To ani takie czasy, ani taki moment, żeby Poznań zatonął w fajerwerkach i triumfalnych pieśniach, ale piłkarska stolica województwa wielkopolskiego będzie wspominać ten piątek z uśmiechem. Pewnie nawet pójdzie jakieś weekendowe piwko albo coś mocniejszego. Warta wygrała 4:0 z Górnikiem Łęczna, Lech wygrał 2:0 z Cracovią. Piękny komplecik. Cieszyć może się szczególnie Kolejorz, bo to żadna tajemnica, że na nim ciąży olbrzymia presja odkucia się na stulecie po fatalnym zakończeniu minionego sezonu. I to się chyba udaje. Ekipa Macieja Skorży w pierwszych trzech meczach zgromadziła na swoim koncie siedem punktów.
Tego wieczora Lech miał ułatwione zadanie. Rywal zdezerterował. Uwierzcie nam, że naprawdę zmuszamy się, żeby klepać w klawiaturę i pisać cokolwiek o drużynie Michała Probierza. To uwłaczające. Cracovia oddała cztery strzały na bramkę Mickeya van der Harta, w tym, co smutne i żałosne, żadnego celnego. Obrazkiem pierwszej połowy w wykonaniu ofensywy Pasów było pokracznie kopnięcie Filipa Balaja z czterdziestu pięciu metrów po dziwacznej przebitce główkami, które ledwie doczołgało się pod nogi holenderskiego bramkarza Lecha, drugiej zaś farfoclowe dośrodkowanie wracającego na boisko po rocznej przerwie Kamila Pestki, które nie dotarło do żadnego adresata, a i tak było prawdopodobnie najlepszą centrą meczu po stronie Cracovii. Obraz nędzy i rozpaczy. Pozostaje bezradnie rozłożyć ręce.
I to właściwie tyle o Cracovii.
Mamy odbębnione, wzdrygamy się.
Lech Poznań – Cracovia. Lech na plecach Kamińskiego
Lech długo się rozkręcał, wcale nie prezentował jakiegoś bardzo dobrego futbolu, ale na tle Cracovii patrzyło się na to nieźle. Motorem napędowym Kolejorza – podobnie jak w meczach z Radomiakiem i z Górnikiem Zabrze – był Jakub Kamiński. Podoba nam się jego głód, jego parcie do przodu. Kiedy się rozpędzi, dowolnie mija sobie każdego ekstraklasowego obrońcę. Przed sezonem mówił nam, że młody wiek nie zwalnia go z konieczności „brania na siebie odpowiedzialności za budowanie mentalności zwycięzcy w tej drużynie”. Nie rzucał słów na wiatr i… robił wiatr.
- wdarł się między pięciu defensorów Cracovii, dograł do Amarala, który mądrze przepuścił piłkę do Skórasia, ale drugi młodzieżowiec Lecha strzelił z ładnej pozycji tak lekko, że Niemczycki miał czas na przeczesanie swojej fryzury i spokojnie złapał jego płaski strzał
- uwolnił Ishaka, który uwolnił Amarala, który zamiast uwolnić Skórasia, posłał piłkę w trybuny
- popędził skrzydłem, dośrodkował na piąty metr do Ishaka, który jednak strzelił ni to w Niemczyckiego, ni to w Amarala i nic z tego nie wyszło
Ba, nawet akcja bramkowa zaczęła się, choć nieco przypadkowo, od odegrania Kamińskiego do Lubomira Satki. Reprezentant Słowacji trochę na pamięć oddał piłkę do Bartosza Salomona, który załadował jedną z najpiękniejszych bramek w swoim życiu. Jasne, Karol Niemczycki powinien zrobić więcej, piłka leciała wprost w niego, przebiła jego ręce, ale i tak należy docenić parabolę lotu i siłę strzału stopera Lecha.
Dużo opowiada też radość piłkarzy Lecha – naturalna, euforyczna, żywiołowa, wraz z kibicami. Widać, że zeszło z nich powietrze.
Lech Poznań – Cracovia. Im lepszy wynik, tym więcej luzu
No i druga połowa była już meczem do jednej bramki. Kiedy swoją bramkę strzelił Kamiński, było już pozamiatane. Niemczyckiego zmylił rykoszet.
Gra Lecha się kleiła.
Joao Amaral strzelał z każdej pozycji i coś czujemy, że jeśli mecz potrwałby jeszcze pół godziny, to wpadłaby mu jakaś niezgorsza brameczka, bo z każdą próbą był coraz bliżej szczęścia. Swoją drogą ma gość jakość – sytuacja, kiedy minął trzech gości w pełnym biegu, pół-przewracając się, to sztuczka warta zobaczenia. Dani Ramirez nie chciał pozostać mu dłużny i po wejściu na boisko parę razy tak zakręcił sobie obrońcami Cracovii, że lepiej nie pytać ich o drogę powrotną do Krakowa, bo jeszcze zbłądzą.
Kilka razy próbował Ishak, który ganiał za Jugasem i Rodinem do ostatniej sekundy spotkania. Swoje szanse mieli Skóraś, Ramirez czy taki Kwekweskiri, który zaznaczył swoją obecność lufą w kosmos. To się mogło skończyć wyżej, ale na 2:0 nikt w Poznaniu się nie obrazi. Easy points, chciałoby się powiedzieć. I Lech jedzie dalej. A Cracovia? Niedawno Karol Niemczycki mówił nam, że nowy sezon będzie krucjatą przeciwko wstydowi. Na razie nie wychodzi po całości.
Fot. Newspix