Kacper Przybyłko podbija już nie tylko MLS. Po mistrzostwie sezonu zasadniczego, które zdobył przed rokiem z Philadelphią Union, Polak dostał szansę na pokazanie się w Lidze Mistrzów strefy CONCACAF. I co? I zamiata te rozgrywki tak, jak Robert Lewandowski przed rokiem zamiatał zmagania na Starym Kontynencie. Napastnik po trzech meczach jest liderem klasyfikacji strzelców i niemal na pewno zagra w półfinale turnieju.
Na początek krótki wstęp – Liga Mistrzów za wielką wodą odbywa się w systemie pucharowym. 16 drużyn jest umieszczane w drabince, grają 1/8 finału, ćwierćfinał itd. Bez fazy grupowej, więc dorobek bramkowy na etapie gry w najlepszej ósemce nie musi być wyśrubowany tak, jak w Europie. Dlatego Przybyłko, lider klasyfikacji strzelców, ma na koncie cztery bramki. Natomiast trzeba Polakowi oddać, że jest piekielnie regularny.
- 1. mecz – gol dający wygraną 1:0 z Saprissą
- 2. mecz – gol z Saprissą (4:0)
- 3. mecz – 2 gole i asysta z Atlantą United (3:0)
Nieźle, jak na debiutanta. Polski snajper jest jedynym piłkarzem, który trafiał we wszystkich trzech meczach. Wczorajszy to jego popis. Warto zwrócić uwagę na akcję na 3:0. Przybyłko mógł szukać hattricka, jednak zdecydował się na podanie. Gra zespołowa. Klasa.
Atlanta United – Philadelphia Union 0:3. Show Kacpra Przybyłki
Ok, mógł zdobyć jeszcze jednego gola, ale i tak – występ kompletny. A że wtórował mu świetny Andrew Blake między słupkami, to można się spodziewać, że Philadelphia Union ma już niemal pewne miejsce w półfinale. W nim zespół Przybyłki może trafić na Portland Timbers Jarosława Niezgody (Polak jest kontuzjowany – przyp.) albo na meksykański Club America. W grze o Ligę Mistrzów CONCACAF pozostały cztery zespoły z USA, trzy z Meksyku i jeden z Kanady.
Przybyłko królem strzelców Ligi Mistrzów CONCACAF?
Jeśli Polak utrzyma świetną formę z pierwszych trzech meczów, może zostać królem strzelców całych rozgrywek. A wtedy trafiłby do elitarnego grona, bo w Lidze Mistrzów CONCACAF nie strzelają ogóry. Wystarczy rzucić okiem na ostatnich zwycięzców Złotego Buta:
- Andre-Pierre Gignac
- Enner Valencia
- Jonathan Osorio
- Hirving Lozano
Trzy na cztery nazwiska sporo nam mówią, prawda? Pozostaje więc trzymać kciuki za Polaka. Tym bardziej że byłby drugim Europejczykiem po Gignacu, któremu udała się taka sztuka.
fot. Newspix