Reklama

Jak Raków buduje ekskluzywność nieekskluzywnych graczy?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

18 lipca 2021, 13:59 • 9 min czytania 39 komentarzy

16 maja 2021. Ostatni mecz minionego sezonu Ekstraklasy. Podbeskidzie musi wygrać z Legią przy Łazienkowskiej, żeby zachować szanse na utrzymanie w lidze. Po dziewięćdziesięciu minutach nie ma już złudzeń – 0:1, spadek do I ligi. W składzie bielszczan znajduje się Milan Rundić. Nie jest to dla niego wymarzony pierwszy rok nad Wisłą. 17 lipca 2021. Milan Rundić wraca do Warszawy jako piłkarz Rakowa Częstochowa na Superpuchar Polski. Rozgrywa dobre spotkanie. Wykorzystuje decydującego karnego w serii jedenastek. Raków zdobywa trofeum, Rundić zdobywa trofeum. Już nie jest przegrany. Pomaga napisać Rakowowi kolejną piękną opowieść.

Jak Raków buduje ekskluzywność nieekskluzywnych graczy?

To zresztą historia, która doskonale unaocznia fenomen Rakowa Częstochowa. Ekipa spod Jasnej Góry budowana jest tak konsekwentnie, tak metodycznie, tak przemyślanie, jak zwyczajnie niestandardowo i nieszablonowo. Pełno w jej kadrze zawodników niespecjalnie ekskluzywnych i pożądanych nawet na nadwiślańskim rynku transferowym, którzy jednak pod wodzą Marka Papszuna są w stanie pełnić kluczowe role w najbardziej utytułowanej polskiej drużynie 2021 roku. 

Skład jak u przeciętniaka

Oto skład Rakowa Częstochowa z wygranego meczu o Superpuchar Polski z Legią Warszawa:

Kovacević; Arsenić, Niewulis, Rundić, Tudor, Papanikolaou, Lederman, Kun, Tijanić, Cebula, Musiolik. Zmiany: Petrasek, Poletanović, Wdowiak, Arak, Ivi Lopez.

Czy to mógłby być materiał na zestawienie ekstraklasowego średniaka? Mógłby, jak najbardziej. Debiutujący na polskich boiskach bramkarz z Bośni i Hercegowiny, który do tego popełnia błąd w doliczonym czasie gry. Trójka defensorów składająca się z dwóch ligowych przeciętniaków z zagranicy i jednak ograniczonego umiejętnościami piłkarskimi typowego walczaka-zakapiora w roli kapitana. Środek pomocy? Dwóch gołowąsów, żółtodziobów spoza Polski, nieznaczących do tego za wiele w minionym sezonie, a rzuconych na głęboką wodę przeciwko mistrzowi Polski. Atak? Średni napastnik na warunki Ekstraklasy, średni napastnik na warunki Serie B. Większość zmian to też wcale nie jakieś wielkie postacie – Petrasek po kontuzji, wyrobnik Poletanović, szukający swojego miejsca Wdowiak i Arak, czyli po prostu Arak. Właściwie większe wrażenie robić może tylko ofensywna czwórka: Fran Tudor, Marcin Cebula, David Tijanić, Ivi Lopez. Co zabawne: Marek Papszun nie trzymał ich nawet wszystkich razem na boisku. Mecz kończył tylko Lopez.

Reklama

Dlaczego?

Bo Papszun gra na własnych zasadach. Rozmawiamy o wicemistrzu kraju, o zdobywcy Pucharu Polski i Superpucharu Polski. Drużynie, która potrzebowała zaledwie dwóch lat, żeby stać się czołową ekipą Ekstraklasy. Raków to nie indywidualności. Na zwycięski kurs nakierował go nie przypadek, nie los, a wypracowany przez kilka lat system. Vladislavs Gutkovskis opowiadał, że nowy piłkarz w klubie pierwszy kilka tygodni musi poświęcić na zaznajomienie się z bardzo konkretnymi wytycznymi sztabu szkoleniowego w sprawach swojej roli w drużynie. Patryk Kun dodawał, że w Częstochowie każdy jeden zawodnik musi dokładnie wiedzieć, jakie są jego boiskowe zadania. Petr Schwarz potwierdzał kluczową rolę długofalowości tego projektu w rozprawach o jego sukcesie. Ba, nawet, kiedy Igor Sapała szumnie ogłosił, że „Raków gra najlepszą piłkę w Polsce” nie zostało to potraktowane jako żart, tylko przyczynek do poważnej dyskusji.

Nieoczywiste nawet gwiazdy

Zastanówmy się przy tym jednak, z jakich graczy złożony jest system Rakowa i dlaczego niezbyt ekskluzywne postacie stają się tutaj kluczowymi trybikami w kolejnych zwycięstwach.

Dużo opowiadają przypadki największych gwiazd Rakowa z minionego sezonu Ekstraklasy.

Kamil Piątkowski przychodził do Częstochowy jako nieopierzony młodzieżowiec, który nigdy nie przebił się do pierwszego składu Zagłębia Lubin. Na pierwszym zgrupowaniu w nowym klubie Marek Papszun krzyczał tylko na niego. Reszta stała i patrzyła się, jak Piona zbiera burę za burą, bo nie umie dostosować się do skomplikowanego systemu wyprowadzania piłki z własnej połowy. Przez pierwsze pół roku grywał sporadycznie, często jako wahadłowy. Chwilę później był już czołowym stoperem Ekstraklasy. Jeszcze chwilę później Salzburg wykupił go za 5 milionów euro, a Paulo Sousa wziął na Euro 2020. Oskar Jasiński i Michał Kusiński, ludzie skautujący i sprowadzający go pod Jasną Górę, przekonują, że to wcale nie tak planowany wystrzał, jak można było się spodziewać i swój rozwój Piątkowski zawdzięcza w dużej mierzy pracy z Markiem Papszunem i jego sztabem.

David Tijanić spędził tydzień w krakowskim hotelu, ale nie podpisał umowy z Wisłą Kraków, bo „w jego zgodzie lekarskiej na grę pojawił się zapis, który zwracał uwagę na specyficzną budowę zawodnika i fakt, że może to w przyszłości grozić – choć nie musi – kontuzją”. Był proponowany połowie klubów Ekstraklasy. Tym z czołówki ligi, tym ze środka ligi, ale nikt się nie zdecydował, aż zrobił to Raków. Efekt? Tijanić w gazie potrafił być najlepszym piłkarzem ligi. I nie ma w tych słowach cienia przesady. Wystarczyło uwierzyć w jego zdrowie i mądrze umiejscowić go w dwójce ofensywnych pomocników.

Reklama

Marcin Cebula cierpiał na wyjątkowo nieatrakcyjną przypadłość jak na ofensywnego piłkarza – nie wykręcał liczb. W jego statystykach z kolejnych sezonów bieda aż piszczała. 19/20 – 2 gole, 0 asyst. 18/19 – 3 gole, 4 asysty. 17/18 – 2 gole, 2 asysty. 16/17 – 0 goli, 0 asyst. 15/16 – 0 goli, 1 asysta. 14/15 – 0 goli, 0 asyst. Potrzebował 144 występów, by zdobyć 7 bramek i zanotować 7 asyst. I co? Wystarczyło odciąć pępowinę, opuścić toksyczny organizm Korony Kielce i przenieść się do zdrowego systemu Rakowa, żeby w jednym sezonie prawie wyrównać liczby ze wszystkich poprzednich w Ekstraklasie. Pisaliśmy nie bez racji: przez rok uzbierał więcej dobrych występów w Ekstraklasie niż wcześniej przez osiem sezonów w Koronie. W końcu oglądaliśmy zawodnika, który nie przeprasza za to, że żyje i jest świadomy swoich umiejętności. 

Prawdziwi żołnierze

Obok tego rozkwitało mnóstwo zawodników, rosnących przez lata wraz z Rakowem i nazywanych pieszczotliwie „żołnierzami Papszuna”. Andrzej Niewulis i Tomas Petrasek tworzyli duet stoperów jeszcze w I lidze. Kiedy Czech jesienią doznał groźnej kontuzji, Niewulis z miejsca wypełnił powstałą lukę – i piłkarską, i charakterologiczną. Petr Schwarz nauczył się pomysłów Papszuna w takim stopniu, że trener Rakowa mógł dowolnie ustawiać go na środku pomocy lub na pozycji pół-lewego stopera i miał gwarancję, że Czech wzorowo wypełni narzucone mu zadania. Patryk Kun miał przypiętą łatkę szybkiego, dynamicznego, ale przeciętnego piłkarza z pogranicza I ligi i Ekstraklasy, a w Rakowie pokazał, że może być niesamowicie pożyteczny i naprawdę przekonujący piłkarsko. Igor Sapała, stanowiący kręgosłup całej układanki, urósł na czołowego środkowego pomocnika ligi. To relacja pełna wzajemności. Oni budowali sukces Rakowa, a Raków budował ich.

Takich postaci jest i było więcej.

Nie wszystko sprowadza się jednak do gwiazd i żołnierzy. Wokół potrzebni są jeszcze zadaniowcy, którzy ani nie osiągną statusu perełek w tej lidze, ani na razie trudno nazwać ich doświadczonymi postaciami w systemie Marka Papszuna. Na kogoś takiego wyrastają Zoran Arsenić i Milan Rundić. Na nich się skupmy, bo to miarodajne historie.

Kluczowi zadaniowcy

Kiedy Jagiellonia oddawała Arsenicia do Rijeki w ramach wypożyczenia, nie uroniliśmy łzy, po prostu wzruszyliśmy ramionami. Miewał Chorwat lepsze występy, miewał gorsze, potrafił wyglądać kozacko, potrafił wyglądać beznadziejnie. Ani w Wiśle Kraków, ani w Jagiellonii Białystok nie podbił świata polskiej piłki. Ot, zwykły obrońca, wielu takich. Po powrocie do Chorwacji też szło mu średnio. W debiucie zobaczył czerwoną kartkę. Potem grzał ławę, do końca roku zagrał jeszcze tylko w Pucharze Chorwacji. Ominęła go przygoda w fazie grupowej Ligi Europy, zdążył jedynie załapać się na ławkę na dwa ostatnie spotkania z Realem Sociedad i AZ Alkmaar. „Wyczerpuję limit pecha”, narzekał. Potem wrócił do gry, zagrał osiem spotkań i… trafił do Rakowa.

Zaczął od czerwonej kartki i żałosnego występu z Cracovią, ale potem było już lepiej. W następnych ośmiu występach tylko raz zszedł poniżej naszej noty wyjściowej, kończył sezon w pierwszym składzie. Wszystko dlatego, że Marek Papszun wiedział, kogo bierze. Potrzebował stopera z wiodącą prawą nogą, który komfortowo czuje się w systemie z trójką z tyłu. Tak się składało, że Arsenić jest prawonożny, wypróbowany na ekstraklasowym poziomie, a w Rijece występował w trójce stoperów. Załapał się na wicemistrzostwo Polski, zagrał 80 minut w finale Pucharu Polski i cały mecz w Superpucharze Polski. Dzisiaj to zawodnik pierwszego składu Rakowa.

Milan Rundić? Skrót jego historii przedstawiliśmy na samym starcie. Jesienią 2020 roku przecieraliśmy oczy ze zdumienia, że taki gość pyka sobie w Ekstraklasie. Popełniał błąd za błędem. Kompromitacja goniła kompromitację. Przysypiał przy stałych fragmentach gry. Gubił krycie. Dawał się ogrywać. Tragicznie wyprowadzał piłkę z własnej połowy. Pamiętamy chociażby jego występ przeciwko Lechowi Poznań w 12. kolejce minionego sezonu. Masakra. Potem pauzował z Piastem – i dobrze dla niego, bo było 0:5 – wrócił na Wisłę Płock i znowu otrzymał od nas śmierdzącą jedynkę, bo ponownie wyglądał fatalnie.

Dziwiliśmy się więc, kiedy przed rundą wiosną rozmawialiśmy z Robertem Kasperczykiem.

Milan Rundić to dobry piłkarz? Jesienią grywał katastrofalnie. Na pewno nie wyglądał lepiej niż Aleksander Komor, a w drużynie został. 

Bardzo dobry piłkarz.

Przesadza pan. 

Doświadczony stoper. Oceniam go naprawdę pozytywnie. Coraz bardziej się otwiera, rozmawia, nawiązuje kontakty. Pamiętam go jak grał w Karvinie, gdzie był kapitanem zespołu i nie chcę wnikać, co działo się z nim jesienią. Nawet nie chciałem tego oglądać. Bo to też zawsze są negatywne emocje. Wolałem skupić się, żeby stworzyć coś nowego, coś fajnego i w tym kierunku chcemy kierunkować piłkarzy. A nie wracać, kto grał lepiej, kto grał gorzej, bo to do niczego nie prowadzi.

Miał rację. Wiosną Milan Rundić wyglądał solidniej. Stworzył przyzwoitą parę stoperów z Rafałem Janickim. Rzadziej kiksował. Ba, dużo, dużo rzadziej, ale nie dawaliśmy się zwariować: jeśli w przyszłym sezonie zabrakłoby go w Ekstraklasie, nawet pewnie nie zauważylibyśmy tej absencji. A jednak skusił się na niego Raków, który obserwował go jeszcze dłużej niż Podbeskidzie. Przeważała przede wszystkim wiodąca lewa noga Rundicia. W Superpucharze Polski, w którym Marek Papszun – jak sam deklaruje – postawił na najsilniejszy skład, wypadł bardzo przekonująco. No i wykorzystał decydującego karnego. Piłka jest przewrotna, nie da się ukryć.

Ekskluzywny klub z nieekskluzywnymi piłkarzami

Podobnie jest z obsadą pozycji napastnika. Już chyba po ostatni dzień świata będziemy zastanawiać się, co było, gdyby Raków Częstochowa sprowadził napastnika o profilu: „gwarantuję piętnaście bramek w sezonie”. Marek Papszun konsekwentnie trzyma się jednak swojego planu – gole rozkładają się na cały zespół, a napastnik ma na boisku jakieś milion innych zadań ważniejszych od samego ładowania piłki do bramki rywala. Długo bazował na wysokich, silnych, „absorbujących uwagę defensorów, ale niezaliczających wpisów statystycznych” snajperach – był Kolew, był Brown-Forbes, był Zawada, jest Gutkovskis, jest Musiolik. Nawet po Superpucharze widać było, że Sebastian Musiolik to zaangażowany pracuś, ale raczej nie gość, który zaraz walnie piętnaście-dwadzieścia sztuk.

A, no i jest jeszcze Jakub Arak, który… wcale nie jest wysoki i silny. To już najlepiej pokazuje, że postronnym obserwatorom niełatwo nadążyć za pomysłami pionu sportowego Rakowa. Arak jest nieskuteczny, wcześniej też był nieskuteczny, ale… w Częstochowie są z niego zadowoleni. Wypełnia swoją rolę, robi swoje, tego w tym klubie się wymaga. Mało? Wdowiak został zesłany do rezerw w Cracovii? Proszę bardzo, trafił do Rakowa. Żarko Udovicić nie sprawdził się w Lechii? Zapraszamy, może do popisów z Zagłębia Sosnowiec nawiąże w Częstochowie. To jest szerszy plan, szerszy pomysł. Pozorna nieekskluzywność poszczególnych graczy składa się na ekskluzywność samego systemu.

Raków buduje skład na własnych zasadach. I robi to dobrze.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

39 komentarzy

Loading...