Za miesiąc dojdzie do pierwszego meczu reprezentacji Polski z Paulo Sousą jako selekcjonerem. Portugalczyk na wejściu starał się zarażać optymizmem i pozytywnym myśleniem, ale ostatnio otrzymywał kilka sygnałów mogących jego zapał nieco ostudzić, przynajmniej w zaciszu gabinetu, gdy nikt nie widzi. Czy faktycznie są podstawy, by uważać, że nowy selekcjoner już na starcie ma w niektórych aspektach pod górkę, biorąc pod uwagę aktualną sytuację jego kadrowiczów? Zdaniem jednych takie głosy uzasadnione, zdaniem drugich pojawiają się zbyt pochopnie i wiele się nie zmieniło. Sprawdzamy.
Jedno widać czarno na białym: sytuacja w drugiej linii znacznie się skomplikowała. Wszystko oczywiście przez poważne kontuzje Krystiana Bielika i Jacka Góralskiego, wykluczające ich nie tylko z marcowych meczów eliminacyjnych do katarskiego mundialu, ale także z finałów EURO.
Bez tej dwójki pole manewru w środku pola wyraźnie się zawęziło, a niestety jeśli chodzi o pozostałych zawodników, wieści nie są najlepsze. Żaden z naszych środkowych pomocników nie znajduje się obecnie na fali wznoszącej.
KRYZYS W ŚRODKU POLA
W najmniejszym stopniu problem ten dotyczy Mateusza Klicha. On nadal przeważnie ma miejsce w wyjściowym składzie Leeds, choć nawet w jego przypadku wydaje się, że względem początku sezonu minimalnie obniżył loty. Widać to chociażby po liczbie minut. W pierwszych dwunastu kolejkach tylko dwa razy nie dotrwał na boisku do ostatniego gwizdka sędziego i w obu przypadkach chodziło o końcówki. Natomiast w następnych trzynastu spotkaniach pełne 90 minut zaliczał ledwie trzykrotnie. Przeciwko Manchesterowi United i Arsenalowi Marcelo Bielsa zamienił go już w przerwie, a 26 stycznia z Newcastle doszło do niemal niemożliwego – Klich zaczął u argentyńskiego szkoleniowca na ławce. Może chodziło wyłącznie o danie mu chwili oddechu, kto wie.
Nie ma co na zapas bić na alarm, choć trudno nie zauważyć, że w tym roku nie zaliczył on jeszcze ani jednego ofensywnego konkretu, czyli bramki lub asysty.
No i wyraźnie widać, że od pewnego czasu Klich w meczach z potentatami zawodzi. Nadal jednak zdarza mu się wyróżniać w starciach ze średniakami lub słabeuszami. Niedawno otrzymywał od Sky Sports notę 7 za występ przeciwko Evertonowi i 8 za swoją postawę z Crystal Palace.
Generalnie, tu poważniejszego zmartwienia dla reprezentacji raczej nie ma. Mowa co najwyżej o drganiach formy. Inna sprawa, że niezmiennie czekamy na rozkwit Klicha w narodowych barwach. No i jakby mało już było perypetii zdrowotnych reprezentantów, pomocnik Leeds we wtorkowym meczu z Southampton po godzinie zszedł z powodu kontuzji. Oby nie chodziło o coś poważniejszego.
Gdy spojrzymy na pozostałe nazwiska, trudno o optymizm.
Karol Linetty po zwolnieniu Marco Giampaolo i przyjściu Davide Nicoli, po dwóch meczach stracił miejsce w wyjściowej jedenastce Torino. Trzeba przyznać, że zasłużenie. Od pewnego czasu był za swoją grę raczej krytykowany niż chwalony. Z Atalantą siedział na ławce, z Genoą wszedł na 11 minut, a w miniony weekend zabrakło go w kadrze ze względu koronawirusową izolację. A że Torino akurat po dłuższej przerwie wreszcie wygrało mecz, tym bardziej trudno zakładać, by w najbliższych tygodniach Nicola zamierzał mocniej stawiać na Polaka.
Grzegorz Krychowiak w reprezentacji rozczarowuje od dawna. Do pewnego momentu można było mówić, że zasługuje na kolejne szanse, bo błyszczy w Lokomotiwie Moskwa. Obecny sezon jest jednak w jego wykonaniu słabszy niż poprzedni, już się tak nie wyróżnia. Odbijało się to na biało-czerwonych, jesienią piłkarz ten był wręcz naszym hamulcowym. A i w drużynie klubowej zdarzają mu się już bardzo słabe występy, że wspomnimy o grudniowym 0:5 z Krasnodarem, gdy sprezentował rywalom gola.
Oczywiście “Krycha” nadal potrafi być w rosyjskim klubie solidny i niezły, jego podłoga to dla wielu nieosiągalny sufit. Skoro jednak nawet w swoim szczytowym okresie w Lokomotiwie często rozczarowywał w kadrze, tym bardziej teraz jest problem. W jakiej formie znajduje się na tę chwilę jeszcze stwierdzić nie można, bo w 2021 roku Lokomotiw zdążył rozegrać tylko mecz z Tambowem w krajowym pucharze (Krychowiak zaliczył asystę). Premier Liga wznawia rozgrywki dopiero w ten weekend. Pozostaje nadzieja, że Paulo Sousa odkryje go na nowo, jakoś do niego dotrze i w pełni wykorzysta jego atuty. W innym przypadku liczba aktualnych zwolenników tego zawodnika w reprezentacji zmaleje z dziesięciu do dwóch.
BRAK GRY LUB BRAK FORMY
Jakub Moder został stałym bywalcem jesiennych zgrupowań i powoli ugruntowywał swoją pozycję, ale zjazd formy w listopadzie i grudniu był wyraźny. Zapewne w sporej mierze chodziło o zwyczajne przemęczenie, młody pomocnik był naprawdę mocno eksploatowany w Lechu. Tym bardziej zdziwiła decyzja sztabu szkoleniowego Brighton, by już zimą ściągnąć go do siebie. Efekt jest spodziewany – Moder siedzi na ławce w Premier League i jeszcze w niej nie zadebiutował. Szansę otrzymał tylko w Pucharze Anglii i wypadł poprawnie. To niestety za mało, żeby zbudować formę. Sousa z pewnością takim obrotem wydarzeń zachwycony nie jest.
Zostaje nam Piotr Zieliński, który zaczął rok od rewelacyjnego występu z Cagliari (dwa piękne gole), a w styczniu dołożył jeszcze trafienie z Fiorentiną. Gennaro Gattuso dał mu więcej swobody ofensywnej niż poprzedni trenerzy. Pojawiła się nadzieja, że może wreszcie piłkarz ten na dobre wskoczy na oczekiwany poziom. Nie tak szybko! Ostatnie tygodnie były już w jego wykonaniu rozczarowujące i coraz częściej krytykowali go sami Włosi. Zaczęły się pojawiać głosy o “prowincjonalnym zawodniku”, nienadającym się na topowy poziom i pytanie, ileż można czekać na eksplozję jego formy, skoro ma już 26 lat. Skądś to znamy, prawda? Nie zmienia to faktu, że Gattuso ciągle Zielińskiemu ufa. W meczach z Genoą (chyba najsłabszy występ) i teraz z Atalantą Polak był nawet kapitanem. Drużynie z Bergamo zapakował efektowną bramkę, więc jakiś pozytyw dostaliśmy. Wykorzystanie potencjału “Zielka” będzie jednym z największym wyzwań stojących przed portugalskim selekcjonerem.
Jakie nowe twarze w drugiej linii może wymyślić Paulo Sousa?
Może warty odkurzenia będzie Bartosz Kapustka – o ile utrzyma tendencję zwyżkową. Może trzeba się będzie przyjrzeć Damianowi Szymańskiemu, który uporał się ze sprawami zdrowotnymi i ma za sobą bardzo dobre tygodnie w AEK-u Ateny. Inna sprawa, że wyróżnienie się w Ekstraklasie lub w Grecji z Lamią czy Asterasem jeszcze niczego nie musi oznaczać w kontekście kadry.
Jeżeli więc chodzi o środkowych pomocników, na tę chwilę widzimy to tak:
- fala wznosząca (z powoływanych jesienią): nikt
- mniej więcej status quo na zadowalającym poziomie: Piotr Zieliński, Mateusz Klich
- tendencja spadkowa: Grzegorz Krychowiak, Karol Linetty, Jakub Moder
- potencjalne nowe twarze: Damian Szymański, Bartosz Kapustka
DRAMAT NA SKRZYDŁACH?
Jeszcze więcej zmartwień dostarczają nam skrzydłowi. Na dziś sytuacja przedstawia się źle jak na żadnej innej pozycji. Kamil Grosicki został definitywnie skreślony w West Bromwich, ale ciągle nie wyjaśnił swojej przyszłości. Nawet jeśli lada chwila rozwiąże kontrakt (a według najnowszych wieści nie rozwiąże), musi jeszcze wybrać nowy klub i wrócić w jego barwach do formy. Czy zdąży do połowy marca? Nie dalibyśmy sobie ręki uciąć, choć oczywiście tego mu życzymy. Zakładając jednak, że pracodawcy teraz nie zmieni, sytuacja w jego kontekście robi się beznadziejna.
W jesiennych meczach z dobrej strony pokazali się Przemysław Płacheta i Kamil Jóźwiak. Niestety, nasza dwójka z Championship ma obecnie zdecydowanie słabszy okres. Dotyczy to zwłaszcza tego pierwszego. Płacheta w składzie Norwich nie pojawił się od 5 lutego, gdy rozegrał 57 minut przeciwko Swansea. Od czterech kolejek nie ma go nawet na ławce i nie chodzi o kontuzję czy koronawirusa.
Menedżer Daniel Farke chwilowo go odstawił, gdyż jest… zbyt ambitny. Na konferencji przed meczem z Coventry mówił, że Polak ma dużą konkurencję w zespole i choć imponuje podejściem do pracy, to nakłada na siebie za dużą presję. – Są piłkarze, których trzeba popychać do rozwoju. U niego jest na odwrót: trzeba go wręcz hamować. Uznaliśmy, że dobrze będzie zdjąć z niego meczową presję i dać mu luźniejszy czas, aby przestał być w centrum uwagi. Musi się trochę uspokoić, żeby wszyscy nie oczekiwali, że musi już teraz strzelić gola czy zaliczyć asystę. To piłkarz, którego trzeba chronić. W dłuższej perspektywie wyjdzie mu to na dobre. Nadal jest on ważną częścią naszych planów – zapewniał Farke.
Menedżer chyba też chce nieco utemperować dodatkową pracę Płachety po treningach, który sporo czasu poświęcał zwłaszcza przygotowaniu fizycznemu.
Mogło być tego zwyczajnie za dużo i pewne rzeczy trzeba naprostować. Agent zawodnika Jarosław Kołakowski w rozmowie ze Sport.pl stara się zachowywać spokój i deklaruje pełne zaufanie do trenera “Kanarków”. Nie zmienia to faktu, że sytuacja Płachety staje się niepokojąca, a jego statystyki wyglądają marnie: 20 meczów ligowych, 1032 rozegrane minuty, 1 gol, 2 asysty. Liczby ma po prostu słabe.
Z rytmu mogły go wytrącić problemy zdrowotne w grudniu, stracił prawie cały miesiąc. Gdy wrócił, tylko dwa razy zaczął w Championship od początku, teraz zaś ma przymusową pauzę. Niczego nie wolno przesądzać, Płacheta może się jeszcze ogarnąć. Mimo to uzasadniona wydaje się obawa, że gdyby Norwich awansowało do Premier League – a szanse są duże – to powtórzy się historia z Grosickim i West Bromwich, w której rozstanie będzie jedynym logicznym wyjściem.
Jóźwiak cały czas w Derby pojawia się na boisku, tyle że u niego brak liczb jest jeszcze bardziej widoczny.
Także ma jednego gola i dwie asysty, a rozegrał blisko tysiąc minut więcej niż Płacheta. Skoro więc w przypadku byłego skrzydłowego Śląska Wrocław pisaliśmy, że liczby ma słabe, to tutaj należy stwierdzić, że liczby są fatalne. Dość długo dominowała narracja, że Derby to trochę toporna drużyna i nie za bardzo jest w niej z kim ciekawiej pograć, no ale w takim razie tym bardziej można wymagać od Jóźwiaka, by się wyróżniał na takim tle.
A robi to coraz rzadziej.
Kibice raczej nie mieli do niego pretensji i podkreślali w komentarzach, że wykonuje dla zespołu dużo mniej widocznej roboty, ale ostatnio zaczęło się to trochę zmieniać. Od zawodnika na tej pozycji na dłuższą metę po prostu trzeba wymagać konkretów. Wayne Rooney chyba również zaczął dostrzegać pewien problem. Jóźwiak po rozegraniu czternastu z rzędu spotkań od pierwszej minuty, usiadł na ławce z Watfordem (wszedł w 58. minucie) i Huddersfield (wszedł w przerwie).
Damian Kądzior zimą odszedł z Eibaru na wypożyczenie do Antalyasporu.
Turcy zabiegali o niego już latem i sporo się wykosztowali jak na zawodnika wypożyczonego bez prawa pierwokupu, ale jak dotąd odbudowywanie się na tureckiej ziemi nie za bardzo wychodzi naszemu rodakowi. Licząc Puchar Turcji, zaliczył sześć z siedmiu możliwych występów, tyle że poza godziną z Kayserisporem, zbiera epizody w końcówkach – na początku były one kilkunastominutowe, teraz są już kilkuminutowe. Jeżeli nic się szybko nie zmieni, nie sposób zakładać, by Kądzior był w formie na marcowe mecze.
Przemysław Frankowski miał pewny plac w Chicago Fire, ale nie zachwycał. Pierwszy ofensywny konkret w sezonie 2020 zanotował dopiero w dwunastym występie. Nic dziwnego, że w kadrze jego akcje spadły. W ubiegłym roku nie zagrał dla niej ani razu, choć trzeba pamiętać, że po części to efekt koronawirusowych obostrzeń i wynikająca z nich trudność z przelotem z USA do Europy. Nie da się stwierdzić, co na dziś Frankowski jest w stanie zaprezentować, bo ostatnie spotkanie w MLS miał 8 listopada. Inna sprawa, że nawet w najlepszym okresie w Ameryce nie stał się on ważniejszym ogniwem biało-czerwonych.
BRAK NOWYCH TWARZY
Podobnie jak Krychowiak, Sebastian Szymański dopiero czeka na ligowy start wiosny. W Dynamie Moskwa zbierał jesienią dobre recenzje, ale mamy tu pewien konflikt. Dlaczego? W klubie gra jako ofensywny pomocnik i to w tej roli się sprawdza. W reprezentacji dotychczas pełnił rolę skrzydłowego i w 2020 roku nie wyglądało to już zbyt dobrze. Zobaczymy, co tu wykombinuje Paulo Sousa. Pole manewru ma wyjątkowe wąskie. Na horyzoncie nie widać nowej twarzy, która mogłaby teraz wystrzelić. Na początku sezonu kandydatem byłby Jakub Kamiński, lecz aktualnie gra na poziomie przeciętnego ekstraklasowca.
Podsumujmy wątek skrzydłowych:
- fala wznosząca: nikt
- mniej więcej status quo na zadowalającym poziomie: Sebastian Szymański
- tendencja spadkowa: Kamil Grosicki, Kamil Jóźwiak, Przemysław Płacheta, Damian Kądzior, Przemysław Frankowski
- potencjalne nowe twarze: nikt
Skoro sytuacja ze skrzydłowymi wygląda tak nieciekawie, kto wie, czy Sousa od razu nie wcieli w życie planu gry z trójką środkowych obrońców. Wówczas wiele będzie zależało od wahadłowych. Tu nie jest najgorzej. Tomasz Kędziora to absolutny pewniak w Dynamie Kijów, jego pozycja jeszcze wzrosła. W tym sezonie nie opuścił ani jednego meczu na jakimkolwiek froncie – 26 występów, 23 całe, tylko raz nie zaczął w wyjściowej jedenastce. Jeśli chodzi o Kędziorę, chyba można być spokojnym o formę. W ukraińskiej ekstraklasie odbyły się już dwie wiosenne kolejki, a tydzień temu w meczu 1/16 finału LE z Club Brugge Polak wyróżniał się w Dynamie najbardziej.
WYBÓR NA PRAWEJ OBRONIE…
Paradoksalnie pojawia się problem bogactwa na prawej stronie. Rzecz jasna mamy na myśli rywalizację Kędziory z Bartoszem Bereszyńskim, którego w reprezentacji podczas eliminacji do EURO przeważnie ustawiano jako lewego obrońcę (minionej jesieni zdarzyło się to w dwóch spotkaniach), przez co trudno mu było wyeksponować wszystkie atuty, zwłaszcza w grze do przodu. A “Bereś” po wielu słabszych miesiącach wreszcie zaczął wychodzić na prostą z formą w Sampdorii. Dopiero co był nawet kapitanem w ligowych starciach z Benevento i Fiorentiną. Przy jego nazwisku w kontekście bieżącej sytuacji możemy postawić małego plusa, bo już w pewnym momencie wydawało się, że totalnie skapcaniał w Genui i zaczęła się równia pochyła.
Na tej pozycji o reprezentację ociera się jeszcze Robert Gumny.
Nie przepadł w Augsburgu, ma już 14 meczów w 1. Bundeslidze. Rzecz w tym, że trudno go za coś mocniej pochwalić. Większość występów była totalnie bezbarwna, wręcz trochę na alibi. Brakowało błysku, za to błędy w tyłach mu się zdarzały. W klubie nie do końca są zadowoleni z jego postawy, a przypomnijmy, że zainwestowali w transfer 3 mln euro. Pod koniec stycznia dziennikarz TVP Sport, Marcin Borzęcki ujawnił podczas programu Bundestalk nadawanego na Kanale Sportowym, że Rafał Gikiewicz pełnił rolę tłumacza w trakcie spotkania Gummego ze sztabem szkoleniowym Augsburga. Przekaz był jasny: chłopak nie spełnia oczekiwań i musi wziąć się w garść, bo na razie odstaje i fizycznie, i piłkarsko. Po tamtej rozmowie Gumny rozegrał 90 minut z Wolfsburgiem i RB Lipsk (noty 4 w “Kickerze”, czyli bardzo przeciętnie) oraz wszedł na końcówkę z Bayerem Leverkusen. Trudno zakładać, żeby w marcu przydał się Sousie.
…NA LEWEJ OBRONIE W SUMIE TEŻ
Nieźle – jak na standardy Crotone – spisuje się Arkadiusz Reca (20 meczów, 1 gol, 6 asysty), ale jednak mówimy o zdecydowanie najsłabszym zespole Serie A, który zgromadził raptem 12 punktów w dwudziestu trzech kolejkach. Szykuje się drugi z rzędu spadek (w zeszłym sezonie ze SPAL) i najpewniej nie ma w tym przypadku. Pewnego poziomu, zwłaszcza w grze obronnej, chłopak prawdopodobnie nie przeskoczy. Plusem w jego przypadku jest występowanie na co dzień w systemie z trójką stoperów. Maciej Rybus w Lokomotiwie Moskwa jest klasycznym lewym obrońcą, ale jeżeli ominą go problemy zdrowotne, co ostatnio na szczęście się dzieje, to raczej jego należy traktować jako kandydata numer jeden na lewą flankę. W tym sezonie utrzymuje solidny, równy poziom, chociaż trudno nie zauważyć, że z ofensywnymi konkretami jest krucho (łącznie 25 meczów i jedna asysta).
STOPERZY JADĄ W DÓŁ
A skoro mówimy o ustawieniu z trójką stoperów. Jeszcze nie tak dawno uznalibyśmy, że jak najbardziej są powody, żeby go spróbować, bo na tej pozycji mamy spory komfort. Ale na dziś już tak dobrze nie jest. Jan Bednarek przeżywa chyba największy kryzys, odkąd stał się zawodnikiem podstawowego składu Southampton. Nie chodzi tylko o 0:9 z Manchesterem United, w którym strzelił samobója, sprokurował rzut karny i otrzymał czerwoną kartkę (później anulowaną). Zawalił także mecz z Newcastle, gdy łatwo został ograny przy pierwszym golu i praktycznie samemu kuriozalną interwencją strzelił sobie drugiego.
Ostatnio natomiast niejako z konieczności zaczął być ustawiany na prawej obronie. We wtorek z Leeds wyglądało to katastrofalnie. Bednarek nie potrafił się dobrze ustawić, przegrywał pojedynki, nie nadążał za rywalami. Kibice ostro po nim jechali w trakcie spotkania. Tu akurat można mu jedynie współczuć, bo został wrzucony nie na swojego konia. Na pewno go to jednak nie podbudowuje w sytuacji już i tak trudnej. Żeby być uczciwym: całe Southampton jest pogrążone w kryzysie, Polak po prostu się do tego w pełni dostosowuje. “Święci” są najgorszą drużyną Premier League w 2021 roku, zdobyli jeden punkt w ośmiu kolejkach.
Jeszcze większego zjazdu w ostatnich tygodniach doświadcza Sebastian Walukiewicz.
Do początku stycznia był absolutnym pewniakiem w składzie Cagliari, ale od pewnego czasu jego forma pikowała, coraz częściej był zamieszany w tracone gole. W efekcie wylądował na ławce. Z takiej perspektywy oglądał spotkania z Genoą i Milanem. Wrócił na Lazio i cóż, Ciro Immobile w drugiej połowie ogrywał go jak chciał. Z pierwszej akcji jeszcze bramki nie było, z drugiej już tak. Tydzień później Cagliari przegrało z Atalantą po akcji, w której Muriel z łatwością minął Walukiewicza. Tamtego dnia z czternastu pojedynków nasz rodak wygrał zaledwie cztery.
Z Torino młody Polak ponownie znalazł się wśród rezerwowych. Zapaść formy jest tu ewidentna, ale znów należy podkreślić, że chodzi o głęboki kryzys całej drużyny. Cagliari, mimo naprawdę ciekawego składu, pozostaje bez zwycięstwa w Serie A od szesnastu meczów! Na początku częściej remisowało, teraz głównie przegrywa (jeden punkt w ostatnich dziesięciu kolejkach). Po 0:1 z Torino zwolniony został trener Eusebio Di Francesco.
Zarówno w przypadku Bednarka jak i Walukiewicza trudno wyciągać daleko idące wnioski, ale na w kontekście “tu i teraz”, gdy marcowe mecze reprezentacji za pasem, jest powód do niepokoju.
Niezmiennie mocną pozycję w Benevento ma Kamil Glik, trzykrotnie w tym sezonie zakładał opaskę kapitana. Bądźmy jednak szczerzy: jeżeli ktoś regularnie ogląda go teraz w akcji, dostrzeże, że najlepsze chwile ma za sobą i może to być coraz bardziej widoczne. Co nie zmienia faktu, że dziś z całej trójki ma on najmniej zmartwień.
Paweł Bochniewicz w Heerenveen miał bardzo udany start, ale w tym roku jest nierówny. Raz znajdzie się w antyjedenastce kolejki, raz strzeli gola Feyenoordowi i świętuje zwycięstwo 3:0. Zaraz potem bardzo słabo wypadnie przeciwko AZ Alkmaar, gdzie zawali gola po stracie przed polem karnym. No i pamiętajmy, że Bochniewicz będąc jeszcze w gazie w Holandii, nie wypadał na plus w reprezentacyjnych sprawdzianach z Finlandią i Ukrainą.
Generalnie wśród stoperów sytuacja zrobiła się lekko niepokojąca. Kto mógłby wzmocnić rywalizację w obrębie tej czwórki? Przede wszystkim Michał Helik, który coraz lepiej radzi sobie w barwach Barnsley. W styczniu został nawet wybrany przez kibiców piłkarzem miesiąca. Skrzydła w Hellasie Verona rozwinął także Paweł Dawidowicz, ale zawsze spowalniały go kontuzje i niestety właśnie z tego powodu nie gra od dwóch tygodni. W perspektywie najbliższych miesięcy nie bylibyśmy także zaskoczeni strzałami typu Kamil Piątkowski czy Jakub Kiwior, ale to jeszcze raczej nie perspektywa marcowa.
ROBERT LEWANDOWSKI I BRAMKARZE BEZ ZMIAN
Okej, no to żeby nie było wyłącznie pesymistycznie: gdzie Paulo Sousa ma spokój i komfort? Nie trzeba zbytnio główkować, żeby dojść do wniosku, że wśród bramkarzy. No i w ataku, ale tylko ze względu na Roberta Lewandowskiego. Gdyby – odpukać, tfu!, tfu!, tfu! i jeszcze raz odpukać – “Lewy” wypadł na dłużej, zrobiłby się problem.
Krzysztof Piątek regularnie gra w Hercie, ale wciąż nie potrafi rozwinąć skrzydeł. Na jeden dobry występ ma trzy słabe i tak to się ciągnie. W dwóch ostatnich kolejkach nie oddał ani jednego strzału, mimo że spędził na murawie ponad 140 minut. Arkadiusz Milik dał nadzieję na lepsze jutro drugim meczem w barwach Marsylii, gdy strzelił gola z RC Lens i powinien mieć też asystę (panie Thauvin…). Doznał jednak kontuzji, a leczenie się przedłuża. Milik opuścił już cztery spotkania ligowe i jedno w krajowym pucharze. Mając w pamięci to, że przychodził do Francji po straconej rundzie we Włoszech, pytanie o jego formę będzie retoryczne.
Wśród dalszych kandydatów do ewentualnego zwiększenia rywalizacji na szpicy wymienia się Karola Świderskiego.
Fajnie sobie radzi w PAOK-u Saloniki, trzeba przyznać (9 goli, 6 asyst), ale nie będziemy udawali, że nie widzimy, iż w tym roku częściej zaczyna mecze na ławce niż gra w pierwszym składzie. No i jednak ładowanie bramek OFI Kreta i Panetolikosom to trochę mniejsze wyzwanie niż strzelanie w Bundeslidze czy Ligue 1. Gdyby Karol latem poszedł do Serie A, z którą zimą intensywnie go łączono (trzymamy kciuki) i tam potwierdził klasę (znów trzymamy kciuki), wtedy można wrócić do tematu reprezentacji. Kibicujemy też Dawidowi Kownackiemu w Fortunie Duesseldorf. Gehennę zdrowotną ma za sobą, od końcówki listopada nie opuścił żadnego meczu w 2. Bundeslidze. Teraz pozostaje błyszczeć na boisku, co pewnie trochę potrwa. Z Ekstraklasy znajdując się w optymalnej dyspozycji do powołania nadawałby się Jakub Świerczok. Niestety dziś w niej nie jest, dopiero co wrócił po kolejnej kontuzji.
Także, Robert, niech cię zdrowie nie opuszcza.
Lekko licząc, kilkunastu kadrowiczów ma dziś mniejsze lub większe problemy związane z formą, zdrowiem lub brakiem występów. Poza Robertem Lewandowskim i bramkarzami prawie nikt nie znajduje się na fali wznoszącej lub niezmiennie utrzymuje bardzo wysoką formę na bardzo wysokim poziomie. Gdyby Paulo Sousa został selekcjonerem w listopadzie, punkt wyjścia miałby lepszy, bo inne były wtedy bieżące notowania Walukiewicza, Bednarka, Płachety, Jóźwiaka, Linettego, Modera i jeszcze paru innych. Do tego Góralski był zdrowy, a Bielik wracał do gry w Derby. No ale między innymi po to PZPN zatrudnił Portugalczyka, żeby potrafił przezwyciężać takiej trudności i wymyślił coś więcej niż przeciętny polski trener. Zatem, do dzieła!
Fot. Newspix