Odkąd Adam Buksa wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, Pogoń Szczecin miała wyrwę w ataku, której nijak nie potrafiła zasypać. Nic dziwnego, że klub sięgnął głębiej do kieszeni. Na przełomie września i października sfinalizowano pozyskanie Luki Zahovicia, który miał rozwiązać problem. Minęły jednak dwa miesiące i na razie możemy z całą pewnością stwierdzić, że problem pozostał.
Trudno było się krzywić na ten transfer, skoro syn słynnego Zlatko Zahovicia przez ostatnie cztery lata strzelił dla Mariboru 64 gole w 138 spotkaniach. Każdy sezon kończył z dwucyfrowym dorobkiem bramkowym i zawsze dokładał kilka asyst.
W szeregach “Portowców” nawet nie ukrywano, że wiążą z jego osobą duże nadzieje, a w normalnych okolicznościach jego sprowadzenie nie byłoby możliwe. Kilka cytatów z niedawnej rozmowy Kuby Białka z prezesem Jarosławem Mroczkiem:
“To jeden z piłkarzy, którzy byli obserwowani przez nas od dłuższego czasu. Robiliśmy drobne podchodziki, ale kiedy regularnie grał, były tak duże oczekiwania finansowe, że nie było o czym mówić. Dopiero zmiana trenera spowodowała, że podejście samego zawodnika trochę się zmieniło. Nowy trener przestał na niego stawiać, było dużo łatwiej”.
“Luka wszedł z marszu w szatnię tak, jakby był tutaj kilka lat. Pierwszy mecz, uważam, że się fajnie pokazał”.
“Zwróćmy uwagę też na zachowania na boisku. Ma drobną posturę, ale nie jest tak, że obrońca go dotknie, a on odlatuje na pięć metrów. To obrońca się odchyla. Potrafi przytrzymać piłkę, rozsądnie podać. Czasami były nieporozumienia, ale on jest tu krótko. Adaptacja to też proces”.
Z jednej strony trochę słów o aklimatyzacji, ale z drugiej można wychwycić oczekiwanie, że to będzie wzmocnienie na tu i teraz. Trudno się dziwić, skoro dla Pogoni jego zatrudnienie stanowiło wyzwanie, zwłaszcza że przecież wcześniej ze sponsorowania klubu wycofała się Grupa Azoty.
Czy więc Luka Zahović daje spodziewaną jakość? Na razie jednoznacznie trzeba powiedzieć, że nie. Rozegrał pięć meczów ligowych (wszystkie od początku, jeden pełny) i jeden w Pucharze Polski (notabene, właśnie z Wisłą Płock), spędził na boisku ponad 450 minut i wciąż czeka na pierwsze trafienie.
Z ofensywnych konkretów na razie ma dwie asysty, choć ta w debiucie była zupełnie przypadkowa, podobnie jak cały gol Alexandra Gorgonia. Płaskie podanie nieoczekiwanie zamieniło się w skuteczny strzał. Znacznie większą robotę słoweński napastnik wykonał z Podbeskidziem, gdy utrzymał się przy piłce będąc naciskanym przez Baszłaja i już upadając zdołał ją podać do Benedyczaka, który wyrównał.
Asysty nie przysłaniają jednak faktu, że Zahović jest nieskuteczny.
-
z Legią już na samym początku nie wykorzystał bardzo dobrej okazji po podaniu Steca
-
z Jagiellonią zmarnował trzy stuprocentowe sytuacje, z czego dwukrotnie przegrywał pojedynki z Węglarzem
-
z Podbeskidziem podejmował złe decyzje, np. będąc już w dogodnej pozycji w polu karnym, próbował podawać i ostatecznie nie było żadnego zagrożenia
Krótko mówiąc, spokojnie mógłby mieć już 3-4 gole. Czasami odnosiliśmy też wrażenie, że Słoweńcowi brakuje wsparcia z przodu, w niektórych fazach meczu zbyt często pozostaje osamotniony i zostaje zmuszony do przepychania się z obrońcami, co mimo wszystko nie jest jego domeną. Przy takim sposobie grania kilka razy po wejściach z ławki lepiej prezentował się znacznie bardziej rosły Benedyczak.
Nie najlepszy początek potencjalnego hitu zacierają trochę wyniki zespołu. Pogoń z Luką w składzie wywalczyła osiem punktów w pięciu spotkaniach, pokazując, że koronawirus jej nie przeszkodził.
Nie znaczy to, że Zahović ciągle kopie się po czole, zdecydowanie nie. Żadnego kompromitującego występu na notę 2 lub 1 nie zaliczył. To nie ten przypadek co Samuel Mraz, który często stanowił ciało obce w Zagłębiu Lubin i drużyna w praktyce grała w dziesiątkę. W pojedynczych zagraniach napastnika “Portowców” widać dużą jakość i boiskową inteligencję, ale tym bardziej liczymy na to, że wreszcie zacznie to być widoczne w liczbach. Z drugiej strony, mimo wszelkich pozytywnych przesłanek w momencie transferu, zapewne nie ma także przypadku w tym, że przez tyle lat nikt mocniejszy i bogatszy nie wyciągnął go z Mariboru, a za młodu odbił się on od holenderskiego Heerenveen.
W każdym razie – Luka, jeśli masz w zanadrzu te torpedy, to pora je odpalać. Słyszałeś może o klątwie Weszło?
A sposobność wydaje się idealna, bo “Portowcy” w zaległym meczu 9. kolejki mierzą się z porozbijaną mentalnie Wisłą Płock, która ani nie gra ładnie, ani nie punktuje prezentując ciężkostrawny futbol. Dwa tygodnie temu szczecinianie po rzutach karnych wyeliminowali ją z Pucharu Polski, teraz mogą ją dobić w lidze.
Fot. FotoPyK