednak występ Skórasia. Niezły, oparty na robieniu pożytecznego wiatru, ale w wielu momentach meczu odnosiliśmy wrażenie, jakby reprezentantowi U-21 trochę brakowało koncentracji. Alan Czerwiński wystawił mu patelnię? Skóraś za bardzo się odchylił i posłał piłkę dziesięć metrów nad bramką. Podobnie niezłe podanie od Ramireza? Pudło nad poprzeczką. Wejście w pole karne w kontrze? Kilka fałszywszych ruchów nogą i już niezłą sytuację wyjaśniał Mateusz Wlazłowski. Ale do niego i tak nie można mieć pretensji, robił swoje. A tego nie można powiedzieć o wszystkich jego kolegach.
Unia Skierniewice-Lech Poznań. Ile znaczy Amaral?
Weźmy takiego Artura Sobiecha – nie bardzo chciało mu się biegać, nie bardzo chciało mu się walczyć, a kiedy dostawał piłkę w szesnastce, wyglądał jakby pierwszy raz w życiu widział piłkę na oczy. Albo takiego Thomasa Rogne. Dwa lata temu to był bardzo solidny ekstraklasowy stoper. Rok temu nie przynosił wstydu w Lidze Europy. A dzisiaj w Skierniewicach? Niesamowite drewno, aż trzeszczało. Przy okazji dowiedzieliśmy się też, dlaczego tak niewiele szans dostaje Roko Baturina – nie jest to na razie poziom Lecha walczącego o mistrzostwo. I niewykluczone, że nigdy nie będzie.
Ale żeby nie było: po prostu porównujemy sobie to pucharowe głęboko rezerwowe oblicze Lecha z bardzo silnym Lechem z meczów ligowych. A trzecioligowa Unia i tak nie była w stanie zbyt wiele zdziałać. Damian Makuch oddał dwa całkiem groźne strzały, ale to tyle, nic więcej. Maciejowi Skorży nie zadrżała nawet powieka.
Widać było za to, ile na tym etapie sezonu znaczy Joao Amaral. Gość jest jednym z głównych motorów napędowych tej drużyny. Jego wejście uczyniło Lecha silniejszym przynajmniej o dwa stopnie, dwa levele. Poklaskiwał, motywował, nadał intensywności pressingowi. Klepał z Ramirezem. Wypracował bardzo dobrą okazję strzelecką Pacławskiemu. Ze dwa razy pokusił się o całkiem ciekawe próby z dystansu. Tyle zabrakło mu do gola.
Tak wygląda boiskowy lider, tak wygląda oblicze pierwszej drużyny Lecha napędzonej świetnym startem nowych rozgrywek. Przejście Unii Skierniewice było formalnością. Ale to też fajne dla nierozpieszczanych ostatnimi latami kibiców Kolejorza, że w tym roku takie mecze mogą oglądać z pełnym spokojem i nie muszą drżeć, że zaraz będą musieli wściekać się po kompromitacji.
Unia Skierniewice 0:2 Lech Poznań
Ramirez 9′, Broniarek (sam.) 21′
Czytaj więcej:
- Pressing, rotacje i współpraca. Jak Lech Poznań stał się mocny?
- Warto pochwalić Jakuba Kamińskiego
- Lech przekonał się na własne oczy, że wcale nie musi być tak, jak zawsze
Fot. Newspix