Wydawało nam się, że drugiego tak słabego sezonu Cracovia nie zagra. No nie, nie ma szans. Tylko że ten mecz każe myśleć, że warto odłożyć takie przewidywania na później. Albo w ogóle wyrzucić je kosza, bo ten krakowski twór wcale nie prezentuje się lepiej niż rok temu. Nie budzi sympatii, ogółem nie widać, żeby coś w Cracovii rokowało. Dzisiejszy remis z Górnikiem Łęczna bardziej został uratowany, niż zdobyty. Dla piłkarzy z Łęcznej zaś to dobry początek po solidnym spotkaniu. Trzeci beniaminek, trzeci remis.
Śmiało możemy powiedzieć, że pierwsza kolejka dla “świeżaków” na plus.
Górnik Łęczna – Cracovia. Śpiączka i Gostomski bohaterami
Wiecie co, nie ma sensu zaczynać opowiadania o tym meczu od 1. minuty. Uznajmy, że nic się nie wydarzyło.
Warte wspomnienia jest tylko to, że Cracovia miała plan, żeby krótko grać piłką, już od własnego pola karnego. I dopiero w 22. minucie coś zaczęło się dziać, kiedy obrońcy z Krakowa… pogubili się, stracili piłkę i pozwolili oddać strzał Banaszakowi. Moment zwrotny, bo właśnie wtedy trener Probierz zmienił koncepcję. Nastał koniec krakowskiej tiki-taki, a zobaczyliśmy więcej lagi do przodu. W drugiej części pierwszej połowy swoje show rozpoczął Gostomski, obronił dwa groźne strzały Cracovii. Szczególnie ten drugi, kiedy Rasmussen celował w okienko po uderzeniu z dystansu. Kapitalna parada. Piłkarze z Łęcznej próbowali się trochę odgryzać, ba, potrafili nawet porywać się na odbiór piłki w polu karnym gości. Po takim zdarzeniu niezłą szansę miał Banaszak, ale strzelił w słupek. Właśnie on otworzył worek z jakimikolwiek strzałami, bo wcześniej…
No dobra, nie było tak źle. Obie ekipy walczyły w środku pola, nie było mowy o kunktatorstwie. Jak na mecz rozpoczęty o godzinie 15:00 między beniaminkiem a zespołem, który bronił się przed spadkiem w poprzednim sezonie, naprawdę mogło być gorzej. Ale Cracovia na dobrą sprawę przekonywała mniej, była po prosty mniej konkretna. Minuty mijały, a poszczególni piłkarze wyglądali tak, jakby sezon się jeszcze dla nich nie zaczął. Chyba jedynym pozytywnym akcentem był aktywny Zaucha, młodzieżowiec, który też później zgasł. Generalnie “Pasy” nie miały na boisku liderów, co rzucało się w oczy.
I w końcu bęc, Górnik Łęczna strzelił gola. Zasłużonego. Najpierw Śpiączka pojechał na tyłku i odebrał piłkę wślizgiem w środku pola. Podopieczni trenera Kieresia ruszyli z kontrą, Banaszak wcielił się w rolę rozgrywającego. Znalazł w polu karnym Śpiączkę, obrona Cracovii rozstąpiła się przed nim jak morze przed Mojżeszem, co 29-letni napastnik skrzętnie wykorzystał. Jednym kontaktem zrobił sobie pole do strzału i założył siatkę Hrosso. Co jak co, ale takiej bramki w wykonaniu akurat Bartosza Śpiączki się nie spodziewaliśmy. No i Górnik Łęczna ładnie przywitał się z Ekstraklasą.
Górnik Łęczna – Cracovia. Alvarez ratuje remis
Druga połowa mogła zacząć się dla Cracovii w idealny sposób. Thiago wprowadzony z ławki zrobił przechwyt na wzór Śpiączki w pierwszej połowie i pognał w stronę bramki Gostomskiego. Miał sytuację jeden na jeden z obrońcą, poczekał na kolegów, całkiem słusznie. Wyłożył futbolówkę jak na srebrnej tacy van Amersfoortowi, który na wprost bramki… Eh, gdyby to był jakiś młodzieżowiec, a nie kapitan, to minutę później strzelca zapewne nie byłoby już na boisku. To było fatalne pudło, fatalne. Holender mógł wybrać dowolny róg, nie miał presji. I co? Nawet nie trafił w bramkę. Gol był tutaj obowiązkiem.
Co do Górnika – ciekawie wyglądał duet Kalinkowski-Gol. Kiedy trzeba było, jeden działał w defensywie, a drugi w kreowaniu akcji. Chemia widoczna gołym okiem. No i chyba właśnie ta strefa boiska była dzisiaj kluczowa. Cracovia w drugiej połowie stała się dość apatyczna, nie było kogoś, kto wziąłby ciężar gry na siebie. Brakowało też walczaka, ogółem brakowało wszystkiego. Sadiković nie przekonywał, Rasmussen nie wybiegł z szatni. Van Amersfoort zamieniał się w ducha, skrzydła grały poniżej oczekiwań. Jeśli ktoś zrobił coś ekstra, to w pierwszej kolejności do głowy przychodziło nazwisko Thiago i Alvareza, ogółem zmienników.
W końcu karta się odwróciła.
Cracovia przełamała obronę Górnika, strzeliła bramkę w końcówce. Gospodarze opadli z sił, co było widać po tej akcji. Alvarez, który wszedł z ławki, zrobił świetną indywidualną akcję. Wszedł w defensywę rywala jak dzik, wykorzystując na klepkę Balaja. Mała gra, szybkie ruchy, i nagle niemiecki napastnik stanął przed Gostomskim. Ledwo trzymał się na nogach, ale i tak zdołał wcisnął gola piętką. Potem jeszcze trochę postraszył strzałami z dystansu, aktywował też van Amersfoorta. Super zmiana. Aż dziw, że po tak dobrych sparingach przed sezonem nie zagrał od początku.
Patrząc z perspektywy ekipy Probierza, jeśli przez dużą część meczu wyglądasz gorzej na tle Górnika, który jest typowany do spadku, to wiedz, że coś jest z tobą nie tak. Nie zmywa tego wrażenia nawet gol na wagę remisu. To był przebłysk indywidualności, choć Cracovii trzeba oddać to, że chciała pójść za ciosem. Gdyby rozstrzygać ten mecz na punkty rodem ze świata boksu, remis byłby sprawiedliwy.
Fot. Newspix