Ten mecz będzie ostatecznym sprawdzianem dla algorytmu Ekstraklasy, według którego jeśli komuś zaczyna żreć, to zaraz się wywróci na najmniej oczywistej przeszkodzie. Takich przykładów w ostatnich latach mieliśmy dziesiątki. Wystarczająco dużo, by zacząć spodziewać się niespodziewanego. Jeśli więc również i w tym przypadku wszystko się potwierdzi i dołująca Jagiellonia pokona rozpędzonego Lecha, będzie to znaczyło, że pewna prawidłowość w naszej lidze już chyba nigdy się nie zmieni. A białostoccy kibice powodów do optymizmu mogą szukać w jeszcze jednym aspekcie – historycznym.
Jagiellonia – Lech Poznań: Białystok twierdzą nie do zdobycia
Oto bowiem wychodzi, że “Kolejorz” od lat nie potrafi grać z Jagiellonią i męczy się z nią, jak z nikim innym. To już naprawdę jest cała seria.
W pierwszej dekadzie tego wieku jeszcze tak nie było. Poznaniacy wygrywali większość starć i to nieraz bardzo efektownie, że wspomnimy 6:1 przy Bułgarskiej z sezonu 2007/08, po którym słynnego wywiadu o potrzebie “daniu komuś w ryja” udzielił przed kamerami Canal+ zdegustowany postawą swojego zespołu Radosław Kałużny.
Mówimy już jednak o dość zamierzchłej przeszłości. Dekadę temu poznańsko-białostocka rywalizacja zaczęła się wyrównywać, a odkąd 6 marca 2015 roku Lech wygrał u siebie 2:0, nadeszła era dominacji Jagiellonii.
Liczby mówią same za siebie.
Ostatnich 17 meczów między tymi drużynami to dwa zwycięstwa Lecha, sześć remisów i aż dziewięć zwycięstw Jagiellonii.
Ostatnich dziewięć meczów w Poznaniu to dwie wygrane Lecha, jeden remis i sześć wygranych Jagiellonii. Najnowsza miała miejsce kilka miesięcy temu. “Kolejorz” prowadził 2:1, grał w przewadze po wykluczeniu Błażeja Augustyna, a mimo to frajersko przegrał po golach Bojana Nasticia i Bartłomieja Wdowika.
Co prawda, jak już Lech dwa wygrywał w omawianym okresie, to bardzo efektownie (5:1 w marcu 2018 i 4:0 w lipcu 2020), ale to były wyjątkowe sytuacje.
Teraz dochodzimy do statystyki najważniejszej w kontekście dzisiejszego spotkania. Otóż Lech po raz ostatni po pełną pulę w Białymstoku sięgnął 29 kwietnia 2013 roku. Tuż przed przerwą jedynego gola strzelił Gergo Lovrencsics. Na trybunach stawiło się 3,5 tys. widzów, stadion “Jagi” znajdował się jeszcze w przebudowie. W ataku poznaniaków grał Bartosz Ślusarski, który udzielił nam ciekawego wywiadu, w ataku Jagiellonii Tomasz Frankowski. W drugiej połowie wszedł Ebi Smolarek. Na ławce trenerskiej Tomasz Hajto. Szmat czasu.
Jagiellonia – Lech Poznań: idealna okazja na przełamanie
Od tamtej pory “Kolejorz” nie umie podbić podlaskiej ziemi, bez względu na to, w jakiej aktualnie formie znajdowały się obie ekipy. Najpierw cztery razy z rzędu wracał z niczym, potem miał serię pięciu remisów, a w ubiegłym sezonie wrócił do przegrywania. Razem to już dziesięć meczów białostockiej niemocy! Co ciekawe, w spotkaniach zremisowanych Lech w czterech przypadkach na pięć przynajmniej przez chwilę prowadził – w dwóch przypadkach nawet po 2:0 – a i tak koniec końców trwonił przewagę.
Trudno powiedzieć, skąd się ta niemoc wzięła. Daleka podróż? Pewnie ma ona znaczenie, 500 kilometrów to nie pierwszy lepszy wyjazd za miasto. Z drugiej strony, do Zabrza czy Gliwic z Poznania jest raptem 150 kilometrów mniej, a tam drużyna z Bułgarskiej bilans ma znacznie korzystniejszy. Może chodzi o wyjątkową mobilizację zawodników “Jagi”? Lech to jednak marka sama w sobie, podobnie jak Legia, która w stolicy Podlasia nie wygrała od ośmiu meczów, a w tym czasie strzeliła tam zaledwie dwa gole. Dobrym występem przeciwko takiemu przeciwnikowi piłkarze mogą wiele załatwić, uspokoić nastroje, udobruchać kibiców, dać sobie trochę wytchnienia. Dziś też właśnie tak wygląda perspektywa Jagiellonii.
O co by nie chodziło, lepszej okazji do przełamania tej klątwy chyba już nie będzie. Podopieczni Skorży wyraźnie prowadzą w tabeli, jeszcze w tym sezonie nie przegrali, w większości meczów grali efektownie i najczęściej efektywnie. Sposób, w jaki tydzień temu rozgromili Wisłę Kraków, był absolutnie imponujący.
W Jagiellonii natomiast płacz i zgrzytanie zębów. Dwa punkty w ostatnich pięciu kolejkach, porażka w fatalnym stylu z Lechią w Pucharze Polski, miotanie się Ireneusza Mamrota ze składem, problemy zdrowotne wielu zawodników, coraz większa frustracja kibiców. Targana kontuzjami obrona nie stanowi monolitu, od dłuższego czasu bez formy jest Martin Pospisil, Tomas Prikryl męczy się na wahadle, Fedor Cernych ciągle nie nawiązuje do chwil sprzed transfer do Dynama Moskwa, w ataku ratunkiem ma być wypchnięty z Piasta Gliwice Michał Żyro. Trzymający fason Jesus Imaz i Taras Romanczuk to zdecydowanie za mało.
Z pozoru – sytuacja beznadziejna. Tu jednak znów należy wrócić do punktu wyjścia. Może właśnie teraz najlepszy mecz od dawien dawna rozegra Pospisil, przełamie się Żyro, zachwyci Cernych, żadnego głupiego błędu nie popełnią obrońcy? Jagiellonia w obecnej sytuacji tylko może, to Lech musi. To dla gości potencjalny mecz pułapka, a nikt inny nie jest tak dobry w sprowadzaniu swoich kibiców na ziemię jak Lech pod rządzami Karola Klimczaka i Piotra Rutkowskiego. Mimo że gospodarze znajdują się dziś na innej półce niż ich goście, na boisku niczego byśmy tak łatwo nie przesądzali.
Jagiellonia – Lech Poznań: typy redaktorów Weszło
Przemysław Michalak: – Każda seria kiedyś ma swój koniec. Problemy Jagiellonii chyba są zbyt głębokie, a z kolei forma Lecha zbyt mocno osadzona, żeby pojedynczy mecz mógł zatrzeć te różnice. Spacerku nie będzie, Filip Bednarek to nie jest najpewniejszy bramkarz w lidze, ale stawiam na zwycięstwo “Kolejorza” do zera po kursie 2.80 u Fuksiarza.
Jakub Białek: – Jaga fatalna. Lech znakomity. Mamrot krytykowany. Skorża pompowany. Dawno nie było momentu, w którym osławiona logika Ekstraklasy miałaby tak duże pole do popisu. Rzucam delikatną stawkę na Jagiellonię po kursie 4.70 w Fuksiarz.pl.
*
Obstawiaj Ekstraklasę w Fuksiarz.pl i odbierz freebet na 25 zł!
Fot. Newspix