Czy reprezentacja za kadencji Paulo Sousy ma wady? Oczywiście, że tak, każdy zdaje sobie z tego sprawę. Wystarczy w końcu popatrzeć na wczorajszy mecz z San Marino albo wcześniejszą potyczkę z Albanią. Elementy do poprawy są, trzeba być ślepcem, by tego nie dostrzec. Nie potrafię się jednak pozbyć wrażenia, że w całym tym pędzie i dążeniu do wbijania szpilek, zapominamy o tym, że Sousa i jego praca to nie tylko minusy.
Skupmy się tylko na tym zgrupowaniu, w końcu to sprawy najświeższe, dostarczające najwięcej materiału do dyskusji. Na pierwszy ogień gol stracony z San Marino, który w pewnym momencie urósł do miana największego problemu w całym tym spotkaniu.
Taką piłeczkę poprosimy od Grzegorza Krychowiaka do Roberta Lewandowskiego w meczu z Anglią ❤️ #tvpsport #kadra2021 pic.twitter.com/IlUJlKeasT
— TVP SPORT (@sport_tvppl) September 5, 2021
By winić portugalskiego szkoleniowca za zachowanie Kamila Piątkowskiego, trzeba naprawdę Sousy nie lubić i nie chcieć, by pracował w Polsce. Są pewne aspekty, nad którymi nawet najlepszy trener nie ma żadnej kontroli i to był jeden z nich. Piątkowski popełnił koszmarny, karykaturalny błąd w sztuce. Całe szczęście, że przeciwko San Marino, całe szczęście, że przy takim wyniku i koniec końców gol ten będzie traktowany tak jak każda bramka zdobyta przez San Marino. Jako ciekawostka i historyczny wpis. Biorąc pod uwagę kontekst całej boiskowej sytuacji, można nawet rzec: zdarza się i już.
Nie jesteśmy bowiem pierwszymi, którym San Marino gola strzeliło. W końcu w tej klasyfikacji wyprzedza nas także reprezentacja Belgii, co do której wszyscy mamy pewność, że jest lepsza od nas. Amatorska drużyna wepchnęła również gola Anglikom w 1993 roku.
Ba, był to najszybszy gol w historii eliminacji do mistrzostw świata.
Davide Gualtieri potrzebował zaledwie 8,3 sekundy, by pokonać bramkarza Synów Albionu, Davida Seamana, wykorzystując pomyłkę Stuarta Pearce’a, podobną do tej, którą zaliczył Kamil Piątkowski. Co więcej, San Marino swoje prowadzenie utrzymało przez ponad 20 minut, bo dopiero wtedy wyrównał Paul Ince.
A u nas? U nas był to gol na 1:4. Strzelony nie pierwszemu zespołowi, a w głównej mierze rezerwowym. Nie wziął się z misternie skonstruowanej akcji, lecz po błędzie w rozegraniu piłki, czyli w aspekcie, nad którym Sousa cały czas chce pracować. Może to zabrzmieć komicznie, ale cieszę się, że Piątkowski pomylił się akurat z San Marino. Mam dzięki temu ułamek przekonania, że będzie miał tę sytuację z tyłu głowy i z lepszym rywalem po prostu poda mocniej, celniej, wejdzie w drybling, bo to też potrafi.
Niezależnie jednak od skutków, nie winiłbym za tego gola naszego selekcjonera.
Szydera po jednym, wzruszenie ramionami po siedmiu
Większym problemem było to, że San Marino czasami potrafiło nas zaskoczyć swoim pressingiem. Tutaj w oczy rzucała się nasza genetyczna bolączka – permanentny strach w operowaniu piłka przy nodze. Gdy gospodarze podchodzili nieco agresywniej, zdecydowanie zbyt często wybuchał pożar. Rywal lepszy niż San Marino, nieco lepszy niż Albania będzie z pewnością potrafił wydatniej to wykorzystać.
Nie zmienia to jednak faktu, że mimo tej zaskakująco niezłej postawy San Marino, rozbiliśmy ich, w meczu wyjazdowym, 7:1. Nie 3:1, nie 4:1. Różnica sześciu goli, co wbrew pozorom nie jest sprawą tak oczywistą w kontekście tej maleńkiej reprezentacji. Ich ostatnie mecze z silnymi rywalami to pasmo porażek, ale zwykle tracili mniej bramek.
- W ostatnich latach tylko Włosi strzelili San Marino 7 goli (próbowała Rosja, Anglia).
- Jeśli idzie o mecze u siebie, San Marino tylko siedem razy straciło siedem lub więcej bramek.
Nie uważam też, żeby dało się wygrać szczęśliwie różnicą sześciu trafień. Dwoma, trzema – jak cię mogę. Ale siedmioma? Mała tutaj kwestia przypadku i polegania wyłącznie na indywidualnych umiejętnościach.
Nie chodzi o to, by na kadrę patrzeć tylko przez różowe okulary, ale ten jeden gol Nanniego naprawdę nie ma większego znaczenia. Wrzuciliśmy San Marino więcej bramek niż którykolwiek z naszych grupowych rywali. To cenna zaliczka, gdyby o drugim miejscu miał decydować bilans.
Jedenaście goli strzelonych w dwóch grupowych meczach to ewenement w tych eliminacjach. Polska ma na swoim koncie 18 trafień. Wiecie kto jest pod tym względem lepszy? Tylko Belgia, której kadra może predestynować do miana jednej z najlepszych na świecie.
Wyprzedzamy Danię (17; mają Mołdawię i Wyspy Owcze), Anglię (17; też grali z San Marino), Holandię (16; w grupie z Gibraltarem, Łotwą), Turcję (15; to samo zestawienie co Oranje) oraz Izrael (14; ta sama grupa co Dania). Mnie też jest tego straconego gola szkoda, było mi przez niego nawet głupio, ale koniec końców jestem w stanie wpisać go w bilans zysków i strat, bo reprezentacja zaczęła dowozić mecze pod względem ofensywnym.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZU – WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!
Przed bieżącym zgrupowaniem nie znajdowaliśmy się w najlepszej sytuacji, ale teraz? Teraz absolutnie wszystko zależy od nas. Wykonaliśmy plan minimum, mamy sześć punktów i świetny bilans dziewięciu bramek do przodu. Jeśli uda się wyrwać punkty Anglii, Paulo Sousa i jego kadra będą mogli wracać z czymś więcej niż tylko poczuciem dobrze odwalonej roboty.
Trudna sztuka przyznawania racji
Stała się również rzecz jeszcze bardziej niespodziewana niż strata gola z San Marino. Otóż okazało się, że Paulo Sousa prawdopodobnie zna się na piłce znacznie lepiej niż 99.9% kibiców reprezentacji Polski. Tuż przed meczem z Albanią Portugalczyk dał do zrozumienia, że ekipa Edoardo Reji jest rywalem lepszym niż Węgry.
– Moim zdaniem to drużyna lepsza niż Węgry – bardziej kompaktowa, lepiej zorganizowana w defensywie. Nie pozostawiają zbyt wiele przestrzeni między liniami – powiedział Sousa na konferencji prasowej. Początkowa reakcja wielu osób – Portugalczyk zaczął rozstawiać dupochron. No bo jak to, Albania miałaby być lepsza niż Węgry? Przecież to nie do przyjęcia. Na pewno chodzi o to, żeby zabezpieczyć się przed porażką z bałkańską ekipą.
Tymczasem rzeczywistość faktycznie ułożyła się zgodnie z cichymi przewidywaniami Sousy. Albania Madziarów ograła, zachowała czyste konto, a przez większość meczu prowadziła grę. Skończyło się na 1:0, ale był to rezultat zupełnie zasłużony, kultura gry Albańczyków przerosła Węgrów, którzy przecież tak dzielnie radzili sobie na Euro.
CASHBACK BEZ OBROTU 50% do 500 ZŁ w FUKSIARZ.PL!
Dla kogoś może być to nieważne, bagatelne, ale trzeba Portugalczykowi oddać, że znowu dobrze analizuje rywala. Siwy bajerant po prostu zna się na piłce. Skazywana na pożarcie Albania może być wiceliderem grupy – wystarczy, że pokona San Marino (co zrobi), a Polska nie wygra z Anglią (co prawdopodobnie będzie miało miejsce).
Kluczowym dla reprezentacji Polski może być zatem wyjazd do Elbasani. Wystarczy jednak, że zagramy tak, jak w pierwszym starciu z podopiecznymi Reji. Wiele osób twierdziło, że nasze zwycięstwo 4:1 było szczęśliwe, nieco niezasłużone. Faktycznie, w pierwszym odruchu można było mieć takie odczucie, ale warto zwrócić uwagę na to, co pisały media naszego czwartkowego rywala – Albania biegała, walczyła, szarpała, ale nie było z tego żadnych konkretów, które byłby w stanie zagrozić biało-czerwonym.
Na obronę Paulo Sousy – o ile takiej faktycznie potrzebuje – powiem, że chociaż gra reprezentacji ma sporo mankamentów, to ma też widoczne plusy, co widać przede wszystkim w ofensywie. Ta kadra idzie do przodu, rozwija się, nawet jeśli ceną bywa stracenie gola z San Marino.
Fot.FotoPyk