Był taki czas, że piłkarska Anglia stanęła przed Jackiem Grealishem otworem, ale nie był to otwór, na którym mu zależało. Chłopak ewidentnie nie radził sobie z początkową sławą i presją wielkiego talentu, która towarzyszyła mu od początku przygody w Aston Villi. Daily Mail i The Sun śledziło każdy jego krok, relacjonując moment, w którym Grealish wylądował na bruku.
Konkretnie na hiszpańskim bruku, bo w 2015 cyknięto Anglikowi osławione zdjęcie, gdy nieprzytomny od alkoholu wylądował na ulicy w centrum Teneryfy. Czyn absolutnie idiotyczny i zawodnika nie może tłumaczyć nawet fakt, że miał wówczas dopiero 19 lat. Brytyjskie media mocno na nim wówczas usiadły, podobnie jak i opinia publiczna, która wieściła szybkie zaprzepaszczenie wielkiego talentu. Trudno się temu dziwić – wiele było karier, które uległy destrukcji, łącząc ludzi w toksyczny związek z alkoholem. Ale to akurat dobrze wiemy z polskiego podwórka. Pięć lat temu Jack Grealish był zatem na dobrej drodze, by dołączyć do legendarnej wyliczanki “Adu, Janczyk …”. Tak się jednak – ku zaskoczeniu wielu osób, które wciąż namiętnie wypominają zawodnikowi błędy przeszłości – nie stało.
ASTON VILLA POKONA BRIGHTON? KURS: 2,18 W TOTOLOTKU!
Zamiast tego, 25-latek trafił do serc wszystkich kibiców na Wyspach.
W 1996 roku CBS wypuściło serial “Wszyscy kochają Raymonda”. Gdyby BBC tylko chciało, w 2020 mogłoby stworzyć swoją wersję, tytułowym bohaterem czyniąc kapitana Aston Villi. No dobra, ale tak właściwie za co Anglia pokochała chłopaka, który jeszcze nie tak dawno reprezentował barwy Irlandii i chlał w Hiszpanii?
Za powrót do świata ludzi rozumnych
Wylądowanie na rozgrzanym hiszpańskim słońcem asfalcie nie jest jedną wpadką Jacky’ego z czasów młodzieńczych głupstw. W tym samym roku The Sun wyciągnęło jego zdjęcia z 2014, na którym piłkarz był uwieczniony podczas… wdychania podtlenku azotu. Wówczas nie wyciągnięto wobec niego konsekwencji, ale miano na cenzurowanym.
Następnie była wspomniana Teneryfa. A później…
- Nie wrócił z zespołem po dostaniu w łeb od Evertonu i poszedł na kluby.
- Został zdegradowany do drużyny U-21.
- Pobił rekord Premier League – wystąpił w 16 meczach, a The Villans przegrali wszystkie.
- Brał udział w imprezie, którą zamykała policja.
- Został zawieszony na trzy mecze po brutalnym faulu na Connorze Coadym.
A później Jack Grealish wziął się w garść i wrócił do świata rozumnych. Incydent w meczu z Wolverhampton miał miejsce w 2016 roku. Pomocnik miał wówczas 21 lat i cierpliwość, którą wykazywało się wielu szkoleniowców Aston Villi, wydawała się wyczerpywać. Jasne, grał dobrze w piłkę, ale dotarcie do jego psychiki było właściwie niemożliwe. Anglik musiał poradzić sobie samemu.
W tej historii nie ma pouczających rozmów z rodzicami, pomocy znanego psychologa ani trenera, który potrafił znaleźć wspólny język. Ba! Wielu sternikom The Villans zarzucano, że traktują podopiecznego jak jajko i pozwalają mu na zdecydowanie zbyt wiele. Jest natomiast wewnętrzna determinacja, która pomogła Grealishowi dźwignąć się z bruku. W tym wypadku nie tylko tego metaforycznego.
Życie zawodnika zmieniła pęknięta nerka. Ostry kopniak w okolice kręgosłupa, który otrzymał od Toma Cleverleya, był na tyle silny, że piłkarz wylądował na stole operacyjnym. Zatańczył wówczas ze śmiercią, bo lekarze krwawienie wewnętrzne zastopowali właściwie w ostatnim momencie. – To był najgorszy ból, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Chwilę przed operacją chirurg powiedział mi, że mogę umrzeć. Zacząłem się wtedy zastanawiać nad tym, jak wszystko jest ulotne. Mogłem stracić wszystko, na co pracowałem. Chciałem być najlepszy, a w ciągu jednego momentu mogłem zginąć albo przynajmniej nie wrócić do uprawiania sportu. Musiałem się zmienić. Skończyło się olewanie siłowni, treningów. Wiedziałem, że muszę uważać na każdy aspekt życia.
Jack Grealish
– Nie mogę przecież żyć jak wieczny 17- albo 18-latek. Pora dorosnąć. Widziałem, co stało się z innymi zawodnikami, którzy to olali. Ale ja chcę zostać wzorem do naśladowania dla dzieci, chcę odnieść sukces. Nadal się uczę, ale na pewno będę dojrzalszy – powiedział piłkarz w wywiadzie dla The Times w 2016.
Pechowy wypadek mógł odebrać Grealishowi życie. Na szczęście tego nie zrobił, a ofiarował Anglii chłopca odpowiedzialnego, liderującego, odmienionego prawie tak bardzo jak Jacek Soplica z “Pana Tadeusza”.
…prawie, bo podczas narodowej kwarantanny zawodnik najpierw apelował do swoich followersów, aby zachowali zasady izolacji, a kilka godzin później zatrzymała go policja, w związku ze szkodami, które spowodował swoim Land Roverem. Anglik rozbił kilka aut wracając z kameralnej posiadkówki, którą urządził wraz z Rossem McCormackiem, byłym kumplem z drużyny. Grealish przyjął karę, zapowiedział poprawę i od tamtej pory faktycznie jest o pomocniku ciszej, przynajmniej pod względem życia pozaboiskowego. Bo jeśli chodzi o jego grę, to kilka tygodni po drogowych przygodach, zapewnił kibicom Aston Villi niezły rollercoaster w ostatnim spotkaniu sezonu 2019/20.
Za mecz z West Hamem United
Na dziesięć kolejek przed końcem, Aston Villa zajmowała przedostanie miejsce w tabeli. A rozkład nie był optymistyczny, bo beniaminka czekały jeszcze mecze z Chelsea, Liverpoolem, Manchesterem United, Leicester i Wolverhampton. Wszystkie te kluby grały o coś, więc podopieczni Deana Smitha szybko urośli do miana głównych kandydatów do spadku. Gdy sezon wchodził w ostatni zakręt i do rozegrania pozostały trzy mecze, Aston Villa właściwie była pogrzebana żywcem. Musiała jeszcze zagrać z Evertonem, Arsenalem i West Hamem United. Watford, czyli drużyna zajmująca bezpieczne, siedemnaste miejsce, na rozkładzie miała West Ham United, Manchester City i Arsenal. W zasadzie Szerszenie potrzebowały wygranej. Ale nie wygrały.
- 36. kolejka – Aston Villa 1:1 Everton / Watford 1:3 West Ham United
- 37. kolejka – Aston Villa 1:0 Arsenal / Watford 0:4 Manchester City
Do końca sezonu pozostał jeden mecz. The Villans kontra West Ham, Watford kontra Kanonierzy. Do 80. minuty Jack Grelish i spółka pozostawali poza Premier League, mimo tego, że Szerszenie przegrywały z ekipą Mikela Artety. Stało się tak, bowiem niespodziewaną serię zaliczyło Bournemouth, które wygrywało z Evertonem, wyprzedzając dwie wspomniane drużyny.
Wtedy obudził się kapitan The Villans.
Anglik wpadł w zatłoczone pole karne i bez zastanowienia kopnął na bramkę Fabiańskiego. Miał furę szczęścia, bo strzał leciał wprost w polskiego golkipera, ale ten dziwacznie złożył się do interwencji i futbolówka wpadła do siatki. W 84. minucie Aston Villa zapewniła sobie utrzymanie w Premier League. Ale niewiele brakło, by rzeczone utrzymanie oddała lekką ręką. Przyczynił się do tego Grealish, rzecz jasna.
Od razu po straconej bramce West Ham ruszył do natarcia. Jarmołenko otrzymał futbolówkę na skraju pola karnego i nonszalancko huknął z siedemnastu metrów, mimo asysty dwóch piłkarzy The Villans. Jednym z nich był Grealish, który wystawił nogę. Piłka poszybowała w górę wysokim łukiem i wpadła za kołnierz Pepe Reiny. Było 1:1 i wszystko jeszcze mogło się zdarzyć, bo Watford przegrywał zaledwie 2:3.
REMIS ASTON VILLI Z BRIGHTONEM? KURS: 3,65 W TOTOLOTKU!
Ale się nie zdarzyło.
Gol, a w zasadzie gole Grealisha, stanowiły pełne odkupienie. Angielski pomocnik przeszedł długą drogę z zupełnego dna i w ostatniej, decydującej kolejce zyskał w końcu miano bohatera. Żeby było jeszcze bardziej filmowo, to mógł ten status prędko stracić. Ostatecznie The Villans utrzymali się w Premier League, co zdenerwowało kilka klubów, które miały chrapkę na zawodnika. Gdy okazało się, że unikną spadku do Championship, cena za Grealisha skoczyła pod niebiosa, by przekroczyć stratosferę w momencie podpisania nowego kontraktu przez 25-latka. Sezon 2019/20 był bowiem w jego wykonaniu fenomenalny i bez problemu znalazłby zatrudnienie w drużynach pokroju Manchesteru United, który zresztą bardzo mocno o zawodnika zabiegał.
Za wizję gry
Grealish imponował przede wszystkim przed przerwą wymuszoną przez koronawirusa. Gdy rozgrywki zostały odwieszone, kapitan Aston Villi zdobył zaledwie jedną bramkę, w opisywanym wyżej meczu z West Hamem. Poza tym posucha, ale pierwsza część sezonu zrobiła na obserwatorach gigantyczne wrażenie, które niosło ze sobą nadzieję na przyszłość.
Między sierpniem a lutym, 25-latek strzelił siedem goli i zanotował sześć asyst. Naprawdę dobry wynik, tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę ubiegłoroczną Aston Villę, a więc Aston Villę pogubioną, rozpaczliwie próbującą bronić się przed kolejną porażką.
W minionym sezonie w ekipie Deana Smitha nie funkcjonowało praktycznie nic. Klub nie tylko pałętał się w dole tabeli, ale też nie stwarzał perspektyw na lepsze jutro. The Villans byli jednym z najgorszych zespołów pod względem xG, znacznie ustępując między innymi Norwich City. Nie mogli też pochwalić się żelazną obroną, wszak na koniec sezonu stracili 67 bramek. Gorzej w defensywie prezentowały się tylko… Kanarki Daniela Farke, które ostatecznie zajęły ostanie miejsce w Premier League. Łez nie było jak ocierać nawet posiadaniem piłki, bo pod tym względem ekipa z Villa Park była też co najwyżej średnia.
Na szczęście miała Grealisha. Skrzydłowy miał bezpośredni udział przy 31% goli strzelonych przez The Villans. Bardziej uzależnione od pojedynczego piłkarza były tylko cztery zespoły w lidze.
A to nie wszystko. Jacky miał przecież drugi najlepszy wynik, jeśli chodzi o kluczowe podania. 2.5 na mecz, tyle samo co James Maddison, mniej jedynie od Kevina de Bruyne, uchodzącego za najwybitniejszego środkowego pomocnika Premier League. Co więcej, 25-latek byłby w stanie konkurować z samym Davidem Silvą, wybranym do XI sezonu. Hiszpan uległ kapitanowi ekipy z Birmingham pod względem stworzonych okazji, strzałów na bramkę oraz udanych pojedynków. Oddać 34-latkowi należy jednak to, że górował pod względem skuteczności podań (89%!) oraz liczby zagrań do przodu.
Za luz
To wszystko jest jeszcze wzmocnione przez styl, jaki Grealish prezentuje. W sezonie 2019/20 był najczęściej faulowanym piłkarzem. 167 razy, ponad 40 więcej niż drugi Wilfred Zaha. Nie wzięło się to z niczego – Anglik był siódmym najczęściej dryblującym piłkarzem w Premier League, uplasował się też na trzecim miejscu pod względem wygranych pojedynków. Wyprzedził go jedynie Adama Traore z Wolverhampton i wspomniany wcześniej Iworyjczyk.
Jednakże ani przedstawiciel Wolves, ani Crystal Palace, nie jest w swych poczynaniach tak bezczelny jak kapitan Aston Villi. Sześciokrotnie zakładał rywalowi siatkę, a na dodatek czynił to w stroju, który wielu wytrąca z równowagi.
Grealish jest bodaj jedynym piłkarzem z Premier League, który ma tak dziwacznie skompletowany strój. Koszulka jest normalna, spodenki też, ale nogi 25-latka to już prawdziwy Meksyk.
Getry? Opuszczone niemal do kostek. Ochraniacze? Brak. Zastępuje je cieniutka wkładka, nie osłaniająca goleni w jakikolwiek sposób. Buty? Do niedawna zjechane. Grealish nie tyle biegał w tym samym modelu, co w tej samej parze butów i to przez kilka lat. Nie wynikało to oczywiście z tego, że nikt nie chciał Anglikowi zaoferować świeżynki, ale wzięło się z przesądów. Kapitan Aston Villi rozegrał w tych butach kilka dobrych meczów, wziął je za dobry omen i postanowił się trzymać za wszelką cenę.
buty Grealisha (źródło: Football Tweet)
Ostatecznie sytuacja z obuwiem była tak zła, że Grealish mógłby się ubiegać o miejsce w legendarnej reprezentacji Indii z 1950 roku, która chciała boso grać na Mistrzostwach Świata. Do tego jednak nie doszło, buty poszły do klubowego muzeum i teraz Jacky śmiga w Nike Phantom GT Elite. Wytrzymają pewnie dekadę.
…współpracę z Masonem Mountem
Do tej pory Jacka Grealisha nazwałem Anglikiem sześć razy. Nie ma w tym żadnej nieścisłości, wszak piłkarz urodził się i wychował w Birmingham – centrum przemysłowym Anglii. 25-latek pochodzi jednak z rodziny o irlandzkich korzeniach i niewiele brakło, aby nigdy nie założył trykotu Synów Albionu.
Grealish kurczowo trzymał się reprezentacji swoich przodków. Dochodziło w związku z tym do absurdalnych sytuacji, jak ta z 2011 roku, gdy młodziutki piłkarz został powołany do kadry Anglii U-17, ale powołanie odrzucił. Dwa lata później grał już dla Irlandii U-21 i wszystko było na dobrej drodze do debiutu w barwach The Boys in Green. Ostatecznie jednak, Jacky zaczął się łamać. W rzeczonym 2014 odrzucił możliwość zagrania dla dorosłej reprezentacji. Wywołało to kolejne dyskusje na temat jego przynależności reprezentacyjnej, które podsycał jeszcze ówczesny selekcjoner Anglii U-21 – Gareth Southgate, twierdzący, że kontaktował się z zawodnikiem w sprawie gry dla Synów Albionu.
Ostateczną decyzję podjął dopiero w 2015.
Grealish najpierw porozmawiał z Martinem O’Neilem i podziękował mu za powołania na mecze w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy, a niedługo po spotkaniu z Royem Hodgsonem podał, iż na poziomie seniorskim będzie grał dla Anglików. Nim to jednak nastało, musiało upłynąć trochę wody w Tamizie. Najpierw Anglik zaliczył przetarcie w kadrze U-21, a powołanie do dorosłej reprezentacji otrzymał dopiero w 2020 roku. I chociaż ma już 25 lat, to nadal uchodzi za wielki talent na Wyspach. Talent, o który długo się zabijano, a co do którego miano pełno obaw. Nie chodzi tylko o sprawy pozaboiskowe. Grealish długo uchodził za świetnego gracza, lecz miano spore wątpliwości odnośnie jego przydatności w taktyce Southgate’a. Sugerowano, że trzymanie na boisku jego i jeszcze jednego rozgrywającego, zbliżonego profilem, skończy się tym, czym dla Anglików była Złota Generacja Scholesa, Gerrarda i Lamparda. Wielkim rozczarowaniem.
Jack Grealish
Dlatego z ulgą przyjęto wiadomość, że Grealish doskonale na boisku rozumie się z Masonem Mountem, talentem z Chelsea. Dobitnie pokazał to mecz przeciwko Irlandii, w którym dwójka pierwszy raz zagrała razem od początku spotkania.
Grealish wystąpił na pozycji, którą doskonale zna z Aston Villi – na skrzydle. Mount w środku pola, który jest jego naturalnym miejscem, lecz na którym stosunkowo rzadko ma okazję grać w Chelsea. W reprezentacji taka sposobność się nadarzyła i chłopaki hulali aż miło. Ustawienie 3-4-3 – dość nowe dla kadry Anglii – okazało się być zabójcze dla Irlandczyków. Grealish bezustannie napędzał kolegów występujących po drugiej stronie boiska, śląc podania do Recee Jamesa i Jadona Sancho. Mount włączał się do ataku, ale nie zapominał o partnerowaniu Harry’emu Winksowi w obronie, kończąc mecz bez gola czy asysty, lecz z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Niemalże nieskazitelna celność podań robiła wrażenie.
W kolejnym meczu – przeciwko Belgii – Southgate porzucił jednak pomysł i wystawił Grealisha oraz Mounta jako dwie “dziesiątki”. Skończyło się 0:2, po bezbarwnym meczu przede wszystkim ze strony wychowanka Chelsea, który nie potrafił znaleźć sobie miejsca na boisku. Natomiast Grealish…
89% celnych podań, 85% wygranych pojedynków, cztery udane dryblingi, dwie szanse wykreowane, faulowany siedem razy.
Niepokojące zniknięcie Mounta, Southgate rozwiązał w kolejnym meczu. Wrócił do ustawienia pomocnika ze starcia z Irlandią i przeciwko Islandii, Mason znowu znalazł się w środku boiska, tym razem partnerując Rice’owi, zaś Jacky pozostał na “10”.
Magda Umer śpiewała o koncercie jesiennym na dwa świerszcze i wiatr w kominie. Anglia taki koncert zagrała, tyle że na dwie dziesiątki i wiatr wahadłowych. Synowie Albionu rozbili grającą w dziesięciu Islandię. Mount zdobył nawet bramkę, zaś Grealish szalał na skrzydle, rozrywając obronę wyspiarzy, czym stwarzał miejsce dla grającego na szpicy Harry’ego Kane’a. Symptomatyczne jest to, jak często i jak skutecznie zawodnicy Chelsea i Aston Villi dublowali swoje pozycje.
Za bycie dobrym gościem
Jak wiemy, obecnie na piłkarzach ciąży dużo większa odpowiedzialność niż przed laty. Teraz oczekuje się od nich zaangażowania w kwestie społeczne, szczególnie jeśli jest się zawodnikiem z pierwszych stron gazet. Grealish dorastając do tego miana, musiał liczyć się z wymaganiami. Poradził sobie znakomicie. Chociaż Anglikowi daleko jest do Marcusa Rashforda, któremu właściwie powinno stawiać się na Wyspach pomniki, to i tak Jacky intensywnie działa w kwestii pomagania bardziej pokrzywdzonym przez los.
Przekazał 200 tysięcy na Szpital Dziecięcy w Birmingham, zaś podczas pierwszej fali COVID-19 wystawił swoją koszulkę meczową na aukcję charytatywną. Zebrało się 70 tysięcy, które 25-latek w całości oddał.
BRIGHTON POKONA ASTON VILLĘ? KURS: 3,25 W TOTOLOTKU!
Jednak to szczegół, pomoc jednemu człowiekowi oddziałuje najmocniej.
Lewis Kinsella jest zawodnikiem Aldershot Town. To piąty poziom rozgrywkowy w Anglii, więc nietrudno wyobrazić sobie, że nie zarabia się tam kokosów, a kluby nie dysponują dużym budżetem, tym bardziej w trakcie ogólnoświatowego kryzysu. Gdy więc latem tego roku 26-latek zerwał więzadło poboczne przyśrodkowe, był to właściwie wyrok dla jego kariery. Kinsella musiał uzbierać 10 tysięcy na operację, która mogłaby go uratować. Zgadnijcie, kto był kolegą Kinselli w akademii Aston Villi i kto pokrył 20% kosztów. – Chciałbym się upewnić, że wszyscy dostrzegą, jak wiele dobrych rzeczy Jack robi. Ma złą prasę w związku ze swoją przeszłością, ale to wspaniały, hojny człowiek. Pewnie nawet nie słyszeliście o pomocy dla szpitali w Birmingham, a gdyby nie on, to mieliby wielki problem. Ja sam zawdzięczam mu bardzo dużo. Nigdy nie zebrałbym tej kwoty, gdyby nie jego zaangażowanie – powiedział 26-latek w rozmowie ze Sky Sports.
Grealish może i nadal popełnia drobne błędy, ale trudno odmówić mu starań i walki o lepsze jutro dla wielu osób.
No i jest jeszcze jedna rzecz, za którą pokochała go Anglia.
Za włoski
Nie, nie żartujemy. Fryzura Jacka Grealisha naprawdę powoduje duże zamieszanie, nie tylko wśród przedstawicielek płci pięknej. Szczerze? Niespecjalnie się dziwimy, bo jego włosy są nienaruszone mimo niesprzyjającej pogody w Birmingham. Nie będziemy też udawać, że wygląd nie ma znaczenia w piłce nożnej. Ma kolosalne, przede wszystkim ze względów marketingowych, ale jest również istotny dla młodych kibiców, potrzebujących wzorców na miarę XXI wieku. Teraz wyznaczany jest on nie tylko przez prezencję na boisku, ale także poza nim. W dużym skrócie – Grealish po prostu kultywuje to, co niegdyś osiągnął David Beckham.
Uczesanie robiło niezłą furorę już wcześniej, bo jeszcze przed tym sezonem Premier League, Pall Mall Barbers – jeden z najlepszych brytyjskich salonów fryzjerskich, założony jeszcze w XIX wieku – wrzucił na swoją stronę zupełnie poważny tekst traktujący o fryzurze Grealisha, ze wskazówkami, jak osiągnąć wypracowany przez Anglika efekt.
Zwariowane? Zdecydujcie sami, jednak jesteśmy pewni, że zdecydowanie lepiej, aby Jacky spędzał kilka godzin przed lusterkiem niż leżał nawalony na hiszpańskim chodniku. Zresztą, takie zainteresowanie fryzurą piłkarskiej gwiazdy to naprawdę żadna nowość na Wyspach. O Beckhamie już wspominaliśmy, a na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych rekordy popularności w zakładach fryzjerskich w Anglii biło przecież uczesanie “na Keegana”.
***
Jack Grealish to postać wielowymiarowa. Jego przeszłość naznaczona jest błędami, które mogły zakończyć karierę, zanim ta właściwie się rozpoczęła. Incydent podczas lockdownu stawia pytania, na ile Anglik wydoroślał, a na ile po prostu udaje mu się utrzymać swe demony z dala od głowy. Pozostaje mieć nadzieję, że skupi się na tym, co wychodzi mu faktycznie najlepiej – na grze w piłkę nożną, a Wyspiarze zamiast mieć kolejnego tragicznego bohatera w stylu George’a Besta i Paula Gascoigne’a, do którego zresztą Grealish jest notorycznie porównywany, zyskają chłopaka, o którym będzie pisało się znacznie weselsze historie, i który pomoże Anglii w upragnionym powrocie futbolu do domu.
JAN PIEKUTOWSKI
fot. NewsPix.pl