– Kibice na stadionie, jak i przed telewizorami, byli dumni z naszych chłopaków. Po meczu przyszli do fanów, którzy bardzo mocno podziękowali zawodnikom za walkę i zaangażowanie. Na dobrą sprawę zabrakło nam niespełna dziesięć minut do tego, by wywalczyć historyczny punkt. Mają wielki szacunek u kibiców – mówi Pance Kumbev, były reprezentant Macedonii Północnej, który wystąpił w 70 spotkaniach Ekstraklasy. Były zawodnik m.in. Legii Warszawa opowiedział nam o nastrojach w macedońskim społeczeństwie, a także podzielił się swoimi wrażeniami na temat ich kadry. Czy wierzy w to, że „Czerwone Lwy” pokonają Ukrainę? Kto według niego jest najlepszym piłkarzem reprezentacji? Kiedy poznał Gorana Pandeva? Za co obwinia polityków? Dlaczego jest rozczarowany postawą Polski? Zapraszamy!
Jakie są nastroje w Macedonii po pierwszym meczu z Austrią? Cały kraj już z racji samego występu i strzelonej bramki jest dumny z reprezenntacji? Czy mimo wszystko jest pewien niedosyt?
Pierwszy raz występujemy na mistrzostwach. To jest dla nas wielki sukces. Jesteśmy najmniejszym państwem na tym turnieju. Mecz z Austrią był wyjątkowy dla wszystkich Macedończyków. Nasi piłkarze myślę, że i tak pokazali się z dobrej strony. Personalnie jesteśmy słabsi od Austrii, a i tak walczyliśmy. Niestety, rywal wykorzystał nasze błędy w defensywie. Trudno. Mam nadzieję, że z Ukrainą zaprezentujemy się dużo lepiej. Nasza reprezentacja pokazała, że potrafi grać ofensywny, przyjemny dla oka futbol. Zwyciężać z silniejszymi też jest w stanie. Przykładem tego jest wygrana z Niemcami w marcowym meczu eliminacji do mistrzostw świata w Katarze.
Podkreślił pan, że był to pierwszy w historii mecz na Euro. Uważa pan, że stres zjadł waszych reprezentantów?
Dla części piłkarzy na pewno było to ogromne przeżycie, tylko nie zapominajmy, że wielu z nich występuje w silnych klubach zagranicą, rywalizowali już w ważnych meczach. Niemniej kibice na stadionie, jak i przed telewizorami, byli dumni z naszych chłopaków. Po meczu przyszli do fanów, którzy bardzo mocno podziękowali zawodnikom za walkę i zaangażowanie. Na dobrą sprawę zabrakło nam niespełna dziesięć minut do tego, by wywalczyć historyczny punkt. Mają wielki szacunek u kibiców.
Macedońska prasa i media całkowicie oszczędziły im krytyki?
Tak. Dziennikarze i eksperci gratulowali reprezentacji występu. Jak na nasze możliwości, zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Zostawiliśmy dużo serca na boisku, a to jest dla nas najważniejsze. Wiadomo, że pojawiła się analiza błędów, ale ze strony prasy nie było żadnych złośliwości. Jak już wspomniałem na początku – sam awans to dla nas ogromny sukces, a każdy pozytywny wynik będzie bardzo miłą niespodzianką. Na którą zresztą mocno liczymy. Mówię: najważniejsze nie przegrać z Ukrainą, a jeżeli Holandia wygra z Austrią, to może wkradnie się u jej szeregach za dużo luzu i rozprężenia i powalczymy także w ostatnim meczu grupowym. Dlaczego nie?
Albo przynajmniej, tak jak Albania na Euro 2016, napsuć krwi faworytom?
Oczywiście. Za to co zrobili nasi chłopcy, należy im się po prostu jakiś punkt. Wierzę, że tak się stanie. Jako typowy Macedończyk jestem optymistą.
Z okazji rozpoczęcia Euro w Macedonii zapanowała futbolowa euforia? Zapewne panuje ogromne poruszenie w narodzie.
Akurat jestem obecnie w Bukareszcie, gdzie graliśmy mecz z Austrią i zmierzymy się z Ukraina. Dla całego państwa jest to wielkie święto. Do stolicy Rumunii przybyło siedem tysięcy naszych fanów. Było widać i słychać, kto rządzi na trybunach. A co do następnego meczu – nie uważam, że jesteśmy na straconej pozycji. Możemy nawet wygrać z Ukrainą, ale remis też będzie dobrym rezultatem. Najlepiej bramkowy, żeby nasi kibice mogli cieszyć z tych trafień. Wtedy na trybunach będzie kocioł, świetna atmosfera, która poniesie chłopaków. W dodatku od jutra (rozmowa odbyła się dwa dni przed meczem z Ukrainą – przyp. red) w Macedonii zostaną zniesione wszystkie obostrzenia, wszyscy będą mogli wyjść do pubów, restauracji, czy na specjalne strefy i cieszyć się turniejem.
Dla Macedończyków to też ważne, że możecie zamanifestować waszą tożsamość narodową. Tym bardziej że ostatnimi czasy wokół kraju było sporo zawirowań politycznych. Zmiana nazwy, wciąż mało przyjazne stosunku z sąsiadami.
Zmiana nazwy to jest głupota polityczna. Nikt u nas nie powie, że pochodzi z Macedonii Północnej. Jesteśmy Macedończykami! Dla nas coś takiego jak Macedonia Północna nie istnieje. Boli mnie to, że jesteśmy tak deprecjonowani. Nasi politycy dogadali się z Grecją w tej sprawie w zamian za zgodę wejścia do NATO. Ale mnie to nie interesuje – nie interesuje mnie polityka. Jestem z Macedonii i Macedończykiem! A nazwy, układy polityków – naszych i zagranicznych – nie obchodzą mnie.
Wasz kadra jest z kolei złożona z kilku zawodników, którzy są przedstawicielami albańskiej mniejszości narodowej. Oni też czują się jednocześnie Macedończykami?
W Macedonii ponad 20 procent ludności to Albańczycy. Natomiast urodzili się w naszym państwie i dla nich to było naturalne, że będą reprezentować kraj, w którym przyszli na świat. Czują się mocno związani z „Czerwonymi Lwami”.
Sam awans wywołał już ogromną radość w u Macedończyków. Aż sam jestem ciekawy tego, co by się działo, gdybyście pokonali Ukrainę.
To, że dostaliśmy się do na turniej, to zasługa Ligi Narodów i tego, że Gruzja i Kosowo to nie są jednak bardzo silne drużyny. Nie będę tutaj pana czarował. Choć mamy naprawdę dobry zespół. Ezgjan Alioski przecież gra w Leeds United, Elif Elmas występuje w Napoli, Arijan Ademi w Dinamo Zagrzeb. No i nie zapominajmy o naszej ikonie: Goranie Pandevie. Tak więc mamy potencjał. Zaprocentowało u nas szkolenie młodzieży. W 2017 r. wystąpiliśmy w Polsce na młodzieżowych mistrzostwach Europy, a dziś 40 procent tej kadry jest w pierwszej reprezentacji. To jest spory wyczyn. Dla mnie na tę chwilę najlepszym zawodnikiem w kadrze Ademi. Moim zdaniem kluczowy gracz tego zespołu. Stanowi kogoś w rodzaju łącznika pomiędzy ofensywą i defensywą, sternika drużyny. Może i jest piłkarzem od czarnej roboty, ale jego praca na boisku jest nieoceniona.
Z Goranem Pandevem kilkanaście lat temu miał pan okazję występować w reprezentacji. Pan już blisko dekadę temu zakończył przygodę z futbolem, a Pandev wciąż stanowi o sile reprezentacji. W czym tkwi sekret jego długowieczności?
Znamy się jeszcze od czasów występów w młodzieżowej kadrze. To mój dobry kumpel, przyjaciel. Choć osiągnął tak wiele, to dalej jest skromnym facetem. Cieszę się, że wystąpił na mistrzostwach i już strzelił bramkę. Po prostu zasłużył na to. Od piętnastu lat jest bohaterem narodowym. Dla mnie też jest to niesamowite, że mimo 38 lat wciąż strzela bramki w Serie A i dla naszej kadry. Liga włoska to trudne rozgrywki, również pod względem fizycznym, ale Goran miał to szczęście, że omijały go poważne kontuzje. W połączeniu z ogromnym profesjonalizmem i pełnym skupieniu na pracy dalej jest w świetnie formie.
Z selekcjonerem Igorem Angelovskim również miał pan okazję występować?
Akurat na sam koniec mojej przygody z piłką, gdy występowałem w Rabotnicki Skopje, pełnił funkcję dyrektora sportowego. Stąd poznałem go dobrze. To bardzo dobry trener. Ma swoje żelazne zasady i wizję gry. Nie boi się stawiać na ofensywny futbol. Potrafi wykorzystać to, że trafiło nam się zdolne pokolenie piłkarzy. Mamy zawodników bardzo dobrze wyszkolonych technicznie, stąd akcent jest położony na ofensywę.
Futbol stał się już w Macedonii popularniejszy od piłki ręcznej?
Piłka nożna jest u nas sportem numerem jeden. Podobnie jak u was. W handballu wielokrotnie zajmowaliśmy wysokie miejsca na mistrzostwach Europy czy świata. Pod względem sukcesów na pewno piłka ręczna przoduje, ale najpopularniejszą dyscypliną bez wątpienia jest futbol. Chociaż powiem panu, że największym sportem w historii Macedonii jest piłkarz ręczny: Kirył Lazarow.
Znajduje się nieco wyżej w hierarchii od Gorana Pandeva?
W sumie Goran Pandev jest na tym poziomie. Obaj są naszymi bohaterami.
Mocno zaskoczony jest pan postawą polskiej reprezentacji?
Oglądałem to spotkanie i nie ukrywam, że nie spodziewałem się takiego wyniku. Byliście zdecydowanym faworytem. Jeszcze bardziej zdziwiony jestem samą grą Polaków. Bardzo słabo to wyglądało. Jeżeli Robert Lewandowski musi schodzić do środka pola głęboko po piłkę, a to oznacza, że ewidentnie ta kadra ma duży problem w przypadku osób odpowiedzialnych za rozgrywanie akcji. Lewandowski powinien być w polu karnym i tylko czekać na dokładne zagranie, a w praktyce wygląda to inaczej. Nie potrafię zrozumieć tego, że reprezentacja nie była w stanie wykorzystać jego potencjału w meczu ze Słowacją.
Polscy kibice i eksperci nie oszczędzali Lewandowskiego. W ich opinii również mocno rozczarował. Jednak głównym tematem w polskich mediach sportowych odnoszącym się do postawy kadry jest dyspozycja obrońców. Przede wszystkim krytyka dotyczy sposobu straty bramki na 1:2 i ustawienia przy tym stałym fragmencie gry.
Sam byłem zawodnikiem defensywnym i cóż mogę więcej powiedzieć: wyglądało to fatalnie. Generalnie cała drużyna zagrała źle. To nie była reprezentacja Polski, którą znam i której również kibicuję, zaraz po Macedonii. Spędziłem w Polsce prawie 8 lat i czuję więź z tym krajem. Mnie również zabolała ta porażka.
To pewnie tak samo musi być pan zdziwiony słabą postawą polskich drużyn w europejskich pucharach?
Cóż, mam nadzieję, że w tym roku będzie lepiej pod tym względem. Oczywiście interesuję się wynikami Legii Warszawa. Chciałbym, żeby chociaż awansowała do fazy grupowej Ligi Europy.
Skoro jesteśmy przy temacie futbolu klubowego, to aż niesłychane, że Vardar Skopje, który jeszcze w poprzednim roku wygrał ligę, teraz spadł z ekstraklasy.
Klub znalazł się w ogromnym kryzysie finansowym, podchodzili najlepsi zawodnicy. Liczę, że szybko wróci do elity. Vardar w Macedonii to legendarny klub. W czasach byłej Jugosławii jako jedyny nasz zespół występował w najwyższej lidze. Ta sytuacja to problem dla całego macedońskiego futbolu, ale po mistrzostwach będziemy myśleć o tym, jak rozwiązać ten problem. Teraz liczy się tylko Euro.
Często przyjeżdża pan do Polski?
Ostatni raz byłem w waszym kraju dwa lata temu, przy okazji meczu reprezentacji Macedonii w Warszawie. Nawet jako ekspert wypowiadałem się dla TVP, będąc tuż przy murawie. Po dziś dzień utrzymuje też stały kontakt z Tomaszem Kiełbowiczem, z innymi zawodnikami także. Czasami uda nam się zdzwonić, złożyć życzenia urodzinowe. Jeśli chodzi o zawodników, z którymi występowałem w Polsce, to do tej pory kumpluję się z Miro Radoviciem i Ivicą Kriżanacem. Ivicę uważam za mojego „ojca chrzestnego”. Gdy zostałem zawodnikiem Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, z całych sił pomagał mi się zaadoptować w waszym kraju. Regularnie się spotykamy. Raz ja polecę na urlop do Chorwacji, czasami on wpadnie do Macedonii. Bardzo dobry kumpel.
Cały czas jest pan blisko związany z futbolem?
Aktualnie pełnię funkcję prezesa Związku Piłkarzy w Macedonii, tak samo, jak Ebi Smolarek w Polsce. Nie ukrywam – mam dużo pracy, również typowo biurowej. Bronię interesów piłkarzy, bo kluby z ligi macedońskiej często nie wywiązują się ze swoich zobowiązań. Z kolei przed chwilą skończyłem konferencję on-line. Na okrągło coś się dzieje. Z początku nie było łatwo – wiele spraw musiałem załatwiać sam. A nawet dokładać z własnej kieszeni na prawników. Z tym że obecnie już nie mam tak dużych problemów.
Rozmawiał Piotr Stolarczyk
fot. FotoPyK