Krzysztof Głowacki został wczoraj zmiażdżony przez Lawrence’a Okolie w walce o mistrzostwo świata federacji WBO w wadze junior ciężkiej. I wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie zbyt wielu polskich pięściarzy do pojedynków tego kalibru w ogóle nie przystąpi, nie mówiąc już o zdobyciu pasa. Sytuacja polskiego boksu na arenie światowej prezentuje się dramatycznie.
Głowacki w starciu z Okolie nie miał właściwie nic do zaproponowania. Może poza faulami.
Został zmiażdżony, a angielscy komentatorzy stacji DAZN nie pozostawiali na byłym mistrzu suchej nitki. Jeżeli sztab polskiego pięściarza przygotował na ten pojedynek jakiś plan, z całą pewnością tenże plan nie wypalił. Okolie dał sobie dwie rundy na rozpoznanie sytuacji, a potem podkręcił tempo i konsekwentnie rozbijał Głowackiego, aż wreszcie go – chciałoby się dodać: z łatwością – powalił na deski. – Martwi to, że Głowacki polował na jeden cios. To się nie miało prawa udać. Za to Okolie boksował spokojnie i sam był zaskoczony, że wszystko przychodzi mu tak łatwo. W ringu wyglądało to tak, jakby to Anglik był weteranem – przyznał na naszych łamach Piotr Momot z portalu RingPolska.
PASMO KLĘSK POLSKICH PIĘŚCIARZY NA ARENIE MIĘDZYNARODOWEJ
Problem polega jednak nie na porażce Głowackiego, który w gruncie rzeczy swoje już dla polskiego boksu zrobił. Był mistrzem świata – fantastycznie zaprezentował się w walce z Marco Huckiem, odnosząc jedno z najcenniejszych zwycięstw w dziejach zawodowego pięściarstwa nad Wisłą. Nawet porażki z Ołeksandrem Usykiem i Mairisem Briedisem nie przynoszą “Główce” wstydu. Ten pierwszy to geniusz ringu, jeden z najlepszych zawodników w historii wagi cruiser, a jednak Polak nie dał mu łatwej przeprawy. Bulwersujących okoliczności starcia z Briedisem nie trzeba z kolei przypominać.
Niepokojące jest natomiast to, że lanie zebrane wczoraj przez Głowackiego wpisuje się w całościowy obraz aktualnej sytuacji polskiego boksu. Nasi pięściarze na arenie światowej od pewnego czasu służą oponentom głównie jako łatwy obiekt do pokonania i poprawienia sobie rekordu. Pokuśmy się zresztą o małe podsumowanie porażek naszych zawodników z zagranicznymi rywalami od 2017 roku:
ROK 2017
- (29.01) Marcin Rekowski – Carlos Takam. Porażka przez KO.
- (25.02) Izugabe Ugonoh – Dominic Breazeale. Porażka przez KO.
- (31.03) Damian Wrzesiński – Jean Pierre Bauwens. Porażka na punkty.
- (03.06) Andrzej Fonfara – Adonis Stevenson. Porażka przez TKO.
- (09.09) Krzysztof Zimnoch – Joey Abell. Porażka przez KO.
- (21.10) Krzysztof Włodarczyk – Murat Gassijew. Porażka przez KO.
- (11.11) Mariusz Wach – Jarrell Miller. Porażka przez TKO.
ROK 2018
- (31.03) Michał Syrowatka – Robbie Davies Jr. Porażka przez TKO.
- (28.04) Maciej Sulęcki – Daniel Jacobs. Porażka na punkty.
- (23.06) Dariusz Sęk – Anthony Yarde. Porażka przez TKO.
- (06.10) Tomasz Adamek – Jarrell Miller. Porażka przez KO.
- (06.10) Patryk Szymański – Fouad El Massoudi. Porażka przez TKO.
- (20.10) Mateusz Masternak – Yuniel Dorticos. Porażka na punkty.
ROK 2019
- (06.04) Mariusz Wach – Martin Bakole. Porażka przez TKO.
- (06.04) Damian Jonak – Andrew Robinson. Porażka na punkty.
- (20.04) Przemysław Runowski – Josh Kelly. Porażka na punkty.
- (15.06) Krzysztof Głowacki – Mairis Briedis. Porażka przez TKO.
- (15.06) Michał Syrowatka – Enock Poulsen. Porażka na punkty.
- (29.06) Maciej Sulęcki – Demetrius Andrade. Porażka na punkty.
- (20.07) Artur Szpilka – Dereck Chisora. Porażka przez KO.
- (04.10) Łukasz Wierzbicki – Louis Greene. Porażka przez TKO.
- (07.12) Mariusz Wach – Dillian Whyte. Porażka na punkty.
ROK 2020
- (31.01) Michał Cieślak – Ilunga Makabu. Porażka na punkty.
- (07.03) Adam Kownacki – Robert Helenius. Porażka przez TKO.
- (26.09) Robert Parzęczewski – Szerzod Chusanow. Porażka przez KO.
- (12.12) Nikodem Jeżewski – Lawrence Okolie. Porażka przez TKO.
- (12.12) Mariusz Wach – Hughie Fury. Porażka na punkty.
- (18.12) Kamil Szeremeta – Giennadij Gołowkin. Porażka po decyzji technicznej.
ROK 2021
- (20.03) Krzysztof Głowacki – Lawrence Okolie. Porażka przez KO.
Braliśmy pod uwagę właściwie całą śmietankę polskich pięściarzy wedle współczynnika portalu BoxRec. Może z małymi wyjątkami dla zawodników albo nie zdradzających jakiegokolwiek potencjału choćby na boksowanie na solidnym, europejskim poziomie, a także dla takich jak Rafał Jackiewicz. Czyli ewidentnych journeymanów, którzy po prostu sprzedają rekord na totalnie prowincjonalnych galach.
JAKIE NADZIEJE DLA POLSKIEGO BOKSU?
Passa jest katastrofalna. Jasne, że nie wszystkie z wymienionych wyżej porażek stanowią powód do wstydu czy zażenowania – niektóre starcia były całkiem wyrównane. Jasne, że wydarzyły się w omawianym okresie także zwycięstwa – Sulęckiego z Rosado, Kownackiego z Martinem, Głowackiego z Własowem, Cieślaka i Masternaka z Kalengą… Mówimy jednak o triumfach odniesionych z rywalami z szerokiego zaplecza danej kategorii wagowej. I to jest najwyraźniej maksimum, na jakie mogą sobie dziś pozwolić najlepsi polscy pięściarze. Każdy z nich doczekał się w ostatnich latach negatywnej weryfikacji przez absolutny top. Sulęcki został zdeklasowany przez Andrade, Głowacki przez Okoliego. Cieślak poległ w Kongo. I tak dalej.
Martwi również, że wiele wypraw polskich pięściarzy – w teorii obiecujących, rokujących jakieś nadzieje – na walki zagraniczne kończy się nawet nie tyle porażką, co całkowitą klęską. Bęckami do jednej bramki. Zresztą niektórzy nie muszą nawet wyjechać poza granice Polski, by ich realne możliwości zostały obnażone. Przykładem 27-letni Robert Parzęczewski, który w Częstochowie został ciężko znokautowany przez 40-letniego przybysza z Uzbekistanu.
Oczywiście znajdą się też wśród czołowych polskich bokserów tacy, którzy w rekordzie nie zapisali jeszcze jak dotąd ani jednej porażki. Paweł Stępień, Mateusz Tryc, Kamil Łaszczyk, Adam Balski, Przemysław Zyśk, Kamil Bednarek czy Łukasz Różański. Umówmy się jednak, że do większości z nich bardziej pasuje określenie “niezweryfikowani” niż “niepokonani”. Po prostu nie zmierzyli się jak dotąd z rywalem, który stanowiłby dla nich zagrożenie. A i tak nie uniknęli kłopotów i niekiedy triumfowali po kontrowersyjnych werdyktach, żeby wymienić choćby Balskiego. Nawet Kamil Łaszczyk, czyli bokser o niewątpliwym potencjale, błyskotliwy technicznie, leżał niedawno na deskach w walce z anonimem z Francji.
DOCZEKAMY ZAWODOWEGO MISTRZA ŚWIATA?
Oczywiście osławionym “zerem w rekordzie” nie ma się co przesadnie przejmować. Historia boksu pamięta pięściarzy, którzy zawodowe kariery zaczynali od głupich bądź niefartownych porażek, a potem w wielkim stylu docierali na szczyt. Pytanie tylko – czy mamy w Polsce kogokolwiek, w kim można pokładać nadzieje na międzynarodowy sukces, rozumiany jako mistrzostwo świata którejś z głównych federacji?
Pewnie taką postacią jest przede wszystkim Michał Cieślak. 31-latka nie wypada skreślać po porażce z Makabu, zwłaszcza jeżeli weźmiemy poprawkę na kuriozalne okoliczności tego pojedynku. Nic tam nie sprzyjało Cieślakowi. Pewnie odbudować swoją pozycję w wadze ciężkiej spróbuje także Adam Kownacki, choć manto zebrane z rąk Roberta Heleniusa mimo wszystko uwydatniło wszystkie braki w pięściarskim warsztacie Polaka, trudno zatem mniemać, że “Babyface” zdoła rzucić wyzwanie, dajmy na to, Tysonowi Fury’emu. Taki scenariusz nawet brzmi abstrakcyjnie.
Ostatniego słowa nie powiedzieli z pewnością Mateusz Masternak i Maciej Sulęcki, aczkolwiek obaj nie należą do najmłodszych zawodników (odpowiedni: 33 i 31 lat), a w konfrontacjach z oponentami z naprawdę ścisłego topu jak dotąd sobie po prostu nie radzili.
No i jest jeszcze Fiodor Czerkaszyn – ukraiński bokser z polskim paszportem, związany z grupą promotorską Knockout Promotions. No ale trudno Czerkaszyna traktować, przy całej sympatii i uznaniu dla jego talentu, jako “polską” nadzieję na mistrzowski pas. On sam zresztą nie bawi się na szczęście w żadne gierki z kibicami i kładzie kawę na ławę. – Uwielbiam Polskę, chcę tutaj mieszkać, wiążę z nią swoją przyszłość, wiele jej zawdzięczam, ale urodziłem się na Ukrainie. Od małego zawsze miałem na zawodach ukraińską flagę ze sobą. Mam nadzieję, że nie zostanie to źle odebrane, po prostu płynie we mnie ukraińska krew – powiedział w rozmowie z TVP.
***
Summa summarum – jest kiepsko, a może być… jeszcze gorzej. Oczywiście należy wierzyć, że swoim rozwojem zaskoczą nas bokserzy, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na zawodowych ringach, albo wręcz tkwią jeszcze w boksie amatorskim. Jeżeli jednak mówimy tylko o najbliższych kilku latach, to raczej nie ma co się nastawiać na to, że reprezentant naszego kraju przywiezie do Polski mistrzowski pas.
Zapewne czekają nas głównie takie widowiska, jak pojedynek Głowackiego z Okoliem albo, powiedzmy, Szeremety z Gołowkinem. Czyli – liczenie na cud. A cuda mają to do siebie, że dzieją się bardzo rzadko i na ogół nie wtedy, gdy się na nie najbardziej oczekuje.
fot. NewsPix.pl