Reprezentacja Paulo Sousy jest w stanie stracić gola z każdym. Oczyma wyobraźni widzimy, jak jedzie na jubileusz Igloopolu Dębica i do siatki trafia 56-letni Janusz Kaczówka. Widzimy, jak Lewandowski i spółka meldują się na dziesięcioleciu „Bandy Świrów” i Skorupskiego pokonuje Maciej Korzym. Widzimy, jak…
No naprawdę, jesteśmy w stanie wyobrazić sobie wszystko, skoro nasze orły potrafią STRACIĆ GOLA Z SAN MARINO.
Ludzie kochani, przecież to aż niewiarygodne. Piątkowski tak pięknie wyłożył piłkę Nanniemu, że tego podania nie powstydziliby się najlepsi pomocnicy świata. Helik nie tyle został wrzucony na konia, co po prostu nie miał żadnych szans, by dojść do tej piłki. A Nanni? Popędził ile sił w nogach, skorzystał z prezentu, uderzył po długim i przeszedł do historii sanmaryńskiej piłki. To drugi gol, jaki San Marino strzeliło Polakom. Wyżej w tym niezbyt chlubnym rankingu (trzy stracone bramki przeciwko tej drużynie) są tylko Liechtenstein i… Belgia.
San Marino – Polska. Szybko zabity mecz
Czy ta stracona bramka ma wielkie znaczenie? Nie. Trochę wstyd, ale koniec końców wygraliśmy spokojnie, nastrzelaliśmy bramek i – co chyba najważniejsze – skończyliśmy mecz bez kontuzji. Wstyd jest tym większy, że to nie tylko stracony gol, ale i długie minuty gry – o zgrozo – jak równy z równym.
Ale lećmy po kolei. Pierwszy strzał oddaliśmy po 132. sekundach (Lewandowski został zablokowany). Pierwszego gola strzeliliśmy po równo 240. Linetty wygrał główkę i posłał nią prostopadłą piłkę, obrona San Marino zrobiła krok do przodu, Lewy wszystko odczytał i wyszedł sam na sam. Miał kłopoty z przyjęciem piłki, ale koniec końców ją opanował, wyczekał, położył bramkarza i posłał strzał obok niego. Wielkie doświadczenie zrobiło swoje.
Mniej więcej już wtedy było wiadomo, że czeka nas w miarę lajtowy mecz, w którym nie będziemy drżeć o wynik, a przecież zdarzały nam się już takie historie w starciach z niżej notowanymi rywalami (pamiętacie mecz z Łotwą na Narodowym?).
OBSTAWIAJ MECZ Z ANGLIĄ NA FUKSIARZ.PL! SPRAWDŹ OFERTĘ!
Potem już poszło jak z płatka. Wygrany pojedynek przez Puchacza i wyczekanie momentu, by dograć piłkę do Świderskiego, który tylko dopełnił formalności. Kapitalne podanie Modera w pole karne, które przecina Szymański, szybko oddaje do Lewego, a ten znów nieco pokracznie przyjmuje, lecz dopada do piłki i podcina nad leżącym bramkarzem. Wreszcie – podanie do będącego na spalonym Szymańskiego, po którym pomocnik staje w miejscu, a przytomny Linetty odczytuje możliwy przebieg wydarzeń, idzie na dzika i strzela gola. Do przerwy 4:0 i bardzo dobre wrażenie, bo Polacy – mimo że mieli spokojny wynik – do samego końca atakowali. W samym doliczonym czasie mieliśmy dwie setki – najpierw bramkarz przeczytał strzelającego z bliskiej odległości Świderskiego (to musiał być gol), a później Puchacz trafił w słupek (ale i tak był na spalonym).
San Marino – Polska. Ciężary w drugiej połowie
Schodząc na przerwę wiadomo było, że jest już pozamiatane. Sousa nie chcąc ryzykować zdrowia zawodników ściągnął więc Lewandowskiego, Szczęsnego i Modera. Ale chyba nawet on sam nie przypuszczał, że gra tak bardzo się posypie.
I już pal licho tę straconą bramkę. My przez dobre kilkadziesiąt minut graliśmy z San Marino jak z równorzędnym rywalem! Ba, to nasi rywale uderzali na bramkę (łącznie trzy celne strzały), a my… chyba spanikowaliśmy po tym, jak daliśmy sobie wbić gola. Serio – wyglądało to tak, jakby brak Lewandowskiego sparaliżował naszych reprezentantów.
Czy tak będzie wyglądała nasza piłka, gdy Lewy zawiesi buty na kołku? Nie daj Boże. Ale oglądaliśmy – znów, niestety – bardzo niepokojące obrazki. Oczywiście, mierzyliśmy się z kelnerami, więc w końcówce, gdy San Marino opadło z sił, wcisnęliśmy jeszcze trzy bramki. Najpierw Helik wrzucił niemalże z linii lobując bramkarza, a Buksa władował do pustaka. Później z przeciwległej strony dośrodkował Piątkowski i Buksa znów głową pokazał klasę. A już na koniec meczu błysnął Zalewski, który wrzucił z lewej, a Buksa dołożył nogę. Napastnik New England Revolution ma w kadrze dwa mecze i cztery bramki. Bez wątpienia jest największym wygranym tego zgrupowania.
EARLY PAYOUT, CASHBACK 50% – KOZACKIE PROMOCJE W FUKSIARZU!
A przegrani? Na pewno Piątkowski, który zaliczył haniebną “asystę”. Ale i Kamiński, któremu nic, kompletnie nic nie wychodziło, a jego próby dryblingu nieszczególnie zaskakiwały zawodników San Marino.
Robotę wykonaliśmy. Nastrzelaliśmy bramek. Wynik jest okazały. Ale, cholera jasna, stracić gola w takim meczu? Z San Marino?
Kadro Paulo Sousy, jeśli chodzi o grę w tyłach naprawdę przechodzisz ludzkie pojęcie.
San Marino – Polska 1:7
48′ Nanni – Lewandowski 5′, 21′, Świderski 16′, Linetty 44′, Buksa 67′, 90’+2, 90’+4
Fot. FotoPyK