Zbliżające się stulecie klubu. Mistrzowskie aspiracje. Pierwsze miejsce w tabeli po siedmiu kolejkach. Najlepszy ligowy start od wielu, wielu lat. Koniec bojkotu kibiców. Zbliżające się rekordy stadionowej frekwencji. Daleko jeszcze do jakichkolwiek rozstrzygnięć, daleko jeszcze do odbudowania pełni klubowej tożsamości i zbudowania zwycięskiej mentalności, ale tegoroczny Lech Poznań zaczyna nabierać poważnego kształtu. Nie jest już beznadziejnie. Przynajmniej tyle. Kolejorz odzyskuje utraconą twarz i utracone zaufanie wielkopolskiej społeczności.
Przestać być Ministerstwem Dziwnych Decyzji
Jeszcze niedawno najzagorzalsi kibice klubu buntowali się przeciwko polityce klubu. „Jest beznadziejnie. Klub który przez ostatnie pięć lat zarobił na transferach czterdzieści milionów euro, a przez ten czas wydał niespełna trzy”, pisali w oświadczeniu pełnym goryczy i pretensji. Działania władz Lecha nazywaliśmy Ministerstwem Dziwnych Decyzji. Opisywaliśmy degrengoladę Kolejorza, opowieść o ciągłym obniżaniu sobie poprzeczki. Podkreślaliśmy, że to znamienne, iż Lech jeszcze pięć lat temu można było traktować jako drugą siłę ligi, jako poważnego przeciwnika dla Legii, a teraźniejszość plasowała poznańską ekipę gdzieś między jednym kryzysem a drugim, gdzieś między dolną a górą częścią tabeli, gdzieś między jednym a drugim zrywem.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Lech stał się klubem karykaturalnym. Promował zdolną młodzież dla zagranicznych lig i reprezentacji, a nie był w stanie zbudować własnej kadry na dwa-trzy fronty. Dariusz Żuraw odpuszczał mecz z Benfiką w Lidze Europy, bo szykował się na ligowe Podbeskidzie. Druga część jego kadencja była serię marazmów, słabości, mniejszych lub większy klęsk. Całkiem dobrzy na polskie warunki piłkarze długimi momentami przypominali piłkarskie zombie. Brakowało tej drużynie życia, werwy, radości, polotu, pomysłu. Nie pomogła zmiana trenera. Maciej Skorża irytował się na przygotowanie fizyczne swoich nowych podopiecznych, napominał coś o świętych krowach, testował nowe koncepcje (pamiętacie jeszcze kompletnie nieudany eksperyment z grą na trzech stoperów z Rakowem?), ale nic to nie dało – wyniki ani drgnęły.
Od tego czasu minęło kilka miesięcy.
Obietnica lepszych czasów
Piotr Rutkowski zapowiedział wydanie rekordowych pieniędzy na letnie transfery. Lecha wzmocniło siedmiu nowych piłkarzy i wracający z portugalskiej tułaczki Joao Amaral. Maciej Skorża przepracował okres przygotowawczy, w czasie którego sztab szkoleniowy Lecha zadbał o to, żeby fizycznie, psychicznie i mentalnie przygotować zespół na zaczęcie nowego sezonu z wysokiego „C”, z odpowiednio głośnym przytupem. Czy to się udało? Idealnie nie jest, bo nie może być, ale na pewno wyszło obiecująco:
- rozczarowujący remis z Radomiakiem,
- planowe zwycięstwa z Górnikiem Zabrze, Cracovią, Bruk-Betem, Lechią Gdańsk,
- remisy po szalonych meczach z Pogonią i z Rakowem.
W tych dwóch ostatnich spotkaniach Lech może nie wygrał, ale pokazał, że już nie jest zahukanym, bezjajeczym zespołem i to chyba było kluczowe. Z Pogoni wyrównał w doliczonym czasie gry, po golu Pedro Tiby, dla którego ten występ był odrodzeniem po nieudanych poprzednich miesiącach. Z Rakowem udało się wyciągnąć wynik z 0:2 po bardzo słabej pierwszej połowie i drugiej bramce straconej na początku drugiej. Tak kształtuje się tożsamość.
Stąd też ożywcze oświadczenie kibiców.
„Drodzy Kibole.
17.09 na meczu z milicją wracamy do Kotła, wracamy z dopingiem!
Jest to wspólna decyzja wszystkich grup kibicowskich.
Większość naszych postulatów zostało spełnionych. Nie ma już w klubie trenera przygotowania fizycznego, transfery zostały poczynione na godnym poziomie.
Zdecydowaliśmy, że to jest już ten czas, kiedy należy wrócić na trybuny.
Idziemy na kompromis wobec osoby dyrektora sportowego. Niech klub to doceni.
Bez nas, bez dopingu Kotła, mecze na Bułgarskiej są po prostu do dupy!
Wszyscy bez wyjątku, obowiązkowo stawiają się w Kotle!
Pokażmy całej Polsce absolutny TOP!
Z fanatycznym pozdrowieniem Grupy Kibicowskie”
Lech pobije rekord post-pandemicznej frekwencji?
Oznacza to, że frekwencja przy Bułgarskiej podczas meczu Lecha Poznań z Wisłą Kraków przekroczy dwadzieścia pięć tysięcy, co już potwierdził klub, a to jeszcze nie koniec, bo ostateczna liczba widzów może sięgnąć nawet trzydziestu tysięcy widzów. Gdybyśmy mieli stawiać – trzy dyszki pękną spokojnie.
– To dla nas świetna wiadomość. Jesteśmy zawodowcami, w szatni są piłkarze, którzy z niejednego pieca jedli chleb i pełen stadion musi być naszym atutem. To jest nasz stadion, nasi kibice. Nie demonizowałbym presji. Czego mamy się bać? Przecież to powinno być naszym plusem. Wierzę, że sobie z tym poradzimy. To będzie coś pozytywnego i tylko w ten sposób do tego podchodzę – skomentował to Maciej Skorża.
OBSTAWIAJ EKSTRAKLASĘ NA FUKSIARZ.PL
Przypominamy sobie radość Bartosza Salomona po ładnej bramce z Cracovią. Stoper Lecha, od razu po trafieniu, rzucił się w stronę kibiców, wskoczył na trybunę, krzyczał, zbijał piątki, dawał się obściskiwać. Tam też tworzyła się społeczność, odzyskiwane było zaufanie. 25-30 tysięcy kibiców na stadionie przy Bułgarskiej na meczu z Wisłą Kraków będzie polskim klubowym rekordem okresu post-pandemicznego.
2020/21 – rekordy frekwencji w poszczególnych kolejkach:
- 1. kolejka: Górnik Zabrze – Podbeskidzie Bielsko-Biała (7368)
- 2. kolejka: Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok (9109)
- 3. kolejka: Śląsk Wrocław – Lech Poznań (11 535)
- 4. kolejka: Lech Poznań – Warta Poznań (17 546)
- 5. kolejka: Górnik Zabrze – Wisła Kraków (12 492)
- 6. kolejka: Śląsk Wrocław – Cracovia (6438)
- od 7. kolejki do 29. kolejki: bez publiczności
- 30. kolejka: Śląsk Wrocław – Stal Mielec (10 453)
2021/22 – rekordy frekwencji w poszczególnych kolejkach:
- 1. kolejka: Wisła Kraków – Zagłębie Lubin (13 668)
- 2. kolejka: Górnik Zabrze – Lech Poznań (18 659)
- 3. kolejka: Górnik Zabrze – Stal Mielec (11 873)
- 4. kolejka: Jagiellonia Białystok – Górnik Zabrze (10 342)
- 5. kolejka: Lech Poznań – Lechia Gdańsk (14 652)
- 6. kolejka: Wisła Kraków – Legia Warszawa (23 717)
- 7. kolejka: Śląsk Wrocław – Legia Warszawa (21 997)
To będzie deklasacja. Finał Ligi Europy w Gdańsku oglądało dziewięć i pół tysiąca kibiców. Trzy razy mniej osób niż zobaczy mecz Lecha z Wisła Kraków. Na Legię ze Slavią w decydującym meczu eliminacji Ligi Europy przyszło 20 tysięcy osób. Na Dinamo Zagrzeb – 26 tysięcy. To świetny wynik, porównywalny, ale raz, że to europejskie puchary, dwa, że Lech pewnie to pobije.
Większe tłumy przyszły ostatnio tylko na wrześniowe mecze reprezentacji. Mecz Polska – Anglia oglądało na Stadionie Narodowym ponad 56,6 tysięcy kibiców, a mecz Polska – Albania – 38,2 tysięcy. W pierwszym przypadku to zrozumiała przepaść, poziom nieosiągalny dla żadnego z polskich klubów, ale już w drugim przypadku: różnica wcale nie jest taka wielka, co też jest na swój sposób znamienne.
Najlepszy start od lat
Wszystko warunkuje wynik sportowy. Lech zaczął sezon najlepiej od wielu, wielu lat. Sprawdzamy zdobycze punktowe Kolejorza w ostatnich dziesięciu sezonach po siedmiu pierwszych kolejkach.
- 2021/22 – 7 meczów, 15 punktów
- 2020/21 – 7 meczów, 8 punktów
- 2019/20 – 7 meczów, 11 punktów
- 2018/19 – 7 meczów, 13 punktów
- 2017/18 – 7 meczów, 14 punktów
- 2016/17 – 7 meczów, 8 punktów
- 2015/16 – 7 meczów, 4 punkty
- 2014/15 – 7 meczów, 10 punktów
- 2013/14 – 7 meczów, 9 punktów
- 2012/13 – 7 meczów, 14 punktów
Jest dobrze. Albo inaczej: nie jest już źle.
Każdy mecz przegrany w Lechu musi być rozczarowaniem. Tak trzeba myśleć. Wszyscy muszą sobie to uświadomić. Presja wyniku od pierwszego meczu ligowego. Jest stulecie klubu. To ma swój wymiar.
Lech powalczy o mistrzostwo?
Oczywiście, że tak.
Zaczyna się tak, jak powinna się zacząć historia sukcesu. Ale za długo oglądamy Ekstraklasę, za długo oglądamy Lecha, że by dać się zwieść. To dopiero początek drogi. Drogi, na której Kolejorz jest zarazem swoim największym sojusznikiem, jak i swoim największym wrogiem.
Fot. Newspix