Reklama

“Już się jej nie boją”, “zmęczenie to nie wytłumaczenie”. Co z tą Legią?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

07 października 2021, 18:42 • 12 min czytania 55 komentarzy

Legia Warszawa znajduje się w olbrzymim kryzysie, jeśli chodzi o ligowe poletko – to wie każdy. Pytanie, co dokładnie składa się na ten kryzys i jak szybko z niego wyjść. “Szybko” jest tu słowem kluczem, bo “Wojskowym” brakuje czasu na dochodzenie do sedna sprawy w dłuższej perspektywie. Po ośmiu występach mają na koncie aż pięć porażek, czyli więcej niż w całym poprzednim sezonie, co mówi najwięcej o skali problemu. Jeszcze chwila zakopywania się w dołku i ten sezon w Ekstraklasie może być dla nich stracony.

“Już się jej nie boją”, “zmęczenie to nie wytłumaczenie”. Co z tą Legią?

Kryzys Legii Warszawa – przyczyny, komentarze, wnioski

Razem z naszymi rozmówcami analizujemy najczęściej wymieniane przyczyny obecnego stanu rzeczy w szeregach mistrzów Polski.

 – Trudno mi to wszystko zrozumieć, bo tak naprawdę nie widzę powodu, dla którego Legia mogłaby być teraz w takiej zapaści. Kadra jest dobra i szeroka, powinna godzić oba fronty. Zaczyna to przypominać sytuację Lecha sprzed roku, choć w jego przypadku po części dało się to jeszcze wytłumaczyć, bo pole manewru ze zmiennikami było mniejsze – mówi Jerzy Podbrożny, dwukrotny mistrz Polski z Lechem i dwukrotny mistrz Polski z Legią, autor 122 goli na najwyższym polskim szczeblu.

O coś jednak chodzić musi, z czegoś się to wzięło.

Reklama

Zmęczenie graniem co trzy dni

Czesław Michniewicz po porażce w Gdańsku mówił wprost, że zabrakło pełnych trzech dób na regenerację, a on już w sobotę widział, że jego podopieczni mają jeszcze ciężkie nogi.

 – Akurat oglądałem z trybun mecz Lechia – Legia, wszystkiemu mogłem się przyjrzeć z bliska… Wiadomo, są tłumaczenia, że trzeba grać co trzy dni, ale to dla mnie niezrozumiałe. Od razu po przerwie weszło czterech nowych zawodników i też nic się w grze Legii nie działo. Czy to naprawdę aż taki problem w lidze, w której nadal przerwy między sezonami i rundami są dość długie, żeby piłkarze byli przygotowani do rytmu sobota-środa-sobota? Przecież to nie są ludzie, którzy pracują w kopalni po osiem godzin. Oczywiście mecz z Leicester na pewno kosztował zespół sporo zdrowia, ale to nie usprawiedliwia tego, co zobaczyłem w Gdańsku. Pierwsze 45 minut z Lechią to była najsłabsza Legia, jaką kiedykolwiek widziałem, coś absolutnie fatalnego. Najgorsze, że absolutnie nikt się w niej nie wyróżniał. To nawet nie było tak, że 2-3 prezentowało się dobrze, a reszta nie dojeżdżała. Nie – wszyscy grali tak, jakby ciągnęli wóz z węglem. Skoro Liga Europy tak wszystkich wypompowała, może niech lepiej w ogóle potem nie trenują, tylko nogi do góry do niedzieli i wychodzimy na świeżości? Nie możemy wiecznie gadać o graniu co trzy dni. Legia ma przecież całkiem szeroką kadrę, wielu doświadczonych zawodników – lekko bulwersuje się Sylwester Czereszewski, 23-krotny reprezentant Polski, mistrz kraju z Legią z 2002 roku, król strzelców z sezonu 1997/98.

I dodaje: – Legia do przerwy z uporem maniaka atakowała prawą stroną, na której był Skibicki notujący stratę za stratę. Mladenović chyba dopiero po trzydziestu minutach przeprowadził jakąkolwiek akcję. Miałem wrażenie, że Legia grała w ósemkę, bo trzech gości dostało czerwoną kartkę przed rozpoczęciem meczu. Nie potrafię tego zrozumieć, mimo że sam grałem w piłkę. Może ktoś mieć kłopoty i nie wytrzymywać rywalizowania co trzy dni na najwyższym poziomie, ale to mogłoby dotyczyć 4-6 zawodników, a nie jedenastu plus wszyscy rezerwowi. Przykro się patrzyło na te dalekie piłki do osamotnionego Pekharta. Bezradność przeradzająca się w coraz większą złość. 1:3 to był najniższy wymiar kary.

 – Skład jest szeroki, dochodzi do rotacji. Nie można w pierwszej kolejności zrzucać winy na zmęczenie fizyczne – zgadza się Piotr Włodarczyk, mistrz Polski z 2006 roku, mający 92 gole na najwyższym polskim szczeblu.

 – W niektórych przypadkach być może coś takiego występuje, ale znów wracamy do tego, że ma ich kto zastąpić. Na każdy mecz ligowy dochodzi do kilku zmian w składzie i to ci piłkarze powinni pokazać trenerowi, że zasługują na występ od początku w europejskich pucharach. A tego nie widać. Niby jest duża rywalizacja, ale nie przekłada się to na boisko i na wynik – dodaje Podbrożny.

Reklama

Obstawiaj Ekstraklasę w Fuksiarz.pl! 

Faktem jest, że rotacje dotyczą przede wszystkim pomocy i ataku. W obronie trio Artur Jędrzejczyk-Mateusz Wieteska-Maik Nawrocki występuje niemal nieustannie. Czasami zmieniają się tylko zadania na boisku, zwłaszcza Jędrzejczykowi, który był już w tym sezonie pół-prawym stoperem w ustawieniu z trójką z tyłu, prawym obrońcą i prawym wahadłowym. Prawie zawsze gra też Bartosz Slisz. Wieteska, licząc wszystkie fronty, rozegrał już ponad 1600 minut. Slisz, dokładając występ z San Marino, przebił 1400 minut. Jędrzejczyk zrobi to w najbliższym meczu.

Trener Czesław Michniewicz niechętnie majstruje w tyłach, tłumacząc, że nie chce zepsuć czegoś, co dobrze funkcjonuje od dłuższego czasu. Po czerwonej kartce Mladenovicia w Radomiu nie miał wyjścia na lewej stronie, ale ani Mateusz Hołownia, ani Joel Abu Hanna nie przekonywali. Yuri Ribeiro z kolei przyszedł dość późno, po długiej przerwie i najwyraźniej nie jest jeszcze gotowy. Na drugiej flance pewnie często biegałby Mattias Johansson, ale on na razie gra jedynie w pucharach i w reprezentacji Szwecji. W międzyczasie ciągle coś mu dolega, dlatego wciąż nie zadebiutował w Ekstraklasie. Lindsay Rose nie wykorzystał otrzymanych szans. Wychodzi zatem, że w tylnej formacji pole manewru jeśli chodzi o jakość na tu i teraz wcale nie jest tak duże, jak mogłoby się wydawać.

Generalnie jednak cała trójka naszych rozmówców nie do końca kupuje argument o zmęczeniu i małym polu manewru przy zmianach.

WŁODARCZYK: LEGIA I FRANKOWSKI SĄ JAK DWÓCH URWISÓW W KLASIE

Inne nastawienie w pucharach, inne w lidze

Ten punkt wydaje się już bardziej zrozumiały. Jest coś naturalnego w tym, że polscy ligowcy rywalizując w fazie grupowej europejskich pucharów nie potrzebują dodatkowej motywacji, bo już bez niej są maksymalnie skoncentrowani i zmobilizowani, mają poczucie udziału w piłkarskim święcie. Wypruwają z siebie żyły, puszczają wodze fantazji, dają się ponieść emocjom. Coś takiego potrafi mocno wyeksploatować zawodnika i fizycznie, i psychicznie. Bardzo trudno trzy dni później dać z siebie sto procent w ligowej młócce, w której na dodatek znajdujesz się pod większą presją niż w pucharach i każde potknięcie będzie szeroko komentowane.

Dobrze to w rozmowie z nami w ubiegłym roku wyjaśnił Marcin Kikut, odnosząc się do casusu Lecha Poznań z jesieni 2010 roku. “Kolejorz” potrafił wówczas w grupie LE pokonać Manchester City, dwukrotnie zremisować z Juventusem i dwa razy pokonać Salzburg, za to w Ekstraklasie notorycznie rozczarowywał. Po dziesięciu kolejkach miał na koncie zaledwie dziewięć punktów. – Była gra na sto procent poczucia swoich możliwości w danym momencie, ale nie na sto procent determinacji. Chcieliśmy bardziej stawiać na futbol dla oka, na jakość, dominować kulturą gry. Przez to pewnie trochę zatraciliśmy równowagę w takich aspektach jak fizyczność, praca bez piłki, zabrakło doskoku do chłopaków z drugiej drużyny. A to jednak Ekstraklasa, takie rzeczy się mściły – tłumaczył Kikut.

Marcin Kikut: Gdybyśmy ograli Bragę, dotarlibyśmy do finału Ligi Europy (WYWIAD)

Podobnie może być teraz z piłkarzami Legii.

 – Zapewne koncentracja w lidze jest trochę mniejsza i jest to problem. Trudno po meczu, w którym zostawiasz z siebie 120 procent, przestawić się na codzienność ligową. Nie chodzi tylko o kwestie fizyczne, ale także o głowę. W pucharach Legia daje z siebie wszystko, podczas gdy dla takiego klubu jak Leicester Liga Europa jest fajna dlatego, że może ograć młodzież i dać się wykazać tym, którzy mniej występują w Premier League. Tak ostatnio mówił Brendan Rodgers. Z kolei w Ekstraklasie wszyscy podchodzą do Legii jak ona do pucharowych meczów – zgadza się Piotr Włodarczyk.

Pojawiają się nawet teorie, że niektórym zawodnikom zwyczajnie mniej zależy na lidze, bo promują się przede wszystkim w Europie i to głównie na niej się koncentrują.

 – Na pewno puchary to najlepsza promocja przy dobrych wynikach. Większe zainteresowanie, więcej kibiców, więcej skautów. Skoro Legia pokonuje Spartaka i Leicester, sporo ludzi zwraca na nią uwagę – potwierdza Podbrożny.

 – Nie wierzę, że chodzi o celowe lekceważenie. Europejskie puchary to świetne okno wystawowe, ale nikt dziś nie kupi piłkarza w oparciu o jeden czy drugi dobry występ. Obserwacje są znacznie dokładniejsze i na pewno skauci przyjeżdżają również na Ekstraklasę. Gdyby któryś z nich zobaczył, że dany zawodnik w polskiej lidze gra dużo słabiej, pewnie zacząłby się zastanawiać nad wydaniem pozytywnej oceny. W takich okolicznościach wychodzi przecież charakter zawodnika, że potrafi dawać jakość regularnie. Jeśli ktoś mobilizuje się tylko na te największe mecze, źle to świadczy o jego mentalności – przekonuje Sylwester Czereszewski.

Tutaj dochodzi nam kolejny wątek, związany z drugą stroną. – Na Legię w Ekstraklasie zawsze była maksymalna sprężarka u rywali: trenerów, piłkarzy, kibiców. Tak zawsze było i będzie, a to, że Legia teraz tak dobrze radzi sobie w Europie może jeszcze dokładać parę procent, co robi różnicę przy problemach legionistów z koncentracją – zauważa Czereszewski.

Pora zwrócić uwagę na kolejny aspekt.

Legia w Ekstraklasie musi dominować

Na międzynarodowej arenie “Wojskowi” mogą się cofnąć i czekać na kontry, tylko momentami nadając ton boiskowym wydarzeniom. Oczywiście jest w tym dużo mądrości taktycznej sztabu szkoleniowego, plany na każdy element gry są zaawansowane, ale wyjściowa myśl jest dość prosta. W polskiej lidze role się odwracają i to nadal przede wszystkim Legia musi się martwić, co zrobić z piłką przy nodze, a jej rywale szukają kontr i szybkich ataków.

Early Payout i cashback 50% do 500 zł tylko w Fuksiarz.pl

 – Legia ostatnio często w Ekstraklasie gra podobnie jak w pucharach, nie potrafi narzucić swojego stylu gry – mówi Włodarczyk.

Tendencja ta zaczęła się już wiosną. Po raz ostatni stołeczna ekipa naprawdę mocno zdominowała przeciwnika 3 kwietnia i to tylko do przerwy, gdy prowadziła 4:1 z Pogonią Szczecin (skończyło się 4:2). Od tamtej pory zespół Michniewicza ma olbrzymie trudności w strzelaniu goli. Imponujące było to, że w siedmiu meczach kończących sezon nie stracił ani jednej bramki, ale z drugiej strony w tym samym czasie zdobył zaledwie trzy. Nowy sezon nie przyniósł poprawy. Legia nadal mało strzela, za to zaczęła mocno przeciekać w obronie. Liczby nie kłamią. Tabela za siedemnaście ostatnich kolejek Ekstraklasy wygląda następująco:

Widzimy, że Legia w piętnastu spotkaniach trafiła do siatki zaledwie trzynaście razy! Przy obecnym trendzie nawet rozegranie dwóch zaległych meczów prawdopodobnie nie sprawiłoby, że przestałaby być w ofensywie najsłabsza ze wszystkich drużyn, które w tym czasie rywalizowały w lidze i wiosną, i jesienią! No, może ewentualnie wyprzedziłaby Wartę Poznań.

Sylwester Czereszewski nie za bardzo widzi usprawiedliwienie dla tego stanu rzeczy. – Legia ma wystarczająco dużo jakościowych zawodników, predysponowanych do ataku pozycyjnego, żeby wymagać od niej przestawienia się na inne granie i dominowanie w lidze. Inna sprawa, że też nie zawsze ekstraklasowi rywale myślą z Legią tylko o kontrach. Lechia przecież mocno ją zdominowała od pierwszej do ostatniej minuty. Trener Kaczmarek cały czas pokrzykiwał na zawodników, żeby grali wysoko i nie cofali się. Legia często musiała ratować się dalekimi zagraniami – podkreśla były reprezentant Polski.

 – W meczu z Leicester też nie widziałem rozpaczliwie broniącej się Legii, zwłaszcza w pierwszej połowie. Dopiero gdy Anglicy wprowadzili podstawowych zawodników, goście na dobre przejęli inicjatywę. W Ekstraklasie nadal wielu woli się cofnąć i czekać na kontry, ale są już też zespoły, które potrafią grać z Legią odważnie i nawet atakować ją wysoko, na jej połowie i to dawało im zwycięstwa – wtóruje mu Podbrożny.

Jego ostatnie zdanie nawiązuje do następnego punktu, którym się znajdujemy.

Ligowa konkurencja najsilniejsza od lat

Dawniej w Legii mogliby bardziej machnąć ręką na kiepski start w lidze, bo straty do czołówki nadal nie byłyby zbyt duże. Dziś jest inaczej, a potencjalnego rywala w walce o tytuł nie należy upatrywać tylko w jednym czy drugim zespole.

 – Widać, że kilka klubów nie próżnowało. Lech znajduje się w bardzo dobrej formie, jego miejsce w tabeli nie jest przypadkiem. Przypadkiem to przegrał w Białymstoku. Raków dobrze wygląda, Pogoń też nieźle. Rozpędza się Lechia. Dawno nie było tak mocnej czołówki – przyznaje Piotr Włodarczyk.

Dobre strony tej sytuacji widzi Czereszewski: – Dla atrakcyjności Ekstraklasy to plus, że są poważni konkurenci. Nieraz się napinano, że Pogoń, Raków czy inna rewelacja będzie nowym mistrzem, a potem – poza sezonem z Piastem – było jak zawsze. Niech więc grupa naciskająca będzie jak największa, to impuls do rozwoju. Sama nazwa “Legia” coraz mniej straszy, wielu już nie boi się grać nawet na Łazienkowskiej. I dobrze, nikt nie ma monopolu na wygrywanie.

Dać czas Michniewiczowi

Cała trójka jest zgodna, że przy Łazienkowskiej nie powinni trzymać się tradycji, zakładającej zmianę trenera we wrześniu lub w październiku.

Włodarczyk: – Nie ruszałbym trenera. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że jest kryzys, zakasać rękawy i odrabiać straty.

Czereszewski: – Legia potrzebuje teraz spokoju przed arcyważnym meczem z Lechem. Tutaj nie zakładam problemów z mobilizacją, zwłaszcza że mecz pucharowy jest później i na początku całą uwagę można poświęcić lidze. Jeśli Legia przegra, to może być po wszystkim w temacie walki o mistrzostwo i będziemy mieli ewenement: obrońca tytułu wypisze się z walki o pierwsze miejsce już w październiku.

Trudno uznać takie stwierdzenie za kompletnie bezzasadne. W razie wygranej w Warszawie, Lech – nawet przy założeniu, że Legia zwyciężyłaby w obu zaległych meczach (nic pewnego) – miałby nad nią aż dziewięć punktów przewagi. Do odrobienia, ale nie byłaby to łatwa misja.

Czasami jest coś za coś. Myślę, że Legii w tym sezonie nie uda się obronić mistrzostwa. Na starcie zawsze jest faworytem, nieraz się zdarzało, że miała sporo strat na jakimś etapie i później jednak wygrywała ligę, ale tym razem będzie jej wyjątkowo trudno to nadrobić. Pozostaje jej załapanie się do pucharów, żeby w kolejnym sezonie znów móc w ten sposób zarabiać – uważa Jerzy Podbrożny.

 – Widziałem w Gdańsku wielu wściekłych kibiców. Ich podejście często jest takie, że lepiej zdobyć mistrzostwo Polski niż punkty w Lidze Europy. Chodzi o utrzymanie renomy na krajowym podwórku – wtrąca Czereszewski.

Podbrożny uważa jednak, że trzeba jak najwięcej wycisnąć z tego, co ma się już w Europie. – Legia nie powinna odpuszczać pucharów. One dają jej duże pieniądze, które mogą pozwolić na poczynienie konkretnych wzmocnień w przyszłości – podsumowuje.

Dziś najważniejsze jest jednak to, co wydarzy się w niedzielę. – Mecz z Lechem będzie miał taką wagę, jak wcześniej ten pucharowy u siebie ze Slavią Praga. Może zdefiniować Legii cały sezon – kończy Czereszewski.

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

55 komentarzy

Loading...