Nie lubimy pisać tego typu tekstów, nie lubi zapowiadać tego, co się w Ekstraklasie ma wydarzyć, bo zbyt często… nie dzieje się nic. Ale są dni, kiedy po poranku z krajową piłką, stercie przeczytanych artykułów i tym jednym napisanym, zaczynamy nakręcać się sami. Wystarczy przecież wyobrazić sobie, że w Gdańsku znów swoją robotę wykona Kapo albo Colak, że Mak grzecznie zaprosi do tańca Rymaniaka, a w Krakowie dojdzie do potyczki dwójek Stilić-Brożek kontra Mila-Paixao…
Czy Tarasiewiczowi na dobre przestanie palić się w dupce?
Tarasiewicz, Kapo i cała reszta mają chwilę wytchnienia. Od początku sezonu wokół nich powietrze było bardzo gęste, trener Korony pewnie sam momentami się zastanawia, jakim cudem wcześniej nie wyleciał z roboty. A teraz trzy mecze, siedem punktów, całkiem przyzwoita gra, no i spłacający się transfer Kapo. Francuz strzelił gola Lechowi, strzelił też Wiśle, i to na 3:2. Czyżby etap, w którym kielczanie prawie od każdego dostają w łeb, dobiegł końca? Możliwe. Dziś wiemy jedno: linia, która oddziela strefę spadkową od reszty, jest coraz grubsza, głównie dzięki Koronie. Tarasiewiczowi też wrócił humor i już przyznaje: – Tak jak teraz, chcieliśmy grać już wcześniej.
A Lechii zrobi się naprawdę ciepło?
Mateusz Możdżeń nie ukrywa, że kiedy po ostatnim spotkaniu spojrzał w tabelę, to zrobiło mu się ciepło. Że jeszcze jeden mecz, jeszcze jedno potknięcie i Lechia będzie miała naprawdę duży problem. Rafał Janicki mówi, że jeśli teraz nie wygrają, to – cytujemy – „będzie, za przeproszeniem, wielka dupa”. Lechiści spotkanie z Koroną nazywają tym z kategorii „o sześć punktów”, chociaż wedle wcześniejszych założeń do takich miały zaliczać się te z Legią, Lechem czy Wisłą. Dziennikarze sport.pl już wyliczyli, że to może być jedna z dwóch najgorszych rund jesiennych od powrotu do Ekstraklasy. Aha, trenera w Lechii jak nie było, tak nie ma, a dodatkowo wypadł najlepszy w tej całej mizerii Makuszewski.
Czy Rymaniak powstrzyma nadchodzącą tragedię?
Bartosz Rymaniak pewnie nigdy nie spodziewał się, że jeden z najgorszych dla niego meczów może wypaść… przeciwko GKS-owi Bełchatów. Wszystko to za sprawą Michała Maka, który ostatnio jest w niezłym gazie i po kolejnych ligowych zabawach wymienia się jego nazwisko w kontekście reprezentacji. Dziś bawił się będzie z Rymaniakiem, który – powiedzmy sobie szczerze – do najlepszych obrońców w tym kraju raczej nie należy. – Bełchatów to jedna z lepiej grających szybki atak drużyn ekstraklasy. Nie odkryję też Ameryki, jeśli powiem, że musimy najbardziej uważać na Maka – mówi trener Podoliński. I w dodatku uważać musi właśnie Rymaniak, bo przecież Żytko i Marciniak też będą mieli co robić, a z reguły kompletnie nie ogarniają swoich zadań, nie wspominając o asekuracji. Potwierdzają to ledwie dwa ugrane na wyjazdach punkty w tym sezonie.
Czy GKS da się w końcu precyzyjniej zdefiniować?
Pisaliśmy ostatnio, że nie za bardzo wiemy, o co z tym Bełchatowem chodzi, i nurtuje nas to do dziś. Najlepiej będzie po prostu przytoczyć fragmenty tamtego tekstu: Pomieszanie z poplątaniem. Niby grają ładnie, a nie trafiają do siatki. Niby tracą niewiele goli, lecz jeśli już, to od razu pięć. Niby ofensywni zawodnicy nagminnie zbyt długo holują piłkę, by nagle w Białymstoku wygrać dzięki bramce poprzedzonej czterema podaniami z klepy, i to wszystko w tempie. Niby nie radzą sobie, gdy rywal mocno na nich siądzie – jak właśnie Kolejorz – a jakby zerknąć na ligowe podium, okaże się, że dziabnęli je do zera.
No to jak, o co chodzi?
Co ukręci dziś Smuda?
A z czego będzie kręcił, najlepiej powiedziałby sam. Zresztą, wystarczy spojrzeć na skład – zamiast dwóch defensywnych pomocników będzie tylko jeden (Uryga), bo drugi (Dudka) musi iść na prawą obronę. Poszedłby na lewą, ale to tylko tam da się cofnąć jednego z zawodników drugiej linii (Guerriera). Wypadałoby dać trochę odpoczynku Głowackiemu, który nie jest w pełni sił, ale wtedy Wisła musiałaby chyba wyjść w dziesiątkę. Widząc to, z jakimi problemami niekiedy zmaga się Smuda, tym bardziej jesteśmy pod wrażeniem dotychczasowych wyników. Dziś bez Burligi, Sadloka, nawet Czekaja i Żemło Białą Gwiazdę czeka trudna przeprawa. Jak wiadomo, Franz na młodzież nie postawi, bo – jak ogłosił już sto dwanaście razy – jest za słaba.
Kiedy skończy się szaleństwo Śląska?
Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego nie przegrali w lidze już od blisko dwóch miesięcy. W tym czasie zagrali w lidze sześć meczów, zdobyli czternaście punktów (na 18 możliwych) i zaszli do ćwierćfinału Pucharu Polski. Jakby ktoś nie wiedział, to są wiceliderem i przynajmniej na chwilę mogą dziś wskoczyć na pozycję numer 1. Oba kluby zapowiadają ten mecz jako „Pojedynek Gwiazd”. No to spójrzmy:
– z Wisły Stilić: siedem goli i sześć asyst
– ze Śląska Mila: cztery gole i cztery asysty
– z Wisły Brożek: siedem goli i trzy asysty
– ze Śląska Flavio: dziesięć goli i jedna asysta
Czyli duet z Krakowa to czternaście trafień i dziewięć asyst, a duet z Wrocławia – czternaście trafień i pięć asyst… Zacieramy ręce!
Fot.FotoPyK